Zespół Anthrax - w oryginalnym składzie - odbywa właśnie trasę koncertową po Wielkiej Brytanii. Po dziesięciu latach muzycy doszli do wniosku, że najlepiej im się gra w pierwotnym składzie. Ze Scottem Ianem i Danem Spitzem, gitarzystami grupy Anthrax, spotykamy się w londyńskim hotelu Astoria
W drugiej połowie lat 80. muzyka heavy metalowa osiągnęła szczyty swojego twórczego potencjału. W Stanach Zjednoczonych coraz bardziej zyskiwał na popularności - wywodzący się z heavy metalu - thrash metal. W tym nowo powstałym nurcie liczyła się duża szybkość wykonania i przede wszystkim duże umiejętności techniczne instrumentalistów. Ważnym momentem dla sceny metalowej w Ameryce było ukazanie się albumu "Among The Living" (1987). Tym sposobem, obok trzech metalowych gigantów, do których od zawsze zalicza się grupy Metallica, Megadeth i Slayer - pojawił się czwarty:
Anthrax.
Od początku swojego istnienia był to zespół szczególny, który wyraźnie wyróżniał się spośród innych formacji grających ostrą muzykę. Na początek przyjrzyjmy się składowi grupy. Joey Belladonna ma niezwykłe, jak na zespół trashowy, zdolności wokalne, perkusista Charlie Benante oprócz grania na bębnach zajmuje się także tworzeniem riffów gitarowych. Kolejnym faktem, który stanowi o wyjątkowości grupy jest to, że
Anthrax - jako pierwszy zespół metalowy - nagrał z zespołem Public Enemy utwór hip-hopowy.
W zeszłym roku fani zespołu ucieszyli się na wieść, że
Anthrax znów będzie grał w składzie z lat 80. W trasę koncertową wyruszyli: Charlie Benante (perkusja), Joey Belladonna (wokal), Frank Bello (bas), Scott Ian (gitara rytmiczna) i Dan Spitz (gitara prowadząca). Co ciekawe, Spitz przez ostatnie lata miał niewiele wspólnego z muzyką, zajmował się bowiem... składaniem zegarków.
Minął rok od czasu, jak znowu gracie razem. Trudno było wpaść w rytm?
Od strony muzycznej wszystko od razu zaskoczyło. Więcej czasu zajęła nam strona formalna przedsięwzięcia: kontrakty i organizowanie trasy. Mnie było najtrudniej, ponieważ przez kilka ostatnich lat praktycznie nie miałem w ręku gitary. Powrót do formy zajął mi jakieś sześć, a może nawet dziewięć miesięcy.
Czy nadal jesteście tak zgrani, jak dawniej?
Wynajęliśmy studio na trzy dni, spodziewając się, że tyle zajmą nam próby. Okazało się, że po dziesięciu latach przerwy, wystarczyłby nam nawet jeden dzień. Prawda, że to niesamowite? Po prostu nadajemy na tych samych falach. Mój styl gry trochę się zmienił i to na pewno będzie widać na kolejnej płycie. Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że jestem lepszym gitarzystą niż kiedykolwiek przedtem. Udoskonaliłem swoją grę rytmiczną, choć przyznaję, że wielu rzeczy musiałem się uczyć od nowa. Momentami czułem się, jakbym znów miał szesnaście lat!
Teraz gramy zupełnie inaczej. Jako zespół bardzo poszliśmy do przodu i nasza sekcja rytmiczna jest lepsza niż w latach 80. Muszę dodać, że mamy już tak duże doświadczenie, iż nie musimy się niczym martwić. Teraz grane przez nas riffy są bardziej ekspresyjne. Wydaje mi się, że mogę tutaj powiedzieć to samo co Dan: ogólnie jestem lepszym gitarzystą.
Pod jakim względem publiczność brytyjska różni się od publiczności amerykańskiej?
Panują tu inne zwyczaje...
Są bardziej spontaniczni, częściej biją brawo i wszystko jest jakby na innym poziomie.
W Anglii publiczność jest bardziej rządna muzyki metalowej, przyjmuje nas bardziej entuzjastycznie. Na nasze koncerty w Anglii przychodzą ludzie w różnym wieku: często widzę nawet ojców przyprowadzającymi na nie swoich synów.
Który utwór najbardziej lubicie grać?
