Krzysztof Misiak
Znany gitarzysta Krzysztof Misiak wydał kolejną, po "Telegramach", "Zdjęciu z Misiem" i "Wydaje mi się...", autorską płytę zatytułowaną "Wyjątkowo kulturalny weekend"
Można powiedzieć, że krążek ten jest rozwinięciem rozwiązań muzycznych znanych z poprzedniego albumu "Wydaje mi się...". Nadal mamy solidną porcję eksperymentów z elektroniką będącą tłem dla gitarowej uczty spod znaku hate jazzu. Na płycie znajdziemy także szereg instrumentów akustycznych: gitara akustyczna, harmonijka ustna (Bartosz Łęczycki) i skrzypce (Piotr Kelm), jak również wokal (Zbigniew Żuk, Alicja Łukaszewska). Do nagrań zostali zaproszeni także tacy muzycy, jak Krzysztof Ścierański (bas) i Dave Latchaw (klawisze). Oto, co na temat swojej najnowszej produkcji ma do powiedzenia Krzysztof Misiak:
"Nie jest to płyta gitarowa sensu stricto. Gram tu dość oszczędnie i nie staram się zbytnio emanować gitarową wirtuozerią. Po prostu nie czuję już, że powinienem się z kimkolwiek ścigać. Powoli skłaniam się do niezjadania całego tego gitarowego ogona i niepostrzegania gitary jako centrum wszechświata. Chcę się spełnić w roli kompozytora i producenta. Patrzeć na muzykę jak na całość, zamiast dostrzegać jeden tylko szczegół, jak to najczęściej czynią gitarzyści.
Bardzo inspirujący stał się dla mnie świat wirtualnych instrumentów i różnej maści pluginów. Jest tam tyle interesujących algorytmów i barw, że aż trudno mi było czasem z czegoś zrezygnować. Komponowanie muzyki za ich pomocą przypomina mi układanie klocków czy puzzli w jakiś większy obraz. To naprawdę dobra zabawa.
Wszystko nagrywałem w domu i ze względu na warunki nie użyłem ani jednego wzmacniacza. Była tylko gitara, kabel i jakiś shit po drodze do komputera. Można powiedzieć, że przy produkcji tego albumu nie został skrzywdzony żaden wzmacniacz (śmiech). Jednakże granie z popularnymi obecnie symulatorami jest zupełnie inne, moim zdaniem trudniejsze niż ze wzmacniaczem. Szczególnie jeśli się nagrywa bez efektów. Odpowiedź tych urządzeń na atak i artykulację jest zupełnie nieinspirująca i niewdzięczna.
Przez lata przewinęła się przez moje ręce masa sprzętu i wiele różnych gitar. Ale ta, której pozostaję cały czas wierny i która stała się na swój sposób moim trademarkiem, to niebieski Ibanez RG770. To naprawdę niewiarygodne wiosło. Nigdy się na nim nie zawiodłem, spełnia większość moich oczekiwań i wpisuje się idealnie w mój styl grania.
Płyta, która trafia w ręce słuchaczy, ma charakter multimedialny. Po włożeniu jej do komputera odpala się player będący swoistą scenką rodzajową z życia Misia. Nie będę zdradzał niespodzianki, bo jest tam kilka interaktywnych elementów do samodzielnego odkrycia. Powiem tylko, że na panoramicznej plazmie, którą załączam gratis na płycie, można obejrzeć teledysk do utworu "Krzyszt Of Płock".
Oczywiście jestem świadom tego, że znajdą się zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy "Wyjątkowo kulturalnego weekendu". Ale to już chyba norma. Jednym będzie się ta muzyka podobać, innym nie. Jeśli tak, to fajnie. Jeśli nie, to mam to w poważaniu... Dla mnie wydanie tej płyty wiąże się z dużą satysfakcją, bo wszystko tutaj zrobiłem sam, każdy najdrobniejszy element".
