Michael Angelo Batio
Wywiady
2014-06-17
Rozmawiamy z Michaelem Angelo Batio.
Nie każdy w Polsce wie, że to ty jesteś wynalazcą podwójnej (nie mylić z dwugryfową) gitary na długo przed tym, kiedy zobaczyliśmy taką u Steve’a Vaia. Jak wpadłeś na ten pomysł?
Urodziłem się mańkutem. Mając pięć lat zacząłem grać na pianinie, a potem na gitarze, grając w wieku lat dziesięciu już praworęcznie. Od zawsze uwielbiałem grać na scenie, nawet już jako dziesięciolatek robiłem różne rzeczy podczas szkolnych występów, a to grałem mając gitarę za głową, a to biegałem z nią po całej scenie. Jakiś rok później poszedłem na jazzowy koncert ociemniałego multiinstrumentalisty (głównie saksofonisty) Rahsaana Roland Kirka i jego występ zmienił moje życie. Kończył swój show grając na dwóch saksofonach jednocześnie. Kiedy to zobaczyłem pomyślałem sobie, że muszę to zrobić z dwiema gitarami. Lata później, wymyśliłem i skonstruowałem podwójną gitarę w kształcie litery V i nazwałem ją Double Guitar. Są to prawdziwie lewo- i praworęczne gryfy. Kilku słynnych gitarzystów i celebrytów, którzy używali podobnych wersji podwójnej gitary, mówiło publicznie, że to mój patent ich natchnął. Najpierw Steve Vai, a potem aktor Jack Black, którzy użył takowej w filmie "Tenecious D: Kostka Przeznaczenia". W lutym 2012 moja Double Guitar została wprowadzona do Rock and Roll Hall of Fame, gdzie potwierdzone zostało, że to ja jestem wynalazcą tego typu gitary. To był wielki honor dla mnie. Zawsze powtarzam też ludziom, że pomysł zrobienia podwójnej gitary nigdy nie zrodził się po to, by być lepszym od innych gitarzystów, lecz by dokonać czegoś, czego nikt do tej pory nie robił, by być innym.
Jak wyglądają twoje ćwiczenia na podwójnej gitarze? To dość trudne skoordynować ruchy palców, w szczególności w polifonicznych utworach.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem po wymyśleniu Double Guitar i wzięciu jej po raz pierwszy w dłonie było zadanie sobie pytania, na ile sposobów można na niej zagrać? No i zacząłem myśleć o wszystkich rozwiązaniach: skrzyżowane ramiona, leworęcznie na lewym gryfie, dwoma rękoma na obu w tym samym czasie, na odwróconej do góry nogami itd. Następnym etapem było nauczenie się grania leworęcznego. Ciekawe jest to, że wtedy inaczej trzymam kostkę i inaczej atakuję strunę. Sprawia to wrażenie, jakby grała zupełnie inna osoba. To daje mi też sporo frajdy! Zatem, wracając do ćwiczeń, jak można to zobaczyć na jednym z moich DVD, zaczynam od leworęcznego grania. Następnie, po rozgrzewce, zaczynam ćwiczyć moje aktualne solo na Double Guitar. Potem pracuję nad nowymi kawałkami i riffami. W czasie trasy w 2014 r. także zamierzam grać na podwójnej gitarze.
Twój najnowszy album “Intermezzo" zawiera kilka wyjątkowo sporo melodycznych utworów, poza superszybkimi solówkami, które są dla ciebie charakterystyczne. Jak obecność tak wielu znamienitych gości wpłynęła na ostateczny kształt tej płyty?
