Robb Flynn (Machine Head)
Wywiady
2014-11-07
W ramach promocji nowego krążka Machine Head pt. "Bloodstone & Diamonds", który dzisiaj ma swoją premierę, rozmawialiśmy z Robbem Flynnem - wokalistą i gitarzystą formacji.
Napotkaliście nieco problemów zanim udało się nagrać nowy album - choćby z wymianą basisty. Te kłopoty wpłynęły jakoś na to, co ostatecznie znalazło się na płycie?
Czy ja wiem… Nie, raczej nie. Wciąż jesteśmy tą samą paczką trzech kolesi, którzy kochają tworzyć muzykę. Na wymyślanie nowych melodii i riffów poświęcamy większość swojego czasu i dzięki temu nic się nie zmienia. Nadal jesteśmy tym samym zespołem Machine Head co wcześniej, tyle, że w zmienionym składzie.
Czym album "Bloodstone & Diamonds" jest dla ciebie i dla całego zespołu, zważywszy na fakt, że właśnie przypada wasze dwudziestolecie istnienia?
Myślę, że ten album jest przełomem. Stanowi kamień milowy dla nas jako zespołu. Jesteśmy ze sobą już dwadzieścia lat… To szaleństwo! Machine Head istnieje już szmat czasu. To naprawdę duże szczęście móc być dziś w tym miejscu, w którym się znaleźliśmy. Możliwość robienia tego, co lubimy robić, czyli nagrywania nowych płyt, kręcenia klipów, grania kolejnych koncertów i całych koncertowych tras. Jesteśmy prawdziwymi szczęściarzami.
Jak układa wam się współpraca z nowym basistą - szczególnie jeśli chodzi o proces komponowania materiału na nową płytę?
Świetnie. Jared jest basistą z krwi i kości, idealnie zgrywa się z bębnami. Gra czysto sekcyjnie, gitary zostawia z boku. Fajnie jest mieć kogoś z charakterem - ten koleś taki właśnie jest. Na dodatek potrafi śpiewać, więc czego moglibyśmy chcieć więcej? Jeśli chodzi o komponowanie, to jeszcze nie udziela się nazbyt wiele, bo nie miał ku temu specjalnie okazji. Dołożył do tego materiału trochę od siebie, ale kilka numerów było już też gotowych przed jego przyjściem.
Jak komponujecie swoje kawałki? Siadacie nam nimi wspólnie, czy to ty prowadzisz ten proces?
Wiesz… jeśli spojrzysz chociażby na Iron Maiden, to tam przez pierwszych kilka lat działalności zespołu przewinęło się ze dwudziestu muzyków [śmiech], a i potem wcale nie było o wiele lepiej, bo niemal na każdej płycie z lat 80-tych i 90-tych skład różnił się o co najmniej jedną osobę. Wydaje mi się, że nasi fani nie przywiązują do tego zbyt wielkiej wagi… akceptują nasze wybory, zmiany i wciąż są z nami. Dave jest w zespole od 19 lat - to kawał czasu.
Z jakiego sprzętu korzystałeś przy nagrywaniu tej płyty? Używałeś swojej sygnatury Epiphone?
Nie, obecnie korzystam z kilku customowych modeli Dragon wykonanych przez fine art guitars. To niesamowite sprzęty, gram na nich już od kilku lat i są wykonywane ręcznie przez jednego gościa. Rozumiesz? Przez to są bardzo wyjątkowe i mają bardzo charakterystyczne brzmienie. Uwielbiam te wiosła, więc od jakiegoś czasu po prostu się z nimi nie rozstaję.
A jeśli chodzi o wzmacniacze - masz w swojej stajni jakiś ulubiony piec?
Już od wielu lat niezmiennie moim ukochanym piecem jest Peavey 5150. Nie jeździ ze mną w trasy, bo jest zbyt cenny - zawsze natomiast nagrywam na nim kolejne albumy. Trzymam go w specjalnie zabezpieczonym magazynie, nie mam zamiaru się z nim rozstawać.
