"Do grania art rocka nie jest konieczna jakaś specjalna technika. Jeśli gitarzysta czuje dany rodzaj muzyki, to stara się grać najlepiej, jak tylko potrafi, korzystając przy tym z dostępnych mu technik"
Gitara w art rocku to wymagający instrument. Jak osiąga się technikę, która pozwala grać tę muzykę? Miałeś nauczyciela, mistrza...?
Wydaje mi się, że do grania art rocka nie jest konieczna jakaś specjalna technika. Jeśli gitarzysta czuje dany rodzaj muzyki, to stara się grać najlepiej, jak tylko potrafi, korzystając przy tym z dostępnych mu technik. W moim przekonaniu jest to też kwestia wrażliwości na daną estetykę, wyobraźni, a sama technika często ma znaczenie drugorzędne - przykładem tego jest choćby grupa Pink Floyd. Gitarą zainteresował mnie mój nauczyciel muzyki w piątej klasie podstawówki i przez pierwszy rok pokazywał mi różne rzeczy. Potem sam zacząłem się rozglądać, słuchać muzyki i w ogóle różnych gitarzystów. Moich nauczycieli oraz mistrzów znajdowałem wśród całej rzeszy inspirujących muzyków i zespołów, które przez te wszystkie lata przewinęły się przez mój odtwarzacz CD.
Pierwsza pożyczana: Aster. Pierwsza własna: Diamant.
Na jakiej gitarze grasz obecnie?
Podstawowa gitara na koncertach to PRS Custom 24 z 1992 roku, do której założyłem tylko elementy mostka piezo LR Baggs. W kilku utworach wspomagam się też tradycyjnym Fenderem. W domu mam jeszcze starą akustyczną Yamahę. I to wszystko.
Czyli jesteś zwolennikiem nowoczesnych wioseł?
Jestem zwolennikiem wszystkiego, co pomaga muzykowi najpełniej wyrażać swoje emocje i to, co ma do powiedzenia. Nie mam też nic przeciwko łączeniu starego z nowym, czyli klasycznych gitar z nowoczesnymi konstrukcjami. Dlatego poza PRS-em mam Fendera Stratocastera, a w przyszłości chciałbym nabyć Gibsona Les Paula. PRS ma oczywiście dużo zalet. Po dłuższym okresie grania na tej gitarze muszę powiedzieć, że jest ona bardzo uniwersalna, co przede wszystkim przydatne jest na koncertach. Oferuje doskonałe brzmienia singlowe, choć sprawdza się także przy cięższych riffach. Dodatkowo zamontowałem w niej przetwornik piezo, a więc mam też z tej gitary brzmienie akustyczne, dzięki czemu mogę sobie poradzić na koncercie za pomocą tylko tego jednego wiosła. Posiadam też Stratocastera Custom Shop, który brzmi naprawdę znakomicie - trzy single, żadnych dopalaczy. Przez wiele lat grałem też na gitarze Music Man Luke i strasznie chciałem mieć w niej także Stratocastera, ale okazało się, że nie można (śmiech). Po kilku latach zacząłem bardziej doceniać brzmienia klasyczne. Stwierdziłem, że oprócz PRS-a chciałbym mieć na potrzeby sesji nagraniowych jeszcze przynajmniej dwie gitary, tj. Fendera i Gibsona. Przy tej okazji chciałbym dodać, że absolutnie nie zgadzam się z często pojawiającymi się opiniami, że PRS jest gitarą, która łączy w sobie niektóre cechy Fendera i Gibsona. To jest pozorne podobieństwo, pewnie ktoś pomyślał sobie, że skoro ma humbuckery i deskę z mahoniu, to może być Gibsonem, a ponieważ oferuje brzmienie singli, to jawi się jako Fender. Tymczasem PRS nie jest ani jednym, ani drugim. Jest... PRS-em.
Twój ulubiony wzmacniacz?
