To instrumentalista, który może pochwalić się niezwykle bogatym dorobkiem artystycznym. Partie gitary tego artysty można bowiem usłyszeć m.in. na autorskich płytach Mietka Jureckiego, Piotra Bańki, Marcina Saktury czy Tomasza Łosowskiego?
Muzyka
Krzysztofa Misiaka znalazła się również na krążkach "Telegramy" zespołu S.O.S i "Zdjęcie z Misiem" formacji
Krzysztof Misiak & S.O.S. Kolejne wybitne produkcje to "Winna" zespołu Chylińska i wreszcie w pełni autorska płyta artysty zatytułowana "Wydaje mi się...".
Misiak został m.in. laureatem pierwszego miejsca w kategorii Najlepszy Gitarzysta - Rock w plebiscycie czytelników magazynu "Gitara i Bas + Bębny" w roku 2004 (Gitarowy Top 2004), był także bohaterem "Zagrywki miesiąca" (Lick Of the Month), prestiżowego magazynu Guitar Player w kwietniu 1998. Może się także pochwalić nagrodami przyznanymi przez amerykańskie uczelnie muzyczne.
Czy muzyka była od zawsze twoją pasją, czy zainteresowałeś się nią nagle. Skąd wzięła się twoja pasja do muzyki?
Muzyka istniała w moim domu głównie przez muzykującego ojca akordeonistę i klawiszowca zarazem. Zatem było mi do niej blisko. Jednak dźwięk akordeonu budził i nadal budzi we mnie awersję, mimo że tata gra nawet nieźle. Gitara wydawała mi się poręczniejszym instrumentem, a do tego dość praktycznym. Myślę, że interesowanie się muzyką i jej percepcja to był proces jak najbardziej naturalny. Obcowanie z muzyką, jej nauka, dostrzeganie możliwości z niej płynących i niewątpliwa przyjemność z jej uprawiania - wciągały. Zawsze była moją pasją i mimo że teraz przeszedłem na tak zwane zawodowstwo, to pasja pozostała.
Jesteś wirtuozem gitary i laureatem wielu nagród. Czy stawiasz sobie coraz większe wymagania zarówno w aspekcie techniki, jak i emocji towarzyszących grze?
Odcinam się od określenia "wirtuoz gitary", ale prawdę mówiąc, od zawsze dostrzegałem i doceniałem umiejętności muzyków instrumentalistów. Gdy widzę, że ktoś porządnie gra, a do tego ma styl i odpowiedni przekaz, to zwykle jestem jego fanem. Wiem, ile potrzeba czasu, poświęcenia i determinacji, żeby te wszystkie elementy zagrały właściwie. Oczywiście istnieje jeszcze talent - i to jest rzecz nie do przecenienia. Wiem coś o tym, bo od jakiegoś czasu wyłącznie na nim bazuję. Aktualnie nie ćwiczę zbyt dużo, zresztą nigdy nie podchodziłem do tego zagadnienia w sposób akademicko-rzemieślniczy, po prostu grałem sobie to, co mnie kręciło i wdrażałem elementy, które mi się podobały i wywierały pozytywne wrażenie - zresztą zgodnie z moim poczuciem estetyki. Wciąż dbam o własny rozwój. Staram się być na bieżąco z trendami i poznawać nowe dziedziny wiedzy muzycznej. Ponieważ jest tego mnóstwo, to stwarza to niezłą perspektywę. Ważnym aspektem związanym z graniem i komponowaniem jest ta specyficzna wrażliwość, którą nazywamy "muzykalnością". Uwielbiam muzykę i na pewno, przynajmniej na swój sposób, jestem muzykalny. Człowiek muzykalny żyje muzyką. A ja nie tylko żyję nią, ale też żyję z niej, co nie zawsze jest łatwe, jednak muszę przyznać, że jest to piękne.
Twoja najnowsza płyta "Wydaje mi się..." to bardzo nowocześnie zagrana muzyka gitarowa. Na czym polega styl, który stworzyłeś, czyli hate jazz?
"Wydaje mi się…" to płyta, która udowadnia, że... można! Można połączyć niemożliwe z możliwym, stare z nowym, ładne z brzydkim, i nieźle się przy tym bawić. Formuła typu hate jazz pojawiła się dość wcześnie i przewrotnie opisuje moje stany emocjonalno-estetyczne. Postanowiłem więc tak też nazywać mój styl. A konkretnie to nic innego jak fuzja muzyki z pogranicza stylów z naciskiem na dynamikę, swoiste wyrafinowanie i ogólną estetykę. W mojej muzyce zawsze znajdzie się elementy, którymi ona sama się opisuje, czyli melodię, harmonię, rytm i agogikę. Staram się odcinać od "freakowatości" i innych "podrygów". Zwykle komponuję po bożemu... Lubię harmonię, a ostatnio grzebię w nowoczesnych brzmieniach.
Co mógłbyś doradzić zagubionym i poszukującym gitarzystom, którzy chcą grać dobrze, ale nie wiedzą, jak i co trzeba zrobić, żeby zostać prawdziwym muzykiem?
