Lenny Kravitz

Wywiady
2009-03-04
Lenny Kravitz

Prawie dwadzieścia lat po ukazaniu się debiutanckiego albumu Lenny’go Kravitza, zatytułowanego "Let Love Rule", światło dzienne ujrzała dziewiąta już płyta tego artysty - "It’s Time For A Love Revolution"

Jest na niej niemal wszystko, czego można się po tym muzyku spodziewać - a zatem nie tylko retro funk, hard rock, soul czy zmysłowe ballady, ale też i soczyste, ostre gitarowe granie. Jak zwykle muzyk sam zarejestrował partie wszystkich instrumentów na płycie. Czyżby chodziło o to, że lubi mieć kontrolę i nagrywać wszystko osobiście? Lenny jednak twierdzi, że jest inaczej: "Uwielbiam nagrywać. Sprawia mi to olbrzymią przyjemność". Kravitz nie nagrywał osobiście tylko jednego, dość nietypowego instrumentu, jakim jest sitar. "Żeby nauczyć się grać na tym instrumencie, musiałbym mieć jeszcze jedno życie - śmieje się muzyk. - Sitar pojawia się w utworze ‘Bring It On’ i zagrała na nim Anoushka Shankar, córka Ravi Shankara".

Z Lennym Kravitzem spotykamy się na ostatnim piętrze londyńskiego hotelu w dzielnicy Knightsbridge.

KRÓL ROCKA I MULTIINSTRUMENTALISTA 

Lenny Kravitz sprzedał 25 milionów egzemplarzy swoich płyt, wydał ogromną ilość singli i ma w swojej kolekcji aż cztery nagrody Grammy. Riffy jego autorstwa to jedne z najbardziej rozpoznawalnych motywów na świecie. Wiele z nich weszło na stałe do kanonu muzyki rockowej - wystarczy bowiem wymienić takie znane tytuły, jak choćby: "Mr Cab Driver","Always On The Run", "Are You Gonna Go My Way" czy "Fly Away", a także pochodzący z najnowszej płyty utwór "Bring It On" w stylu zeppelinowskim. Kravitz ma niezwykle eklektyczny gust muzyczny, co ma bezpośrednie odzwierciedlenie w jego muzyce. Bogactwo stylów, w jakich porusza się artysta, jest naprawdę imponujące. "Kiedy dorastałem, słuchałem wykonawców z bardzo różnych półek. Inspirowała mnie muzyka artystów związanych z wytwórnią Motown, a byli to między innymi: The Jackson 5, The Temptations czy Gladys Knight & The Pipes. Później usłyszałem po raz pierwszy w swoim życiu jazz i zachwyciłem się muzyką Milesa Davisa i Coltrane’a. W końcu wszedłem w fazę fascynacji rockiem i tutaj nie mogę pominąć takich wykonawców, jak Jimi Hendrix, Led Zeppelin, Cream... Słuchając ich muzyki, zrozumiałem na czym polega potęga gitary".

Ale gitara nie była pierwszym instrumentem, po jaki sięgnął Lenny. "W moim domu było pianino i lubiłem sobie na nim brzdąkać. Dopiero kiedy sięgnąłem po gitarę akustyczną, zrozumiałem, że to jest instrument dla mnie. Uwielbiałem na niej grać".