Dzięki za dobrą ocenę! (śmiech). Miałem kilka celów w trakcie realizacji "Intermezzo". Po pierwsze, chciałem, żeby zawierała oryginalne kawałki. By miała to specyficzne MAB-owskie brzmienie, ale żeby nie powtarzały się znane z mojej wcześniejszej twórczości riffy, czy solówki. Partie gitar i solówki brzmią oczywiście w mój, charakterystyczny sposób, ale złożenie ich w całość zostało dokonane w zupełnie nowy sposób. Jestem znany z technik string skipping, alternate picking i sweep arpeggio, ale na całym albumie jest ich zaledwie kilka. Po raz pierwszy także użyłem mojej siedmiostrunowej sygnatury DEAN MAB 7. Efekty są fantastyczne, bo dodały ciężaru, jakiego do tej pory na żadnej z moich płyt nie było. Chciałem też, by "Intermezzo" wyróżniało się poziomem produkcji dźwięku. Poprosiłem jednego z gościnnych gitarzystów, Dave’a Reffetta, by zasugerował innych ludzi. Myśleliśmy więc, kto jeszcze mógłby się pojawić, a ja w głowie miałem takie nazwiska jak George Lynch, Guthrie Govan, Jeff Loomis. Miałem też pomysł, by na basie gościnnie zagrał właściciel i Prezes Dean Guitars, Elliott Dean Rubinson. Elliott jest wspaniałym basistą, więc napisałem kawałek, który doskonale pasuje jego stylistyce. Mój inżynier dźwięku rozesłał więc wszystkim tracki i potem je szybko poskładał. Podsumowując, sądzę, że mój styl nie zmienił się, mimo obecności na płycie tak wspaniałych artystów, ale sądzę, że zainspirowali mnie do jeszcze lepszego grania. Jestem bardzo dumny z tego materiału i wierzę w każdy zagrany w nim dźwięk. Bardzo jestem też szczęśliwy z tak wielkiej liczby znamienitych gości, pośród których pojawili się wymienieni już wcześniej George Lynch, Guthrie Govan (2 solówki), Elliott Dean Rubinson, ale także Michael Romeo, Chris Poland, Jeff Loomis, Craig Goldy, Rusty Cooley, Mike Lepond, Dave Refferr, Andrea Martongelli, Joe Stump i Alex Stornello.
Zostałeś niegdyś okrzyknięty Najszybszym Gitarzystą Świata. Jakie są najważniejsze elementy twojej techniki solowej?
Jestem wdzięczny moim fanom, że głosowali na mnie w tamtym plebiscycie na najszybszego gitarzystę wszech czasów. To był wielki honor, ale bycie najszybszym gitarzystą nigdy nie było moim życiowym celem. Było nim granie wszystkiego, co siedzi w mojej głowie, co mógłbym zagrać tak szybko, jak tylko bym chciał. Szybkie granie, tak mi się wydaje, jest wyuczalną techniką. Tak, urodziłem się, by grać szybko. Być może jest to dla mnie łatwiejsze niż dla innych ludzi, ale poprzez ćwiczenia byłem w stanie znacząco poprawić szybkość. Wciąż wykonuję te same ćwiczenia, które pokazałem na DVD "Speed Kills". Pozwoliły mi one nie tylko grać szybciej, ale także uniknąć kontuzji przy takim graniu. Dla mnie najważniejszą sprawą w szybkich solówkach jest czytelność każdego dźwięku. Zawsze zadaję sobie pytanie, czy to brzmi czysto? Czy jest dokładne, precyzyjne i dobrze zagrane? Poza tym, czy będzie to brzmiało fajnie na żywo? Kiedy mam poczucie, że na wszystkie te pytania odpowiedziałem twierdząco, jest dobrze, mogę grać dalej. Bardzo się napracowałem, by na "Intermezzo" nie powtarzać szybkich fraz z wcześniejszych kawałków i wydaje mi się, że znalazłem nowe sposoby na wyrażenie tego, co mi w duszy gra, w innym, acz charakterystycznym dla mnie stylu.
Jak rejestrujesz swoje pomysły i komponujesz nowe kawałki?
Nagrałem ponad 300 różnych części utworów i pomysłów na moim iPhonie, kiedy byłem w trasie. Potem je wszystkie odsłuchiwałem i zacząłem budować bazę dla kawałków na "Intermezzo". Później następował proces doszlifowywania każdego z nich, by ich struktura i brzmienie były odpowiednie, żeby i mnie się podobały.
