Ritchie Blackmore

Wywiady
2006-08-07
Ritchie Blackmore
Jeden z najznakomitszych gitarzystów hardrockowych, Ritchie Blackmore, odnalzał nową muzyczną fascynację: przebrany za Robin Hooda gra muzykę re4nesansową z zespołem Trubadurów. Jak to się stało?
Umawiamy się z muzykiem w Pradze, w kameralnej restauracji "Cartouche", która znajduje się w starej, zabytkowej piwniczce. Blackmore ma na sobie - sięgającą do kostek - pelerynę i średniowieczny, aksamitny kapelusz. Po jego prawej stronie stoi potężny facet w kościelnych szatach - to zapewne Brat Tuck. Ritchiemu towarzyszy także dziewczyna wyglądająca jak współczesne wcielenie Marion. Jak większość osób w tym piwnicznym pomieszczeniu, ubrana jest w stosowny do epoki strój. Wkrótce ma się zacząć ich koncert.

Wśród zgromadzonej publiczności nie znajdziemy fanów rocka, ale też nie będzie to koncert muzyki rockowej. Wystąpi zespół Blackmore’s Night. Mamy tu osoby z Czech, Włoch, Holandii, Niemiec, Francji a nawet z Polski. Zespół w ośmioosobowym składzie pojawia się na małej scenie w rogu sali. Po kolei poznajemy bohaterów dzisiejszej imprezy: Bard David z Larchmont (klawisze), Sir Robert z Normandii (bas), bliźniaczki Sisters Of The Moon, Lady Nancy i Lady Madeline (chórek). Wreszcie pojawia się wokalistka Candice Night i jej mąż Ritchie Blackmore. Trzeba przyznać, że 61-letni dziś Blackmore niewiele się zmienił od czasu, kiedy występował w zespole Deep Purple. Zmianie uległa za to muzyka: utwory z albumu "The Village Lanterne" w niczym nie przypominają wcześniejszych dokonań artysty. Koncert jest udany, a publiczność bawi się świetnie. Blackmore gra znakomicie, denerwuje się tylko, gdy jego akustyczny wzmacniacz nieco się sprzęga.

Publiczność w dużej części składa się z osób, które niewiele wiedzą o muzycznej przeszłości Blackmore’a. Są wśród niej też dziennikarze, dystrybutorzy i sprzedawcy, którzy zajmują się promowaniem i sprzedawaniem płyt z muzyką grupy Blackmore’s Night. Od pewnego angielskiego dystrybutora dowiadujemy się, że płyty z muzyką Blackmore’s Night sprzedają się bardzo dobrze. Po koncercie, gdzieś około północy, Ritchie zaprasza dziennikarzy za kulisy. Pomieszczenie skąpane jest w blasku świec. Siadamy wszyscy przy stołach bankietowych. Ritchie zaczyna grać na ośmiostrunowej gitarze, wykonanej przez firmę Fylde. Piękny instrument. "Cartouche" to podobno jedna z ulubionych restauracji Blackmore’a i jego żony. "Ludzie przychodzą tu w poszukiwaniu czegoś szczególnego" - wyjaśnia Ritchie.

Logo
Dlaczego wybraliście właśnie Pragę?


Logo
Zawsze fascynowało mnie to miasto ze względu na panującą tu pozytywną energię. To miejsce ma taki klimat jak Nowy Jork, a poza tym są tu kocie łby, latarnie i cyganie grający w knajpach na skrzypcach. Praga oferuje nam wszystko to, czego szukamy w mieście.


Logo
Są też i kieszonkowcy...


Logo
Oczywiście, w każdym mieście są tacy ludzie.


Logo
Płyta "The Village Lanterne" jest najbardziej rockowa w dorobku Blackmore’s Night, a utwór "I Guess It Doesn’t Matter" ma nawet brzmienie zbliżone do hard rocka. Pod koniec płyty znajduje się też stara piosenka grupy Rainbow "Street Of Dreams". Dlaczego zdecydowaliście się ją wskrzesić?


