Zespół Venom to jedna z tych kapel, która niezmiennie budzi kontrowersje wśród fanów black metalu. Jedni twierdzą, że ich płyta "Black Metal" pomogła zdefiniować kształt całego gatunku, inni widzą w nich jedynie przeciętnych muzyków i przereklamowanego lidera. Prawda jest jak zwykle subiektywna, ale nikt nie zaprzeczy, że Cornos i spółka okupują metalową scenę już od ponad 30 lat i właśnie zaprezentowali światu swoje kolejne dziecko. O tym i kilku innych aspektach tworzenia zespołu z bagażem doświadczeń rozmawialiśmy z gitarzystą kapeli Ragem.
Panuje przekonanie, że zespół Venom zdefiniował gatunek swoim albumem "Black Metal" z 1982 roku. Jak opisałbyś muzykę jaką gracie dzisiaj?
Myślę, że fundamenty zespołu są takie same. Nadal gramy black metal z domieszką rock’n’rolla i nic nie zapowiada jakiejś większej zmiany w tym temacie. Oczywiście historia nazwy tego albumu jest mi znana i są powody dla których wiele osób tak twierdzi ale kierunek, który chłopaki wtedy obrali nie przeszedł jakiejś gruntownej przemiany. Nadal jest to to samo brzmienie, które było na "Black Metal", a jedyną rzeczą jaka się zmieniła są członkowie zespołu (śmiech). Mamy dokładnie te same wartości i cele co ekipa sprzed 30 lat i to jest fajne. Dlatego też nowa płyta jest tak bardzo podobna do poprzednich wydawnictw. Opiera się na tych samych założeniach. Oczywiście dzisiaj mamy do dyspozycji lepszy sprzęt, więc produkcja odbywa się w zupełnie innych warunkach, ale na tym koniec.
Skoro już jesteśmy przy waszym nowym krążku to czego w takim razie możemy się po nim spodziewać?
To naprawdę skondensowana dawka tego co Venom robi od lat. Tym razem jednak chcieliśmy naprawdę przesunąć granicę przyzwoitości. Ideologicznie jest to kontynuacja naszego ostatniego albumu, ale wiele rzeczy, które czuliśmy, że można było zrobić lepiej, teraz poprawiliśmy. Jest bardzo ciężko, szybko i ponuro, co buduje świetny klimat tej płyty. Skorzystaliśmy z kilku pomysłów, które miały miejsce na płytach sprzed lat i to dało całkiem ciekawe efekty. Myślę, że to naprawdę godna kontynuacja dobrej tradycji zespołu i przyzwoicie wpisuje się w i tak już imponującą dyskografię popychając nas do przodu, tak technicznie, jak i artystycznie.
Kiedy dołączyłeś do zespołu w 2007 roku odczuwałeś w jakikolwiek sposób ciężar doświadczenia i historii jaka jest udziałem tej kapeli?
Tak naprawdę do zespołu dołączyłem już w 2006 roku, chociaż nie było to nigdzie oficjalnie ogłoszone do roku kolejnego. Było to poniekąd podyktowane tym, że poprzedni gitarzysta był ze Stanów i nie mógł się pojawiać na każdej próbie. Ja go w tym czasie zastępowałem i jakoś się tak ułożyło, że w końcu zająłem jego miejsce. Jeśli chodzi o ciężar historii to szczerze powiedziawszy prawie w ogóle tego nie odczułem. Zostały mi stworzone tak komfortowe warunki, że presja odpowiedzialności jaką niesie za sobą granie dla takiego zespołu jak Venom w żaden sposób mnie nie dotknęła. Z początku kiedy jeszcze nie byłem oficjalnym członkiem zespołu chciałem im po prostu pomóc. To był zaszczyt dla mnie, że mogłem grać obok Cronosa i chłopaków. Potem starałem się jakoś podciągnąć, żeby być w stanie dorównać im na scenie i wykazywać się w studiu, więc nie miałem czasu się stresować (śmiech). Kiedy zaczęło się pisanie materiału na nową płytę byłem już tym pochłonięty kompletnie i wdzięczny losowi, że trafiłem do takiego zespołu. Pewnie jedynymi chwilami, w których naprawdę czułem rozmiar tej kapeli były koncerty, a szczególnie nasza trasa po Ameryce Południowej. W najśmielszych snach nie pomyślałbym, że będę kiedykolwiek występował przed tak duża publicznością. To było wyjątkowe doświadczenie.