Czy produkujesz swoje płyty sam? Jest coś szczególnego w twoim podejściu do nowoczesnych technologii rejestracji dźwięku?
Wszystkie moje solowe albumy, począwszy od pierwszego "No Boundaries", wyprodukowałem sam. Mam w tym zakresie sporo sukcesów, które zawdzięczam szerokiemu doświadczeniu w realizacji studyjnej i doskonaleniu umiejętności nagrywania i produkcji. Miałem kontrakty z dwoma potężnymi wytwórniami i byłem pierwszym wyborem w moim rodzinnym Chicago jeśli idzie o muzykę gitarową do reklam telewizyjnych, filmów, czy firmowych produkcji, zanim jeszcze nagrałem swój pierwszy solowy album. To dało mi spore doświadczenie w komponowaniu, produkcji i aranżacji. Sposób, w jaki nagrywam polega na tym, iż nigdy nie rejestruję dźwięku z linii, zawsze używam "żywych" wzmacniaczy. Mogę coś nagrywać bezpośrednio, partię, czy dwie, ale NIGDY całego albumu. Nie oznacza to, że potępiam tych, którzy nagrywają taką metodą. Jest to po prostu mój osobisty wybór. Wszystkie przesterowane partie rytmiczne nagrywam przy użyciu starszego modelu Mesa Boogie Dual Rectifier z customowymi lampami, przez paczkę Marshalla 4x12 z głośnikami Greenback. Ustawiam głowę z moim inżynierem dźwięku, przystawiam mikrofon i podkręcam wszystko bardzo głoooośnooo! Jeśli chcesz brzmieć soczyście i dynamicznie, musisz ustawiać wszystko na głośno! Do leadów używam głowy Marshalla JCM 2000. Prawdziwy wzmacniacz, to prawdziwy wzmacniacz i już. Czuję, że powoduje to, iż moje płyty mają lepszą i bardziej profesjonalną produkcję.
Przejdźmy zatem do twoich zabawek. Jesteś endorserem Dean Guitars. Czym szczególnym charakteryzują się twoje sygnatury?
Lubię długie gryfy, z łatwym dostępem. Wymyśliłem podwójną gitarę, poczwórną, "Rocket" z 29 progami itd. Ale wiem też, że to, iż mnie się coś podoba, jakiś konkretny styl gitar, nie oznacza, że wszyscy inni go polubią. Zatem, kiedy projektujemy w Dean Guitars moje sygnatury, zaczynamy od kształtów, które są powszechnie akceptowalne - super strat. Uwielbiam blokowane mostki i 24 progi w moich gitarach, więc są one także bazą dla naszych projektów. Jest jednak kilka rzeczy, które odróżniają moje gitary Dean od modeli innych producentów. Na początku, Dean zaczynał w USA jako producent high-endowych, drogich gitar, które były produkowane tylko w Stanach. Dzisiaj także produkuje je jedynie w USA. Różnica polega na tym, że właściciel, Elliott Dean Rubonson, który kupił firmę w połowie lat 90-tych, przeniósł ją z półki małych, butikowych manufaktur na półkę światowych, wielkich firm, które produkują cały wachlarz różnych gitar.
Jak już mówiłem, Elliott jest wspaniałym basistą i ma wielką pasję do instrumentów. Gdy więc zaczynaliśmy prace nad nową sygnaturą, zawsze miał on swój wkład w jej rozwój, by była to świetna, wysokiej jakości gitara, o cechach charakterystycznych dla mnie. Dodaliśmy do tego przetworniki EMG. Gryf jest smukły i lekko zaokrąglony by dodać nieco drewna, które daje moim gitarom pełniejszy i cieplejszy sound. Supercienkie, szybkie gryfy mają podobnie supercienki dźwięk. Ja lubię pełne gitarowe leadowe brzmienie które daje ta nieco grubsza warstwa drewna, choć nie powoduje, że gryf staje się gruby i trudniejszy do grania. Dodatkowo, Dean ma niesamowity zespół grafików, którzy opracowali fantastyczną technologię kładzenia grafiki na moich gitarach. Korzystam więc z tego, wpadając w wir kreatywnego myślenia o wyglądzie moich instrumentów. I ostatnia rzecz, nie muszę patrzeć na gryf podczas gry, ale kiedy już patrzę, lubię widzieć duże, proste, prostokątne znaczniki. Poza tym nigdy nie mam swojego imienia i nazwiska na gitarach. Nie chcę, by gitara wołała "jestem gitarą Mikey’a!" Chciałem, żeby każda gitara przede wszystkim dobrze brzmiała, a nie była jedynie moją sygnaturą, której jestem endorserem.
