Jafia (przez lata znana jako Jafia Namuel) to formacja reggae znana fanom gatunku od dwóch dekad. Z okazji wydania najnowszego albumu rozmawialiśmy z wokalistą i gitarzystą grupy.
Do niedawna funkcjonowaliście na polskiej scenie jako Jafia Namuel (z hebrajskiego "Chwalebny Dzień Pański"). Czy skrócenie nazwy ma związek z rozpoczęciem nowego rozdziału w waszej działalności muzycznej?
Tak, skrócenie nazwy ma podkreślić początek nowego rozdziału naszej działalności muzycznej. Również, albo i przede wszystkim, muzyka zawarta na nowej płycie dosyć wyraźnie podkreśla nowy etap naszej muzycznej podróży.
Cofnijmy się na chwilę do przeszłości. Jak doszło do waszego pierwszego spotkania i skąd wzięła się miłość przyszłych muzyków Jafia Namuel do reggae?
Cofając się aż tak daleko, pamiętam jedynie, że nigdy nie mieliśmy najmniejszych wątpliwości co do tego, że chcemy grać reggae. Był to czas kiedy każdy z nas fascynował się reggae i to nas połączyło jako ludzi i muzyków.
Pozostając w temacie - większość osób związanych z tym nurtem za główną inspirację podaje m.in. Boba Marleya, Maxa Romeo, Jimmy’ego Cliffa i Lee "Scratcha" Perry’ego. Czyj przekaz był wam najbliższy i dlaczego?
Były różne inspirujące osobowości ale sądzę, że na nas największy wpływ wywarła muzyka Marleya. Od tego się wszystko zaczęło a rozwija się tak, jak słychać na nowej płycie.
W 1998 roku pojawia się "Karnawał - Pozytywne myślenie", będący połączeniem waszego numeru z kawałkiem Voo Voo. Staje się on hymnem WOŚP, przez co zdobywa sporą popularność wśród masowej publiczności. Jak doszło do waszej współpracy z Jurkiem i Orkiestrą?
Pamiętam, że ktoś z naszych znajomych podarował Jurkowi naszą pierwszą kasetę, "Roots & Culture", na której jest jedna tylko polska piosenka, pod tytułem "Pozytywne Myślenie". Jurek polubił przesłanie tej piosenki i do nas zadzwonił. Chyba jakoś tak to było.
Od niedawna możemy posłuchać waszego nowego singla "Mama". Zapowiada on nowy album "Ka ra va na". Czy moglibyście powiedzieć nam coś więcej na temat waszego najmłodszego muzycznego dziecka?
Jest to, tak jak mówisz, nasze najmłodsze dziecko, które długo się rodziło, ale w rezultacie stało sie nasza dumą i cieszymy się, że jest. Było to wielkie przedsięwzięcie. Płyta powstawała w ośmiu topowych studiach nagraniowych. Większość mixów zrobił nam wspaniały człowiek i wybitny dźwiękowiec Wojtek Przybylski. Jest też mix świetnego niemieckiego producenta Umberto Echo z Monachium oraz mix zrobiony na Jamajce przez Rolanda McDermotta, w założonym przez Boba Marleya, studio Tuff Gong. Z Rolandem pracowałem też wcześniej przy produkcji projektu Rastasize. W nagraniach wzięło udział dwudziestu jeden muzyków a produkcją muzyczną zajął się Marcin Pospieszalski. Płyta jest bardzo bogata w dźwięki, jak również wspaniałych gości. Od "Mamy" się wszystko zaczyna, tak w przypadku naszej nowej płyty, jak i w życiu. Co z tego wyrośnie, czas pokaże.
Wiemy, że do współpracy nad krążkiem zaprosiliście tak wyjątkowe postaci jak Kayah czy Wojciech Karolak. Jak wspominacie pracę z nimi w studiu? Czy łatwo było ich namówić na udział w powstawaniu "Ka ra va ny"?
Tak, śpiewa z nami Kayah, gra Wojciech Karolak i wielu innych niesamowitych instrumentalistów. Mamy tu sekstet smyczkowy, perkusjonalia, instrumenty dęte. Śpiewają też znakomite dziewczyny ze Stanów: Dorrey Lin Lyles, jej córka Brittany i Jami Holland, które wprowadziły ten rodzaj wibracji, na którym nam bardzo zależało. Nie mieliśmy oczywiście problemów z nawiązaniem współpracy, bo żaden z muzyków, którzy z nami wystąpili nie zagrałby czegoś, czego nie chce. To była współpraca dojrzałych ludzi, którzy dobrze wiedzą, co lubią grać. Swoją drogą piękne przeżycia, piękne chwile i piękna muzyka połączyły wszystkich nas.
Koncertowaliście w wielu krajach, m.in. w Niemczech, Francji i Holandii. Z którym z tych państw łączy was najgłębsza więź, jeśli chodzi o mentalność słuchaczy?
