Martin 'Shindy' Brzobohatý (Brutal Assault Festival)
Wywiady
2014-05-29
Rozmawiamy z szefem biura festiwalowego Brutal Assault - Martinem aka Shindym, stojącym również za dziesiątkami klubowych koncertów w stolicy Republiki Czeskiej.
Z czeskim festiwalem Brutal Assault współpracujemy od lat. Owocna współpraca między naszą redakcją a ekipą stojącą za najbardziej polskim z zagranicznych metalowych festiwali opiera się na wspólnym zaufaniu i wierze w ciężką muzykę. Zajęty organizacją kolejnej, 19 już edycji festiwalu, Martin 'Shindy' Brzobohatý znalazł chwilę czasu, by udzielić nam obszernego wywiadu.
Rozmawiał: Grzegorz "Chain" Pindor
Tegoroczna edycja festiwalu będzie już dziewiętnastą z kolei. Aż trudno uwierzyć, że impreza przetrwała tyle lat. Można powiedzieć, że to Twoje dziecko?
19 lat, to całkiem dorosły wiek Gwoli ścisłości u zarania BA była zupełnie inna ekipa, ale tylko ja byłem i jestem obecny przy wszystkich na różnych stanowiskach.
Wróćmy zatem do początku. Jak udało Ci się dołączyć do ekipy organizującej festiwal, i co przyświecało wam w owym czasie? Co było celem załogi?
Pierwotnie był to mały, lokalny event dla pasjonatów metalu. Z racji na moją działalność promotorską i wydawniczą ludzie promujący imprezę poprosili mnie abym pomógł im z bookingami, co oczywiście uczyniłem z radością, jako, że miałem pokaźną bazę kontaktów. Jeśli miałbym wskazać cel, to było nim zorganizowanie możliwie jak najfajniejszej imprezy z małymi, ale wartymi uwagi zespołami. Pierwsza edycja przyciągnęła prawie 350 osób, więc jak sam możesz się domyślić, nie mieliśmy jeszcze zbyt wiele do zaoferowania, ale sami nie stawialiśmy sobie wielkich wyzwań.
Festiwal jednak rozrósł się. Z czasem sam zacząłeś zajmować się innymi rzeczami, a impreza nabierała innego kształtu. Kiedy uświadomiliście sobie, że to jest właśnie "TO", i Brutal Assault może mieć międzynarodowy potencjał?
Jakoś po dziewiątej edycji, w okolicach 2004 roku, kiedy doszło do pierwszych poważnych zmian w ekipie. Nauka tworzenia festiwalu i dbania o markę zajęła nam kilka ładnych lat, a przecież nadal się tego uczymy. W sumie, w pewnym sensie nadal główkujemy nad tym, jak zrobić z tego naprawdę godny polecenia międzynarodowy festiwal. Jeśli jednak mam porównać nasze "dziecko" sprzed dekady z dzisiejszym, to jesteśmy na dobrej drodze do wymarzonego celu.
Sądzę, że największą do tej pory zmianą, która dokonuje się z roku na rok, jest sprowadzanie niemetalowych zespołów. Spójrzmy na kilka ostatnich lineupów festiwalu. Jest sporo miejsca na crossover, hardcore, punk, a nawet post-rock. Wszyscy ci artyści są mile widziani i w mojej opinii, to właśni oni grają najlepsze koncerty. Nie ukrywam, że jest to trochę zaskakujące
Cóż, chcieliśmy pójść o ten przysłowiowy krok dalej i poszerzyć naszą ofertę. Nie uważam jednak, że na BA dokonuje się jakieś znaczące przenikanie gatunków. Popatrz na inne festiwale, które zapraszają mainstreamowe kapele, obok których grają naprawdę ekstremalne akty. Nie mówię, że to złe, ale nasza ekipa chce zachować tego niszowego ducha. Co więcej, słuchamy się naszych fanów, a wyobraź sobie, że są tacy, którzy chcieliby zobaczyć u nas Metallica czy Rammstein (śmiech). Z jednej strony serwowanie tak dużej ilości gatunków metalu może wydawać się dziwne, ale z drugiej, mając na uwadze ogólny głód muzyki uczestników BA - uważamy, że to dobre rozwiązanie.
Pozwolę sobie teraz na nieco sarkazmu, ale wbrew Twojej ostatniej wypowiedzi, mimo tego "głodu" i bycia "open minded" metalowcy nie są tak naprawdę otwarci na nowe dźwięki. Spójrz na komentarze w sieci dotyczące zmiany formuły imprezy. Ludzie ciągle narzekają na lineup zawierający coraz mniejszą ilość death czy black metalu na rzecz nowoczesnych kapel.