Jak już mówiłem, Elliott jest wspaniałym basistą i ma wielką pasję do instrumentów. Gdy więc zaczynaliśmy prace nad nową sygnaturą, zawsze miał on swój wkład w jej rozwój, by była to świetna, wysokiej jakości gitara, o cechach charakterystycznych dla mnie. Dodaliśmy do tego przetworniki EMG. Gryf jest smukły i lekko zaokrąglony by dodać nieco drewna, które daje moim gitarom pełniejszy i cieplejszy sound. Supercienkie, szybkie gryfy mają podobnie supercienki dźwięk. Ja lubię pełne gitarowe leadowe brzmienie które daje ta nieco grubsza warstwa drewna, choć nie powoduje, że gryf staje się gruby i trudniejszy do grania. Dodatkowo, Dean ma niesamowity zespół grafików, którzy opracowali fantastyczną technologię kładzenia grafiki na moich gitarach. Korzystam więc z tego, wpadając w wir kreatywnego myślenia o wyglądzie moich instrumentów. I ostatnia rzecz, nie muszę patrzeć na gryf podczas gry, ale kiedy już patrzę, lubię widzieć duże, proste, prostokątne znaczniki. Poza tym nigdy nie mam swojego imienia i nazwiska na gitarach. Nie chcę, by gitara wołała "jestem gitarą Mikey’a!" Chciałem, żeby każda gitara przede wszystkim dobrze brzmiała, a nie była jedynie moją sygnaturą, której jestem endorserem.
Jesteś w tym biznesie od ponad 30 lat. Zwyczajowo zadalibyśmy ci pytanie o twoje młodzieńcze fascynacje, ale ponieważ sam miałeś przez te lata wpływ na pokolenia gitarzystów, zapytamy, kogo widzisz jako wschodzącą gwiazdę na gitarowym firmamencie?
Myślę, że gitara elektryczna i młodzi gitarzyści, którzy stają się znani, są lepsi niż kiedykolwiek wcześniej. Widzę mnóstwo utalentowanych młodziaków i daje mi to poczucie, że to wszystko, co zrobiłem w przeszłości przetarło dla nich drogi i pomogło się doskonalić. Światowa wspólnota gitarowa jest więc w bardzo dobrym momencie i powtórzę to raz jeszcze, że gitarzyści obecnego młodego pokolenia są najlepsi w historii i jest ich tak wielu, że naprawdę trudno wszystkich spamiętać. Moimi ulubieńcami są Guthrie Govan, Jacky Vincent, zespół Periphery i wielu innych, zbyt wielu, by ich tu wyliczać.
Sprawiasz wrażenie gościa, który bardzo dobrze się bawi, grając na scenie z tuzami. Które z jamów uważasz za najciekawsze, najbardziej ekscytujące?
