Noddy Holder
Wywiady
2006-02-01
Dzisiaj Noddy Holder znany jest jako filmowy bohater "The Grimleys", "Bob The Builder" czy "Coronation Street". Dla nas jednak pozostanie przede wszystkim wokalistą i gitarzystą legendarnej grupy Slade. Współtworzył teksty do wielkich przebojów zespołu, takich jak "Cum On Feel The Noize", "Coz I Luv You", "Mama Weer All Crazee Now" i oczywiście "Merry Xmas Everybody"
Noddy to postać dość oryginalna. Muzyk miał wpływ na wielu gitarzystów, zainspirował mnóstwo kapel punkowych i, kto wie, może przyczynił się też do powstania brytyjskiej grupy Oasis? Z Noddym Holderem rozmawiamy o problemach z ortografią, odjazdowych kapeluszach i o glam rocku.
Chas Chandler, basista zespołu The Animals, był menadżerem grupy Slade oraz Jimiego Hendriksa. Czy kiedykolwiek spotkałeś Hendriksa lub miałeś okazję grać z nim na jam session?
Niestety nie. Kiedy podpisywaliśmy kontrakt z Chasem, Jimi był już z powrotem w Stanach. Chas zamierzał zawrzeć z nim nowy kontrakt. Dzień przed zaplanowanym spotkaniem z Jimim powiedziano mu, że on nie żyje. Tak się złożyło, że ja dowiedziałem się o tym przed Chasem. Wiadomość dotarła do studia, kiedy występowaliśmy na żywo w Radio One. Chas jechał wtedy pociągiem do Newcastle, żeby odwiedzić swoją matkę. Musiałem zadzwonić do niej i poprosić ją, żeby wyszła po Chasa na stację i przekazała mu, co się stało. Nie chciałem, żeby dowiedział się o tym od dziennikarzy.
Podobno poziom nauczania w Stanach jest obecnie niski. To co dopiero było kiedyś, skoro robiłeś tyle błędów ortograficznych, na przykład w tytułach utworów?
Tytuły naszych utworów pisane były fonetycznie, w dialekcie z Black Country w Midlands. Tak pisali ludzie na ścianach toalet. Właściwie wpadliśmy na pomysł używania tej pisowni przez przypadek. Nasz pierwszy hit, "Coz I Luv You", miał oryginalną nazwę "Because I Love You". Nie chcieliśmy zostać przy pierwotnym tytule, bo uznaliśmy, że jest zbyt cukierkowy i nie zgadza się z image’em grupy. Kiedy skończyliśmy pracę nad płytą, zaproponowałem, dla żartu, tytuł "Coz I Luv You". Chłopakom się spodobało. Nie mieliśmy wtedy pojęcia, jaką furorę zrobi ten tytuł, pisany z błędami. Kiedy album się ukazał, wszyscy dosłownie zwariowali na jego punkcie. Organizacje związane z oświatą i edukacją nie dawały nam spokoju, a ich przedstawiciele grzmieli w radiu i w telewizji, że powinno się zakazać dystrybucji płyty. Nauczyciele byli oburzeni, uważali to za skandal. Wtedy nie mieliśmy już wątpliwości - wykorzystamy ten chwyt przy następnym krążku. Czy można sobie wyobrazić lepszą reklamę? Radio Four przygotowało nawet sześcioodcinkowy program dotyczący angielskiej gramatyki i użyło nas jako przykładu. Byliśmy prekursorami pewnego trendu w kulturze muzycznej, w nasze ślady poszedł Prince, a później hip-hopowcy. Weźmy smsy - przecież skracamy i upraszczamy w nich wiele słów. My po prostu wyprzedziliśmy swój czas!
Nikt już nie gra na gitarze tak jak wy. Może powinniście się reaktywować i pokazać współczesnym gitarzystom, co to znaczy dobra solówka?
Całkowicie się z tobą zgadzam! Nikt nie śpiewa i nie gra tak dobrze, jak ja (śmiech). A tak na poważnie, grałem w zespołach rockowych przez trzydzieści lat. Dwadzieścia pięć lat występowałem z grupą Slade, wcześniej miałem własny zespół. Czy trzydzieści lat to nie wystarczająco długo, żeby odejść na emeryturę? Poczułem, że jestem zmęczony graniem i że najwyższy czas zacząć robić coś innego. Miałem wiele ciekawych ofert z telewizji. Nadszedł moment, abym przemyślał niektóre z nich. Nigdy na poważnie nie rozważałem zostania aktorem. Pojawiły się jednak propozycje, które mnie zainteresowały. Miałem możliwość wybrać role, przy których można się dobrze bawić. Cały czas otrzymuję sporo propozycji, dostaję scenariusze do filmów i programów telewizyjnych. Najczęściej gram podstarzałego rockmana, który chce popełnić samobójstwo. Boję się, że jak wciąż będę grał takie role, zostanę zaszufladkowany.
Slade był jedynym zespołem glam rockowym, którego muzycy nie wyglądali jak wymalowane dziewczyny w fantazyjnych ubrankach. Nie lubiliście się stroić?