Masz.. rację. Jeśli rozmawiamy o takich typowych die hard fanach ekstremy, to rzeczywiście, Ci ludzie nie są gotowi na zmianę. Staramy się zachować pewien balans pomiędzy oldschoolową ekstremą a nowoczesnym metalem zawierającym się w prog, djencie czy metalcorze. Zresztą, nie sądzę, aby ktokolwiek wytrzymał 4 dni pełne death i black metalowych kapel z lat '90. Nie ma opcji.
Sprawa wygląda podobnie jak w kwestii jedzenia. Pewne rzeczy zawsze smakują dobrze, ale szybko można odczuć przesyt. Dlatego warto spróbować czegoś innego, i chciałbym aby w ten sposób myśleli o nas uczestnicy festiwalu. Serwujemy potrawy znane, ale dajemy możliwość rozkoszowania się nieznanym. Nie chcę aby fani death/black metalu czuli się tutaj w jakikolwiek sposób dotknięci, bo nie o to chodzi, ale uwierzcie mi, że taki schemat o jakim mówiłem wcześniej, sprawdzał się 10 lat temu. Wtedy 3/4 imprezy skupiało takie zespoły. Dziś to po prostu niemożliwe. Ważne aby ewoluować, i to zgodnie stwierdzają wszyscy festiwalowicze.
Sprawa wygląda podobnie jak w kwestii jedzenia. Pewne rzeczy zawsze smakują dobrze, ale szybko można odczuć przesyt. Dlatego warto spróbować czegoś innego, i chciałbym aby w ten sposób myśleli o nas uczestnicy festiwalu. Serwujemy potrawy znane, ale dajemy możliwość rozkoszowania się nieznanym. Nie chcę aby fani death/black metalu czuli się tutaj w jakikolwiek sposób dotknięci, bo nie o to chodzi, ale uwierzcie mi, że taki schemat o jakim mówiłem wcześniej, sprawdzał się 10 lat temu. Wtedy 3/4 imprezy skupiało takie zespoły. Dziś to po prostu niemożliwe. Ważne aby ewoluować, i to zgodnie stwierdzają wszyscy festiwalowicze.
Co najciekawsze, większość krytyki spływającej na lineup pochodzi z Polski (śmiech). Ponadto, istnieje obiegowa opinia mówiąca o tym, że BA to najbardziej polski z zagranicznych, a w tym wypadku, czeskich metalowych festiwali. Ciężko się z tym nie zgodzić. Ilość Polaków odwiedzających Jaromer jest ogromna!
To zupełnie naturalne. Popatrz na czołówkę waszych kapel. To creme de la creme ekstremy. Nie chcę w kółko powtarzać tego samego, ale chcemy robić coś innego niż 10 lat temu. Co do polskiego festiwalu - nie pierwszy raz o tym słyszę (śmiech) W odróżnieniu od wielu Czechów, którzy muszą do Jaromera przemierzać setki kilometrów, Twoi rodacy nierzadko muszą tylko ruszyć tyłek, aby pojawić się na miejscu. Zaznaczam jednak, że polscy fani są dla nas bardzo ważni, dlatego polska wersja naszej strony pojawiła się jako jedna z pierwszych.
Wcześniej poruszyłeś temat jedzenia czy ogólnej organizacji imprezy. Jakich zmian możemy spodziewać się w tym roku?
Żadnych znaczących, ale na pewno postaramy się dokonać małych ulepszeń. Odnośnie jedzenia chcemy postawić na świeże i zdrowsze posiłki, które pozwolą nam wyróżnić naszą ofertę na tle innych czeskich imprez. Czasem ciężko jest znaleźć dobrego dostawcę, ale co roku staramy się wprowadzać nowe stoiska. Gorąco polecam sprawdzać te, przy których znajdziecie znaczek "Szef kuchni Brutal Assault poleca". Macie gwarancję, że produkty, które znajdziecie w ich ofercie są lokalne, dobre, a przede wszystkim, konsumowane przez nas samych (śmiech). Co do pozostałej części pytania - chciałbym abyśmy mogli pochwalić się lepszymi sanitariatami, większym polem namiotowym, no i ciekawszą ofertą wydarzeń pozamuzycznych, ale cóż… To nie takie proste.