Ludzie nazywają mnie czasami nauczycielem gwiazd, ponieważ uczyłem takich gości, jak Tom Morello, Mark Tremonti, a tacy mistrzowie, jak John Petrucci, Michael Romeo, a nawet Dimebag mówili mi, że ich bardzo inspirowałem swoimi zagrywkami z wczesnych kaset VHS. Wielu dzisiaj dobrze znanych gitarzystów, jak Herman Li (Dragonforce), czy Corey Beaulieu (Trivium) także wskazywało na mnie, jako na inspirację w dochodzeniu do swojego stylu. Powód, dla którego gram z tak wieloma fantastycznymi nazwiskami jest taki, że łatwo mi się z nimi gra i przebywa na scenie. Nigdy nie podchodzę do tego ambicjonalnie, że muszę kogoś "wyprzedzić". Gramy i wzajemnie komunikujemy się muzycznie. Czasami oczywiście jest szybko i agresywnie, ale nigdy nie jest to w formie zawodów, kto jest lepszy, szybszy. Poza tym, wielcy artyści nie muszą już niczego udowadniać, już osiągnęli szczyt, więc ich ego nie jest tak wybujałe jak mniej znanych adeptów, którzy za wszelką cenę chcą się pokazać.
Jestem fajnym gościem i traktuję ludzi tak, jak sam chciałbym być traktowany i zawsze pomagam innym gitarzystom stać się lepszymi. Kiedy gram na scenie z innymi, znanymi artystami, zawsze jest to pełne wzajemnego poszanowania, przyjaźni i przekłada się to od razu na muzykę. Jest to inspirujące i daje poczucie, że jesteśmy połączeni na płaszczyźnie muzycznej. Moje ulubione jamy to te z KISS (Eric Carr na bębnach), Uli Jon Rothem, Carmine i Vinnie Appice, Markiem Tremonti i Mylesem Kennedy z Alter Bridge i wieloma innymi. Grałem nawet z Pink, członkami Journey, mgółbym tak wyliczać w nieskończoność.
Jestem fajnym gościem i traktuję ludzi tak, jak sam chciałbym być traktowany i zawsze pomagam innym gitarzystom stać się lepszymi. Kiedy gram na scenie z innymi, znanymi artystami, zawsze jest to pełne wzajemnego poszanowania, przyjaźni i przekłada się to od razu na muzykę. Jest to inspirujące i daje poczucie, że jesteśmy połączeni na płaszczyźnie muzycznej. Moje ulubione jamy to te z KISS (Eric Carr na bębnach), Uli Jon Rothem, Carmine i Vinnie Appice, Markiem Tremonti i Mylesem Kennedy z Alter Bridge i wieloma innymi. Grałem nawet z Pink, członkami Journey, mgółbym tak wyliczać w nieskończoność.
Jakie masz więc plany na 2014? Właśnie wydałeś nowy album, byłeś pod koniec 2013 r. na tournée we Włoszech, więc więcej koncertów, także w Polsce?
Planuję przez cały 2014 r. koncertować, promując "Intermezzo", grając program Rock Guitar, który jest multimedialnym tribute show. Chcę też wydać dwa instruktażowe DVS i popracować nad kawałkami na nową płytę, która winna ukazać się w 2015 r. Co roku gram około 100 koncertów na całym świecie i zamierzam właśnie taką liczbę ustukać także w tym roku. Uwielbiam ciężko pracować! I uwielbiam też poznawać nowych ludzi i spotykać się z fanami. To będzie "Zero Odpoczynku Tour 2014"! (śmiech).
Słyszeliśmy, że masz niezłego świra na punkcie historii. Czy koncertując znajdujesz czas, żeby poznać nieco historię krajów, które odwiedzasz?
Jak dotąd, grałem w 54 krajach i mogę w nieskończoność opowiadać o wspaniałych miejscach, jakie widziałem na świecie. Polska będzie więc 55 krajem na mojej liście! Tak, to prawda, uwielbiam historię i zawszę zadaję sobie trud odwiedzenia ciekawych z historycznego punktu widzenia miejsc, kiedy jestem w trasie. Moi przodkowie pochodzili z Włoch i Niemiec, więc jestem w 100% europejskiego pochodzenia! Moje gitary także odzwierciedlają moje zainteresowania i zawierają elementy historycznych zbroi, kolczugi, czy miecze. To miłe uczucie widzieć te wszystkie miejsca w Europie i zastanawiać się, czy moi przodkowie je także odwiedzali.
Michał Kubicki