"BIURO PREZESA"
Utwór w metrum nieparzystym, na 7/4. Jego zarys powstał dość dawno. Chodziły mi po głowie te ósemeczki, które są we wstępie (PRZYKŁAD 1). Początkowo grałem to na normalnie nastrojonej gitarze, ale coś mi nie pasowało. Spróbowałem w niskim H i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Użyłem w tym kawałku nowego pluginu VST o nazwie Nexus. Metrum pod solówką zmienia się na 4/4. Podoba mi się w niej to, że jest dość wyważona i fajnie się buduje. Co ciekawe, solo które słyszymy, to drugie podejście. W zasadzie grałem to, żeby oswoić harmonię, bo w przeciwieństwie do reszty utworu, która grana jest na barytonie, do solówki użyłem normalnie nastrojonej "szóstki". Kiedy usłyszałem to nagranie, postanowiłem, że zostaje.
"KULTURALNY WEEKEND"
Pierwotnie była to ballada w D-moll (śmiech), z czasem jednak dodawałem coraz więcej elementów - od drobnych wstawek po mocne uderzenie w postaci stopy techno. Utwór jest rodzajem przewodnika po całej tej płycie. Jest tu rock, techno, granie akustyczne, są wokalizy i syntezatorowe solo... To tak, jakbyś spędzał wyjątkowo "kulturalny weekend" - odwiedzasz jakąś wystawę, słuchasz jakiejś swojej muzy, potem idziesz do kina, do kilku klubów, a na końcu jeszcze na dyskotekę. W solówce wykorzystałem moje ostatnie odkrycie - kaczkę Exar MW04. Notabene, we wkładce CD znajduje się kupon, dzięki któremu każdy słuchacz ma szansę wygrać ten efekt. Linie wokalne dodające całości szczyptę liryzmu zostały w tym numerze nagrane przez Zbyszka Żuka i Alicję Łukaszewską, a solo na klawiszach - przez Dave’a Latchawa.
"MĘTNY DEAL"
To stara kompozycja, którą graliśmy jeszcze z moim zespołem S.O.S. Oczywiście w innej wersji. Mocnym akcentem jest przesterowany riff wchodzący po pierwszej minucie, podbity dyskotekową stopą (PRZYKŁAD 2). Po nim jest wyciszenie, w czasie którego robię gitarowy noise na kilka sposobów. Ciekawostką jest użycie śrubokręta do zagrania szybkiego tremola. Ten przedmiot idealnie sprężynował przy uderzeniu w strunę i zabrzmiało to dokładnie tak, jak chciałem. Melodię opartą na dźwiękach skali zmniejszonej, która jest potem, wykorzystałem wcześniej na płycie Chylińskiej w numerze "Już wiem, że nic nie wiem". Rozwinąłem ją jednak tutaj do trzech głosów.
"CAŁOWALI SIĘ NA TUMSKIEJ"
Mamy tu harmonijkę, czyli novum na moich płytach. Zagrał na niej Bartosz Łęczycki, niesamowicie zdolny i jednocześnie przesympatyczny jegomość. W utworze przestrajałem szóstą strunę do niskiego H, dzięki czemu lepiej brzmią stałe nuty w basie, na tle których pojawiają się różne interesujące akordy. Na finiszu nagrałem płaczące gitarowe solo i wydaje mi się, że jest ono znakomitym podsumowaniem całej tej kompozycji.
"MASZYNA LOSUJĄCA"
Ten numer też ma swoje lata, chociaż nigdy go nie grałem z żadnym zespołem. Po raz pierwszy robiłem go jeszcze na "atarynce", czyli dość dawno temu. Największym wyzwaniem w tym utworze było zagranie na basie bezprogowym. Szczególnie podoba mi się solówka - zaczyna się spokojnie i bez ciśnienia, potem stopniowo się buduje. Jest w tym pewien rodzaj piękna. W refrenie wchodzi klimat w stylu Satrianiego. Próbowałem od tego uciekać, ale jednak jest to we mnie gdzieś głęboko zakorzenione. Bardzo lubię ten utwór, bo jest w nim dużo radości. To dla mnie ważne, bo czasem, kiedy słucham jakiejś muzyki, to zastanawiam się, jaką traumę musiał przejść gość, który to nagrywał, co mu się stało itd... Ja wolę się skupić na przekazaniu pozytywnej energii.