Obecnie moim ulubionym kawałkiem jest "Skeletons In The Closet" z płyty "Among The Living". Włączyliśmy go ponownie do naszego repertuaru dopiero w styczniu tego roku. Mam do niego świeże podejście, czasem wydaje mi się, jakby to był zupełnie nowy kawałek. Cieszę się, że gramy go częściej, tym bardziej, że w roku 1987 zagraliśmy go na koncertach zaledwie kilka razy. Dużą satysfakcję sprawia mi też granie utworu "Aftershock" z płyty "Spreading The Disease".
Jeśli mowa o moich preferencjach, to najbardziej lubię wykonywać utwór "Time".
Co zamierzacie robić kiedy trasa dobiegnie końca?
Zamierzamy trochę odpocząć od koncertowania i skupić się na nagrywaniu. Nasz ostatni krążek, "We’ve Come For You All", ukazał się w 2002 roku, dlatego najwyższy czas, abyśmy wydali nową płytę. Wiemy, że fani czekają na nasz nowy materiał i nie chcemy ich zawieść. Nie możemy sobie pozwolić na taką przerwę jak Guns N’ Roses. Poza tym, ciągle gramy stare piosenki z lat 80., a zatem miło by było zagrać dla odmiany coś nowego.
Swego czasu graliście support dla wielkich gwiazd. Która z nich zrobiła na was największe wrażenie?
Graliśmy z takimi zespołami, jak: Iron Maiden, Judas Priest i Pantera. Ze wszystkimi grało nam się znakomicie, a to z całkiem prostej przyczyny: postanowiliśmy, że będziemy grać z naszymi największymi idolami. Muszę powiedzieć, że nas nie rozczarowali. Mam też same dobre wspomnienia ze wspólnego koncertu z grupą Motörhead.
Byłem pod dużym wrażeniem występu formacji Public Enemy. Grają hip-hop i są w tym naprawdę dobrzy. No właśnie, jak wam się koncertowało z zespołem Public Enemy? Czy na koncerty przychodziła mieszanka fanów metalu i hip-hopu?
Niezupełnie. Na koncerty przychodziła nasza publiczność, która lubiła hip-hop. Powiedziałem do Chucka D., że fajnie będzie grać przed czarną publicznością, a on na to, żebym nie żartował, bo publiczność będzie biała. Miał rację! Więcej czarnych widziałem na innych naszych koncertach!
Kilka lat temu Scott Ian zamienił swoje gitary marki Jackson na instrumenty spod znaku Washburn. Ostatnio zwykle gra na gitarach sygnowanych swoim nazwiskiem: Washburn Pro S175 i Ian Standard S170.
Czy jest taki sprzęt, który teraz macie, a który był dla was nieosiągalny w latach 80.?
Zawsze chciałem uprościć moje brzmienie jak to tylko możliwe, dlatego mój obecny sprzęt jest o wiele uboższy niż kilkanaście lat temu. Głowa Randall V2, której obecnie używam, jest najlepszym urządzeniem do gry rytmicznej, jakim kiedykolwiek dysponowałem.
Używam wzmacniaczy Marshalla typu vintage. Zaprezentowałem je firmie Matchless Amplifiers, która podjęła się wyprodukowania sygnowanego przeze mnie modelu, opartego na tych konstrukcjach.
Czy macie jakieś rzadkie modele w swojej kolekcji?
Mam kilka gitar marki Gretch - model Briana Setzera i Malcolma Younga, a ostatnio kupiłem sobie wiosło White Falcon. Grałem na tych gitarach w studiu, szczególnie przy partiach na czystym brzmieniu. Od razu jak sobie sprezentowałem model Malcolma Younga, wziąłem go na koncert. Nie czułem się jednak swobodnie, bo martwiłem się, że gitara może się uszkodzić.
Jestem wielkim fanem sprzętu vintage. Teraz gram na gitarze Paul Reed Smith model McCarty Hollow Body.
Organizatorzy bali się, że dojdzie do konfliktu między fanami metalu i hip-hopu. Okazało się jednak, że wszystko przebiegło tak, jak należy. Ten koncert był wyjątkowo spokojny. Sami byliśmy zaskoczeni.
Ostatnio w muzyce obecna jest tendencja mieszania stylów: rock miesza się z metalem i rapem. Jak wam się to podoba?