W tej chwili Venom to tak na dobrą sprawę trio. Nie wolałbyś podzielić się z kimś obowiązkami gitarzysty? Pasuje ci taki układ?
Osobiście bardzo dobrze czuję się w tej sytuacji. W moim poprzednim zespole komponowałem do spółki z innym gitarzystą i szczerze powiedziawszy bywało różnie (śmiech). Będąc w takim układzie w jakim jesteśmy obecnie musisz być zawsze czujny i świadomy tego co się dzieje. Na każdej próbie musisz być maksymalnie skupiony i poprawny. Nie możesz sobie pozwolić na "gorszy dzień", bo wtedy cały zespół jest uziemiony. Z jednej strony to spora odpowiedzialność, ale mi to pasuje. Lubię być zmuszany do większego wysiłku. Pewnie, że są takie chwile kiedy chciałbym drugiego gitarzystę, ale w przypadku takiego zespołu jak Venom trio jest naprawdę optymalnym rozwiązaniem. Poza tym będąc jedynym gitarzystą w zespole możesz sobie podbudować ego (śmiech).
Wasz album ukazał się zarówno na nośnikach fizycznych, jak i cyfrowo za sprawą chociażby iTunesa. Jaki jest twój stosunek do nowych form dystrybucji muzyki?
Obie formy mają swoje plusy. W tej chwili coraz więcej osób pobiera i streamuje albumy legalnie, co pozwala nam muzykom tworzyć kolejne płyty. Taki stan rzeczy oczywiście wszystkich cieszy, bo realizacja takiego longplaya, wbrew temu co niektórzy twierdzą, nie jest tania. Musisz opłacić studio, ludzi, sprzęt i to wszystko kosztuje. Streamowanie nie jest jednak szczególnie korzystną formą zarobkową dla artysty, gdyż każde odsłuchanie jednego utworu generuje bardzo małe przychody. Nie zrozum mnie źle, każda legalna forma dystrybucji jest dobra, bo pozwala dotrzeć do większej liczby fanów, ale osobiście jestem zwolennikiem fizycznych nośników. Sam posiadam całkiem niezłą kolekcję płyt winylowych, którą od lat pielęgnuję i stale poszerzam. Wydaje mi się, że cyfrowa forma dystrybucji ma jednak jeszcze jedną dużą zaletę - motywuje ludzi do pisania lepszych kawałków. W takim zalewie muzyki jaki obecnie mamy musisz tworzyć rzeczy, które wybijają się ponad konkurencję. To przekłada się również na jakość wydań CD, które oferują teraz mnóstwo dodatków w formie rozbudowanych grafik i albumów zdjęciowych. Ludzie przykładają do tego więcej uwagi niż kiedyś i to cieszy.
Zespół Venom powstał pod koniec lat 70. Jakie zmiany zaszły twoim zdaniem w muzyce gitarowej na przestrzeni tych kilku dziesięcioleci?
