Nie. Jedynie w studiu, gdzie nagrywamy zwykle na wiele sposobów, po różnych efektach, z linii, z mikrofonu... Ze względu na dość rozbudowany setup Miloopy i związaną z tym problematyczność zespołu w klubach i na festiwalach staramy się raczej upraszczać sprawę. Bywa tak, że przyjeżdżasz na koncert, a akustyk ma dwa DI-boxy. My potrzebujemy więcej i wtedy zaczyna się prawdziwa improwizacja. Nie zapomnę jednej sytuacji, mimo że było to kilka lat temu: Przyjeżdżamy, wchodzimy do klubu, a w nim człowiek. Stawia jakieś dwie marne kolumienki na statywy, krząta się, chociaż w zasadzie nie wiadomo przy czym, bo nie ma tam za bardzo sprzętu, żeby zagrać koncert. W końcu zapytaliśmy się go, gdzie jest akustyk, o on na to: "Ej panowie, jeśli tak podchodzimy do sprawy, to możemy w ogóle odpuścić sobie dzisiejszy koncert" (śmiech). No i zagraliśmy zdaje się na dwóch DI-boxach, co wydawało się w momencie wejścia do klubu absolutnie niemożliwe. O dziwo, daliśmy świetny koncert. Cały czas trochę walczymy. Po to są ridery techniczne, aby organizator oraz akustyk mieli wiedzę na temat, jakie są wymagania zespołu, i mieli czas na przygotowanie się pod tym kątem. Rider techniczny ma ułatwiać sytuację, a nie ją komplikować. Tymczasem bywa tak, że akustyk, otrzymując rider, samodzielnie podejmuje decyzję i stwierdza, że dany zespół wcale nie potrzebuje tego, co jest w nim napisane. Oczywiście dzisiaj kontrolujemy sytuację, jesteśmy zabezpieczeni odpowiednimi umowami i jeśli warunki techniczne na to nie zezwalają, musimy niestety odmówić organizatorowi. Dużo koncertujemy z Miloopą poza Polską i tam sytuacja ma się trochę inaczej, to znaczy: zwraca się większą uwagę na wymagania techniczne stawiane przez zespół.