Logo
Ostatnio bardzo dużo grałem na gitarze akustycznej, ale przecież nie muszę się ograniczać tylko do tego instrumentu. Jak mam ochotę, to gram na Stratocasterze. Zawsze robię coś innego, niż to, czego się wszyscy po mnie spodziewają.


Logo
Muzyka rockowa stała się dla Ritchiego rutyną, natomiast muzyka renesansowa była dla niego ucieczką od tej rutyny. Teraz może już czerpać z rocka, kiedy tylko ma na to ochotę.


Logo
Na tej płycie jest więcej elementów muzyki rockowej, ponieważ ludzie wreszcie przestali się skarżyć, że gram za mało rocka. Jak uświadomiłem sobie, że już nikogo nie wkurzam, postanowiłem, że trzeba działać. Jestem Anglikiem! Uwielbiam robić wszystko to, czego mi nie wolno lub nie wypada. Teraz, na przykład, noszę rajstopy, ponieważ wszyscy inni noszą dżinsy.


Logo
Znakomicie grasz na gitarze akustycznej. Jak to się stało, że w ogóle nie grałeś na tym instrumencie będąc w Deep Purple czy Rainbow?


Logo
Gram na akustyku od blisko piętnastu lat i wychodzi mi to coraz lepiej. Musiałem wprowadzić jakieś zmiany w swoim życiu, bo byłem śmiertelnie znudzony całym tym wszechobecnym rockiem. Granie z zespołem na gitarze akustycznej - i to palcami - jest dla mnie większym wyzwaniem niż granie kostką na gitarze elektrycznej z wielkim wzmacniaczem, który można sobie podkręcić. Teraz w mojej grze kładę większy nacisk na frazowanie, dynamikę i staranność wykonania.


Logo
Nie jesteś takim showmanem jak kiedyś...


Logo
Łatwo jest być showmanem. Trudniej po prostu stać na scenie w jednym miejscu i grać na gitarze. Trzydzieści lat latałem po scenie, wygrażałem publiczności pięścią i wrzeszczałem: "Chcecie ostrej jazdy?!". Wybacz, ale ile można tak krzyczeć?


Logo
Krytycy cię nie rozpieszczają. Dziennikarze piszą artykuły o kompletnie zagubionym muzyku, grającym muzykę dla elfów...


Logo
Wiem, wiem, chodzi o magazyn "Classic Rock". Nie obchodzi mnie zbytnio, co oni sobie tam wypisują. Przez trzy lata prosili mnie o wywiad, ale nie zgodziłem się go udzielić, ponieważ kiedyś napisali, że jestem narkomanem. Ja nie biorę żadnych narkotyków. Mieliśmy z tego powodu małe spięcie. Dziennikarz, który to napisał, przeprowadzał ze mną wywiad i pytał o Blackmore’s Night. Opowiedziałem mu o zespole, ale jego reakcja była pełna kpiny. Postanowiłem wtedy, że nie będę już nigdy rozmawiał z dziennikarzami z "Classic Rock", bo są zbyt ograniczeni i mało otwarci na niekonwencjonalne pomysły.


Logo
Słuchasz jeszcze czasem rocka?


Logo
Ostatnio rocka słuchałem w latach 70., a do moich ulubionych artystów należeli Leslie West i zespół Mountain. Od tamtej pory raczej nie słucham takiej muzyki. Judas Priest czy Iron Maiden grają to, co ja grałem z Deep Purple trzydzieści lat temu.


Logo
Ale Lubisz Hendrixa...


Logo
Oczywiście, że tak. Nie potępiam rocka jako takiego. Po prostu zamiast go słuchać, wolę go grać.


Logo
Czego najbardziej lubisz teraz słuchać? Co najbardziej lubisz grać?


Logo
Obecnie uczę się grać na katarynce. Byłem oczarowany, kiedy po raz pierwszy usłyszałem niemiecką grupę Geyers grającą muzykę średniowieczną. Ich muzyka była taka świeża, taka organiczna... Członkowie zespołu spali w stodołach, nie mieli pieniędzy, ale za to kochali muzykę. Byli bardzo ze sobą związani. Od trzydziestu lat nie słyszałem zespołu, którego muzyka przepojona byłaby taką szczerością. Chciałem grać z nimi w zespole, ale nie byli zainteresowani moją propozycją. Zresztą nigdy wcześniej o mnie nie słyszeli (śmiech).