Sam zainteresowałem się muzyką metalową w latach 80., więc z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że było tych zmian całkiem sporo. Pamiętam, że jako dzieciak oglądałem w telewizji jeszcze w latach 70. występy Yes i Deep Purple. Odbiór muzyki gitarowej był wtedy zupełnie inny. Było w tym coś nobilitacyjnego. Potem nastała moda na punk rocka, ale szczerze powiedziawszy nigdy nie byłem fanem tego nurtu. Podobała mi się jej ideologia, ale sama muzyka była zbyt prosta. Był to okres kiedy powstawało bardzo dużo zespołów, a różne wytwórnie przebierały w nich na lewo i prawo. Odkrywanie muzyki było też nie lada przygodą, gdyż aby odkryć jakiś nowy zespół musiałeś najpierw kupić ich album. Piractwo w formie jakiej istnieje dzisiaj było nieobecne. Wydaje mi się, że na przestrzeni lat muzyka metalowa i gitarowa w ogóle straciła ten pierwiastek tajemnicy i zaskoczenia jakie gwarantował każdy kolejny album. Dzisiaj nowe zespoły to bardzo często grupa przypadkowych kolesi w modnych ubraniach, która jak się szybko okazuje nie ma nic szczególnego do powiedzenia. Każdy się na kimś wzoruje i bardzo rzadko pojawia się zespół, który wnosi jakiś powiew świeżości. Wszystko się powoli rozmywa i zlewa w jedno, dlatego tak ważne moim zdaniem jest szukanie własnego brzmienia i osobowości w muzyce. Jakiś czas temu pojawił się również trend na powroty. Wiele starych zespołów wróciło do koncertowania i nagrywania albumów. Jest to oczywiście bardzo miłe zobaczyć swoich idoli sprzed lat znowu na scenie, ale z drugiej strony zamyka to drzwi świeżym zespołom, które chcą robić coś nowego. Z czasem pojawiły się też podziały i wrogość w muzyce. Pamiętam, że miałem kumpli, którzy słuchali punk rocka, inni uwielbiali metal, ale każdy się szanował i potrafił docenić muzykę spoza swojego nurtu. Myślę, że powoli ludzie zdają sobie sprawę z tego destrukcyjnego wzorca, ale jeszcze trochę czasu musi upłynąć, żeby to się zmieniło. Nawet wśród fanów Venom jest rozłam. Istnieje grupa entuzjastów, która nie trawi niczego co powstało po 1984 roku i krytykuje każde kolejne wydawnictwo. Z jednej strony nie ma w tym nic złego, bo przecież nie każdy musi lubić całą dyskografię, ale ostra krytyka ocierająca się czasami o obelgi to już drobna przesada. Ludzie stają się "strażnikami" metalowej poprawności i bredzą trzy po trzy. Zapominają przy tym, że kiedyś nie było zasad i podziałów. Każdy słuchał tego co chciał i wszyscy potrafili to uszanować. Mam nadzieję, że ten klimat powróci i ludzie zrozumieją, że aby przetrwać musimy się zjednoczyć.
Który z albumów Venom sprzed 2007 roku jest twoim ulubionym?
Bardzo lubię krążek "Resurrection" z 2000 roku, chociaż nie uważam go za najlepszy album zespołu. Jest moim zdaniem trochę "za czysty". Venom brzmi lepiej kiedy jest surowy, chociaż muszę przyznać, że jest coś w tej płycie, co sprawia, że zawsze do niej chętnie wracam. Niemniej jednak, nie będę oryginalny stwierdzając, że moim ulubionym wydawnictwem jest "Black Metal" (śmiech). To był po prostu świetny album, który ukazał się w odpowiednim czasie. Pomógł ukształtować gatunek i bez dwóch zdań jest jednym z najistotniejszych albumów metalowych początku lat 80. Co ciekawe wiele osób twierdzi, że nasze nowy krążek "From The Very Depths" poszedł w kierunku, w którym powinien iść "Possessed" z 1984 roku, a to naprawdę duży komplement.
Na waszej stronie jest w tej chwili rozpisane kilka festiwali jakie odwiedziecie w tym roku. Co z trasą promującą nowy krążek? Zobaczymy was gdzieś poza wspomnianymi festiwalami?
Zawsze lubimy wpadać na festiwale, bo nie tylko można tam poznać masę ciekawych ludzie, ale i zagrać dla naprawdę ogromnej publiczności. Poza tym jest to bardzo fajny sposób na promocję zespołu, co zawsze wychodzi na dobre. Jeśli chodzi o naszą własną trasę koncertową to musimy jeszcze usiąść na spokojnie i to wszystko zaplanować. Bardzo chcielibyśmy zagrać chociażby w Szwecji czy Polsce, ale póki co nie mamy jeszcze konkretnych planów. Jak już to rozgryziemy to może ruszymy jeszcze na kilka koncertów do Stanów i Ameryki Południowej. Mam nadzieję, że będziemy mieć jak najwięcej okazji do grania naszego nowego setu, bo wszyscy jesteśmy z niego bardzo dumni i chcemy mieć możliwość podzielenia się nim z jak największą liczbą fanów Venom.
rozmawiał Michał Lis