TO BOLI
W historii muzyki znajdziemy wielu wykonawców, którzy ulegli nieszczęśliwym wypadkom, a mimo to z ogromnym sukcesem kontynuowali kariery. Niektóre zdarzenia miały charakter tymczasowy, inne kończyły się trwałym uszczerbkiem na zdrowiu. Przedstawiamy kilka najbardziej znanych historii tego typu
DJANGO REINHARDT- OSTROŻNIE Z OGNIEM
Urodzony w 1910 roku gitarzysta pochodzenia cygańskiego, Django Reinhardt, grał dla paryskiej publiczności od chwili, kiedy skończył trzynaście lat. Później, mając osiemnaście lat, mieszkał wraz z żoną w przyczepie kempingowej. Młode małżeństwo przemierzało Francję, odwiedzając sale koncertowe, rozsiane po całym kraju. Pewnego razu, gdy Django wrócił z koncertu, zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. Muzykowi wydawało się, że słyszy mysz chroboczącą w przyczepie. Zapalił świeczkę, z zamiarem znalezienia szkodnika. Niestety, świeczka wyślizgnęła mu się z rąk i spadła na stojące na stole sztuczne kwiaty. W zwykłych okolicznościach prawdopodobnie nic by się nie stało. Tak się jednak złożyło, że do zrobienia kwiatów użyto łatwopalnej celulozy, przez co przyczepa w mgnieniu oka stanęła w płomieniach. Django doznał bardzo poważnych obrażeń. Poparzenia prawej strony ciała były tak dotkliwe, że lekarze amputowali mu prawa nogę. Lewe ramię muzyka również ucierpiało, a w lewej ręce pozostały mu tylko dwa sprawne palce. Mały palec oraz palec serdeczny zostały niemalże wciśnięte w dłoń na skutek wybuchu, gdyż w wyniku wysokiej temperatury doszło do skurczenia się ścięgien. Mimo tak poważnych obrażeń, Django postanowił, że nie zrezygnuje z gry na gitarze. Jeszcze w szpitalu podczas rekonwalescencji starał się regularnie ćwiczyć, co nie było łatwe. Nie poddawał się jednak i wypracował sobie własny styl gry na instrumencie. Miał tylko dwa sprawne palce lewej ręki, mimo to używał, ze sporym wysiłkiem, swoich okaleczonych palców do grania na dwóch górnych strunach gitary. Wszystkie solówki był w stanie zagrać za pomocą dwóch zdrowych palców. Siła woli i niezwykle ciężka praca sprawiły, że pokonał swoje kalectwo. Trzeba by było zobaczyć go na koncercie, żeby uwierzyć, czego dokonał. Nawet gdyby miał wszystkie palce sprawne, jego grę uważano by za wirtuozerię w dziedzinie gypsy jazzu. Jak widać, muzykowi należy się uznanie i wielki szacunek.
FREDRIK THORDENDAL (MESHUGGAH)- W WOLNYM CZASIE LEPIEJ SOBIE POCZYTAĆ
Muzyk ten, znany z gry na ośmiostrunowej gitarze, ma jedną słabość - majsterkowanie. Pewnego dnia, a było to w 1994 roku, zajmował się drobnymi naprawami stolarskimi, w wyniku których nieszczęśliwe obciął sobie czubek środkowego palca lewej ręki. Chirurgom udało się jednak przyszyć go z powrotem. Od tej pory Fredrik gra na gitarze, odnosząc duże sukcesy, chociaż palec nie jest do końca sprawny i muzyk nie odzyskał w nim całkowitego czucia.
YNGWIE MALMSTEEN JEŚLI PRZEŻYŁEŚ ROK 1987, PRZEŻYŁEŚ NAJGORSZE
Ten szwedzki gitarzysta ledwie uszedł z życiem z wypadku samochodowego, który zdarzył się w 1987 roku. Uderzył Jaguarem w drzewo, na skutek czego odniósł ciężkie obrażenia, doznając przy tym poważnego wstrząsu mózgu (uderzenie była tak silne, że Yngwie złamał głową kierownicę). W rezultacie gitarzysta zapadł w śpiączkę, z której nie wychodził przez kilka dni. Zator w mózgu spowodował paraliż prawej ręki. Na tym się jednak nie skończyły nieszczęścia Yngwiego. Kiedy przebywał w szpitalu, gdzie poddawany był rehabilitacji i fizjoterapii, jego matka zmarła na raka, a jego dziewczyna odeszła od niego. Mimo to, Malmsteen nie poddał się. Postanowił nadal grać na gitarze. Z determinacją poświęcił się bolesnym i długotrwałym ćwiczeniom. Zapytany po latach, czy miał momenty załamania, z całą stanowczością odpowiedział: "nie". Muzyka była wszystkim, co mu zostało. Jakby tego było mało, Malmsteen złamał tę samą rękę w 1992 roku. Od tego czasu cierpi na sporadyczne zapalenie ścięgien. Jak widać i słychać, nie zaważyło to na jego umiejętnościach.
