Buddy Guy

Wywiady
2014-03-27
Buddy Guy

Droga od plantacji Głębokiego Południa do Białego Domu jest naprawdę długa, a 77-letni tytan bluesa, Buddy Guy, walczył niemal przy każdym, stawianym na niej kroku.

W opowieści o biedzie, tragedii, Stratach i Cadillacach usłyszeliśmy też o tym, jak Buddy w chicagowskich klubach lat 50. wykuł własny, ciężkiego kalibru, gitarowy styl - ucząc się z uchem przystawionym do głośników swoich idoli, jak Muddy Waters czy Guitar Slim, by stać się klasą samą dla siebie...

OBIECUJĄCY GOŚĆ


Urodziłem się w 1936 roku na plantacji w miasteczku Lettsworth w Louisianie. Jako dzieciak nie miałem żadnej gitary. Często rozciągałem recepturkę i przykładałem do ucha, lub wbijałem dwa gwoździe w ścianę i rozciągałem pomiędzy nimi kawałek drutu, tak mocno, jak tylko mogłem. Robiłem wszystko, co mogło wydać jakiś dźwięk. Nie było wtedy takich rzeczy jak elektryczne gitary, tylko same akustyczne instrumenty. I był tam tylko jeden gitarzysta! Ten gość chodził od domu do domu w każde Święta Bożego Narodzenia. Grał, śpiewał i pił wino, aż każdy był już lekko pijany i szedł spać - i wtedy mogłem wziąć gitarę do ręki i trochę pobrzdąkać. Później nie widziałem jej aż do kolejnych świąt. Mieszkałem w takim miejscu, gdzie nie można było nic dowiedzieć się na temat gitary. Nie miałem pojęcia co z nią robić. Ale myślę, że było to błogosławieństwo dane mi gdzieś z góry.

NIESAMOWITY STRAT


Później, w latach 50. zobaczyłem BB Kinga ze Stratocasterem. Ale gitarzystą, który zrobił na mnie największe wrażenie był Guitar Slim, grający The Things That I Used To Do. Widziałem go w Baton Rouge w Louisianie, i stary, ta gitara była cała poobijana, ponieważ był on nawet bardziej dziki niż ja, kiedy byłem młody. Nie miał nawet paska - zamiast tego używał żyłki do wędkowania! Przyglądałem się tej gitarze i powiedziałem: ta gitara jest jak młot do wbijania gwoździ, jest ciągle bita do krwi, ale cały czas dobrze brzmi. Zakochałem się wtedy w Stratocasterze, i do dzisiaj go kocham.

GROSZKOWY DESIGN


Moja mama przeszła wylew. Byłem najstarszym z rodzeństwa i miałem zamiar wyjechać do Chicago, próbowałem więc zrobić coś, żeby poprawić jej samopoczucie. Chciałem zobaczyć uśmiech na jej twarzy, powiedziałem więc, "Mam zamiar wrócić tu Cadillakiem w groszki." Wiedziałem, że ją wtedy okłamuję, ale później, kiedy już odeszła, powiedziałem do siebie, że jestem jej coś za to winien. Wtedy narodził się pomysł pomalowanego w białe kropki Stratocastera.

CHICAGO


Obawiałem się wyjazdu do Chicago w 1957 r. Nikogo w tym mieście nie znałem. Ale kiedy tam przyjechałem okazało się, że na każdej większej ulicy są kluby bluesowe. Stary, nawet nie chciałem kłaść się spać, ponieważ bałem się, że coś przegapię. Wstawałem tylko i zaczynałem obchód. W tamtych czasach nie było jeszcze tak niebezpiecznie jak dzisiaj, mogłeś więc bez problemu chodzić od klubu do klubu i za każdym razem uczyć się czegoś nowego. Kiedy widziałem jakiegoś gitarzystę, obojętnie, znanego lub nie, zawsze grał on coś fajnego. Kopiowałem każdego, kto grał na gitarze. Nauczyłem się wielu zagrywek Lightning' Hopkinsa, Johna Lee Hookera, kilku BB Kinga czy późnego Guitar Slima...

