Elvis Presley

Wywiady
2008-12-01
Elvis Presley

Elvis Aaron Presley był artystą, który zapoczątkował rewolucję muzyczną. Stał się gwiazdą, ikoną popkultury i równie błyskawicznie został okrzyknięty "królem rock and rolla". Po dziś dzień pozostaje najbardziej uwielbianą gwiazdą w USA i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych artystów na świecie. Ale zacznijmy od początku...

Rok 1954. Dziewiętnastoletni wówczas "Król" - jak nazywa się Presleya - stał przy mikrofonie w Sun Studio, trzymając w rękach gitarę. Był kolejną nadzieją amerykańskiej piosenki. Wiedział, że taka szansa już się nie powtórzy i zamierzał dać z siebie wszystko. Elvisowi mieli akompaniować dwaj miejscowi muzycy: gitarzysta Scotty Moore i basista Bill Black, których zaprosił na sesję właściciel studia, Sam Phillips. Pierwsze próby nie należały do udanych - Elvisa ponosiły nerwy, a jego koledzy nie palili się zbytnio, żeby akompaniować młodemu kierowcy ciężarówki, który aspirował do sławy. Po kolejnej nieudanej próbie nagrania ckliwej ballady "I Love You Because" Presley, Moore i Black postanowili zrobić sobie przerwę.

"W pewnym momencie Elvis wziął do rąk gitarę i zaczął się wygłupiać: śpiewał, skakał i grał - wspomina Scotty Moore. - Bill wziął bas i dołączył do Presleya, a już po chwili ja zrobiłem to samo. Sam Phillips siedział akurat w reżyserce zajęty pracą, lecz gdy usłyszał, jak gramy, wychylił się i zapytał, co robimy. Nasza gra na tyle mu się spodobała, że kazał nam wszystko jeszcze raz powtórzyć". Piosenka, którą Elvis Presley wtedy grał, była starym bluesowym przebojem Arthura "Big Boy" Crudupa pod tytułem "That’s All Right (Mama)". Dodał do niej trochę pikanterii i świeżości - w rezultacie z tej mieszanki popu, country i rocka na oczach świadków dokonywała się prawdziwa rewolucja w muzyce: powstawał niepowtarzalny styl, który już wkrótce miał zmienić oblicze muzyki.

Dziś w miejscu, gdzie Elvis stał podczas owej pamiętnej sesji, namalowany jest znak "X". Kiedy Sam Phillips oglądał wygłupy Elvisa z gitarą, zdał sobie sprawę, że znalazł prawdziwy talent. Presley był przystojny, miał głos i niezwykłą charyzmę, dzięki czemu mógł doskonale trafić w gusta wielu młodych ludzi, którzy byli spragnieni nowości. Z drugiej zaś strony był skromnym chłopcem z prowincji. Elvis niczym nie różnił się od swoich rówieśników z Południa: był bogobojny, szanował starszych i był za skromny, żeby uważać się za wybitnie utalentowanego. W jednym z wcześniejszych wywiadów wręcz umniejszał swoje zdolności: "Nie będę się okłamywał - mówił - mój głos nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ludzie przychodzą, żeby posłuchać, jak nim operuję, ale do końca nie wiem, czemu im się to podoba. Podczas występów po prostu nie jestem w stanie stać nieruchomo, bo wtedy byłoby już po mnie, nie dałbym rady. Równie dobrze od razu mógłbym wrócić do pracy jako kierowca ciężarówki...".

Bono z grupy U2 powiedział o Presleyu w jednym z wywiadów: "Ten genialny, pochodzący z miasteczka Tupelo w stanie Mississippi chłopak pojawił się w Memphis zupełnie niespodziewanie. Na pierwszy rzut oka żółtodziób w garniturze, który uganiał się za spódniczkami i nosił ciemne okulary. Presley był białym kierowcą ciężarówki, który nosił się jak dandys, czym wiele ryzykował, a do tego śpiewał jak czarny i ubierał się niczym gej. Pamiętajmy, że to nie był Nowy Jork ani nawet Nowy Orlean. To było Memphis z lat 50. Można powiedzieć, że jak na tamte czasy Elvis Presley grał punk rocka! Był prawdziwym buntownikiem. Elvis zmienił w muzyce rozrywkowej dosłownie wszystko - dzięki niemu dokonała się rewolucja muzyczna, seksualna i polityczna. A zmian tych dokonał tylko za pomocą swojego fantastycznego głosu i stylu bycia: wystarczył aksamitny, męski głos i zmysłowe ruchy ciała". Ameryka pokochała tego chłopca. Jego muzyka elektryzowała młodzież w całym kraju i jednocześnie niepokoiła rodziców.