JAMES HETFIELD (METALLICA)- NIE ŁAM SIĘ, CZŁOWIEKU
Podczas trasy koncertowej z Ozzy Osbournem, która odbyła się w 1986 roku, Hetfield przewrócił się na deskorolce i złamał lewą rękę. Od tego momentu muzyk na koncertach śpiewał, natomiast na gitarze zastępował go inny wykonawca. Dużo poważniejszy wypadek przydarzył się Hetfieldowi podczas koncertu w Montrealu, w 1992 roku. Wówczas został poparzony podczas pirotechnicznego pokazu na scenie. Tak się pechowo złożyło, że Hetfield znalazł się dokładnie w środku płomienia o czterometrowej wysokości. Doznał oparzeń trzeciego stopnia lewej ręki oraz górnej części ciała, a także oparzeń pierwszego stopnia prawej ręki. Nie przerwano jednak trasy koncertowej. Hetfield nadal śpiewał, a jego partie gitarowe grał ówczesny gitarzysta zespołu Metal Church, John Marshall. Obawiano się, że Hetfield nie zagra już na gitarze, on jednak poszedł za przykładem innych poszkodowanych kolegów i nie poddał się. Po roku intensywnej rekonwalescencji był w stanie zagrać na koncercie tak, jakby nic mu się nie stało.
DAVE MUSTAINE (MEGADETH)- SEN NIE ZAWSZE WYCHODZI NA ZDROWIE
Muzyk ten doznał z pewnością najbardziej nietypowego uszczerbku na zdrowiu. Zdarzyło się to w pierwszym tygodniu 2002 roku, kiedy Mustaine ucinał sobie drzemkę. Dave zasnął, leżąc na lewej ręce. Tak się niefortunnie złożyło, że od bicepsa w dół odcięty został dopływ krwi, co spowodowało uszkodzenie nerwu lewej dłoni. Lekarze zdiagnozowali neuropatię nerwu promieniowego, co Mustaine ogłosił na konferencji prasowej, zorganizowanej w celu uspokojenia zmartwionych fanów. Powiedział wtedy, iż według specjalistów całkowite dojście do formy zajmie mu około roku i że istnieje ryzyko, że nigdy nie odzyska pełni władzy w ręce. Zapewnił, że pracuje z grupą najlepszych specjalistów, odbywa regularną fizjoterapię i ma nadzieję, że z boską pomocą wróci do gry. Rzeczywiście, silna wiara i intensywne ćwiczenia sprawiły, że odzyskał formę. Megadeath wrócił na scenę i, ku uciesze swoich fanów, gra nadal.
GRAHAM OLIVER (SAXON)- NIEPOMYŚLNY WIATR
Jest to drugi wypadek z serii tragikomicznych. Były lata 70. Gitarzysta grupy Saxon, Graham Oliver, wychodził właśnie z domu na koncert. Otworzył drzwi, kiedy zerwał się silny wiatr i drzwi przytrzasnęły mu lewą rękę. Sprawa była na tyle poważna, że istniało zagrożenie amputowania całej dłoni. Skończyło się jednak na usunięciu części palca serdecznego. Ręka goiła się przez sześć miesięcy. Oliver szybko wrócił do gry, a musiał ćwiczyć, ponieważ niedługo miała rozpocząć się trasa koncertowa jego grupy. Jak przyznał się kilka lat później, było to koszmarne doświadczenie, tym bardziej, że przez pierwsze miesiące ręka owinięta była bandażami. Podczas chwil załamania Oliver dzwonił do Tony’ego Iommi, z prośbą o wsparcie. Tony zgodził się pożyczyć Oliverowi swoje protezy do grania. "Raz pojechałem do niego i wybieraliśmy z kolekcji sztucznych palców jakiś odpowiedni dla mnie. Czułem się trochę jak Kopciuszek, przymierzający pantofelki. Niestety, nie znalazłem dla siebie nic odpowiedniego." - opowiada Oliver. Muzyk przyznaje, iż z powodu wypadku z drzwiami nie może już wykonywać vibrato, a także nie jest w stanie dosięgnąć tym palcem do najgrubszej struny. "Wielu muzyków, którym przydarzyło się coś podobnego, zwracało się do mnie z prośbą o radę. Mówiłem im, że trzeba po prostu umieć wykorzystać to, co się ma i przede wszystkim nie wolno się poddawać."