"ANI BE, ANI CE"
Od dłuższego już czasu chodził mi po głowie utwór w stylistyce R&B. Stąd właśnie ta akustyczna gitara na początku z charakterystycznym, urywanym frazowaniem. Około 1’30" wchodzi krótkie jazzujące solo przywodzące mi na myśl Kevina Eubanksa. Temat przewodni tego kawałka jest bardzo chwytliwy. Harmonia też łatwo wpada do ucha. W górze stoi trójdźwięk kwartowy E-A-D, a w dole zmieniają się basowe prymki: B, G, A, F# - za drugim razem zamiast F# jest A#. Dość prosty, ale bardzo skuteczny zabieg. Wszystko to podbiłem najniższymi bębnami, jakie mogłem znaleźć w pluginach.Kiedy się tego słucha na zawodowym sprzęcie, to walnięcie w dole naprawdę robi wrażenie.
"KLĘSKA URODZAJU"
Drugi numer w metrum na siedem. Fundamentem jest tutaj ten nieregularny podział liczony na trzy plus dwa, plus dwa, przewijający się aż do końca. Początkowy riff kojarzy mi się z Dream Theater, ale potem klimat zostaje przełamany wokalizą Zbyszka Żuka. Do takiego sposobu podbijania melodii wokalem zainspirował mnie Pat Metheny. Melodia, którą słyszysz potem, została zagrana z użyciem E-Bowa. Z kolei solówka w tym kawałku jest nawiązaniem do starych czasów - takie rockowe "nie brać jeńców" - zagrana ostro, z jajem i w dodatku po Am harmonicznej (śmiech).
"NO ZAIKS DREAM"
Na każdej mojej płycie występuje Krzysztof Ścierański i to jest właśnie utwór, w którym miałem przyjemność go gościć. Uwielbiam jego muzykę i ten charakterystyczny sound. Krzysiek jest zdecydowanie moim idolem, i to zarówno jako muzyk, jak i jako człowiek. Drugim z gości jest tu Piotr Kelm, którego brzmienie przywodzi mi na myśl Jeana-Luca Ponty’ego. Całości dopełniają linie wokalne Zbyszka Żuka. Wyszła z tego całkiem przyjemna ballada.
"GRYPA 2000"
Jak sama nazwa wskazuje, ten numer powstał w roku 2000. Od tego czasu przeszedł liczne metamorfozy. Początkowo grawitował w stronę fusion, co widać szczególnie po charakterze harmonii. Jednak potem starałem się od tego odejść. Wymyśliłem więc tę melodię, która jest zupełnie z innej bajki. Przypomina mi nawet w pewien sposób dokonania Depeche Mode. Niektóre z partii nagrałem E-Bowem.
"MARSZOBIEG"
Temat ten napisałem jako pewien rodzaj rozgrzewki gitarowej. Od jakiegoś czasu noszę się bowiem z zamiarem wydania szkoły gitarowej. Zbieram więc różne wnioski, pomysły, robię syntezę pewnych spraw. To jest właśnie jedna z wprawek, jakie wymyśliłem (PRZYKŁAD 3). Riff, który wchodzi dalej, nagrałem na barytonie z najniższą struną przestrojoną jeszcze o cały ton w dół do A. Wyszło naprawdę grubo. W utworze znajduje się też kilka innych naprawdę fajnych momentów. Między innymi dwie rasowe solówki, w których znów wracam do moich gitarowych korzeni. Każda z nich jest w innym kanale i brzmi to tak, jakby Vai ścigał się z Satrianim. Interesujące są też zależności pomiędzy tematem, basem i harmonią w tle. Pozostawmy to jednak słuchaczom do samodzielnego odkrycia.
"WIOSENNE PORZĄDKI"
Utwór w sam raz na przywitanie nadchodzącej pory roku. Bardzo go lubię, bo kojarzy mi się z czymś ciepłym i zmysłowym. Metrum, początkowo nieparzyste na siedem ósmych, rozwiązuje się na zrelaksowane sześć ósmych. Chciałem tu mieć takie miękkie akustyczne zamiatanie, jakie stosuje w niektórych swoich numerach Pat Metheny. Czyli bardzo cienka kostka, szerokie bicie i proste akordy. Dodatkowych smaczków methenowskich dodaje wokaliza Zbyszka Żuka. Temat "Wiosennych porządków" jest bardzo wdzięczny i celowo zostawiłem go na sam koniec płyty.
Krzysztof Inglik