Dominik Witczak (Coma)
Wywiady
2009-05-07
Zespół Coma powstał w czerwcu 1998 roku i do tej pory zdążył zyskać sobie uznanie zarówno ze strony dużej liczby fanów, jak i krytyki
Kiedy spotkaliśmy się kilka lat temu, graliście tylko dla swych najwierniejszych fanów, a teraz chyba wyjrzało słońce - mieliście zapewnioną platynę jeszcze przed premierą albumu "Hipertrofia"...
Tym pytaniem podsumowałeś dziesięć lat naszego istnienia. Nie powiedziałbym jednak, że przy "Hipertrofii" wyszło słońce - ono nigdy nie zaszło, a raczej było za chmurami. Ale faktycznie na samym początku graliśmy dla naszych rodzin i kumpli, zresztą jak chyba większość polskich kapel na tym etapie. Z koncertu na koncert przybywało nam wiernych słuchaczy, aż stwierdziliśmy, że przyszła pora coś z tym zrobić - podpisaliśmy kontrakt, i tak to wszystko się zaczęło...
Jak wyglądał proces powstawania utworów na nowy album? W jakiej kolejności rodziły się poszczególne elementy na czele z riffami?
Na początku są riffy, melodia, bas albo bit. Zresztą wiesz, jest bardzo różnie, co tyczy się również czasu powstawania kompozycji. Czasem utwór powstaje w jedną noc, a bywa i tak, że w miesiąc.
Skąd czerpaliście inspiracje przy pracy nad nową płytą? "Widokówka" kojarzy mi się z ostatnim albumem Toola, a "Parapet" - twórczością Toma Waitsa.
Towarzyszyła nam totalnie pełna swoboda tworzenia. Od samego początku nie mieliśmy wizji albumu. Skoncentrowaliśmy się na muzie... A więc robiliśmy swoje, tworzyliśmy utwór za utworem, aż po pewnym czasie okazało się, że materiału jest już sporo. Padła propozycja umieszczenia go na dwóch krążkach. Chyba inspiracją były miejsca, w których pracowaliśmy.
Z którego fragmentu na płycie jesteś szczególnie dumny? Tylko nie mów, że ze wszystkich tak samo...
Każdy z nas ma słabsze i mocniejsze fragmenty na płycie. Dla mnie szczególna jest "Wola istnienia". To ogromna dawka wrażeń, przy której nie mogę opanować swoich emocji.
Swoją drogą, jest to bardzo zróżnicowana płyta. Przypomina trochę słuchowisko, a także nieco sztukę teatralną...
Dla mnie to bardziej opowieść niż słuchowisko, ale rzeczywiście płyta jest mocno zróżnicowana. Tak jak mówiłem wcześniej - na początku nie mieliśmy pomysłu na koncept, a muzyka jest akurat w naszym wypadku wahadłem pomiędzy naszymi uczuciami, emocjami a naszym stanem psychicznym. Dokładnie tak jak na płycie.
Który utwór lubisz najbardziej grać na koncertach?
Każdy z nich ma w sobie coś. Są utwory energetyczne i bardzo osobiste, są też spokojne i z lekkim przymrużeniem oka. Nie rozgraniczam tego. Koncert to inna przestrzeń, w której zamykamy się wszyscy - buduje się atmosfera, tworzą się emocje, jednym słowem: "rodzi się moc". Myślę, że moc każdego utworu.
Graliście przed Pearl Jam i Toolem. Przed kim jeszcze chcielibyście wystąpić?
Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, z kim chciałbym znaleźć się na jednej scenie. Ostatnio graliśmy z Illusion i Acidami (Acid Drinkers - przyp. red.). Jak na moją wrażliwość to, póki co, wystarczy.
Czy ćwiczycie w trakcie trasy koncertowej?
Każdą wolną chwilę staramy się wykorzystać na porządny wypoczynek. Wiesz, kiedy jesteś w trasie przez blisko dwa miesiące i co tydzień masz dwa lub trzy dni wolnego - siłą rzeczy musisz odpocząć. To jedyny czas, gdy naprawdę mamy ku temu okazję.
Jesteś w stanie obiektywnie ocenić zdanie osób krytykujących waszą twórczość? Najczęściej mówi się, że muzyka to powielanie schematów z lat 90., a teksty są nazbyt patetyczne...
