Podążając za swoimi idolami, Marco Sfogli wypracował własny, melodyjny styl i umiejętność pisania chwytliwych instrumentalnych kompozycji. Na co dzień gitarzysta w zespole Jamesa LaBrie, kompozytor i aranżer, udziela się w wielu projektach.
Z Marco Sfogli rozmawialiśmy w Warszawie podczas Guitar Awards 2014.
Cześć Marco! Na Guitar Awards w Polsce wystąpiłeś z serią warsztatów i koncertów. Jak oceniasz tę imprezę, szczególnie w porównaniu z innymi tego typu wydarzeniami, w których brałeś udział?
Cześć Sławek. W pierwszej kolejności chciałbym powiedzieć, że uczestnictwo w tym wydarzeniu to dla mnie zaszczyt. Nigdy wcześniej nie byłem w Polsce i zaskoczyła mnie ilość fanów. Nie wiedziałem, że mam ich aż tyle w Polsce (śmiech). Bycie na Guitar Awards było doskonałym i gościnnym doświadczeniem. Zestawiając zaś Guitar Awards w Polsce z innymi tego typu imprezami, byłem ostatnio w tym roku na Musikmesse w Niemczech. Nie ma co porównywać tych dwóch wydarzeń w kwestii skali, Musikmesse jest na pewno większe, natomiast w Warszawie czułem się znakomicie.
Wielu z Twoich fanów ceni sobie Twój styl gry. Co doradziłbyś tym, którzy chcieliby osiągnąć Twoje brzmienie?
Cóż... Należę do tych ludzi, którzy wierzą, że brzmienie w znacznej części jest w twoich palcach i twojej głowie. Na przykład nie przepadam za brzmieniami "super harsh" lub inaczej, tymi tak zwanymi brzmieniami "super metalowymi", których obecnie pełno w nowoczesnej muzyce. Mam więc swoje zdanie na temat brzmienia i raczej się go trzymam, czyli skręcam wysokie częstotliwości w prawie każdym wzmacniaczu jaki wpadnie mi w ręce. Dzieje się tak dlatego że nie lubię zbyt przesadzonej "góry" w brzmieniu gitary, poza tym lubię dodać trochę w basowych, najniższych frekwencjach.
To pewnie lubisz amerykańskie brzmienia, z większą ilością "dołu" i ciepła. Na myśl przychodzi mi Andy Timmons...
Strzał w dziesiątkę (śmiech). To jedno z moich ulubionych brzmień gitarowych. Muszę przyznać, że starałem się je skopiować jeszcze kilka lat temu, a teraz poszedłem w kierunku bardziej personalnego podejścia do brzmienia. Tak więc trzon, organiczna część brzmienia Timmonsa, ciepła z okrągłym "dołem" jest jest obecny, ale dodałem trochę więcej "środka", bo bardzo lubię "wokalną" jakość dźwięków wydobywających się z gitary i wzmacniacza. Tak więc wiesz... to bardzo osobista sprawa, bo dobre brzmienie to nie zawsze brzmienie, w którym podczas gry czujesz się najbardziej komfortowo. Tak więc musisz znaleźć balans pomiędzy dobrą grywalnością i nie tak dużą ilością przesteru. Ja na przykład używam mniej przesteru niż niektórym mogłoby się wydawać. Bardziej staram się rozkręcić wzmacniacz, końcówkę mocy aby zyskać więcej kompresji dźwięku. Tak więc tak to wygląda. "Środek" powyżej połowy skali, wysokie frekwencje cofnięte oraz bas, w zależności od wzmacniacza, zazwyczaj ustawiony w połowie.
A jak Marco Sfogli umiejscawia wszystkie gitarowe nowinki techniczne, które wciąż napływają ze świata?