Mówiąc szczerze, niewiele interesowałem się innymi zespołami, ale mogę wymienić jedną grupę - Rage Against The Machine. Uważam, że byli świetni i jedyni w swoim rodzaju, przez co później wiele zespołów starało się ich naśladować, niestety z różnym skutkiem.
Tak wiele zespołów usiłowało ich kopiować, aż wreszcie sami mieli dość grania.
Który moment z trasy koncertowej utkwił wam najbardziej w pamięci? Czy miał miejsce jakiś zabawny incydent?
Jak graliśmy zeszłym razem w Astorii - było to podczas ceremonii wręczenia nagród magazynu "Metal Hammer" - nie mogliśmy trafić na scenę. Nie żartuję, tu jest tyle korytarzy, że bez przewodnika ani rusz (śmiech). Miałem jeszcze jedną zabawną przygodę, która miała miejsce podczas naszego koncertu w Japonii. Kiedy Charlie grał solo na perkusji, postanowiłem się przejść. Byłem głodny i stwierdziłem, że zjadę windą na dół i wezmę sobie banana i... zgubiłem się.
Po sukcesie płyty "Among The Living" graliście na Donington Monsters Of Rock w 1987 roku. Jak wspominacie to wydarzenie?
Podczas występów grup WASP i Cinderella padał deszcz, a dla nas wyszło słońce. Doszliśmy do wniosku, że matka natura kocha trash metal! (śmiech). To był niesamowity koncert, choć byłem w takim amoku, że nie pamiętam wielu szczegółów. Dopiero później na spokojnie mogliśmy obejrzeć sobie film z naszego występu. Fantastycznie się nam również grało w Download zeszłego lata. Koncert trwał godzinę, a mnie się wydawało, że to było może z pięć minut. Po prostu chciałbym, żeby takie chwile trwały w nieskończoność!
Czy na trasie zdarzały się wam jakieś smutne momenty?
Kiedy w 1986 roku graliśmy w Europie supporty dla zespołu Metallica, zginął Cliff Burton. To był zdecydowanie najgorszy moment, jaki przyszło nam przeżyć w zespole.
Czy to prawda, że kiedy Metallica przyjechała po raz pierwszy do Nowego Jorku, pożyczyliście im lodówkę i toster? Udało wam się odzyskać te rzeczy?
Tak, to prawda, ale raczej nie chcieliśmy ich odzyskać, bo zostały dość mocno wyeksploatowane.
Pożyczyliśmy im też sprzęt podczas trasy koncertowej "Kill ’Em All", ponieważ ktoś podprowadził im cały sprzęt.
Jakie są relacje między zespołami thrash metalowymi z "wielkiej czwórki"?
Dla wszystkich graliśmy supporty, dlatego dobrze się znamy. To dziwne, ale dogadujemy się ze wszystkimi zespołami, i to jest obojętne, czy to będzie Metallica, Slayer czy Megadeth. Oni raczej starają się nie wchodzić sobie w drogę, a nam zależy, żeby ze wszystkimi mieć dobre relacje. Graliśmy na kilku festiwalach w zeszłym roku razem ze Slayerem, występowaliśmy też na festiwalu Gigantour, zorganizowanym przez Megadeth, gdzie spotkaliśmy się z chłopakami z zespołu Metallica. O nikim nie możemy powiedzieć złego słowa.
Jesteście znani z poczucia humoru i z dystansu do siebie. Nie traktujecie się śmiertelnie poważnie?
Mamy poczucie humoru, ale to nie znaczy, że nie traktujemy się poważnie. Na scenie jesteśmy tacy sami, jak w życiu prywatnym. Kiedy coś nas śmieszy, to dajemy temu wyraz w naszej muzyce. Muzycy ze Slayera to najzabawniejsi kolesie jakich spotkałem, ale na scenie są poważni, bo taki mają image.
Kiedyś mieliśmy taki pomysł, żeby umieścić zdechłe ryby nad sceną, które spadałyby na muzyków podczas koncertu! Ale poza tym jesteśmy bardziej poważni, niż inne zespoły - mam na myśli nasze podejście do tworzenia muzyki i koncertowania.
Czy wasza muzyka ma wpływ na nowe zespoły?
Oczywiście! Wpływ naszej muzyki słychać w takich zespołach, jak: System Of A Down, Shadows Fall, Lamb Of God. Amerykańska scena metalowa jest w tej chwili lepsza niż kiedykolwiek przedtem. Mamy więcej grup metalowych niż w latach 80.