Bycie tak zwanym prawdziwym muzykiem niewielu się udaje. Ale próbować warto. Generalnie bycie muzykiem to strasznie poważne wyzwanie i ważny życiowy wybór. Pozostawiam ten problem samym zainteresowanym, ponieważ to oni zdecydują, co jest dla nich najlepsze. Zagubionym gitarzystom też nie powiem nic szczególnego, bo to kwestia temperamentu, charakteru, wrażliwości i doświadczeń. Chęć grania na wysokim poziomie jest właściwie sama w sobie inspiracją do pracy. Do tego dochodzą przeżycia z uczestnictwa w koncertach (swoich i nie tylko), chęć współzawodnictwa, chęć zaistnienia, chęć dobrego zaprezentowania się, chęć kolekcjonowania trofeów i mamony... Jest tego cała masa. Trzeba ćwiczyć. Dużo i najlepiej z przyjemnością. I warto pamiętać, że nikt wam tego - tej zdobytej wiedzy i umiejętności - nie zabierze. To jest jak z wiarą i nadzieją.
Mógłbyś opowiedzieć nam historię swoich inspiracji muzycznych oraz powiedzieć, czego słuchasz obecnie?
Za moich czasów, czyli w latach 80., w Polsce panował boom na muzykę rockową. Słuchało się m.in. Perfectu, Lady Pank, Kombi, Dżemu, a z zagranicznych kapel: Allman Brothers, Dire Straits, The Beatles... I zawsze przewijał się jazz. Najczęściej Weather Report, Jean-Luc Ponty, Herbie Hancock, George Benson, Al Jarreau, Earth Wind & Fire. Generalnie słuchałem dobrej, wartościowej muzy. Przypominam, że w każdej z wymienionych formacji był ciekawy gitarzysta. Później odkryłem wirtuozów gitary, takich jak: Steve Vai, Joe Satriani, Jason Becker, Ritchie Kotzen, Paul Gilbert, Greg Howe. Aktualnie szalenie lubię Pata Metheny’ego, Franka Gambale czy Scotta Hendersona. Nieobcy mi są też: Allan Holdsworth, Mike Stern, a z rockmanów Eddie Van Halen, Yngwie Malmsteen, Tom Morello, Zakk Wylde i Dimebag Darrell. Ostatnio odkryłem Jeffa Becka. Inspiracja to obszerne zagadnienie. Napędem do tworzenia muzyki jest właściwie wszystko, nie tylko muzyka. Dla mnie jest to na przykład nowy instrument, efekt, program komputerowy, ale też składane zamówienia (muzyka ilustracyjna do teatru czy kabaretu).
Jak wyglądał u ciebie proces nauki grania na gitarze?
Ten proces wciąż trwa. Nie umiem wszystkiego, więc staram się poznawać i szukać. Początki oczywiście są trudne, ale jak się już - dzięki ćwiczeniom - przebrnie przez podstawy i opanuje instrument, przychodzi czas na ekspresję i realizację wizji własnej muzyki. Często robi się to intuicyjnie i oczywiście się błądzi, jednak nawet te z pozoru niewłaściwe drogi służą doświadczeniu i wyciąganiu wniosków. Najważniejsze to dobra zabawa i radość z muzykowania. Jestem zwolennikiem grania wszystkiego i jak najczęściej, najlepiej z lepszymi od siebie, bardziej doświadczonymi i sympatycznymi ludźmi.
Opowiedz nam coś na temat sprzętu muzycznego, którego używasz.
Sprzęt wciąga. Dobrze mieć to i owo, żeby poczuć różnicę. Dobieram go według różnych kryteriów. Czasem jest to sentyment, a czasem zwykła, prozaiczna potrzeba posiadania czegoś, co jest niezbędne w pracy. Najczęściej można mnie spotkać ze starym zmodyfikowanym Ibanezem RG770 i szeregiem efektów, wśród których zawsze jest jakiś przester, delay, wah i whammy. To minimum stwarza mi możliwości do grania wszędzie i z każdym. Całą konkretną resztę znajdziecie na mojej witrynie internetowej (www.misiak.art.pl - przyp. red.). Lubię efekty dające przestrzeń, a do tego preferuję grę na dwóch piecach w stereo. Zapętlenia, reversy i poszukiwania sonorystyczne to mój konik. Poważnym orężem jest T.C. Electronic G-System, ale też urządzenia marki Zoom i Boss. Gram na wzmacniaczach lampowych i używam pickupów pasywnych, ponieważ są bardziej "ludzkie".
Czy możesz nam zdradzić, jakie masz plany i marzenia muzyczne?
W planach jest kolejna płyta z gatunku hate jazz, ale bardziej refleksyjna, nastrojowa - po prostu balladowa. Znajdzie się na niej więcej gitary akustycznej. Ciągle spisuję moje przemyślenia i spostrzeżenia na tematy dydaktyczno-edukacyjne. Ponadto cały czas pojawiają się jakieś propozycje występów, nagrań, komponowania, edukacji, endorsingu - i tak powoli się żyje. Marzenia to dalekosiężne plany, a ja swoje życie planuję najczęściej na dwa tygodnie do przodu, więc nie ma co zapeszać. Szanuję to, co mam, i pokornie patrzę w przyszłość.
Bogusław Salnikow