Uważam, że innowacja i technologia to świetna sprawa. Sam używam wielu tego typu narzędzi, np. wzmacniacza na iPadzie podczas prób, kiedy nie mogę bardzo odkręcić prawdziwego wzmaka. Tak więc są one bardzo przydatne kiedy chcesz ćwiczyć lub na próbie, kiedy nie ma z tobą żywej duszy. Ale w gruncie rzeczy jestem facetem, który jest bardzo przywiązany do wzmacniacza lampowego. Oczywiście są dobre reprodukcje wzmacniaczy lampowych w wersji cyfrowej, np. obecnie używam DV Mark Multiamp, który jest cyfrowym wzmacniaczem, przedwzmacniaczem, końcówką mocy i sekcją efektów w jednym. Wszystko czego do tego potrzebujesz to paczka i kabel zasilający, kabel do paczki. Tak więc jestem za całym cyfrowym sprzętem tak długo jak brzmi on dobrze. Nie jestem jednym z tych "wyznawców vintage", którzy nie zagrają jeśli nie zobaczą prawdziwego wzmacniacza lampowego. Wszystko mi jedno, jeśli coś brzmi dobrze i dobrze "siedzi" pod palcami jestem za tym.
Jakie masz plany w tym roku?
Oczywiście poza współpracą z Jamesem LaBrie i moją rodzinną kapelą folkową, gram dużo sesji nagraniowych dla zespołów lub znajomych dla gitarzystów. Nagrywam zresztą obecnie płytę z przyjaciółmi, w której bierze udział trzech gitarzystów. Nie mogę jeszcze zdradzić za dużo, ale to będzie prawdziwa przyjemność zagrać z nimi. Poza tym nagraliśmy płytę z Virgilem Donati "In This Life", na której wykonałem 8 na 10 kawałków, tak więc większość materiału gitarowego to moja sprawka. Staram się po prostu być cały czas zaangażowany w ciekawe projekty i zajęty, a także pracować, gdy tylko nie uczę. Być cały czas z gitarą. A kiedy nie jestem z gitarą, jestem ojcem... (śmiech). Mam rodzinę, dzieciaki i staram się znaleźć właściwy balans między byciem w domu a utrzymaniem zdolności tworzenia i wprawy w gitarowym rzemiośle. Nie jest to łatwe, ale myślę że jest to częścią każdego muzyka który ma rodzinę.
Marco, nagrałeś dwa wspaniałe albumy solowe. Ta płyta, którą nagrywasz nie będzie Twoim solowym albumem prawda?
Nie, będą na niej umieszczone prawdopodobnie oryginalne kompozycje jak i covery. Nie myślałem jak dotąd o kolejnej płycie solowej. Na pewno nie powstanie ona w tym roku. Nie pisałem wiele materiału solowego przez ostatnie 2 lata, ostatnia moja płyta solowa "reMarcoble" została wydana w późnym 2012 roku. Ale wystąpię gościnnie w kilku projektach. No i nagraliśmy również drugi album z nowojorskim bandem Creation's End, która ukaże się zapewne później tego roku. Jestem bardzo dumny z bycia członkiem tego zespołu, chłopaki z Creation's End są niesamowici, jak i dobrzy w tym co robią.
Czyli biorąc pod uwagę całokształt jesteś bardzo zajętym muzykiem. Co jest największym wyzwaniem kiedy tak aktywnie funkcjonujesz?
Największe wyzwanie z pewnością polega na tym, aby fizycznie wytrzymać to tempo. Warsztaty, koncerty - ta kombinacja jest najtrudniejsza, ponieważ większość ludzi podczas warsztatów nie chce abyś dużo gadał tylko grał (śmiech), co jest cool, bo chcą usłyszeć Ciebie. Jest to więc niczym granie dwa razy, a materiał, który stworzyłem jest bardzo wymagający w grze na żywo, musisz być non-stop maksymalnie skoncentrowany. Jeśli pomylisz się choć o ułamek to już po tobie. Naprawdę musisz być super skoncentrowany na poszczególnych sekcjach. To nie tylko jamtrack, do którego grasz, ale prawdziwy utwór, który ma główny motyw, refren, przejścia i zawsze jakąś szaloną partię (śmiech)... A najtrudniejsza rzecz do opanowania to właśnie sytuacja, gdy warsztaty mieszają się z występami.