Logo
Jaki jest twój ulubiony album z dorobku Blackmore’s Night?


Logo
Pierwsza płyta była bardzo odprężająca, ponieważ pozwoliła mi odpocząć od machiny wielkiego show biznesu. Nie musiałem sobie nic udowadniać, przez co mogłem się całkowicie skupić na renesansowej muzyce, która stała się moją nową miłością. Ten album prawdopodobnie nie był najlepszy, ale za to praca nad nim dała mi dużo radości. Przeżywam znowu prawdziwą, niczym nieskrępowaną, fascynację muzyką. Jak miałem piętnaście lat chodziłem oglądać Fendera Stratocastera na wystawie w sklepie muzycznym, teraz mam to samo z gitarami akustycznymi (tu artysta pokazuje wspaniałą gitarę Lakewood, swój ostatni nabytek). Ostatnio zbieram gitary akustyczne, gdyż są to pięknie brzmiące, a do tego piękne instrumenty. Pewnie gdybym grał na gitarze akustycznej przez całe życie, to teraz byłbym zafascynowany wzmacniaczami Marshalla (śmiech).


Logo
Czy jesteś szczęśliwszy teraz, czy wtedy, gdy grałeś w zespołach Deep Purple lub Rainbow?


Logo
Teraz jestem sto razy szczęśliwszy. Po pewnym czasie nawet małpa mogła grać "Smoke On The Water". Jak wchodziliśmy na scenę, tysiące szalało i domagało się tego właśnie kawałka. Moi koledzy byli wniebowzięci, ale dla mnie to była jedna wielka pomyłka. Chciałem zacząć robić coś innego, no i udało się.


Logo
Pink Floyd zeszli się ponownie, aby zagrać koncert na Live8. Zagrałbyś jeszcze jakiś koncert z Deep Purple w starym składzie?


Logo
Myślę, że Blackmore’s Night jest o wiele lepszym zespołem. Raczej nie zagrałbym już z Deep Purple. Jon Lord odszedł z tej grupy i cenię go za to. Dzisiaj mam większą frajdę grając koncert dla trzydziestu osób niż dla piętnastu tysięcy. Granie "Smoke On The Water" z Deep Purple nie miałoby już po prostu sensu. To dobry kawałek, ale nie chcę, żeby prześladował mnie do końca życia. Dla mnie prawdziwy sens ma teraz występowanie w przebraniu Robin Hooda i granie muzyki renesansowej. To jest właśnie zasadnicza różnica. Anglicy drwią sobie ze mnie, ale sam jestem Anglikiem, więc nie jest mi obcy ich cynizm i sarkazm. Może powinienem się opić, ogolić sobie głowę i pobić bezbronną staruszkę? Jeśli już mowa o Pink Floyd, to podziwiam Davida Gilmoura, jest miłym facetem i znakomitym gitarzystą. Miałbym jednak większy szacunek do Iana Gillana i Rogera Watersa, gdyby zagrali pod swoimi własnymi nazwiskami, a nie pod szyldem Pink Floyd.


Po rozmowie wracamy do głównej sali. Spotykamy tam jednego z członków zespołu, Barda Davida, sympatycznego Amerykanina, absolwenta Purchase University. David potrafi grać na pianinie, klawiszach, klawesynie, akordeonie i dudach. Mówi, że występowanie z zespołem Blackmore’s Night daje mu wiele radości. Jest zbyt młody, aby pamiętać szczyty muzycznej kariery Ritchiego w Deep Purple. Gdy wstępował do zespołu, nie zdawał sobie sprawy, że będzie grał na jednej scenie z legendą rocka. "Słuchałem utworów, jakie Ritchie nagrał z Deep Purple i doszedłem do wniosku, że teraz jest dużo lepszym gitarzystą" - mówi David. Po pierwszej w nocy Blackmore wychodzi zza kulis, żeby się z nami pożegnać. Zagaduje znajomych, ale widać, że jest zmęczony zamieszaniem wokół własnej osoby. Zakłada ciemne okulary i znika w czeluściach praskiej nocy....