Na nowej płycie Full-X zatytułowanej "An Introduction to Counterpoint" Adam Fulara próbuje zdefiniować nowy styl gitarowy. Tego gitarzystę na pierwszy rzut oka kojarzymy głównie z tappingiem oburęcznym, ale jest to jedynie powierzchowne skojarzenie, bo w tej muzyce chodzi o zupełnie coś innego.
Wraz z zespołem udowadnia, że twórczość nie musi być jedynie wynikiem inspiracji muzyką amerykańską, czy brytyjską, a można mieć coś nowego, swojego do powiedzenia. Nowe nie oznacza wcale "niestrawne", utwory są przystępne i dobrze się ich słucha mimo całej zaawansowanej machiny teoretyczno-polifonicznej...
Skąd pomysł na taką płytę?
Nagrania są wynikiem wieloletniej pracy nad pewnym pomysłem, a wszystko zaczęło się około roku 2004, wtedy zacząłem rozwijać własną metodę polifonicznych improwizacji gitarowych. Zacząłem od standardów jazzowych, jeden z nich "All of Me" z takim rodzajem improwizacji przedstawiłem na trzech konkursach improwizacji na przełomie 2004-05 z których przywiozłem trzy nagrody. Podejście sprawdziło się w praktyce, choć wtedy metoda ta była jeszcze mocno niedopracowana. Potrzeba wielu lat na rozwinięcie tego typu pomysłu, poza tym to jakby praca badawcza - wymaga wysiłku tworzenia i sprawdzania nowych rzeczy, nie ma za bardzo kim się inspirować. Te nagrania mają pewną cechę - jeśli wynajęlibyśmy dowolnego gitarzystę na świecie do zagrania polifonicznych improwizacji w tej konwencji, niezależnie od tego czy byłby to najlepszy wirtuoz rocka, jazzu, czy dowolny muzyk stosujący tapping oburęczny - potrzebowałby on wielu lat aby przygotować się do zagrania tej płyty. Powód takiego stanu rzeczy jest prosty - ja ćwiczę inaczej. Podobnie jak Hendrix nie byłby w stanie nagrać płyty w stylu Joe Passa i vice versa. Zauważ, że niewiele płyt dziś ma tą cechę.
Co to właściwie jest ta polifonia?
Polifonia to granie dwóch melodii jednocześnie - to taki rodzaj faktury muzycznej - mamy więc do czynienia z dość oryginalnym zastosowaniem tappingu, muzycy grający tą techniką grają zazwyczaj melodię + akordy, lub melodię + bas, rzadziej akordy + bas. To jest standardowe podejście do tappingu oburęcznego, ja szukałem czegoś świeżego, swojego. Oczywiście można zagrać utwory Bacha - ale mam na myśli tworzenie improwizacji. Ogólnie muzycy grający tappingiem bardzo rzadko dobrze improwizują, a jeśli już nawet, to nigdy polifonicznie. Wystarczy zagrać temat utworu z podkładem drugą ręką i jest hit na YouTube, ale mnie bardziej interesują osobiste dźwięki. Mam wewnętrzną potrzebę grania swoich nut.
A co na to reszta zespołu? Kto jeszcze gra na płycie?
Na basie gra mój brat, Tomasz Fulara, znany czytelnikom "Basisty" z warsztatów klangu, a na perkusji Michał Bednarz. Ja gram na gitarze i na klawiszach. Gościnnie mamy też sopran operowy - Dorotę Szczepańską, a ciężkie metalowe gitary do dwóch utworów dograł Mateusz Rybicki. Na płycie oprócz polifonii jest sporo zaawansowanych partii perkusyjnych, oraz basowych. To wszystko ładnie współgra z rozbudowanymi kompozycjami. Mam na myśli np. otwarte formy i nietypowe rytmy wymagające od nas dużej pracy w przygotowaniu utworów.
Co masz na myśli pod pojęciem "nietypowe rytmy"?
Na przykład dominującym na płycie metrum jest 11/8, wykorzystane aż w trzech utworach, w tym też do zagrania improwizacji polifonicznej - ale każdy z tych utworów jest diametralnie inny. W jednym zagraliśmy polimetrię 11/8 nad 4/4. W innych utworach pojawia się 5/8, 7/4 w swingu, synkopach itp. Wykorzystywaliśmy też zaawansowany timing. Często gram za beatem, a nawet w tzw. "triple time" - potrójnym czasie, jedna partia przed beatem (np. lewa ręka), druga za beatem. To też mój patent, nadaje on tzw. flow. W tą stronę też chcę iść, inspirują mnie tacy muzycy jak Metheny, Scofield czy perkusista - Chris Dave, którzy swoją muzykę opierają m. in. na zmianach timingu. Ten ostatni sam ze sobą gra za beatem i przed, też tak staram się grać. W ogóle - jakoś zauważyłem, że gitarzyści boją się timingu uznając jedynie granie w punkt za jedyny słuszny środek. Częściej spotkamy takie zabiegi u wokalistów, trębaczy, saksofonistów... Ale są wyjątki. Granie timingiem sprawia, że nawet prosta melodia wydaje się bardzo muzykalna.