Obiektywna ocena należy raczej do naszych słuchaczy - ludzi, którzy przychodzą na koncerty. To właśnie oni są miarodajną oceną tego, co gra Coma. Z drugiej strony, jeśli ktoś w tym, co prezentujemy, odkrywa lata 90., jeśli w tekstach dostrzega poetykę i patos, to myślę, że nie ma w tym nic złego. Jeśli ktoś zacznie nagle odkrywać hip-hop lub metal lub cokolwiek innego, to jest to tylko i wyłącznie jego prywatna interpretacja.
Czy uciekacie od swojego dawnego, bardziej luźnego wizerunku? Mam wrażenie, że Piotrek dużo więcej żartował na scenie, a wy graliście bardziej zabawowo...
Nie, nie... Ten luźniejszy wizerunek chyba nadal jest obecny, ale w nieco innej formie. Umiemy dystansować się i zarazem unikać przesady w tym, co robimy. Zdajemy sobie bowiem sprawę z tego, że niekiedy jakiś element żartu bądź małej dygresji lub prowokacji może zadziałać zupełnie odwrotnie. Tym razem wcielamy się w rolę typowej, może trochę zwariowanej rodziny. Jednak dla niektórych to już jest lekkim żartem i pewną przesadą... Dziwne.
Zapewne wraz ze zwiększeniem się liczby waszych fanów nie możecie już przebywać tak blisko nich, jak to bywało kilka lat temu, kiedy po koncercie można było z wami swobodnie pogadać...
Jak zapewne wiesz, dawniej graliśmy trochę rzadziej. Nie byliśmy tak wyczerpani jak teraz. Koncerty są dłuższe i bardziej męczące. Mimo to zawsze staramy się wychodzić do naszych fanów po koncercie i pogadać czy porobić jakieś fajne foty, choć nie zawsze nam się to niestety udaje.
Czy sukces was zmienił?
Trudno mówić o sukcesie w naszym przypadku. Robimy swoje i nie ukrywam tego, że z roku na rok fanów jest coraz więcej. Jednak nie jest to sukces czy sława w takim dość powszechnym znaczeniu. Naprawdę ciężko pracujemy i chyba nie mamy czasu się zepsuć. Tak samo nadal mamy ideały, mamy swoich mistrzów, nadal mamy do siebie szacunek i nadal potrafimy poważnie porozmawiać. Jak każdy z nas również posiadamy spełnione i niespełnione marzenia. Wydaje mi się, że wciąż jesteśmy normalnymi facetami.
Czy możesz zdradzić nam przyczyny waszego rozstania z Tomkiem?
Z Tomkiem rozstaliśmy się w przyjaznej atmosferze. Była to wspólna decyzja i życzymy sobie nawzajem wszystkiego dobrego.
Czy mam rozumieć przez twoją wypowiedź, że to sprawa osobista?
Tak, to rzecz dość prywatna i nie chcę o niej rozmawiać. Obecnie perkusistą jest Adam Marszałkowski, który pracował z nami już przy okazji drugiego albumu. Ma warsztat, wiedzę i jest świetnym kolesiem. Byłem pozytywnie nakręcony jego graniem w Normalsach, choć chłopcy byli trochę przeciwni... Później zamieniliśmy się poglądami i to ja miałem pewne wątpliwości, ale teraz jest naprawdę bardzo dobrze.
Na jakim gracie sprzęcie?
Na razie chyba nie ma sensu o tym mówić, gdyż szykują się u nas duże zmiany w tej właśnie sferze...
Więc opowiedz nam przynajmniej o swoim własnym arsenale...
Zdziwisz się pewnie, ale jestem bardzo skromnym posiadaczem jedynie dwóch gitar. Pierwsza to sprzęt marki PRS, a druga była wykonana na zamówienie. PRS-ów zresztą oglądałem chyba z 50. Trochę się pobawiłem i wybrałem jeden z modeli. Nie mam ani ambicji na drogi sprzęt, ani nie jestem pazerny na jego dużą ilość. Poza tym powiem ci, że często sama firma to tzw. kit.
A masz jakichś ulubionych gitarzystów? Wzory do naśladowania?
Jestem zdania, że najlepszą nauką jest opanowywanie własnych motywów rodzących się w głowie. Mimo wszystko uwielbiam - głównie za wcześniejsze dokonania - Grześka Skawińskiego. Jesteśmy dobrymi znajomymi i przyznaję otwarcie, że jestem jego fanem. Jeśli chodzi o gwiazdy ze świata, to fajnie zobaczyć niektórych "cyrkowców" w akcji, ale wydaje mi się, że nie o to chodzi w muzyce...
Żałowałeś kiedyś, że zająłeś się gitarą? Mówiłeś sobie: "cholera, po co mi to było?"
Bywało różnie, ale powiem ci, że nigdy nie wątpiłem, iż muszę się zajmować w życiu muzyką. Poza byciem gitarzystą jestem realizatorem dźwięku. Jestem po szkole reżyserii dźwięku w Warszawie. Często jest tak, że bawię się tym, a kiedy już to, co widzę na monitorze, zaczyna mnie ogłupiać, sięgam po swoją gitarę i odrywam się od widoku ekranu. Poza tym od paru lat jestem zafascynowany perkusją. Lubię popukać w bębenki i wkrótce mam zamiar zakupić sobie jakiś prywatny zestaw.
Wobec tego mam nadzieję, że jak się jeszcze trochę podszkolisz, będziesz mógł udzielić wywiadu dla magazynu "Perkusista". Słyszałeś ostatnio jakąś dobrą gitarową płytę?
No to teraz uważaj - mam w domu tylko parę płyt. Nie kupuję ich, a raczej robię to ekstremalnie rzadko. Jak już coś trafia do moich rąk, to często rozdaję to i zarażam ludzi fajnymi dźwiękami. Zazwyczaj słucham internetowych rozgłośni radiowych, zwłaszcza tych zagranicznych. Tam grają zupełnie inne rzeczy niż w naszych mediach radiowo-telewizyjnych. Ale nie mam ulubionej płyty czy takiej, która ostatnio by mnie zafascynowała... Co innego, jakbyś spytał mnie o ulubiony zespół.
Odbiorę to jako sugestię: Jaki jest twój ulubiony zespół?
Nie wspominałem ci? Moja ulubiona kapela to Limp Bizkit.
Poważnie? Jeden z najbardziej znienawidzonych zespołów jest twoim ulubionym? Liczyłem na jakąś nudną odpowiedź w stylu Led Zeppelin czy Pink Floyd (śmiech)...
Cieszę się, że cię zaskoczyłem. Riffy u Limp Bizkit są dla mnie miażdżące. Zaraz na drugim miejscu plasuje się Rage Against The Machine. Ostatnio też odkopałem wszystko, co miałem w wykonaniu Foo Fighters. Moim zdaniem są świetni. Zresztą dzisiaj chwyciła mnie faza na reggae i będę się katował przez najbliższe tygodnie, później padnie na prog rocka... Moje zainteresowania muzyczne trudno zamknąć w wąskich ramach.
Porozmawiajmy teraz o waszych planach na przyszłość. Rozumiem, że DVD z koncertu w Łodzi to zamknięty temat. Słyszałem, że materiał z tego wydarzenia był kiepski i nie nadawał się do wydania...
Powiem ci szczerze, że sam nie wiem, co się stało. Na zarejestrowanie tego występu poszły naprawdę duże pieniądze. Mieliśmy jeden z najlepszych stołów w Europie. Sprzęt był najwyższej klasy. Było też mnóstwo kamer. Nie mam pojęcia, dlaczego ten występ nie został wydany na płycie. Mam jednak nadzieję, że temat powróci, bo uważam, że powinien wziąć się za to jakiś profesjonalista i zrobić, co trzeba.
Co poza tym? Zgaduję, że nie odpoczywacie?
Zimą występy są bardzo męczące. Dlatego zafundowaliśmy sobie niewielki odpoczynek. Wraz z nowym rokiem powrócimy jednak znów do pracy. Na pewno będzie sporo koncertów w pierwszym kwartale 2009 roku. Na pewno też zagramy w Szczecinie na Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Pracujemy nad kilkoma projektami, ale nie jestem w stanie niczego obiecać w związku z nimi. W planach są np. remiksy naszych utworów, a także aranżacje orkiestrowe. Niewątpliwie poza trasą będziemy też udzielać się na Juwenaliach. Już pod koniec stycznia zaczynamy nowe próby. Jak widzisz dzieje się naprawdę dużo.
Powodzenia, dokądkolwiek zmierzacie!
Dzięki serdeczne. Ślę pozdrowienia dla wszystkich Czytelników magazynu "Gitarzysta".