Gitara gitarą, ale jak to możliwe, że muzyk nagrywa wszystkie instrumenty na swoich płytach? W końcu nie da się grać na wszystkich instrumentach jednocześnie... "Załóżmy, że napisałem piosenkę. Idę do studia i mówię inżynierowi dźwięku, że potrzebuję takich a takich brzmień, takich, a nie innych mikrofonów itd. Dyskutujemy i kiedy już mamy wyraźną wizję całości, bierzemy się do pracy. Zaczynamy od nagrania perkusji. Co robię? Po prostu siadam za bębnami i nagrywam partię bębnów. A potem robię to samo z pozostałymi instrumentami". Trudno jest nam to sobie wyobrazić, ale Lenny twierdzi, że ten sposób pracy sprawdza się od lat. Jak to się zaczęło? W 1988 roku, kiedy Kravitz rozpoczynał pracę nad płytą "Let Love Rule", kompletował zespół. Niestety, po licznych przesłuchaniach i testowaniu najróżniejszych składów, stracił cierpliwość, bowiem ciągle nie udawało mu się zarejestrować brzmienia, o jakie mu chodziło. W końcu inżynier dźwięku Henry Hirsh - z którym Lenny współpracuje do dzisiaj - wpadł na pomysł, żeby muzyk sam nagrywał wszystkie instrumenty. "To wspaniałe, bo dzięki temu jestem niezależny. Mam jakiś pomysł i od razu mogę go nagrać. Nie muszę nic nikomu tłumaczyć. W zespole pracuje się zupełnie inaczej. Zespół najpierw zagrałby próbę, potem muzycy doszliby do wniosku, że to czy tamto trzeba zmienić. U mnie ten proces jest dużo prostszy. Jeśli mam pomysł na piosenkę, to po prostu ją nagrywam. Czasami rezultat pokrywa się z moją początkową wizją, a czasem utwór zaczyna żyć własnym życiem i jest inny, niż go sobie wyobrażałem". Przykładem takiej kompozycji jest rzewna ballada z nowej płyty "Long And Sad Goodbye". "Piosenka opowiada o moim tacie i pierwotnie napisałem ją na gitarę, ale coś mi nie pasowało. Nagrałem więc wersję numer dwa, lecz nadal nie byłem zadowolony. Zadawałem sobie pytanie, w czym tkwi problem. W końcu zagrałem utwór na pianinie i... eureka! Zupełnie mnie olśniło! To był utwór na pianino, a nie na gitarę. Wróciłem do studia i nagrałem... trzecią wersję".

Utwór "Bring It On" znajduje się na drugim końcu spektrum brzmieniowego, jakim dysponuje Lenny Kravitz, ponieważ jest to potężna kompozycja epicka w stylu Led Zeppelin, pełna skomplikowanych riffów. I zapada w pamięć po pierwszym przesłuchaniu. "Przy płycie ‘Led Zeppelin IV’ po raz pierwszy się upiłem, dlatego mam do niej duży sentyment (śmiech)".

Krążek "It’s Time For A Love Revolution" jest wyjątkowy nie tylko ze względu na wspaniałe riffy, ale również ze względu na nowatorskie podejście do gry rytmicznej. Ten aspekt gry jest często lekceważony przez muzyków. "Na pewno trudniej jest być genialnym gitarzystą rytmicznym niż genialnym gitarzystą prowadzącym. Ale wszystko zależy od muzyka. Jeden gitarzysta może zagrać tysiąc nut, grać riff za riffem, ale nic z tego nie wynika. Inny, taki jak na przykład B.B. King, zagra jedną nutę, a człowieka ciarki przechodzą po plecach. Chodzi o feeling. Gra rytmiczna jest bardzo trudna. Gram jam sessions z gitarzystami, organizowałem wiele przesłuchań i wiem, jak trudno znaleźć dobrego gitarzystę rytmicznego. Zdarza się nawet, że świetni gitarzyści solowi nie potrafią grać na gitarze rytmicznej! Żeby grać na gitarze rytmicznej, trzeba umieć trzymać się z boku i nie wychodzić poza swoją rolę. To wcale nie jest takie łatwe". 

GITARY  

Lenny jest sentymentalny w wyborze instrumentów. Najnowszą płytę nagrywał na swojej ulubionej gitarze - Les Paul Goldtop. "Mam ten instrument od czasów ‘Are You Gonna Go My Way’ - mojego trzeciego albumu. Nie pamiętam dokładnie roku produkcji, ale chyba jest to rok 1957 albo 1958. To jedyny instrument, który zawsze mam w studiu pod ręką. Jego brzmienie znalazło się na wielu moich albumach i w większości utworów z nowej płyty". Na czym polega jego wyjątkowość? "To gitara idealna. Odpowiada mi gryf i ma oryginalne przetworniki PAF. Nowe nie brzmiałyby tak samo. Gitara jest też fajnie zużyta. Mam dosłownie muzeum gitar z ogromną kolekcją instrumentów, lecz mój wybór prawie zawsze pada na nią. To niesamowite!".

