Mariusz Goli, w internecie szerzej znany jako "genialny gitarzysta z Katowic" bądź "amazing guitarist from Poland", na ulicach Katowic gra już od lat ośmiu, zaś innych polskich (zresztą, nie tylko polskich) miast od około czterech.
Przez ten czas stał się rozpoznawalny zarówno wśród zwykłych przechodniów, jak i wśród społeczności wirtualnej. W uszy rzucają się jego niezwykłe umiejętności techniczne, a jednocześnie dar wzbudzania bardzo silnych emocji u słuchacza. Dzięki tym predyspozycjom zatrzymuje się przy nim zwykle pokaźna grupka osób, którą potrafi wprowadzić w trans swoją żywiołową muzyką. Kiedyś sam się zatrzymałem, posłuchałem - i po prostu nie mogłem nie zrobić tego wywiadu.
Jaki był twój pierwszy kontakt z gitarą?
Ogólnie kontakt z gitarą mam od czternastego roku życia. Wtedy mój starszy brat przywiózł gitarę do domu. Ale osiem lat temu zakochałem się w niej bez pamięci.
Zacząłeś "elektrycznie" czy może "klasycznie"?
Zaczynałem na starej, rozwalonej gitarze klasycznej, ale szybko załatwiłem sobie gitarę elektryczną robioną domowym sposobem.
A kiedy wyszedłeś grać na ulicę i co cię do tego pchnęło?
Przez kilka lat grywałem ciężkie riffy w garażowych zespołach. Do czasu, kiedy nie odkryłem ponownie gitary klasycznej. A ulica to był przypadek. Wyszliśmy kiedyś z kolegą pograć. Klasycznie - chodziło o zabawę i uzbieranie kilku groszy. Potem odkryłem w tym wolność i mój sposób na życie oraz realizowanie się.
Czyli najpierw były tylko Katowice. A kiedy zacząłeś jeździć także do innych miast?
Hm... od ośmiu lat gram na streecie, a od mniej więcej czterech jeżdżę po innych miastach. Większe wyjazdy zaczęły się, kiedy wyprowadziłem się z domu rodzinnego i usamodzielniłem.
Jakie to były miasta?
Grałem we Wrocławiu, Gdańsku, Warszawie, Poznaniu, Krakowie, jak również i w wielu nadmorskich miejscowościach. W sumie całkiem sporo by się zebrało tych miast.
Ograniczasz się do granic naszego kraju czy może je również już przekroczyłeś?
Na razie był Berlin i Wiedeń. Ale przyszły rok będzie pod znakiem dalszych wyjazdów.
A od kiedy granie stało się dla ciebie źródłem dochodów?
Od jakichś trzech lat busking i granie koncertów pozwalają mi na pracę w wolnym i wymarzonym dla mnie zawodzie.
Co do samego zawodu - czujesz, że jest to swego rodzaju wyzwanie rzucone kulturze konsumpcyjnej, która pracę utożsamia najczęściej z przykrym kieratem?
Dla mnie najważniejsza jest wolność i elastyczność. Taka praca, jaką wykonuję, umożliwia mi bezpośredni kontakt z ludźmi, możliwość doskonalenia moich umiejętności - podczas grania cały czas się uczę.
W kwestii kontaktu - reakcje są raczej pozytywne czy zdarzały się jakieś przykre sytuacje?
Ogólnie spotykam się z pozytywnym przyjęciem prze ludzi, chociaż taki sposób życia wiąże się oczywiście z pewnymi niebezpieczeństwami.
Na przykład?
Pewnie sam rozumiesz, jak wyglądają na przykład ulice dużych miast w weekend, po zmroku, a właśnie o takich porach zdarza mi się grać. Ludzi są różni...
Jasne. To teraz może coś pozytywnego. Najdziwniejsze datki, jakie otrzymałeś?
Zdarzył się zegarek czy bilet na koncert Rawy Blues. O innych dziwnych nie będę mówił.
Odnośnie samej muzyki: duże znaczenie w twojej twórczości zdaje się mieć pudło rezonansowe, które traktujesz poniekąd jak bęben. Coś więcej o tym?
Tak, staram się wprowadzać różne techniki do mojego grania, łączyć brzmienie kilku instrumentów w jednym. Stąd na przykład wybijanie rytmu na topie gitary.
A na ile granie jest przyjemnością, na ile zaś wysiłkiem?
Dobre pytanie... Gram w specyficzny sposób, wkładam w to dużo energii i na pewno jest to bardzo męczące. Do tego dochodzi wysiłek przy transportowaniu sprzętu, który waży ze czterdzieści kilo. Na przykład po tygodniowej trasie jestem już bardzo wykończony... lecz jest to ten rodzaj przyjemnego zmęczenia.
Twoja praca odbija się jakoś na zdrowiu?
Jak u wielu gitarzystów, przy tak częstym graniu pojawia problem ze stawami. Ale jem dużo galaretek, a one są dobre na stawy. Ogólnie trochę się zahartowałem na graniu na zimnie i rzadko się przeziębiam.
Czyli granie poniekąd nawet pomaga. Znasz jeszcze jakichś innych artystów ulicznych, którzy utrzymują się z grania? W ogóle - wielu się to udaje?
Znam, na przykład Estas Tonne to świetny muzyk, którego można spotkać, gdy jeździ po wielu europejskich miastach. Nie ukrywam, że nie jest to łatwa praca, jeśli chce się z niej utrzymać, a nie tylko zarobić na piwo. Bo takich grajków, oczywiście, jest wielu.
A jakie są twoje główne inspiracje? Także spośród artystów ulicznych?
Przede wszystkim Paco de Lucia, Al Di Meola, a z fingerstyle'u Tommy Emmanuel czy Andy McKee. Z muzyków ulicznych choćby wspomniany przeze mnie Estas.
Jakie są podstawowe różnice między graniem koncertów ulicznych i klubowych i którą opcję preferujesz?
Obydwa sposoby lubię. Ulicę za spontaniczność i nieprzewidywalność, a kluby za fanów, którzy zawsze są niezawodni.
Na koniec nieco bardziej "przyszłościowe" pytanie. Planujesz nagranie czegoś studyjnego?
Zimą będę nagrywał płytę własnym nakładem, u mnie w domu. Na razie kompletuję do tego wszystkie potrzebne sprzęty.