Życzę Wam tego, gdyż sam na to liczę! (śmiech). Ale nie oszukujmy się, to tylko metalowy festiwal na 15 tysięcy osób. A skoro o tym mowa, cofnijmy się dwa lata wstecz do 17 edycji BA. Był sold out?
Nawet metalowcy żądają i zasługują na lepsze standardy niż kilka lat temu (śmiech). Zgadza się. Dwa lata temu wyprzedaliśmy cały teren. Wtedy to zaczęliśmy się poważnie zastanawiać nad limitami publiczności i innymi sprawami. Skupiliśmy się nad rozważaniem scenariuszy w sytuacji zagrożenia życia itd. Generalnie, zmusiło nas to do znalezienia optymalnych rozwiązań dla każdej sfery festiwalu.
Co w historii BA napawa Cię dumą
Fakt, że ten festiwal ma swojego unikalnego ducha i atmosferę. Sam teren imprezy ma bogatą historię, a poza tym, to naprawdę przyjazne miejsce dla metalheads z całego świata. To, że festiwal osiągnął taki status z niczego, jest zasługą genialnych ludzi, na których można polegać - po jednej, jak i drugiej stronie. No i nie byłbym sobą, gdybym nie powiedział, że po prostu jaram się swoją pracą. Nie ma lepszej.
Porażki?
Awaria systemu obsługującego rejestrację uczestników na Vip Camp dwa lata temu. Mimo naprawdę płynnej rejestracji rok temu, nadal staramy się usprawnić nasz system.
Biuro prasowe również wymaga poprawy. Press room także. Z naszego punktu widzenia to najsłabszy element całego festiwalu.
Byłeś rok temu?
Nie.
Zatem zdziwiłbyś się jak jest teraz. Od zeszłego roku dziennikarze wchodzą na podobnej zasadzie jak normalni uczestnicy. Skanujemy kod, dajemy opaskę i tyle. Co do Press roomu - wiem, staramy się aby było lepiej. Nie jesteś pierwszą osobą, która to sygnalizuje.
Porozmawiajmy o przyszłości imprezy. Rok rocznie festiwal zasila grono nowoczesnych kapel. Jest jednak dość spora liczba kapel wyższego szczebla, które jeszcze na BA nie grały. Może tak Slayer, albo Megadeth? A może coś heavy metalowego? (w chwili przeprowadzania wywiadu trwały negocjacje ze Slayerem, który, jak wiadomo, ostatecznie wystąpi na festiwalu - przyp.red)
Heavy metal do nas nie pasuje. To po prostu nie nasza działka, a poza tym, mamy w kraju kilka festiwali, które zajmują się tym gatunkiem. Co do starej gwardii, rok temu mieliśmy Anthrax, w niedalekiej przyszłości jest szansa na Megadeth. A Slayer byłby wspaniały!
Jakie są Wasze cele na przyszłość? Mam tutaj na myśli lineup.
Prawdę mówiąc, lwia część zespołów, które mogłyby u nas zagrać, gościła już na BA w czasie poprzednich edycji. Staramy się wynajdywać perełki, ale jako że niektóre kapele się rozchodzą, a inne schodzą, szukamy też dobrych okazji. Sądzę, że podtrzymamy obecny standard.
Od kilku edycji Brutal Assault stał się domem dla zespołów z Polski. W tym roku będzie to Mgła i Blindead. Skąd ten wybór?
Konsultujemy każdy wybór z Tomasem, który zajmuje się blokingiem dla nas. Uwielbiam obie te kapele, więc cieszy mnie ich obecność w tegorocznym zestawieniu. Poza tym, wbrew pozorom, dajemy szansę również małym zespołom.
Obecna ekipa składa się z Tomasa, Ciebie i Schizmo, który zajmuje się promocją. Ktoś jeszcze zasługuje na szczególną uwagę? (śmiech)
Zgadza się. Jest jeszcze Radka, asystent produkcji; Rur, nasz grafik i webmaster; dalej kolejny Tomas, który zajmuje się techniką i produkcją, no i tak jak mówiłeś Schizmo, ja i Tomas. Ale każdy z nas zajmuje się wieloma innymi rzeczami na raz. W czasie festiwalu ekipa rozszerza się do prawie 500 osób!
Pracujecie z wolontariuszami?
Od zeszłego roku. Chciałbym, aby z roku na rok było ich coraz więcej!
Gdzie należy kierować swoje zgłoszenie?
