Pan Synyster Gates w pigułce, czyli krótka wymiana ciosów z pierwszą gitarą zespołu Avenged Sevenfold, który w czerwcu tego roku zagra w łódzkiej Atlas Arenie.
Kiedy James (The Rev - przyp. red.) zaprosił cię do grania w jego zespole na jakiś czas przerwałeś naukę w kalifornijskim Musicians Institute. Czy była to decyzja, której w jakiś sposób dzisiaj żałujesz?
Zawsze staram się podejmować decyzje, których potem nie będę musiał żałować. Jimmy założył zespół jeszcze przed tym jak wyruszyłem na podbój MI. Kiedy nawiązaliśmy współpracę i graliśmy razem pierwsze rzeczy powróciłem na uczelnię, żeby poprawić swój warsztat. Jeśli miałbym dzisiaj czegokolwiek żałować, to faktu, że nie grałem więcej metalu w tamtym okresie. Wtedy jeszcze skupiałem się na muzyce jazzowej i klasycznej.
Jak duży wpływ na rozwój twojej kariery miał twój ojciec?
Ponieważ sam jest genialnym gitarzystą od samego początku wspierał mnie i zachęcał do podejmowania ryzyka. W moim domu zawsze grała muzyka, więc można powiedzieć, że wyssałem ją z mlekiem matki (śmiech). Jednym z moich najwcześniejszych wspomnień jest widok mojego ojca grającego na gitarze. Jestem przekonany, że gdyby nie on nie prowadzilibyśmy dzisiaj tej rozmowy (śmiech).
Przez jakiś czas twój ojciec był na trasie z komikiem Jeffem Dunhamem. Potem zaczął robić swój własny stand-up. Podoba ci się jego poczucie humoru? Byłbyś w stanie kiedyś stanąć z nim na jednej scenie w takim właśnie charakterze?
Jestem wielkim fanem jego poczucia humoru. Odkąd tylko pamiętam ojciec sypał żartami jak z rękawa i zawsze potrafił mnie rozśmieszyć. Myślę jednak, że nie mam tak wielkich jaj, żeby stanąć kiedykolwiek przed ludźmi i zacząć opowiadać im kawały (śmiech).
Wasz ostatni album "Hail to the King" ukazał się niespełna rok temu. Dzisiaj szykujecie się na kolejny etap trasy koncertowej promującej ten krążek. Czy właśnie ta część bycia muzykiem daje ci najwięcej satysfakcji?
Jakoś nigdy nie mogę się w tej kwestii zdecydować (śmiech). Kiedy pracujemy nad nowym materiałem to zawsze chcę być w trasie. Z kolei kiedy jesteśmy w trasie zawsze mam ochotę udać się do studia żeby popracować nad nowym materiałem. Można zwariować (śmiech).
W czerwcu wpadacie na wasz pierwszy koncert przed polską publicznością. Jakieś oczekiwania?
Szczerze powiedziawszy sami do końca nie wiemy czego się spodziewać (śmiech). Niemniej jednak, sądząc po tym czego doświadczamy w każdym kolejnym kraju jaki odwiedzamy, jestem przekonany, że wszyscy będziemy się tego dnia świetnie bawić.
W ciągu kilku ostatnich lat popełniłeś parę niezłych sygnatur Schectera. Masz swoją ulubioną?
We wszystkie gitary, które zaprojektowałem włożyłem dużo serca i walczyłem o dopracowywanie ich każdego aspektu. Szczerze uważam, że Schecter to firma, która nie ma w swoim katalogu nieudanego produktu.
W swojej kolekcji masz również kilka innych świetnych gitar, które nie wyszły z fabryki Schectera. Jest jakiś konkretny klasyk, do którego lubisz wracać?
Rzeczywiście od dłuższego czasu zbieram stare instrumenty. Ostatnio często grywam na gitarach w stylu Gypsy Jazz od Selmera. Prawda jest jednak tak, że każdy wiekowy instrument jest na swój sposób ciekawy i wart sprawdzenia.
Twoja współpraca z Schecterem nie kończy się jednak na gitarach. Ostatnio promowałeś ich nową serię wzmacniaczy Hellwin. Czego ty szukasz we wzmacniaczu i co takiego oferuje wspomniany Hellwin?
Mi osobiście zależy na dużej wszechstronności i na unikalnym brzmieniu, którego nie będzie mi w stanie dać żaden inny wzmacniacz. Dokładnie taka jest seria Hellwin. To co udało nam się zrobić z tym wzmacniaczem jest naprawdę niesamowite. Każdy dzieciak grający w garażu bez problemu będzie w stanie się z nim przebić przez głośnego pałkera nie obawiając się o rezultat takiego zamachu (śmiech). Jednocześnie jest to bardzo zaawansowanych technologiczne sprzęt, z którego spokojnie mogą korzystać nawet profesjonalni muzycy. Uwielbiam go.
Jaki utwór najchętniej grasz na żywo?
A tu cię zaskoczę - cover utworu "Walk" Pantery (śmiech). Bardzo lubię grać kawałki innych zespołów na scenie.
Czy zespół Pinkly Smooth został definitywnie zamknięty wraz ze śmiercią Jamesa?
Bez niego za mało w nim "Pinkly" i zdecydowanie za mało "Smooth". To już zamknięty rozdział.
W swojej karierze otrzymałeś już całą masę nagród branżowych. Jak reagujesz na takie wyróżnienia?
Możesz mi wierzyć lub nie, ale naprawdę bardzo doceniam każdą z nich. To, że jakaś grupa muzyków czy fanów muzyki uznaje mnie najlepszym gitarzystą w danej kategorii sprawia, że czuje się niezwykle wyróżniony. Jednym z najlepszych doświadczeń tego typu była nagroda Dimebaga Darrela, wręczona mi przez jego byłą dziewczynę Ritę na gali Golden Gods. Wspaniały moment.
Zapatrujecie się na jakieś koncertowe DVD/Blu-ray w najbliższym czasie?
Tak, pracujemy nad tym w tej chwili (śmiech) i najpewniej wydamy coś po ukończeniu trasy koncertowej.
Macie już jakieś pomysły na kolejny album, czy póki co po prostu czerpiecie frajdę z obecnej trasy koncertowej?
Raczej skupimy się na elemencie związanym z czerpaniem frajdy (śmiech). Granie trasy koncertowej daje nam mnóstwo dobrej energii i pozwala zobaczyć kilka naprawdę ciekawych miejsc. Już teraz nie mogę się doczekać kiedy w końcu zagramy przed polską publiką. To będzie szalona noc!
rozmawiał Michał Lis