Kiedyś mentalność słuchaczy różniła się znacznie w zależności od kraju, dziś te różnice się zacierają, bo telewizor i radio wszędzie na świecie grają prawie to samo. Jest też internet, który sprawia, że ludzkie zachowania się normalizują. Z innej zaś strony bardzo wzrasta świadomość wśród wielu ludzi, co ułatwia nam muzykom/twórcom komunikację z odbiorcami. Dzięki temu mentalność jest praktycznie jedna.
Wspomniany wcześniej przeze mnie Lee "Scratch" Perry powiedział kiedyś, że "wszystko, co robimy jest częścią Jezusa Chrystusa". Wasza muzyka w dużej mierze odnosi się do duchowości człowieka. Jak wyglądają wasze relacje z Bogiem i jaki macie stosunek do współczesnych systemów religijnych?
Lee "Scratch" Perry miał pewnie rację, ale co miał na myśli mówiąc "część Jezusa Chrystusa" pozostanie nikomu nieznane. Każdy jednak uzna, że rozumie to na swój własny sposób. Taki jest niestety problem z religią i wiarą w Boga - zrozumienie tych kwestii jest zawsze subiektywne. Relacja z tym co nazywamy Bogiem to rzecz bardzo osobista i tak bym pozostawił odpowiedź na to pytanie.
W 2008 roku miałeś przyjemność wraz z Mateuszem Pospieszalskim i Krystianem "K-Jah" Walczakiem wziąć udział w sesji nagraniowej z legendarnym duetem Sly & Robbie i innymi znanymi producentami reggae, która odbyła się w założonym przez Boba Marleya studiu "Tuff Gong". Efektem końcowym było powstanie albumu projektu Rastasize. Czy mógłbyś przybliżyć nam szczegóły tej historii?
Było to przedsięwzięcie nie mniejsze niż stworzenie płyty "Ka Ra Va Na", ale chyba łatwiejsze w realizacji, bo wszystko nagrane zostało w 12 dni w jednym studio nagraniowym. Gdy poznałem Krystiana nagraliśmy wspólnie dwie piosenki. Muzykę do nich w całości zrobił wtedy Krystian. Po niedługim czasie złożył mi propozycję nagrania wspólnie całego albumu i propozycję tę przyjąłem. Zaczęliśmy razem powoli składać piosenki. Trwało to długo, bo mieszkałem wtedy w Londynie i dojeżdżałem do Wrocławia. Gdy materiał był już gotowy, zaczęliśmy robić plany, zbierać pomysły na całokształt produkcji. Zainteresowała się nami dziennikarka oraz producentka Ewa Gil- Kołakowska, dzięki której wszystko potem stało się możliwe. Dołączył do nas Mateusz Pospieszalski, który w niewiarygodny sposób uleczył wszelkie braki w muzycznej produkcji i wyruszyliśmy na Jamajkę. Bardzo poważnym motorem napędowym całej tej akcji był nasz przyjaciel, aktor, Wojtek Mecwaldowski, który miał dużą moc sprawczą, ale to już kolejna długa opowieść. Wojtek był tam z nami wraz z dokumentalistą, operatorem, reżyserem i scenarzystą Piotrkiem Szczepańskim. Nagrany został film, którego nikt jeszcze nigdy nie widział, ale za to jak umrę będzie co oglądać (śmiech). Więcej nie będę opowiadał, jako że była to dla mnie zdecydowanie przygoda życia i zbyt długo mógłbym o tym mówić.
Jak oceniacie to, co obecnie dzieje się na polskiej scenie reggae? Czy zmierza ona w dobrym kierunku, czy raczej odwrotnie?
Każdy kierunek jest dobry, jeśli prowadzi do celu. Kiedyś powstawały muzyczne korzenie, teraz nastaje czas rozkwitu i dlatego straciłem zainteresowanie podziałami na różne stylistyki muzyczne. Muzyka to muzyka, owoc ducha. Nie ma potrzeby dzielić scen i światów. Każdy zbiera to co sieje i jak mawiał Strickland Stone, basista Dubtonic Kru - "eventually everything fall in place".
Jakie macie plany na przyszłość? Gdzie będzie was można spotkać w najbliższym czasie i czy w ramach promocji "Ka ra va ny" będziemy mogli liczyć na specjalną trasę koncertową?
Trasa już trwa. Za tydzień gramy festiwal Letnie Falowanie w Wielu (27.06.2015), potem Reggae Na Piaskach, gramy też koncert z cyklu "Fundamenty Ostródy" na deskach nowego amfiteatru i wiele innych. Jesienią planujemy wyruszyć w trasę klubową. Wszystkie informacje są uaktualniane na naszej stronie www.jafiamusic.com także zapraszam zainteresowanych.
Co waszym zdaniem czyni muzykę Jafii wyjątkową?
Nie mam zielonego pojęcia. Na to pytanie odpowiedzieć mogą tylko nasi słuchacze (uśmiech).
rozmawiał Elvis Strzelecki
foto: Radek Polak