ADRIAN VANDENBERG (WHITESNAKE)- TYLKO BEZ PRZESADY
Przekonany, że samodyscyplina i regularne ćwiczenia są kluczem do sukcesu, gitarzysta grupy Whitesnake, Adrian Vandenberg, nabył w latach 80. książkę o technikach gry na gitarze. Postanowił, że będzie ćwiczył po kilka godzin dziennie. Ćwiczenia izometryczne, które wykonywał, wymagały intensywnego ruszania nadgarstkami. Swoją żywiołową grą nadgorliwy muzyk doprowadził do naderwania ścięgien i ogólnej kontuzji nadgarstka. Whitesnake nagrywali wtedy album "Slip Of The Tongue" i byli zmuszeni poprosić o pomoc Steve’a Vaia. Muzyk zgodził się przyjechać do studia i nagrać partie gitarowe za Vandenberga. Rekonwalescencja chorego nadgarstka zajęła kilka miesięcy. Wniosek dla potomnych? Z niczym nie należy przesadzać.
RICK PARFITT (STATUS QUO)- KĄPIEL W SZAMPANIE ZAMIAST KONCERTU? CZEMU NIE
Podczas trasy koncertowej "Never Say Never", odbywającej ścięgien, uniemożliwiającej mu dalsze występy. Muzycy jednogłośnie postanowili odwołać kolejne koncerty. Sceptycy stwierdzili, że Parfitt po prostu się starzeje, ale gitarzysta, odporny na złośliwe docinki, udał się czym prędzej do City Football Club w Leicester na rekonwalescencję. Był to dość przyjemny pobyt, obfitujący w różne zabiegi pielęgnacyjne. Niestety, nadal nie był w stanie ruszyć ręką i nie mógł zagrać nawet jednego akordu. Koledzy z zespołu byli więc zmuszeni uzbroić się w cierpliwość. Po pewnym czasie Status Quo znów zagrał, a trasa "The Party Ain’t Over Yet" cieszyła się dużym powodzeniem. Na złość sceptykom.
LES PAUL- OCALONY PIONIER GITARY ELEKTRYCZNEJ
W 1948 roku Les Paul, ojciec gitary elektrycznej, miał wypadek samochodowy, podczas którego został ciężko ranny. Lekarze zawyrokowali, że muzykowi trzeba amputować prawą rękę, gdyż w wyniku uderzenia kości zostały całkowicie zmiażdżone. Gitarzysta, zdawszy sobie sprawę, że więcej nie zagra, zaczął błagać lekarzy, żeby nie pozbawiali go ręki. Na szczęście, udało mu się ich przekonać i Les Paulowi wstawiono szynę tak, aby mógł trzymać w ręku gitarę. Miał nadzieję, że po jakimś czasie będzie w stanie znowu grać. Szyna do dziś spełnia swoją funkcję. Nic, tylko pogratulować muzykowi siły przekonywania.
TONY IOMMI (BLACK SABBATH)- WSZĘDZIE, BYLE NIE DO FABRYKI
Po wypadku, który zupełnie zmienił jego życie, Tony Iommi z grupy Black Sabbath był pewien, że już nie zagra. Wydarzenie to miało miejsce na początku kariery Black Sabbath, kiedy jeszcze mało kto słyszał o tym zespole, a jego członkowie imali się przeróżnych prac, żeby zarobić na życie. W owym czasie Tony pracował w fabryce. Włożył lewą rękę w tryby maszyny, która przycięła mu dwa palce: środkowy i serdeczny. Gitarzysta zupełnie się załamał, ale po jakimś czasie pogodził się z faktem, że już nigdy nie sięgnie po gitarę. Później jednak Tony ponownie uwierzył w siebie. Znajomy pożyczył mu płytę z nagraniami Django Reihardta, który, mimo tragedii, wrócił do gry i odniósł wielki sukces. Tony znowu zapragnął grać. Postanowił dowiedzieć się więcej o tym dzielnym muzyku, który stał się odtąd jego bohaterem. Zapragnął, tak jak Django, wypracować swoją własną technikę gry, i to pomimo kalectwa. Podszedł do problemu niestandardowo. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było stopienie kilku butelek po płynie do mycia naczyń. Powstałe w ten sposób protezy nałożył sobie na kikuty dwóch palców. Zaczął znowu grać, a reszta jest już historią rock and rolla. Jego postawa zainspirowała wielu muzyków, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji.
PETE TOWNSHEND (THE WHO)- EFEKTY SPECJALNE
W sierpniu 1989 roku The Who grali koncert w mieście Tacoma, w stanie Washington. Townshend grał jak zwykle bardzo żywiołowo, używając swojej oryginalnej techniki zwanej "wiatrakiem". W pewnym momencie zaczepił o ramię mostka typu tremolo i dotkliwie zranił się w rękę. Widząc, jak z ręki muzyka tryska krew, fani zamarli z przerażenia. Townshend w panice zbiegł ze sceny. Zaaplikowano mu tlen i odwieziono do szpitala. Na szczęście ścięgna nie zostały uszkodzone. Gitarzysta w pełni odzyskał sprawność.