Masz jakieś rady dla gitarzystów, którzy chcieliby osiągnąć Twój poziom grania?
Przede wszystkim mieć otwarty umysł, słuchać muzyki w szerokim zakresie, nie ograniczać się do jednego zespołu... Pamiętam, że gdy sam zacząłem granie, oczywiście miałem swoich idoli, jak każdy, ale sprawy potoczyły się znacznie szybciej w moim rozwoju, gdy przestałem słuchać jednego czy kilku zespołów i otworzyłem się na różną muzykę. To wtedy wydarzyła się magia. Tak więc najlepsza rada to być otwartym na wszystko, a cele same się pojawią w którymś momencie. Oczywiście musisz też swoją przygodę z instrumentem traktować poważnie. Trzeba również ćwiczyć wystarczająco dużo, aby palce były na poziomie, którego oczekujesz.
A w kwestii improwizacji i nauki skal, masz jakieś rady dla wszystkich, którzy zmagają się z tym tematem?
To co można zrobić, to wziąć na początek łatwe podkłady, np. jeden akord lub tylko kilka akordów i starać się "wycisnąć" z nich ile się da. Tak więc grać dokładnie co podpowiada ci serce na tych dwóch akordach i dopiero potem dodawać kolejne akordy, wziąć inny podkład, inne akordy i znów pokryć wszystkie możliwości na gryfie używając tylko tych kilku akordów. Druga rada, którą często daję, to wyjście poza utarty schemat grania skal. Mam na myśli nie tylko systematyczne granie skal "w górę" lub "w dół" ale wybranie losowo dźwięków w przebiegu, zmieniania oktaw itp. To wtedy pojawiają się melodie, właśnie podczas takiego grania...
Powiedz coś o Twojej współpracy z Jamtrack Central. To aktualnie największa platforma z podkładami, która zrzesza najlepszych gitarzystów. Ciekawi mnie jaki jest klucz do sukcesu chłopaków z JC?
Cóż... Chłopaki z Jamtrack Central są bardzo sprytni. Nakłaniają muzyków do robienia rzeczy w odpowiednim momencie, tak więc mają mnóstwo artystów i nigdy się nie zdarza, że np. dwa nowe wydawnictwa pojawiają się w tym samym momencie. Tak więc wiedzą, że w tym miesiącu będzie wydawana jedna rzecz, w następnym inna, a w jeszcze następnym, kiedy nie mają nikogo dostępnego, wypuszczą np. miks pod szyldem "the best of". Tak więc są bardzo sprytni w poruszaniu się na rynku i są też świetnymi gośćmi. Obaj - Johnny Carpenter i Jan Cyrka bardzo mnie wspierają. Tak naprawdę zmuszają mnie i nakłaniają do nowych wydawnictw, bo wiesz... jestem najbardziej leniwym stworzeniem na ziemi (śmiech). Cieszę się ze współpracy z nimi, bo naprawdę mobilizują cię do wyciśnięcia tego co najlepsze. Tak więc to jest cały trick. Poza tym obaj są ciężko pracującymi gośćmi, głęboko wierzą w to co robią, lubią muzykę, gitary, są uczciwi... Wydaje mi się, że na końcu to wszystko się zwraca. To w końcu największa tego typu firma podkładów dostępnych w internecie. To efekt wielu lat ciężkiej pracy.
W odniesieniu do Twojego materiału na Jamtrack Central, głównie nagrywasz wcześniej czy improwizujesz?