Niestety nie można mieć wszystkiego. Nawet myśląc o sprzęcie do studia, trzeba szukać jakiś finansowych kompromisów. Docelowo chciałbym mieć dwa różne wzmacniacze. Na potrzeby ostatniej sesji nagraniowej byłem zmuszony je pożyczać, ponieważ miałem tylko head marki Sunn. To prosta konstrukcja oparta na lampach 6L6, posiadająca tylko cztery gałki na kanale czystym i pięć na przesterowanym. To bardzo dobry wzmacniacz. W nagraniach doskonale sprawdził mi się VHT Classic pożyczony od kolegi, szczególnie w brzmieniach hi-gainowych. Także pożyczona głowa Budda SD 45 okazała się grać świetnie, zwłaszcza na czystych brzmieniach i na delikatnych crunchach. Dzięki uprzejmości Scota Siera, szefa firmy Budda Amplification, i Piotra Migatulskiego z EDO Studio, który jest przedstawicielem tej marki w Polsce, stałem się posiadaczem i oficjalnym użytkownikiem sprzętu Budda. Wybrałem dla siebie wersję head SD 18, kolumnę 2×12" i wah tejże firmy. Zestaw brzmi wręcz fantastycznie! Wzmacniacze Budda oferują raczej klasyczne brzmienie, choć kanał drive daje też niezłego kopa. Na przykład riffy w VHT od razu brzmiały rasowo, mimo to miałem odczucie, że brzmi to dla mnie jakoś "za daleko". Nie umiem tego dokładnie opisać, ale takie właśnie odniosłem wrażenie. Budda daje za to bardziej dynamiczny dźwięk, który dosłownie wyłazi z głośników.
Gdzie rejestrowałeś gitary na potrzeby ostatniej płyty Quidam?
Całą płytę nagrywaliśmy w pomieszczeniach teatru w Inowrocławiu, w których odbywamy próby. Gitary nagrywaliśmy w małym pomieszczeniu o powierzchni około 6 metrów kwadratowych. Nie jestem zwolennikiem nagrywania gitar w reżyserce i zdecydowanie wolę grać, mając piec blisko siebie i słysząc miks w słuchawkach. Po prostu lubię, kiedy podczas gry czuć piec, jak daje po nogawach (śmiech). Kolumna zbierana była jednym mikrofonem Shure SM57. Co prawda próbowaliśmy dostawiać mikrofon pojemnościowy, ale nie wniosło to do brzmienia niczego ciekawego i SM57 spokojnie sobie poradził sam. Była też paczka Budda 2×12" na specyficznych głośnikach Eminence Phat 12, robionych specjalnie do tej kolumny. Podczas nagrywania użyliśmy wzmacniaczy VHT Classic, Sunn Model-T oraz Budda SD 45, a więc urządzeń lampowych. Starałem się przy tym rejestrować sygnał gitary od razu w takiej postaci, w jakiej zamierzałem usłyszeć go później na płycie, czyli z efektami z mojego pedalboardu. Brzmienia czyste i przestery braliśmy ze wzmacniaczy, także solo (np. z phaserem czy tremolem) nagrywaliśmy od razu z efektem. Te urządzenia fajne brzmią, są takie... szlachetne.
Twoje ulubione kostki gitarowe?
Lubię różne brzmienia - nie tylko stare, lampowe, ale także nowoczesne, pokręcone fuzzy. Interesują mnie dźwięki znane chociażby z dokonań Roberta Frippa. Idealnie jest, gdy mam do dyspozycji dobry drive z prawdziwej lampy, a pod nogą coś, co kreuje brzmienie - żeby lampę boostować albo uzyskać jakiś dziwny sound. Moim podstawowym brzmieniem pod riffy i crunch jest kanał przesterowany wzmacniacza Sunn, czyli lampa. Do różnych innych zadań mam kostki Fulltone’a: OCD i Distortion Pro. Ten pierwszy efekt należy do grupy klasycznych przesterów typu overdrive - coś w stylu Tube Screamera, ale o jaśniejszym brzmieniu, trochę w stronę słynnego Plexi. Z kolei Distortion Pro daje brzmienie lejące z fajnym sustainem. Mój trzeci drive to Fulltone Ultimate Octave. Ostatnio słuchałem próbek kostek Zvex i już ostrzę sobie na nie zęby, bo jest tam kilka bardzo ciekawych dziwadeł (śmiech). Lubię kostki, które oferują nietypowe brzmienia, ponieważ przydają się one, kiedy chcemy urozmaicać aranż.