Oczywiście nie zabrakło takich, którzy wtedy nie zostawili na Elvisie suchej nitki (aż strach pomyśleć, co musiałby przeżyć człowiek odnoszący tak duży sukces w naszym kraju). Sam Frank Sinatra otwarcie wyrażał swoją dezaprobatę na temat muzyki Presleya. Być może czuł się zagrożony - w końcu rock and roll zaczął szybko panoszyć się na amerykańskich listach przebojów - bo o twórczości Elvisa wypowiedział się następująco: "Muzyka Presleya to godny pożałowania, szerzący zepsucie afrodyzjak. U młodych ludzi budzi negatywne, niszczące instynkty". Podobnie mówił Bing Crosby: "Jestem pewien, że Elvis Presley niczego nie osiągnie". Oczywiście byli też inni artyści, którzy mieli zgoła inne zdanie: "Zanim usłyszałem Elvisa, nic mnie tak prawdziwie w muzyce nie poruszyło - powiedział John Lennon. - Gdyby nie było Elvisa, nie byłoby też The Beatles". Warto tu też przytoczyć jeszcze jedno ze znanych powiedzeń Lennona: "Przed Elvisem nie było nic". To samo miał powiedzieć Cliff Richard: "Gdyby nie Elvis, nie byłoby Cliffa Richarda, jestem tego zupełnie pewien". No cóż, wielkie dzięki Elvis! Wśród osób, które śpiewały peany na cześć Presleya znalazły się również gwiazdy rocka lat 50., jak choćby Buddy Holly, który powiedział: "Bez Elvisa żadnemu z nas by się nie udało".

Natomiast Roy Orbison określił Elvisa jako najlepszego z najlepszych muzyków świata. "Ten chłopak miał wszystko - twierdzi kolega Elvisa z Sun Studio, Carl Perkins. - Był przystojny, umiał się poruszać i przede wszystkim miał olbrzymi talent. Z drugiej zaś strony, miał do przejścia długą i ciężką drogę. Pamiętam, jak ludzie śmiali się z jego bokobrodów i różowego płaszcza. Przezywali go ‘baba’. Czasami gangi motocyklowe przyjeżdżały na koncerty, żeby dorwać Elvisa. On się tym jednak nigdy nie przejmował. Wychodził na scenę, robił swoje, a po koncercie ci wszyscy twardziele ustawiali się do niego w kolejce po... autograf". W nowym stylu, określanym jako rockabilly, bas i gitara akustyczna tworzyły rytm, podczas gdy na gitarze elektrycznej wygrywano dopełniające całości riffy. Utwór "That’s All Right (Mama)", który został nagrany w Sun Studio przez Elvisa, Scotty’ego i Billa, uznawany jest za pierwszą kompozycję z tego właśnie nurtu, choć są też i tacy, którzy uważają, iż jest to "Mystery Train".

O niesłychanej sile tego kawałka decydują riffy Scotty’ego w intro i partie Billa Blacka grane slapem, dzięki którym "Mystery Train" rzeczywiście brzmi jak rozpędzony pociąg. W tym utworze, jak i w wielu innych piosenkach z "The Sun Sessions", nie ma perkusji, a mimo to kompozycja przepełniona jest energetyzującym wręcz rytmem. To przede wszystkim zasługa Elvisa. Dużo zostało powiedziane na temat roli, jaką w piosenkach Króla odegrała gitara elektryczna, jednak to przede wszystkim Presley nabija rytm przy pomocy gitary akustycznej. Johnny Cash, kolega Presleya z Sun Studio, widział jeden z jego wcześniejszych koncertów w 1954 roku i oto co powiedział o piosenkarzu i jego grze: "Presley nie mówił dużo. Ale nie musiał. Dzięki swojej charyzmie potrafił skupić na sobie uwagę wszystkich. Tamtego wieczoru obserwowałem przede wszystkim jego grę na gitarze. Elvis był niesamowitym gitarzystą rytmicznym. Zaczynał ‘That’s All Right (Mama)’ jedynie od wokalu i gitary akustycznej, a robił to tak, że żadne inne instrumenty nie były potrzebne". Tym bardziej że Scotty Moore nie należał do wybitnie utalentowanych gitarzystów. Po prostu znalazł się we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Umiejętności Moore’a nie wykraczały poza granie prostych partii gitarowych, które nie wchodziły w paradę wokalowi Elvisa. Riffy i zagrywki Scotta w takich piosenkach, jak: "Mystery Train", "That’s All Right (Mama)" i "Good Rockin’ Tonight" w latach późniejszych zainspirowały wielu mistrzów gitary. Brzmienie Moore’a zostało niemal idealnie odtworzone przez Johna Fogerty’ego z zespołu Creedence Clearwater Revival - wystarczy posłuchać utworu "Bad Moon Rising".