W zeszłym roku mieliśmy tylko czeskich wolontariuszy, ale chcemy podwoić ich liczbę, więc rozważamy również przyjmowanie wolontariuszy z zagranicy. Jeśli jesteście zainteresowani pracą w czasie naszego festiwalu musicie mieć więcej niż 15 lat oraz płynnie posługiwać się czeskim lub angielskim. Podania ślijcie na: volunteers@brutalassault.com. Jeszcze jedno, żebyś nie narzekał, że nie ma zmian - wdrożenie wolontariuszy to kolejna z nich.
Jako dyrektor wykonawczy masz czas na oglądanie koncertów?
Tylko czasami. Zazwyczaj kiedy przechodzę z backstage do wejścia na teren imprezy, stoisko z merchem itd. Jeśli chcesz zobaczyć 66 kapel z 98, bycie szefem takiego festiwalu nie jest pracą dla Ciebie (śmiech)
Które chciałbyś zobaczyć w tym roku?
Gorguts, Down, Suffocation, Terrorizer, Shining, Krabathor, Iwrestledabearonce, Red Fang, Sick of it All. Zakładam jednak, że ani jednego z tych koncertów nie zobaczę w całości.
Spędzasz czas z zespołami na backstage?
Nie jestem typem bardzo otwartego i wesołego gościa, ale z częścią znam się od lat, więc staram się znaleźć chwilę czasu na pogaduchy. Niestety, jestem dość antyspołeczny, więc wybaczcie, jeśli nie będę wybitnie rozmowy kiedy się spotkamy.
Kapele często upijają się na backstage?
Niektóre tak. Czasem zastanawiam się jak to się dzieje, że ze spokojnego miejsca z barem, które tętni jakimś tam życiem o 22, nagle robi się wielka impreza na kilkadziesiąt osób trwająca do 3 albo 4 rano.
Szkoda, że prasa nie ma tam wstępu.
Wyobraź sobie, że zgadzam się z Tobą. Niestety cały teren backstage jest bardzo ciasny i zwyczajnie nie byłoby tam miejsca. Najciaśniej jest zaraz między backstage a sceną. Nie chciałbyś tego widzieć w czasie koncertów. Wyobraź sobie teraz, że obok ekipy technicznej, sprzętu i samych muzyków przechodzi nagle 500 dziennikarzy…
Aż 500?!
Nie kłamię. Włącznie z fotografami.
To naprawdę ogromna ilość ludzi. No i strata pieniędzy.
Nie jesteśmy typem festiwalu, który każe sobie płacić za akredytacje. Wiem, że są takie, ale nie popieram tego, i nigdy nie będzie to miało u nas miejsca.
Porównujesz swój festiwal do innych w tej części Europy? Gdybyś miał wskazać jego największą zaletę?
Staram się tego nie robić, ponieważ to zależy od indywidualnych preferencji. Wiesz, mamy dość stabilną pozycję i to jest całkowicie ok. Ktoś może chwalić sam teren festiwalu, zwłaszcza że chyba nie ma ich zbyt wielu na terenie XVIII wiecznych fortec. Inna osoba może doceniać atmosferę, ktoś inny zróżnicowany lineup. No i piwo. Nigdzie indziej nie dostaniesz tak dobrego piwa w cenie 1.20 EUR. Piwo jest u nas tańsze niż woda. Marzenia spełniają się właśnie w Czechach.
Niech tak pozostanie… na zawsze? (śmiech)
Miejmy nadzieję, że na jakiś czas. O ile wiem, cena piwa nie powinna się zmienić przez jeszcze jakieś dwa lata
Miałem tutaj na myśli cały sukces festiwalu.
(śmiech). Teraz masz odpowiedź o czym myślę po nocach! (wywiad robiliśmy około północy - przyp.red) BA ma już 19 lat, liczę, że za rok będziemy świętować jubileusz, a za 20 lat… Będzie się działo.
Czas pokaże. Wielkie dzięki za rozmowę. Mam nadzieję, że uda się nam zobaczyć na festiwalu i pogadać chwilę przy piwie.
Rzadko to mówię, ale ta rozmowa była dla mnie wielką przyjemnością. Naprawdę doceniamy lojalność naszych fanów i partnerów, z którymi tworzymy ten festiwal. Do zobaczenia na imprezie! Cieszcie się wszystkim. Muzyką, jedzeniem, a przede wszystkim czasem wolnym od zmartwień.
Rozmawiał: Grzegorz "Chain" Pindor