SZCZĘŚLIWE SPACERY


Wszyscy ci wspaniali muzycy skupiali się wokół Chicago, jak np. Wayne Bennet, ale podczas grania w klubie siedzieli na krzesłach. Widziałem Guitar Slima robiącego różne dziwne rzeczy na scenie, więc pomyślałem, "Cóż, nie zagram tak dobrze jak ci goście, ale zrobię coś innego." Miałem 30-metrowy przewód, który pożyczyłem od Guitar Slima, podłączyłem się nim więc i wchodziłem przez drzwi frontowe, grając jednocześnie na gitarze - nawet kiedy na zewnątrz padał śnieg! Każdy w klubie wstawał i mówił, "Kto to do diabła jest?" Myślałem sobie, "Dobrze, zwróciłem na siebie uwagę, nawet jeśli nie potrafię tak dobrze grać."

CHŁOPAK MUDDY'EGO


Ugrzązłem w Chicago i nie wiedziałem co dalej robić. Ktoś rzucił, że powinienem grać na gitarze. Zabrali mnie do klubu bluesowego, w którym grywał Otis Rush. Zagrałem The Things That I Used To Do. Wtedy ktoś zadzwonił po Muddy'ego Watersa, który przyszedł do klubu. Zanim wyjechałem z Louisiany mówiono mi, że Chicago jest niebezpieczne i może mi się tam przytrafić coś niedobrego. Kiedy Muddy się pojawił, wszyscy powiedzieli mi "To jest właśnie Mud" i pomyślałem, że znaczy to, że zaraz mnie pobije! Szedłem ulicą jak zwykle szukając jakiejś pracy. Muddy zatrzymał mnie, plasnął w twarz, aż zadźwięczało mi w uszach, przyniósł kanapkę z salami, wsadził do swojego wozu i powiedział, "Nawet nie myśl o powrocie do Louisiany". Ponieważ wiedział, że mogę grać jego muzykę i nagrywać dla Chess Records.

CHUDE LATA


W tamtych czasach było naprawdę ciężko. Nie było tylu gitarzystów co obecnie, ponieważ nie było w tym przyszłości. Mało kto wtedy płacił za granie muzyki. Nawet wszyscy ci goście jak Muddy Waters, Howlin' Wolf czy BB King nie zarabiali pieniędzy. Ale grali z miłości do muzyki i to pozwoliło im przetrwać ciężkie chwile. Zapłatą było dobre granie i możliwość upicia się, a jeśli grałeś naprawdę dobrze, przyciągałeś jeszcze spojrzenia pięknych kobiet. Tak to wszystko wyglądało.

SZACHOWE POSUNIĘCIA


W latach 60. Chess Records nie było gotowe na to co grałem. Wtedy mieli już Muddy'ego, Little Waltera, Howlin' Wolfa, Sonny'ego Boya Williamsona, których płyty sprzedawały się lepiej niż kogokolwiek innego. Patrzyli więc na moje 'dzikie' granie z myślą, 'Cokolwiek robisz, my nie jesteśmy jeszcze na to gotowi.' W Chess Studios mówili mi co i jak mam grać. Ale nagle w Anglii zaczęli pojawiać się goście z wielkimi wzmacniaczami Marshalla i ich nagrania nieźle się sprzedawały, więc Leonard Chess wezwał mnie do siebie. Pojechałem do niego, przygotowany na zwolnienie z roboty. Ale on nachylił się i powiedział "Chcę, żebyś dał mi kopniaka, ponieważ grałeś takie rzeczy, kiedy przyszedłeś do nas na początku, a my nie byliśmy wtedy na to gotowi."

WEWNĘTRZNY OGIEŃ


Tak, męczyło mnie, kiedy nie mogłem się przebić w latach 80. Ale byłem przyzwyczajony do życia gdzieś na uboczu i braku poklasku, więc nie przeszkadzało mi to aż tak. W obecnych czasach jest to dużo trudniejsze dla młodych ludzi. Teraz żyjemy w nowoczesnym świecie, kiedy jednym kliknięciem zapalasz światło. Przeszedłem ciężką drogę, z lampami naftowymi i paleniem w piecu. Moi rodzice nie mieli wielu perspektyw. Żyli z dnia na dzień. Teraz mówię więc moim dzieciom, że jeśli odetną mi prąd, ciągle wiem jak ogrzać się przy pomocy drewna i mogę też gotować na piecu.