Keith Richards z The Rolling Stones również czerpał inspirację z brzmienia pochodzącego z Sun Studio. Lekcje pobierał u samego źródła, czyli u Scotta Moore’a, który wspomina to w ten sposób: "Pewnego dnia miałem telefon. Sekretarka powiedziała, że dzwoni gość o nazwisku Keith Richards. Powiedziałem wtedy ‘Kim do diabła jest Keith Richards?’. Oczywiście żartowałem - doskonale wiedziałem, o kim mowa (śmiech). Keith zaprosił mnie na koncert, po którym obaj przegadaliśmy do białego rana. Chciał, żebym mu zdradził, jak powinno się grać ‘Mystery Train’ i ‘That’s All Right (Mama)’, więc mu pokazałem". W Sun Studio powstały piosenki, które później miały wywrzeć wpływ na takie legendy, jak The Beatles czy The Rolling Stones. Presley nie wydał jednak żadnej płyty pod szyldem Sun Records - pod koniec 1955 roku odszedł z tej wytwórni i przeniósł się do RCA Victor. Dopiero dwadzieścia lat później utwory nagrane we wczesnych latach zostały zebrane i wydane w postaci płyty "The Sun Sessions". Album "The Sun Sessions" ukazał się w 1976 roku i od razu stał się przebojem wśród dzieciaków, które miały dość punka. Wielu z nich krążek ten zainspirował do założenia własnej formacji. "Kiedy po raz pierwszy usłyszałem Moore’a i Presleya na tej płycie, zwyczajnie mnie poraziło - mówi Briann Setzer (Stray Cat). - Myślę, że nie ma na świecie muzyka, który nie byłby pod wpływem Elvisa.

A najważniejsze lata w jego karierze, czyli 1954-57, to kamień węgielny dla muzyki rockowej. Elvis był pierwszym rasowym rockmanem, a płyta ‘That’s All Right (Mama)’ to pierwsza rockowa produkcja. Powstawały w tym czasie inne płyty mieszczące się w nowym nurcie, ale ta była wyjątkowa i jej wpływu na kolejne pokolenia nie można przecenić". Kiedy Brian spotkał przyszłego basistę Stray Cat, Lee Rockera, i perkusistę Slima Jima Phantoma, od razu dał im płytę "The Sun Sessions". "Pewnego dnia pojawiły się dwa bezpańskie, umorusane koty: to byli właśnie Jim i Lee (śmiech). Zaczęło się od tego, że mój basista nie przyszedł na próbę, więc posłałem Lee, żeby przywiózł z domu swój bas. Nie grał na nim palcami, lecz smyczkiem! Pożyczyłem mu płytę ‘The Sun Sessions’ i już po tygodniu gość grał slapem tak, jakby robił to od urodzenia". Kolejny fan Elvisa to Billie Joe Armstrong z grupy Green Day. Pierwszym albumem, jaki kupił, był właśnie krążek "The Sun Sessions". "Pamiętam, że chciałem kupić jakiś album Elvisa, bo widziałem jego film, to był bodajże ‘Double Trouble’ - wspomina Armstrong. - Najlepsze zdjęcie Króla było na okładce ‘The Sun Sessions’, więc wybrałem właśnie ją".

Sun Studio, w którym Elvis stawiał pierwsze kroki, stało się później nieodłączną częścią jego legendy. Sam Phillips otworzył swoje studio 3 stycznia 1950 roku, a na jego lokalizację wybrał Memphis przy 706 Union Avenue. Z czasem pod tym adresem zaczęło pojawiać się coraz więcej miejscowych muzyków, późniejszych legend bluesa i rock and rolla. W 1951 w tym właśnie studiu został zarejestrowany materiał na słynną płytę Ike’a Turnera "Rocket 88". To była nie tylko jedna z pierwszych płyt rockandrollowych, to także pierwsze komercyjne wydawnictwo, na którym znalazły się partie z przesterowaną gitarą. W Sun Studio debiutowało wielu artystów wielkiego formatu, między innymi: B.B. King, Howlin’ Wolf, Rufus Thomas, Johnny Cash, Carl Perkins, Roy Orbison oraz Charlie Feathers.