Hm.. to w zależności od materiału. Zazwyczaj tworzę coś wcześniej, jak główną melodię i większość riffów w niektórych sekcjach, a potem wszystko jeszcze może się lekko zmienić gdy gram na żywo. Ale 99% riffów czy melodii napisanych wcześniej kończy się tak, że zapominam wszystko, gdy zaczynamy nagrywać i potem nie brzmi to jak było w zamyśle. Jest to więc w połowie napisane wcześniej, w połowie improwizowane. Melodie są zazwyczaj prawie zawsze wcześniej napisane, ponieważ trudniej jest mi od ręki wymyślić chwytliwą melodię. A reszta materiału jest w większości improwizowana.
Marco, dziękuję za poświęcony czas. Rozmowa z Tobą była przyjemnością.
Rozmawiał: Sławek Kołodziejskiwww.facebook.com/GuitarTNTcom
Wywiad drugi:
Twoje pierwsze gitarowe kroki datują się na rok...
1989, kiedy dostałem pierwszą gitarę elektryczną w prezencie od moich rodziców, obydwoje są muzykami. Był to niebieski Washburn, miał palisandrową podstrunnicę, stały mostek. Do dziś nie mogę sobie przypomnieć, co to był za model, ale pamiętam swoją drugą gitarę. Była to Yamaha RGX 121. Świetna gitara za rozsądną cenę. Wejście w świat muzyki, w moim przypadku było całkiem naturalne. Mój tata jest gitarzystą klasycznym, jednak to nie muzyka klasyczna miała wpływ na moją grę w tamtym czasie.
Wtedy byłeś fanem Van Halen, Europe...
Dokładnie tak. Uwielbiałem Eddie Van Halena. Moment, w którym po raz pierwszy usłyszałem "Beat It" Michaela Jacksona zmienił zupełnie moje podejście do gitary i muzyki w ogóle. Chciałem grać tak, jak Eddie, jednak tak ekstremalny tapping był dla mnie nieosiągalny ze względu na moje małe dłonie. Wielką inspiracją był też Kee Marcello. Dzięki niemu wszedłem w świat melodii.
Po jakimś czasie zacząłeś poszukiwać dalej, eksplorując muzykę progresywną.
Moje nieustanne muzyczne poszukiwania sprawiły, że w końcu odkryłem Dream Theater. To był przełom w moim rozwoju muzycznym. John Petrucci to gitarzysta, za sprawą którego podjąłem decyzję o chęci bycia muzykiem. Chciałem go naśladować i mieć takie gitary, na jakich grał w tamtym czasie, w latach ’90.
Co Cię skłoniło do nagrywania albumów solowych?
Zaczęło się od próśb fanów. Gdyby nie oni, prawdopodobnie płyty "There’s Hope" i "reMarcoble" nigdy by nie powstały. Podczas trasy z Jamesem LaBrie, promującej jego pierwszy album solowy, spotkałem się z entuzjastycznym odbiorem mojej gry na tyle, że ludzie chcieli posłuchać mojej własnej płyty. W zespołach, w jakich grałem dotychczas, raczej nie wychodziłem przed szereg. Nie uważałem się za gitarzystę, który mógłby tworzyć materiał solowy. Nagrywając album "There’s Hope", doszedłem do wniosku, że gra solowa daje mi taką samą radość, a może nawet jeszcze większą, niż gra w zespole.
Swoje solowe albumy miksujesz samodzielnie.
Podejście do miksowania płyty, zwłaszcza własnej jest zupełnie inne, niż w przypadku nagrywania. Miksując, musisz być obiektywny i uważać na to, że nie jesteś sam w miksie, że są jeszcze inni instrumentaliści. Przyznaję, że nie było to łatwe zadanie. Mój dobry znajomy Alex Argento udzielił mi kilku rad, bowiem ma większe doświadczenie w tej dziedzinie, niż ja.
Jaki jest Twój stosunek do zjawiska shredu, bardzo obecnego w dzisiejszej muzyce gitarowej?