IŚĆ SWOJĄ DROGĄ


W 1990 roku Eric Clapton zabrał mnie do UK, do Albert Hall, i w ten sposób znalazłem się w wytwórni, z którą jestem do dzisiaj. Brytyjscy muzycy, jak Eric i Jeff Beck, dali mi kredyt zaufania zapraszając w 1965 r. do Anglii ze Stratocasterem, ale stary, ich granie dziś mówi samo za siebie. To wspaniali artyści. Kiedy pojechałem się z nimi spotkać, powiedzieli mi, "Chłopie, idź do studia, zagraj na gitarze i przestań słuchać innych ludzi." Więc kiedy nagrałem w Londynie Damn Right i I've Got The Blues, w końcu stałem się Buddym Guy'em. Próbowałem być nim od momentu pojawienia się w Chicago, ale mówiono mi, że tak się nie da. Przy nagrywaniu tego albumu usłyszałem 'Po prostu graj', i byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nie poszedłem tam mówiąc, "Ok, to moja szansa żeby zabrzmieć jak Eric, Beck lub Stevie Ray, lub ktokolwiek inny." Zamknąłem oczy i powiedziałem, "Oto Buddy Guy, którym byłem przez całe życie..." i nie znam nikogo innego poza tym Buddym Guy'em!

NAJLEPSI BRYTYJCZYCY


Kiedy grasz z Rolling Stones, jest to wydarzenie, którego nie da się zapomnieć. Mieliśmy próby do Shine A Light (2008) i kiedy byliśmy gotowi do nagrania, Mick trochę stracił głoś i powiedział, żebym zaśpiewał następną zwrotkę w Champagne & Refeer. Bardzo im się spodobało, przez co musiałem trochę się ujawnić, ponieważ zawsze będzie ktoś, kto nie ma pojęcia, kim do diabła jesteś, dopóki nie pokażesz się ze Stonesami. Muzyka bluesowa bardzo dużo im zawdzięcza. Dzięki nim mógł pokazać się Muddy Waters, Howlin' Wolf, Ike i Tina Turner, ja, John Lee Hooker - w zasadzie wszyscy. Ci brytyjscy goście zasługują na cały szacunek, jaki otrzymali.

POKÓJ NA SZCZYCIE


Granie w Białym Domu (w 2012) było stresującym przeżyciem. Dorastałem na farmie, zbierałem bawełnę, jeździłem traktorem i orałem pole. I nawet powiedziałem do Prezydenta, "Przebyłem długą drogę od zbierania bawełny do wzięcia w ręce gitary w Białym Domu." Byłem najszczęśliwszym gitarzystą jakiego mógłbyś zobaczyć tamtego wieczoru, ponieważ obok mnie był też BB King. Kiedy stoisz na tej samej scenie co BB, na początku denerwujesz się, ale gdzieś w głowie masz to radosne uczucie - stary, po prostu rozejrzyj się i zobacz gdzie jesteś! Wszystko przeleciało mi przez umysł tej nocy. Coś w stylu, 'Buddy, jesteś w Białym Domu z BB Kingiem, i Prezydent Stanów Zjednoczonych uśmiecha się do ciebie za każdym razem, kiedy zagrasz jakąś fajną frazę.' Stary, czy można prosić o coś więcej?

STARE, DOBRE VINTAGE


Nie wiedziałem o tym wcześniej, ale powiedziano mi, że produkowany we Francji koniak musi stać w butelce przez 100 lat, zanim trafi do klienta. Myślę, że w ten sposób można też spojrzeć na gitarzystę bluesowego. Więc jeśli jeszcze nie masz w sobie bluesa, po prostu żyj dalej! W dalszym ciągu jestem bardzo szczęśliwy, kiedy gram na gitarze. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem, kiedy uderzam dźwięk i ktoś patrzy na mnie z uśmiechem na twarzy. Mówię do siebie, "Przeszedłeś przez życie, miałeś więcej upadków niż wzlotów, ale kiedy będę grał, zapomnisz o tych wszystkich ciężkich chwilach." Kiedy widzę jak ktoś się uśmiecha wiem, że przez te kilka sekund pozwalam mu o wszystkim zapomnieć...