Dla jednych kolejny pseudo hardcore’owy skład, a dla innych symbol dzisiejszego melodyjnego grania. Miesiąc po premierze trzeciego albumu Heart In Hand "A Beautiful White" rozmawialiśmy z gitarzysta zespołu Edem Hartwellem.
Pewnie nie tylko mnie intryguje tytuł waszego albumu. Czym jest "A Beautiful White"?
Tytuł ma kilka znaczeń. Niektóre z nich trzymamy w tajemnicy, tylko dla siebie, aczkolwiek główną ideą jest, że zaczynając coś "od początku" powinieneś odbierać tę sytuację jako dobrą, a nie złą. Podobnie jak w przypadku zakończenia związku. Masz przed sobą całe "morze ryb" i chociaż na pewno na początku może to być trudne i przygnębiające, ważne jest aby pamiętać, iż będzie to również piękne i ekscytujące.
To już wasz trzeci album. Czy nagrywając ten materiał postawiliście na doświadczenie czy przygodę? Czego nauczyły was poprzednie sesje nagraniowe?
Nagrywaliśmy go z Samem (Brennan, perkusista przyp.red.) w jego domu, co wpłynęło na relaksującą atmosferę, a jednocześnie zyskaliśmy większy budżet na pozyskanie Willa Putney'a, który zajął się re-ampingiem, miksem i masteringiem. Mieliśmy kilka wzlotów i upadków, ale jest to nieuniknione, wiem to z własnego doświadczenia. Jesteśmy bardzo zadowoleni z brzmienia naszej ostatniej płyty, nawet w porównaniu z "Almost There".
Kiedy mieliście pierwszą sesję i zaczęliście pracę nad albumem?
Powiem Ci, że zaczęliśmy nagrywać tracki jakoś w styczniu 2014 i zajęło nam to w sumie cztery tygodnie. Potem minęło aż siedem miesięcy aby "A Beautiful White" ujrzał światło dzienne.
Myślisz, że wraz z wydaniem "A Beautiful White" uda Wam się przebić poprzednika?
Jeżeli mówimy o rekordzie sprzedaży to tak, jeżeli masz na myśli odbiór to... też! (śmiech) Jesteśmy pewni, że uda się to w obu przypadkach.
Jakiego sprzętu używałeś do nagrywania nowego albumu?
Ślady nagrywaliśmy w Axe-Fx żeby uzyskać suchy sygnał przeznaczony do re-ampingu. Na dzień dzisiejszy nie potrafię ci odpowiedzieć jakich wzmacniaczy użyliśmy (śmiech). Jeżeli chodzi o instrumenty to wybraliśmy kilka gitar od lutnika mieszczącego się w Wielkiej Brytanii, który nazywa się Carillion Guitars. Robi on niestandardowe wiosła specjalnie dla mnie i mogę Ci powiedzieć, że są one wręcz niesamowite. W międzyczasie Sam używał starej gitary akustycznej do nagrania kilku ścieżek, a Ollie ESP Horizon.
Jako zespół staliście się jednym z głównych protoplastów obecnego brzmienia melodyjnego hardcore’a. Jak to jest być wzorem dla młodych muzyków?
Wcale się tak nie czujemy! (śmiech) Chociaż z drugiej strony miło, że niektórzy ludzie tak uważają. Myślę, że "melodic hardcore" to gatunek bardzo mało znany, aczkolwiek jednocześnie bardzo rozbudowany w tzw. scenie undergroundowej. Na co dzień dostajemy wiele wiadomości dotyczących naszego brzmienia z prośbą o kilka wskazówek. Inni z kolei piszą, że jesteśmy ich natchnieniem i muszę Ci przyznać, że wtedy naprawdę nie wiem co mam im odpowiedzieć. Mamy bardzo oddanych fanów i doceniamy naprawdę każdego z nich.
Zawsze byliście bardzo aktywnym zespołem. Macie jeszcze siłę na cokolwiek poza Heart In Hand?
Każdemu z nas udaje się znaleźć czas w ciągu roku tylko dla siebie. Chyba tylko latem kiedy jest duże natężenie letnich festiwali naprawdę trudno znaleźć nam chwilę wolnego czasu, ponieważ ciągle jesteśmy w podróży. Uwierz mi, że jestem przeszczęśliwy kiedy mogę w lecie spędzić chociaż weekend z moją dziewczyną. Z drugiej strony sezon wakacyjnych festiwali to naprawdę super zabawa.
Zdarza się Wam na co dzień słuchać własnej twórczości?
Podczas nagrywania jest to naprawdę ekscytujące, słuchamy jej wtedy po to, aby ukształtować ją na jak najbardziej profesjonalny twór. Jednak po jakimś czasie robi się to męczące. Czasami słucham naszych nagrań kilka tygodni po ich zarejestrowaniu, aby ocenić czy spodobają się naszym fanom. Kiedy nudzi mi się wszystko inne, powracam czasem do naszych starszych płyt i zwykle stwierdzam, że przynajmniej z większości jestem naprawdę dumny.
Kiedy ostatnio rozmawiałem z Charliem wspomniał, że najlepiej motywują go do tworzenia "smutne i złe okoliczności i sposób w jaki je pokonujemy." Jak to wygląda w Twoim przypadku?
Najbardziej inspiruje mnie czytanie biografii zespołów, które musiały przezwyciężyć wszystkie przeciwności żeby stać się wielkimi markami. Idealnym przykładem jest Nirvana zaczynająca jako mała kapela grająca dla trzydziestu osób, która skończyła na wielkich występach na Reading Festival. Nawet w dzisiejszych czasach znajdziesz takie zespoły, jak chociażby Neck Deep, których zaangażowanie w ciągu dwóch lat jest wręcz zadziwiające.
Gdybyś teraz dopiero zaczynał swoją karierę muzyczną, to zmieniłbyś coś w swoich działaniach w porównaniu z przeszłością?
Nasza muzyczna podróż mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej, gdybym mógł zacząć od nowa w 2008 roku ze świadomością, którą posiadam teraz. Moglibyśmy uniknąć wielu bezcelowych działań i porażek, a nasz postęp stałby się o wiele łatwiejszy. Z drugiej strony takie historie uczą wielu rzeczy i są stałym elementem bycia muzykiem.
Czy jest granica w twórczości Heart In Hand, której nie chcielibyście przekroczyć?
Tak, uważam, że byłoby dziwne gdybyśmy w naszych utworach zaczęli używać elektroniki albo umieszczać rapowane teksty. Wiesz, może kiedyś w innym projekcie muzycznym będę eksperymentował i jednocześnie czuł się z tym dobrze. Na przykład Hacktivist są świetni, ale z drugiej strony nie zawsze pasują do składu naszych tras koncertowych.
Graliście na wielu najprzeróżniejszych festiwalach. Który uważacie najlepszy pod względem organizacyjnym i backstage’u?
Download był chyba największym i jednocześnie najlepiej zorganizowanym festiwalem na jakim graliśmy. Chociaż z drugiej strony czeski Rock For People był równie świetny. Doskonałe jedzenie, mnóstwo darmowego alkoholu i przede wszystkim świetna zabawa zarówno podczas koncertu, jak i zaraz po nim. Ze śmieszniejszych rzeczy przychodzi mi do głowy Queens of the Stone Age, którzy na godzinę przed koncertem mieli zamknięty catering tylko dla nich co było moim zdaniem delikatnym gwiazdorzeniem, chociaż już im wybaczyłem (śmiech)
Dzięki wielkie za wywiad. Widzimy się w marcu na warszawskim koncercie!
Również dzięki. Do zobaczenia!
Marcin Czostek