Materiał na "Bloodstone & Diamonds" ma w sobie więcej melodyjności w porównaniu do ostatnich waszych płyt. To oznacza, że Machine Head będzie teraz bardziej "heavy", a mniej "thrash"?
Jeśli takie jest twoje odczucie to chyba dobrze, ale nie zastanawiałem się nad tym w ten sposób… Tworzenie muzyki jest dla mnie bardzo osobistym, duchowym doświadczeniem. Nie cierpię o rozmawiać o muzyce, bo niemożliwe jest dla mnie opisanie uczuć, które wiążą się z jej tworzeniem. Tego nie da się tak po prostu wytłumaczyć. Moje riffy, teksty są metaforą. Metaforą tego, co znajduje się we mnie samym. One tworzą obraz, który ostatecznie znajdzie się również w twojej głowie.
Komputeryzacja rzeczywiście zabija dziś odbiór muzyki? Pamiętam twój wpis w sieci na ten temat, chyba byłeś nieco sfrustrowany…
To nie do końca o to chodzi. Wiesz, kocham swojego iPhone’a, internet i Spotify… Zabawne, jak bardzo zmieniły się czasy w porównaniu do obyczajów jakie panowały jeszcze choćby dziesięć lat temu. Wtedy największym pytaniem było: Jakim sposobem mogę wcisnąć swoją płytę do sklepów? Jak mogę pokazać światu moją muzykę, żeby ludzie mieli możliwość kupienia, a potem posłuchania jej? Teraz to już przeżytek - zniknął problem sklepów, również w niepamięć odeszły wydania CD, bo w dzisiejszym odczuciu nie mają one tak wielkiego znaczenia. Dzisiaj wszystko odbywa się online i z jednej strony to dobrze, ale z drugiej strony nadmiar Facebooka i Instagrama w codziennym życiu prowadzi do tego, że publiczność na koncertach nie patrzy już na scenę i nie chwyta tej ważnej chwili, w której się znajduje. Ludzie nie patrzą na scenę, tylko w ekrany swoich telefonów. Nie jestem w stanie tego zrozumieć, bo według mnie koncert to możliwość przeżywania niezwykłego doświadczenia relacji, jaka zachodzi pomiędzy artystą a fanami, którzy wydali sporo pieniędzy i przyszli specjalnie po to, by go zobaczyć.
Nie stronicie od dawania koncertów w Polsce. Lubicie tu grać? Jak ma się sprawa z polską publicznością?
Oczywiście. Stary, byliśmy tutaj kilka tygodni temu i było fantastycznie! Zostaliśmy gorąco przywitani, zaznaliśmy sporą dawkę dobrej zabawy. Czego chcieć więcej?
Skoro już mowa o koncertach - jakie są wasze plany na trasę promującą nowy album, przynajmniej jeśli chodzi o nadchodzące miesiące?
Cóż, zdaje się że pokręcimy się po Europie w listopadzie. Potem wracamy na trzy tygodnie do domu, żeby znów wyjechać w trasę koncertową - tym razem po Stanach. Odwiedzimy również Afrykę i - co mogę zdradzić już teraz - pojeździmy trochę z Howardem Jonesem z Killswitch Engage.
Nie mogę się powstrzymać, żeby na koniec nie spytać cię, czy masz jakiś ulubiony utwór z waszego nowego materiału. Pierwszy kawałek ma niezłego kopa!
Doprawdy? [śmiech] Cieszę się, że ci się podoba. Nie wiem czy potrafię odpowiedzieć na takie pytanie, bo to zupełnie tak, jakbyś spytał mnie: ej, jakie jest twoje ulubione dziecko? [śmiech]. Lubię wszystkie te utwory i ze wszystkich jestem dumny w takim samym stopniu.
rozmawiał Maciej Barski