Leszek Cichoński
Leszek Cichoński to czołowy polski gitarzysta bluesowy i zasłużony pedagog. W tym miesiącu dowiemy się, jakie są najbliższe plany pierwszego Polaka, który wystąpił na legendarnej scenie w Monterey podczas zeszłorocznej imprezy Monterey Bay Blues Festival.
Długie lata zupełnie nie myślałem o tym, że zostanę zawodowym muzykiem. Zdecydowałem się dopiero właściwie po skończeniu studiów, co jest dowodem na to, że nigdy nie jest za późno, żeby zwariować (śmiech). Skończyłem studia, obroniłem pracę, jako magister inżynier ożeniłem się - i nagle zbieg różnych, dość dramatycznych okoliczności spowodował, że zdecydowałem się jednak zostać muzykiem.
W 1989 roku nagrałem przykłady takich zagrywek, fragmentów solówek, układających się w pewną logiczną całość, i myślałem, że ta szkoła będzie właśnie tak wyglądać. Ale później przyszło mi na myśl, że w zasadzie wielu ludzi boryka się z czymś, czego ja w zasadzie też kiedyś nie potrafiłem: chcą poukładać sobie jakoś te skale na gryfie, sensownie je połączyć. Zacząłem więc nad tym pracować i w efekcie powstał zbiór diagramów. Co ciekawe, szkoła jest wciąż aktualna, jest to swego rodzaju biblia, z której korzystają kolejne generacje gitarzystów.
Dzieje się tak już od 15 lat. W 1992 roku były pierwsze warsztaty zorganizowane w Bolesławcu. Pamiętam, że na pierwszych zajęciach czułem się trochę niepewnie - byłem świeżo upieczonym autorem podręcznika, który nigdy nie prowadził takich zajęć w formie warsztatów. W sumie uczyłem się wtedy prowadzić warsztaty, bazując na swym podręczniku, ale szybko zauważyłem, że moja metoda "pięciu superpozycji" sprawdza się w praktyce. Wielu moich wychowanków założyło później swoje zespoły, wśród których był Maciek Mazurek i Oskar Kunicki. Na pierwszych warsztatach był też Wojtek Garwoliński, który założył z innymi chłopcami z tychże warsztatów grupę Pivo.
Moja kolejna gitara to Strato, a potem miałem Stratocastera Plus (oryginalnie z sensorami), ale nie pasowały mi pickupy, więc dokupiłem do niego dwa przetworniki Hot Rail firmy Seymour-Duncan i jeden DiMarzio Fast Track. Tym sposobem było wreszcie tak, jak chciałem: grubo, śpiewnie i nie piskliwie. W tym czasie dostałem do testowania świetnie brzmiący instrument marki Chevi, który mi przypasował, choć był bardzo ciężki. Ale niestety przekombinowałem z nim, bo oryginalny mostek, w którym był taki feler, że jedna struna nie brzmiała, zamieniłem na mostek Fendera, przez co gitara straciła swój charakter. Nagrałem na niej sporą część pierwszej płyty Guitar Workshop. W roku 1996 kupiłem od Marka Witkowskiego kopię Stratocastera w kolorze niebieski metalik, na którym obecnie gram, bo to jest najbardziej uniwersalny instrument w mojej kolekcji. W tej gitarze zmieniałem już trzy razy korpus i trzy razy gryf..., szukamy optymalnego rezonansu między tymi dwoma kawałkami drewna. Marek zrobił mi niedawno następny korpus (dużo lżejszy) i myślę, że to już będzie dokładnie to, o co mi właśnie chodzi.
Przyjechaliśmy na próbę przed nagraniem albumu "Twój blues", wyciągnąłem ten piecyk, kieszonkowe maleństwo, plus taką małą gitarkę typu "drzazga". Tadek popatrzył na mnie podejrzliwie, bo on i Andrzej Nowak to zawsze Marshall, Gibson, Fender, wszystko grube, firmowe, zawodowe - a ja wyciągam jakieś ogryzki i do tego multiefekt. Tadek był trochę zdegustowany, zwłaszcza że wszyscy grali bardzo głośno, przez co nikt mnie nie słyszał na próbie. Właściwie dopiero podczas nagrania w studio usłyszeli w słuchawkach, jak gram - gdy nagrywaliśmy tę płytę, to wtedy się dopiero przekonali, jak brzmi ten wzmacniacz (śmiech).
Natomiast pierwszy poważniejszy drive, jakiego używałem, zrobił mi Mandaryn, wrocławski elektronik. Był świetny i nadawał się dosłownie do wszystkiego - można go było nawet włączyć w linię. Jedynym jego minusem było to, że był dość awaryjny. Długo na nim grałem, ale kiedy zaczął zawodzić, kupiłem overdrive Marshall Gov’nor i mam go do tej pory. Posiadam też ciekawy efekt o nazwie Xotic AC-Booster, który ściągnąłem ze Stanów, bo zobaczyłem, że gra na nim Scott Henderson. Ostatnio próbowałem nowego drive’a o nazwie Zendrive, który brzmi podobnie jak AC-Booster, ale ma jeszcze w dźwięku coś śpiewnego, wiem, że używa go już Roben Ford oraz paru innych poważnych gości.
Jak nie ma nagrań, to nie ma koncertów i koło niemożności się zamyka. Najbardziej pochłania mnie jednak idea, o której na początku marca nawet nie myślałem. W tym roku rozszerzamy "Thanks Jimi Festival" na CAŁY ŚWIAT! Robimy transmisję internetową z gitarowego rekordu. A więc 1 maja CAŁY ŚWIAT może zagrać z nami ON-LINE! Zaraziłem już tym projektem fanów gitary w kilku stolicach świata i redaktorów magazynu "Guitar Player". Napiszą o tym i wyemitują w "TV Guitar Player" spoty promujące to wydarzenie. Bardzo spodobało im się hasło: 1st of May - World Guitar Day! Chciałbym przy tej okazji zaapelować do gitarowej braci o rozesłanie informacji o tej akcji wszystkim znajomym i na wszystkie możliwe fora gitarowe. Wszelkie informacje - również po angielsku - dostępne są na mojej stronie www.cichonski.art.pl. Każdy z nas chciałby mieć swoje płyty na amazon.com lub choćby guitar9.com. Niestety polska gitara jest prawie nieobecna w światowym Necie. To, co się wydarzy 1 maja 2007, może zwrócić "Oczy Świata" na nasz malutki, acz bogaty w treści, gitarowy ryneczek. Pomysł ma raptem trzy tygodnie i to, w jakim stopniu uda się go zrealizować, zależy od udziału każdego z NAS. Guitarists of all countries unite!
Bartłomiej A. Frank