Czyli to płyta zaawansowana nie tylko od strony faktury polifonicznej?
Tak, jak zauważyłeś na pewno mam pociąg do "nieznanego", lubię przychodzić na próbę i rzucać temat typu, "zagrajmy swing w 7/8", albo "stopę i bas przed beatem", czasem słyszę, że zwariowałem, ale efekty wychodzą muzykalne i chłopaki też to lubią. Wszyscy robimy postępy. Jednak te wszystkie zaawansowane rzeczy jak technika polifoniczna, technika klangu u Tomka, czy efektowne młynki Michała są podporządkowane kompozycjom. To one stanowią o sile płyty. Nie jest sztuką wymyślać coś nowego, co nie jest muzykalne. Wielu słuchaczy jest zaskoczonych po moim filozoficznym "wykładzie" jak bardzo normalnie idzie tej muzyki posłuchać, co więcej zanucić tematy, zapamiętać, wracać do tej płyty. Jestem szczęśliwy z tego powodu.
Do jakiego gatunku zaliczyłbyś utwory zawarte na płycie?
Płyta jest na tyle nietypowa, że nie można jej przypisać do żadnego z powszechnie uznanych gatunków. Trochę nawiązuje do muzyki klasycznej, trochę do jazzu, trochę do muzyki filmowej, ale też heavy-metalu i drum'n'bass. Rozpiętość tempa jest ogromna od 60 do 180 bpm. Zróżnicowane są też czasy utworów - od 1:30 do 10 minut. Jest to muzyka tonalna, improwizowana z dużą ilością modulacji. Improwizacje, mimo polifonicznej faktury - mają ścisły związek z (domyślną) harmonią utworu. Szczególnie ważne są napięcia dominantowe i ich rozwiązywanie. Jak w bebopie albo u Bacha. Czyli nie są to "improwizacje w pentatonice" lub "skali molowej", stoi za tym grubsza filozofia, napisałem na ten temat obszerną pracę naukową w której przedstawiłem moje podejście do polifonii. Praca dobrze została przyjęta przez środowisko naukowe - profesorowie z uniwersytetu muzycznego ocenili jej stopień innowacyjności na "dobry". Co było dla mnie sporym, pozytywnym zaskoczeniem. Została dzięki temu opublikowana w interdyscyplinarnym czasopiśmie awangardy filozoficzno-naukowej pt. "Avant". Można ją przeczytać na mojej stronie www.fulara.com. Co ważne, zasady realizacji płyty przyjęliśmy takie, jak w muzyce klasycznej. Kompresja jest symboliczna, przez co utwory są bardzo dynamiczne, cały czas ciągną do przodu i rozwijają się aż do punktów kulminacyjnych. To jest taki audiofilski akcent. Dziś, zazwyczaj muzykę popularną, nawet tą uznaną za "dobrą" prasuje się kompresorami do granic możliwości, a to zawsze brzmi dobrze tylko kilka pierwszych sekund (tzw. efekt natychmiastowości). Płytę zrealizowało studio Fonoplastykon we Wrocławiu, mastering przygotował Marcin Bors - laureat kilku Fryderyków.
A jeśli chodzi o brzmienie? Jakich instrumentów używacie?
Zawsze powtarzam, że jeśli chodzi o brzmienie ważniejsze jest własne niż "dobre, standardowe". Ważne jest, aby mieć sprzęt, który to umożliwia - ja mam gitarę REK wg mojego projektu, Tomek gra na basie GMR i REK, obaj stosujemy wzmacniacze Taurus. Co ciekawe mój jest basowy. Szukałem innego brzmienia tappingu, niż standardowe znane z nagrań Stanleya Jordana, czy stickowców. Pomysł polegał na stosowaniu brzmienia zmulonej gitary jazzowej do tappingu, czego nie stosuje żaden znany mi muzyk. To zmienia diametralnie właściwości artykulacyjne i barwowe instrumentu, tu zaczynają się schody. Używam bardzo grubych strun potrzebnych przy tłustej jazzowej barwie (Rotosound Roto-Reds), jak i mojej autorskiej artykulacji, którą nazwałem "portato", ponieważ mechanizm jest podobny do fortepianowego portato. Przetestowałem ok 50 wzmacniaczy, w tym legendarne jazzowe, lampowe, okazało się, że najlepiej jest na piecu basowym: ciepłe ładne brzmienie o dużej mocy, które pięknie miksuje się z barwą zespołu. Gram z dość głośną sekcją - jest to muzyka bardziej energetyczna od jazzu. Brzmienia pozostałych instrumentów są również bez zarzutu - można śmiało powiedzieć o wypracowanym własnym brzmieniu zespołu, jak i moim. Mimo dynamicznej sekcji gitara brzmi bardzo dobrze na tej płycie i jest przykładem na to, że tapping może być fajny nie tylko do "popisów YouTube", ale do normalnej zespołowej gry, do muzyki improwizowanej na pewnym poziomie. To płyta do słuchania, a nie do oglądania. Stosuję też syntezator gitarowy dwugryfowy (REK Counterpoint)
W jaki sposób korzystasz z syntezatora gitarowego?