Pojęcie shredu w mniemaniu niektórych to po prostu popisy, bardzo szybkie granie pasaży, czy wykorzystywanie sweep pickingu, jednak to nie wszystko. Czym jest shred bez muzykalności, frazy, melodii, czy feelingu? Jedynie narzędziem, a chyba żaden shredder nie chce być postrzegany jako rzemieślnik. Weźmy jako przykład Guthriego Govana, który często uważany jest za shreddera, bo szybko gra. Jego styl to coś więcej, niż shred. Czasem spotykam się z opiniami słuchaczy, że jestem shredderem. Nie przeszkadza mi to i nigdy nie uważałem się za shreddera. Swój styl gry opieram na melodii. Melodia to coś, co najbardziej lubię w swoich kompozycjach.
Co aktualnie znajduje się w Twoim instrumentarium?
Przede wszystkim Ibanezy RG serii Premium. Każda z tych gitar ma inny charakter brzmieniowy i w zależności od setlisty wybieram inne instrumenty. Najczęściej korzystam z Ibaneza RG560 z 1990 roku. Ta gitara pozwala mi na zagranie całego mojego repertuaru ze względu na przetworniki w układzie HSS. Zmodyfikowałem w niej elektronikę, montując potencjometr push-pull, dzięki któremu humbucker może funkcjonować jako singiel. Zatem na tym RG mogę zagrać niemal wszystko.
Zanim upodobałeś sobie wzmacniacze DV Mark, przez długi czas używałeś Mesy Boogie Mark IV.
Dość długo korzystałem z Mesy, jednak po latach doszedłem do wniosku, że bliższy mi jest brytyjski sound wzmacniaczy. Trochę zmęczyło mnie brzmienie Mesy i chciałem spróbować czegoś innego, o znacznie innych częstotliwościach, niż Mark IV.
Jak wyglądają Twoje ćwiczenia rozgrzewkowe przed koncertami?
Dobre pytanie (śmiech). Tak się składa, że w ogóle się nie rozgrzewam przed występami. Podczas trasy z Jamesem LaBrie, przed którymś koncertem za kulisami James, który dopiero co skończył swoją rozgrzewkę wokalną, zapytał mnie: "Nie chcesz się rozgrzać? Grasz bardzo skomplikowane partie gitarowe. John Petrucci przed koncertem rozgrzewa się przez godzinę!". Ja nie długo myśląc odpowiedziałem, że moją rozgrzewką będzie pierwszy utwór w setliście (śmiech). Wtedy utwór "Crucify" zaczynał koncert, więc nie ma lepszej rozgrzewki, niż tak szalone rytmy i szybkie zmiany akordów.
James LaBrie to nie jedyny muzyk Dream Theater, z którym współpracowałeś. Jak wyglądała praca z Jordanem Rudessem?
Jordan to świetny muzyk, znakomity kompan w studio i wielka osobowość. To było wspólne nagranie w studio. Jordan potrzebował gitarzysty sesyjnego do jednego utworu na płycie "The Road Home", na której znalazły się covery. Utwór, do którego nagrałem swoje partie to "Dance on a Volcano". Nagrywając, nie wiedziałem, że to numer Genesis (śmiech). Dopiero później dowiedziałem się o tym, gdy słuchałem tego utworu z moim znajomym, który jest wielkim fanem tego zespołu. Nie mógł uwierzyć w to, że nie znałem wcześniej tej piosenki.
Jakie kroki wg Ciebie należy podjąć, aby udoskonalić swój warsztat muzyczny?
Warsztat muzyczny wzbogacamy słuchając różnych gatunków muzycznych. Nie skupiajmy się na jednym zespole, czy grze jednego gitarzysty. Należy również mieć otwarty umysł i być konsekwentnym, systematycznym, wytrwałym i traktować instrument poważnie.
Sprzętologia:
Gitary: Ibanez: RG870QMZ, RG920MQMZ, RG2820ZD, RG560, Rash MT Monster
Wzmacniacz: DV Mark Triple 6
Kolumna: DV Mark C 412
Interfejs: Fractal Audio Axe FX II, DV Mark Multiamp
Struny: D’Addario 9-46
Rozmawiał Wojciech Margula