Nigdy nie chcieliśmy mieć długich włosów. Chasowi zależało, żebyśmy się wyróżniali, dlatego postanowiliśmy wystylizować się na skinów. Nosiliśmy krótko przystrzyżone włosy i glany. Było to w latach 60-tych, zanim skini zaangażowali się politycznie i zaczęli się źle kojarzyć. Wtedy postanowiliśmy zmienić styl na bardziej widowiskowy, zgodnie z trendami obowiązującymi w glam rocku. Zamiast glanów zaczęliśmy wkładać buty na koturnach, nie zrezygnowaliśmy jednak z szelek. Nigdy nie miałem na sobie nic błyszczącego, nie lubiliśmy cekinów i brokatu, które uwielbiał wtedy David Bowie. Jedynym rekwizytem w tym stylu był mój kapelusz z lusterkami, ale nosiłem go zanim jeszcze powstał glam rock. Bardzo lubiłem ten kapelusz, bo lusterka odbijały światło, dzięki czemu powstawały świetlne refleksy. Podobno świetnie to wyglądało. Nie bez przyczyny kapelusz stał się niemalże symbolem glam rocka. Już będąc młodym wiedziałem, że w rock and rollu sfera wizualna jest niezwykle ważna. Fascynowała mnie muzyka, ale też sposób, w jaki ubierały się gwiazdy. Kiedy zobaczyłem po raz pierwszy Little Richarda i Elvisa, byłem pod wielkim wrażeniem ich scenicznego wizerunku. Marzyłem, żeby tak wyglądać. Chciałem wykreować własny styl, tak jak oni.
Wciąż masz ten kapelusz?
Tak, obecnie jest przechowywany w bankowym sejfie. To jest oryginalny egzemplarz, który, jak się okazało, jest wiele wart. Potem miałem jeszcze kilka kopii. Kiedy jeździliśmy z koncertami w latach 70-tych, ten kapelusz miał swój oddzielny futerał. Nie uwierzysz, ale specjalnie zatrudniliśmy faceta, który miał się zajmować moim kapeluszem! Nic więcej nie musiał robić. Niezła fucha, prawda? Śmialiśmy się wtedy, że to najlepsza robota w całym przemyśle muzycznym.
Czy długo musiałeś namawiać członków Slade do noszenia kolorowych kostiumów?
Rozmawiałem o tym z Davem Hillem, gitarzystą zespołu. Dave i Don Powell, perkusista, grali wówczas w zespole bluesowym i oboje ubierali się bardzo szaro i zwyczajnie. Z tego co pamiętam, też marzyli o jakiejś zmianie. Dave zawsze chciał założyć na scenę coś szalonego i oryginalnego, na pewno miał odwagę na małe eksperymenty. Nie mogę tego powiedzieć o Jimmim Lea, basiście. Był poważnym facetem, miał gruntowne wykształcenie w dziedzinie muzyki klasycznej i nie w głowie mu były tego typu 38 Gitarzysta Luty 2006 wariactwa. Pamiętam, że nie raz wstydził się za nas widząc, co zamierzamy włożyć na koncert. Dawno temu, przed pierwszym dużym koncertem, wybraliśmy się wszyscy do Birmingham po kostiumy. Biegaliśmy z Davem między wieszakami i krzyczeliśmy triumfalnie, gdy znaleźliśmy coś naprawdę odlotowego. Jim myślał, że sobie z niego żartujemy. "Chłopaki, ale wy przecież nie możecie założyć tego na scenę!", powiedział w końcu. Był w szoku widząc, jak płacimy za te kostiumy. Długo nie mógł dojść do siebie, ale w końcu zaakceptował fakt, że ma do czynienia ze świrami.
Kilka gwiazd rocka doczekało się musicali, opartych na ich utworach. Dlaczego nikt nie zrobił musicalu o Slade?
Proponowano nam musical, ale nic z tego nie wyszło. Zgodzilibyśmy się na tego typu projekt, gdyby ktoś napisał naprawdę dobry scenariusz. Myślę, że to jest możliwe, tym bardziej, że w naszych tekstach podejmowaliśmy bardzo różne tematy. Byłem na musicalu "We Will Rock You", z muzyką zespołu Queen i muszę przyznać, że to kawał dobrej roboty. Nawet jeśli krytycy mieli na ten temat inne zdanie.
Czy nie nudzi cię słuchanie utworów Slade? Nie masz dość, jak po raz kolejny słyszysz "Merry Xmas Everybody"?
Bardzo lubię ten utwór. Jestem z niego naprawdę dumny, przecież wszedł do klasyki piosenek bożonarodzeniowych. Co roku dostaję około pięćdziesięciu demówek z piosenkami o świętach, mających być przebojami. Dziewięćdziesiąt procent z nich do niczego się nie nadaje, a ludzie myślą, że jeśli ja je zaśpiewam, to utwory te od razu wejdą na szczyt listy przebojów. To mi pozwala docenić "Merry Xmas Everybody" jako wspaniały utwór, który w ogóle się nie starzeje.