Studio Sun cenione było przez artystów między innymi dlatego, że mogło się poszczycić wspaniałą akustyką, jakiej podobno nie miało żadne inne studio w Ameryce. To brzmienie przyciągnęło zespół U2, który nagrywał w Sun płytę "Rattle And Hum". "W latach 80. udaliśmy się do Sun Studio w Memphis, w którym zapoczątkowana została era rock and rolla i w którym narodził się Elvis Presley. On był tym dla muzyki, czym Wielki Wybuch dla wszechświata - wspomina Bono. - Pracowaliśmy razem z Cowboyem Jackiem Clementem, inżynierem dźwięku Elvisa. Było to dla nas niesamowite doświadczenie. Otworzył studio specjalnie po to, żebyśmy mogli nagrać kilka kawałków w tym samym pomieszczeniu, w którym Elvis nagrał ‘Mystery Train’. Znalazł nawet stary reverb i mikrofon lampowy, do którego Elvis wyśpiewywał swoje przeboje. Pokój był mały i dość obskurny, ale dawał pewną jasność brzmienia. Słychać to na wszystkich płytach, które zostały nagrane w Sun Studio - są oszczędne, ale nadzwyczaj klarowne i przejrzyste brzmieniowo. Wtedy Elvis jeszcze nie wiedział, że zostanie królem rock’n’rolla, nie wiedział też, dokąd zabierze go tytułowy pociąg (train - ang. pociąg) i dlatego chcieliśmy poczuć się choć przez chwilkę jak jego pasażerowie. Ta muzyka była nawiedzona, szalona i dzika".

Po tym, jak U2 zawitało w progach Sun Studio, zostało ono ponownie otwarte i do dziś emanuje specyficzną atmosferą tamtych lat. Obecnie pełni rolę muzeum i tylko sporadycznie służy jako studio - lokalni muzycy wciąż tam nagrywają, oczywiście jak wyjdą z niego ostatni turyści. Zwiedzający mogą posłuchać starych taśm z prób Elvisa - są na nich nagrane fragmenty rozmów, w których Presley dyskutuje z Samem Phillipsem o utworach będących teraz klasyką rocka. Mogą też posłuchać, jak gra "That’s All Right (Mama)", odnosząc przy tym wrażenie, że Elvis stoi tuż obok nich... brr, aż ciarki przechodzą po plecach...

Jeśli kiedyś będziecie w Memphis, to koniecznie wybierzcie się na wycieczkę do Sun Studio. Może przewodnik opowie Wam historię o gwieździe rocka, która przyjechała złożyć hołd Elvisowi...

Pewnego dnia, wcześnie rano pod Sun Studio podjechała czarna limuzyna. Kierowca otworzył tylne drzwi, a z samochodu wysiadł mężczyzna i szybkim krokiem wszedł do budynku. Przebiegł przez biura i wpadł do studia, po czym uklęknął i pocałował znak "X" narysowany na podłodze w miejscu, gdzie kiedyś stał Elvis Presley. Pozostał w tej pozycji przez chwilę, po czym wstał i skierował się z powrotem do limuzyny. Samochód odjechał w kierunku centrum Memphis.

Mężczyzną, który w taki sposób złożył hołd Presleyowi był... Bob Dylan. "Kiedy po raz pierwszy usłyszałem głos Elvisa, wiedziałem, że nigdy nie będę dla nikogo pracował i że nikt nie będzie moim szefem - powiedział Dylan. - Kiedy usłyszałem jego śpiew, poczułem, że wyrywam się z więzienia na wolność. Dziękuję Bogu za Elvisa Presleya". Na koniec jeszcze jedna wypowiedź innego giganta, Bruce’a Springsteena: "Wszystko zaczyna się i kończy na Elvisie. Byli muzycy przed nim i po nim, ale Król był tylko jeden. Pojawił się znikąd i wyszeptał ludziom do ucha swój sen, który wszyscy zaczęli raptem śnić". Słuchając współczesnej muzyki, warto czasem przypomnieć sobie, że gdyby nie ten skromny kierowca ciężarówki, wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej...