Paul Landers (Rammstein)
Wywiady
2006-02-01
Zapewne wiele osób obserwujących karierę grupy Rammstein zastanawia się, jak daleko ten nietuzinkowy zespół może się jeszcze posunąć. Grupa słynie bowiem z zachowań sado-maso, sztucznych penisów, efektów pirotechnicznych i groźnie brzmiących utworów w języku niemieckim
Rozmawiamy z Paulem Landersem, gitarzystą zespołu Rammstein. Mieliśmy nadzieję, że Paul odsłoni przed nami kulisy mroku i perwersji. Nie myliliśmy się. Dowiedzieliśmy się trochę o oryginalnych scenicznych ubiorach, gadających nagrobkach i jedzeniu szkła. Osobom o słabych nerwach zalecamy przerwanie lektury...
Rammstein plasuje się dość wysoko na liście zespołów szokujących swoim zachowaniem scenicznym. Nie zapominajmy jednak o pionierach w tej dziedzinie.
Czy jakaś przygoda z fanką szczególnie zapadła ci w pamięć?
Mogę prosić o inny zestaw pytań?
No dobrze... Jak byś chciał umrzeć?
Na pewno nie chciałbym zginąć w wypadku samochodowym, ale mam przeczucie, że tak właśnie zakończę swój żywot. Ewentualnie spadnie na mnie cegła...
Co chciałbyś mieć napisane na swoim nagrobku?
Chciałbym, aby na moim grobie zainstalowano specjalne urządzenie, napędzane, na przykład, energią słoneczną. Kiedy ktoś podchodziłby do grobu, aby się za mnie pomodlić, słyszałby okrzyk: "Poszedł stąd!" (lub coś w tym rodzaju) oraz demoniczny śmiech czy też inny, straszny dźwięk. Pragnę zrobić wszystkim taki pośmiertny dowcip.
Jaką piosenkę chciałbyś mieć zagraną na twoim pogrzebie?
Idealnie byłoby napisać piosenkę specjalnie na własny pogrzeb, śpiewaną z perspektywy mnie samego leżącego w trumnie, zwracającego się do opłakujących mnie bliskich. Tekst brzmiałby mniej więcej tak: "Nie smućcie się, wszyscy skończycie tak samo jak ja.". Oczywiście musiałbym to napisać, zanim spadnie na mnie owa cegła.
Które z ubrań, jakie nosiłeś na scenie, określiłbyś jako najbardziej oryginalne?
Podczas ostatniej trasy występowaliśmy w tradycyjnych strojach bawarskich, które zostały nieco unowocześnione industrialnymi wstawkami (w końcu jesteśmy zespołem metalowym). Chcieliśmy założyć coś odjazdowego i oryginalnego, coś, czego nikt inny nie ośmieliłby się włożyć na scenę. Nosimy tradycyjne stroje, bo jako niemiecka grupa jesteśmy to winni naszemu krajowi. Gdybyśmy pochodzili z Chin, pewnie występowalibyśmy w takich fajnych płaskich kapeluszach.
Czy jest coś, czego w żadnym wypadku nie włożylibyście na koncert?
Nie ma czegoś takiego, nie lubimy ograniczeń. Na przykład na koncercie z okazji Halloween, który graliśmy z zespołami Korn i Limp Bizkit, występowaliśmy całkiem nago. Chłopaki z grupy Korn przebrali się za zespół metalowy z lat 80-tych, zaś członkowie tywy Limp Bizkit zrobili z siebie Elvisów. A my, ponieważ w Niemczech nie obchodzimy święta Halloween, nie mieliśmy zupełnie pomysłu. Wiedzieliśmy, że inni włożyli w całe to przedsięwzięcie dużo wysiłku i inwencji. W związku z tym nie mogliśmy wystąpić w zwykłych ubraniach. Doszliśmy do wniosku, że musimy wystąpić nago.
Czy podczas tego właśnie koncertu towarzyszyły wam, jak zwykle, sztuczne ognie?
Jasne, że tak, ale dzięki temu, że nie mieliśmy ubrań, było nam trochę chłodniej. Zawsze podczas efektów pirotechnicznych na scenie jest gorąco jak w piekle.
Grałeś również na płonącej gitarze...
Tak. Płonęła właściwie sama główka gitary, ale struny były rozgrzane do czerwoności!
Czy któryś z was został kiedykolwiek ranny podczas koncertu?
Tak, ale my lubimy ból. Przepadamy za różnego rodzaju wybuchami i eksplozjami. Till Lindemann, nasz wokalista, uwielbia czuć ogień na twarzy. Niestety, praktyki te miały zły wpływ na jego słuch. Mimo to, koleś nadal lubi, jak go boli. Efekt wizualny nie jest dla nas najważniejszy - ważne, żeby bolało. Nie zapominaj, że pochodzimy z byłego NRD i jesteśmy bardzo wytrzymali. Potrafimy znieść wyjątkowo dużo. Myślę, że mamy to we krwi. No, może Czeczeńcy są trochę twardsi od nas. Till jada kieliszki do wina, łącznie z podstawką. Jednak nikomu tego nie polecam, gdyż w tym przypadku trzeba umieć naprawdę dobrze gryźć. W naszych rejonach, kiedy ktoś w barze chce zacząć bójkę, najpierw rzuca ci groźne spojrzenie, a potem gryzie szklankę, żeby pokazać, jakim jest twardzielem. Różnica polega na tym, że ci kolesie wypluwają szkło, zanim się na ciebie rzucą. Till przedłuża grę wstępną: gryzie szkło i je połyka, cały czas gapiąc się na ofiarę. Potrafi tak zjeść cały kieliszek. Na szczęście, nigdy nie prowadzi to do bezpośredniego starcia.
Jeśli miałbyś rozwalić komuś gitarę na głowie, kogo byś wybrał i dlaczego?
Niezdrowo jest tłumić w sobie złość i nienawiść. Od tego można zachorować na raka. Właśnie przeczytałem książkę o filozofii zen. Była tam anegdota o łódce, którą w skrócie przytoczę. Załóżmy, że płyniesz łódką po jeziorze i wpadnie na ciebie inna łódka. Co robisz? Zazwyczaj wściekasz się i, w normalnym odruchu, wyzywasz osobę, która spowodowała kolizję. A co zrobisz, jeśli łódka, która na ciebie wpadnie, okaże się pusta? Nie ma na kim wyładować złości. Staram się żyć według założenia, że ta druga łódka jest pusta. Niestety, nie wychodzi mi to najlepiej.
Z kim chciałbyś odbyć pojedynek na riffy?
Z Richardem Kruspem, czyli z naszym drugim gitarzystą! Tak się składa, że codziennie się z nim pojedynkuję na riffy. Regularnie organizujemy sobie gitarowe rozgrywki, to dla nas nie pierwszyzna. Chociaż, mówiąc szczerze, wolałbym, żebyśmy zorganizowali sobie zawody w piciu kawy.
Jeśli miałbyś być zwierzęciem, jakie byś wybrał?
Byłbym takim małym kundelkiem, który cały czas jazgocze bez powodu. Idąc dalej tym tropem, Till byłby psem wielkości cielaka, z dużymi, maślanymi oczami, a Richard z pewnością zostałby bokserem. Gdybyś chciał zabrać mu jedzenie, warczałby znad miski.
Gdyby nakręcono film o Rammsteinie, kto zagrałby ciebie?
Danny DeVito.
Gdybyś nie był gitarzystą w Rammsteinie, co byś robił?
Założyłbym firmę o nazwie "Unasked - For Advice". Ludzie przychodziliby do mnie, a ja udzielałbym im rad we wszelkim możliwym zakresie - jak karmić ptaki, jaki kolor samochodu jest dla nich odpowiedni, ile dzieci powinni mieć i w jaki sposób mogą naprawić cieknący kran.
Co by było, gdyby zespół Rammstein utknął w jednej windzie z przystojnym ratownikiem ze "Słonecznego Patrolu", Davidem Hasselhofem oraz kilkoma skrzynkami piwa?
Pewnie musielibyśmy to wszystko wypić! Nauczyliśmy się, że znani ludzie, którzy uważani są za niezbyt sympatycznych, prywatnie okazują się fajnymi osobami. To oznacza, że sławni ludzie, których lubimy, mogą przy bliższym poznaniu okazać się rozczarowaniem. W każdym razie, dobry browar na pewno pomaga przezwyciężyć problemy w kontaktach z innymi.
Rammstein nagrał sporo utworów, w których mowa o męskich członkach. Czy gitara jest dla ciebie przedłużeniem penisa?
Chyba jednak nie. Wydaje mi się, że nie jestem typowym gitarzystą. Nie lubię gitary prowadzącej. Nie odmówię sobie dobrej solówki, ale musi to być coś naprawdę niepowtarzalnego.
Rammstein plasuje się dość wysoko na liście zespołów szokujących swoim zachowaniem scenicznym. Nie zapominajmy jednak o pionierach w tej dziedzinie.