Kiedyś Kravitz był uzależniony od kupowania gitar i sprzętu. "Potrafiłem wydać wszystkie swoje pieniądze na sprzęt - wyznaje muzyk. - Pamiętam, jak grałem supporty dla Toma Petty’ego. Wtedy gitary vintage nie były tak popularne jak teraz, a ich ceny nie osiągały tak niewyobrażalnie wysokich cen. Mieliśmy pewien zwyczaj: po koncertach odwiedzaliśmy sklepy muzyczne. Stało się to rytuałem i pewnego rodzaju współzawodnictwem pomiędzy zespołami. Różnica polegała na tym, że muzycy z zespołu Toma mieli mnóstwo pieniędzy, a my dysponowaliśmy skromnym budżetem. Wyglądało to mniej więcej tak: szukaliśmy w danym mieście sklepu ze sprzętem vintage i ścigaliśmy się, kto pierwszy tam dotrze. Czasem był to Tom z zespołem, a czasem nam się to udawało i wtedy dostawaliśmy najsmaczniejsze kąski". Lenny poszukiwał gitar, ale też gitary same odnajdowały drogę do niego. "Będąc w trasie, kupiłem mnóstwo gitar, ale wiele z nich po prostu przynosili mi ludzie. Przychodzili za kulisy i oferowali mi najróżniejszy sprzęt, jak na przykład Stratocastera z 1959 roku, wzmacniacze itp. W 1993 roku doszło do spotkania, którego nigdy nie zapomnę. Pewien facet miał odsiadywać wyrok w więzieniu i bardzo potrzebował pieniędzy. Przyniósł mi perkusję Ludwig, starego Telecastera i właśnie mojego ukochanego Les Paula Goldtop - poza tym jeszcze kilka innych gitar. Za wszystko chciał 15 tysięcy dolarów! Jedna z tych gitar jest teraz warta jakieś 300 tysięcy dolarów. To niesamowite, jak ceny gitar vintage zostały wywindowane".

Zastanawiamy się, czy polowanie na kolejne gitary wciąż sprawia Lenny’emu przyjemność... "Staram się nie oglądać gitar oferowanych do sprzedaży. Jestem jak narkoman, który zerwał z nałogiem i nie chciałby zobaczyć przed sobą działki kokainy. Nie chcę patrzeć na te instrumenty, bo jeszcze by mnie podkusiło, żeby je kupić... Ludzie wciąż mi coś przynoszą, ale stanowczo odmawiam. Mam tyle sprzętu, że nawet nie miałem okazji dokładnie go ograć - w moim prywatnym magazynku znajduje się sprzęt, którego nie widziałem na oczy od prawie dziesięciu lat. Może powinienem go sprzedać? Ale z drugiej strony, już dawno czegoś takiego nie produkują. Myślę więc, że może kiedyś mi się przyda".

Poza gitarami i wzmacniaczami Kravitz może się też pochwalić całym mnóstwem innych instrumentów. "Mam perkusje vintage, gitary basowe, sprzęt nagraniowy, klawisze... O rany! - mówi tak, jakby teraz to do niego dotarło - mam tego naprawdę sporo!". Ze wzmacniaczami jest nieco inaczej niż z gitarami. Tutaj Lenny lubi różnorodność: "Często używam Marshalla 4×12" z dwoma różnymi głowami, 50- i 100-watową. Jestem zadowolony z brzmienia, jakie daje mi Tweeds i wciąż mam małego Fendera Champa. Ale mój zdecydowany faworyt to Deluxe Tweed - wystarczy go podkręcić na pełną głośność, by dał tyle czadu, że aż trudno w to uwierzyć. Przy nagraniu pierwszej płyty używałem tego wzmacniacza i dodatkowo Epiphone Sorrento. Lubię mieć pod ręką Fendera Twin Reverb. Daje czyste brzmienie z odrobiną brudu. Jest też Gibson Skylark - mały, zgrabny wzmacniacz przydatny w wielu sytuacjach. Tego pieca używałem przy nagraniu utworu ‘Are You Gonna Go My Way’. Małe wzmacniacze często potrafią zaoferować potężne brzmienie. Wiedział o tym gitarzysta Led Zeppelin, który używał mniejszych wzmacniaczy przy nagraniu pierwszej płyty. Niestety czasy się zmieniły i wymagania wzrosły. Obecnie wzmacniacze dla początkujących, przeznaczone do ćwiczeń, dają potężniejsze brzmienie niż te profesjonalne sprzed lat".

Lenny właśnie wyrusza w światową trasę koncertową promującą płytę "It’s Time For A Love Revolution", ale już myśli o nagraniu kolejnego krążka. "Zacząłem nagrywanie - śmieje się Lenny. - To będzie psychodeliczny funk. Na płycie znajdzie się cover utworu The Beatles ‘Dear Prudence’ nagrany w stylu funky z afrykańską perkusją". Czyli nauka gry na sitarze musi jeszcze poczekać... 

Siân Llewellyn