Jest on podłączony do efektu barwowego mojej produkcji, wykorzystującego sample rhodes piano, połączone z oscyloskopem sinusowym, a ostatnio też z samplami mojej drugiej gitary. Na płycie używamy pogłosu i efektu delay VST mojej produkcji - jestem programistą i wykorzystuję ten fakt jak tylko potrafię do kreowania mojego brzmienia. Syntezator gitarowy wykorzystuję, ze względu na nowe dźwięki i tylko tam - tj. w improwizacjach. Warto je pokazać w różnorodnych barwach. Podobnym celom służył syntezator Methenemu, czy Holdsworthowi. Nie potrzeba używać syntetycznych barw do typowych bluesowych improwizacji, ale jak robisz coś niekonwencjonalnego - wtedy warto spróbować. Syntezator jest tak zrobiony, że przenosi w miarę dokładnie artykulację gitarową i dynamikę (napisałem moduł czułości dynamiki VST tzw. "Mipressor" do tappingu). Dwa utwory na płycie posiadają improwizacje polifoniczne grane na syntezatorze gitarowym. Wyszło nieźle. Barwa ta nie kojarzy się z trąbkowym brzmieniem Methenego, ani z fletowym Holdswortha. Utwory też są ogólnie zróżnicowane pod kątem brzmienia. Tomek używał dodatkowo basu bezprogowego, korzystaliśmy z efektów Taurus oraz G-LAB.
Większość ludzi kojarzy Cię z YT z utworów Bacha...
Tak, czasem słyszę głosy o "zaszufladkowaniu tappingu" do kategorii cyrkowych popisów. Ale to mówią ludzie, którzy nie słyszeli tej płyty. Tam jest muzyka. Jeśli ktoś zarzuca mi popisy - ja podnoszę rzuconą rękawicę i odpowiadam: Gram swoje nuty - o nich myślę, a nie o technice, bo to tylko narzędzie. Czy rzeźbiarz dyskutuje o swoim młotku, czy o rzeźbie?
To są dalekie inspiracje: Chopin, Bach, Beethoven, Metheny, Holdsworth, Pass, ostatnio Andy Timmons, z którym miałem okazję koncertować w Nowym Jorku na The Great Guitar Escape. Zagraliśmy 6 utworów razem w czasie wspólnego jam session. To jest wielki muzyk, grając z nim ratowało mnie to, że grałem swoje, gdyby nie to... no cóż. Kopia Satrianiego nie ma czego szukać na takim jamie, po prostu zostanie zdmuchnięta ze sceny potęgą i głębią Timmonsa. To niebywały artysta. Czuje to co gra, wynika to pośrednio z jego znajomości jazzu i klasyki, bo te gatunki również gra. Uwielbiam muzyków, którzy potrafią "zagrać wszystko po swojemu" bo funkcjonują na takim poziomie świadomości, że nie tylko słyszą muzykę np. Chopina, czy Parkera ale też ją rozumieją, wiedzą dlaczego po tym akordzie jest tamten.
Gdzie można płytę nabyć i posłuchać?
Na naszej stronie www.fulara. com, trafiła też do dystrybucji i będzie dostępna w sklepach Media Markt i Saturn. Trafi też do iTunes i innych serwisów. Dla nabywców płyty ogłosiliśmy konkurs z nagrodami, zabawa polega na przesłuchaniu płyty i stworzeniu tytułów do dwóch utworów, szczegóły na naszej stronie www.
Co byś doradził młodym muzykom, którym marzą się wspólne koncerty z Gilbertem czy Timmonsem?
Najprościej powiedzieć - ćwiczyć, ale to tylko część prawdy. Grajcie swoje dźwięki bo to wielki skarb. Patrzcie krytycznie na Wasze nagrania - co jest tam Waszego? Po odrzuceniu wszelkich progresji, rytmów, barw, zabiegów artykulacyjnych, gam, akordów, form znanych z nagrań innych muzyków, pozostaje to co naprawdę stworzyliście. Na kreatywność stać praktycznie każdego człowieka, tylko nasz wygodny i bezpieczny styl życia przeszkadza. W końcu jak ktoś gra bluesa tak, jak wszyscy to może zagrać w klubie i podpiąć się pod środowisko. Tak jest prościej, ale to ślepa uliczka przynajmniej, jeśli ktoś chce zrobić coś dla samej muzyki. Takich artystów indywidualistów jest ciągle mało i są potrzebni słuchaczom, w tym także mi. Znajdźcie swoje dźwięki, a potem ćwiczcie. Muzyka, jeśli ma mieć jakąś wartość, nie musi być skomplikowana, ale nie może być wtórna.
Krzysztof Inglik