Jak uzyskać dobre i oryginalne brzmienie gitarowe? Czy trzeba koniecznie używać wyłącznie lampy i kostek analogowych?
Każdy ma swój sposób na dobre brzmienie. Dla mnie jest nim łączenie cyfry z analogiem. Na przykład David Gilmour ma ogromnego racka, obok którego stoją głowy lampowe, a w szufladach kostki i do tego sporo urządzeń cyfrowych. Często w rackach największych gitarzystów widać urządzenia, które nie są zbytnio poważane, ale oni znaleźli w nich jakieś fajne brzmienie, dla którego zabierają je ze sobą w trasy czy na koncerty. Są oczywiście firmy, które wykonują setupy dla gitarzystów chcących grać na takich bardzo rozbudowanych systemach - przyjeżdżasz do nich, wysypujesz z plecaka na podłogę wszystko, co chcesz mieć do grania, a oni już wiedzą, jak to połączyć, żeby było na scenie wygodnie i robią dedykowany sterownik do systemu. W Polsce też jest kilku facetów zajmujących się takimi rzeczami, ale żeby to dobrze zrobić, trzeba mieć kupę siana, bo tam jest tyle zagadnień do ogarnięcia - od zasilania poczynając, a na programowaniu tego wszystkiego kończąc. Sam już kiedyś miałem problem przy zwykłej podłodze z kostkami, musiałem je tak układać, a nie inaczej, bo w pewnym momencie dana kostka brumiła, a w innym już nie. Zrobiłem na zamówienie zawodowy zasilacz i miałem do niego dobre kable (George L’s), a mimo to nie ustrzegłem się tego rodzaju cyrków.
Używam strun .010-.052" - dla mnie to optymalny set. Fajnie grają solowo, na riffach i na akordach. Kiedyś grałem na .009-.046", ale z czasem przeszedłem na trochę grubsze struny. Jeśli chodzi o markę, to wiele lat używałem strun Ernie Ball, a teraz używam D’Addario. W tej półce wybór marki strun to tylko kwestia ceny. Najbardziej lubię brzmienie strun po mniej więcej dwóch dniach grania, kiedy schodzi nieco góra i zostaje "dzwonek", ale już taki bardziej szlachetny. Przy tej częstotliwości zmieniania strun cena jest najistotniejszym czynnikiem. Jakbym miał w lepszej cenie zestawy Ernie Ball, to bym grał na tych strunach, bo klasa jest podobna. Jest kilka firm, które robią bardzo dobre struny, czyli takie, które po założeniu brzmią równo i stroją. Potem jest jeszcze kwestia tego rodzaju, że jedne trzymają świeżość trochę dłużej, a inne troszkę krócej.
Właśnie kończycie trasę promującą najnowszą płytę. Jak wygląda twój set sceniczny?
Taki jak w studiu: kolumna Budda 2×12", head Sunn, pedalboard i gitary: PRS Custom 24 oraz Fender Classic Player Custom Shop. Czasem stosuję też Ebow.
Gdzie gra się najlepiej art rocka? Wyróżniasz kluby, które mają publikę i dobre warunki do grania?
Dobrze gra się wszędzie tam, gdzie ludzie chcą cię słuchać... Nie chcę wyróżniać specjalnie klubów, powiem tylko, że wydaje mi się, iż jest coraz więcej fajnych miejsc do grania, choć jeszcze wiele nam brakuje w tej kwestii.
Pewnie do końca roku będziemy grać koncerty w Polsce i na Zachodzie, a z planów sprzętowych to czekam na zamówiony delay T-Rex Replica. I powoli przygotowuję się do zmiany sposobu "zarządzania" pedalboardem, ale jeszcze nie wiem, jak to zrobić (śmiech).
Rozmawiał Bartłomiej A. Frank