Josh Klinghoffer w Red Hot Chili Peppers

Wywiady
2013-07-31
Josh Klinghoffer w Red Hot Chili Peppers

Josh Klinghoffer w Red Hot Chili Peppers to w kręgach fanów Peppersów temat oklepany i omówiony na wszystkie sposoby.

Kiedy w 2009 r okazało się, że John po raz drugi postanowił zwinąć się z zespołu, przez krótki czas zadawano sobie pytane: co dalej? Rozpadną się? Będą grać z kimś innym a jeśli tak to z kim? Navarro? Niee, po ostatnim razie to chyba by nie przeszło. To kto? Niedawno całkiem przypadkiem trafiłem na informację (ciężko jednak sprawdzić jej wiarygodność), jakoby Flea już w 2008 roku proponował Patowi Smearowi, obecnemu wiosłowemu Foo Fighters przejęcie schedy po Fru. Ten ponoć postawił jeden warunek: koniec z graniem funku. "Funky monks" nie mogliby w żadnym wypadku zgodzić się na taką zmianę. Zatem posadę pierwszej paprykowej gitary objął multiinstrumentalista Josh Klinghoffer, prywatnie przyjaciel Johna i uczestnik trasy promującej płytę "Stadium Arcadium" (jako drugi wiosłowy, chociaż nieoficjalnie mówi się raczej o jego innej funkcji: poprawiacza nastroju Fru, coraz bardziej zmęczonego koncertowaniem z RHCP).

Pogłoski o powstającej płycie nazwanej później "I’m With You" strasznie rozbudziły apetyty fanów Papryk, mających w pamięci chociażby mocno gitarową "Stadium Arcadium" i perły w postaci "Dani California". Natomiast płyta z muchą na okładce… zdziwiła/rozczarowała/pozostawiła niedosyt u wielu. Świetne partie basowe i perkusyjne Flea i Chada, którzy moim zdaniem wyszli wreszcie z cienia Frusciante i jego solówek, zeszły na dalszy plan. "NIE MA GITARY!" zdawało słyszeć się coraz donioślej. Sam, będąc na transmisji koncertu z niemieckiej Kolonii pod koniec sierpnia 2011 r. myślałem sobie "Stary, szalejesz po scenie, jesteś pełen energii, ale weź się przyłóż do tego walenia w struny. I przestań unikać mikrofonu."


Z czasem jednak mój pogląd na "wariata z gitarą", jak mówił o sobie kiedyś Josh, zaczął ewoluować. Bo tak szczerze: nikt nie będzie dostatecznie dobry, by zastąpić Johna fanom zakochanym w nim bez pamięci i przyjmującym bezrefleksyjnie wszystko co jako muzyk z siebie "wydalił". Jednak trzeba przyznać, że największe triumfy i największe hity, które ugruntowały papryki na światowej scenie muzycznej działy się właśnie za czasów "Jezusa z gitarą". Dodatkowo Josh doszedł do zespołu w podobnie złym (dla niego) momencie jak niegdyś Dave Navarro - wtedy po "Blood Sugar Sex Magik" oczekiwano co najmniej kontynuacji funkowego grania, teraz po gitarowym "Stadium Arcadium" spodziewano się czegoś podobnego, a może nawet lepszego. "One Hot Minute" i "I’m With You" były inne. Były nowym brzmieniem. Płyta z 1995 r była dość "ciężka" jak na funkowych wariatów ze skarpetkami na penisach, ta z 2011 momentami jest wręcz dyskotekowa. Nie można jednak stwierdzić jednoznacznie że były to płyty lepsze/gorsze od dokonań RHCP z Fru, bo moim zdaniem nie idzie tego w żaden sposób zmierzyć. Jeden woli szybkie Ferrari, drugi jakąś bezpieczną terenówkę. Jednak wyniki sprzedaży tych dwóch krążków były bezlitosne - ludzie nie chcą RHCP bez Fru. I chociaż słusznie prawił ojciec Tofika w skeczu kabaretu Ani Mru-Mru że "wszystko co oryginalnie jest lepsze" to jak widać w tym wypadku się to nie sprawdziło.

Josh wydaje się strasznie sympatycznym gościem. W pierwszych wywiadach widać było, że jest nieco onieśmielony po dołączeniu do zespołu znanego na całym świecie. Z czasem jednak rozkręcał się coraz bardziej, czego dowodami mogą być chociażby wiele teasów do piosenek, które nie były nigdy grane z Johnem lub też grane bardzo rzadko ("Especially in Michigan", "Sexy Mexican Maid", "Walkabout", "Hollywood", czy świetny, choć krótki kawałek "Sikamikanico"). Widać, że drzemie w nim wielki potencjał, który jednak nie bardzo wie jak wydobyć. Może do nagrywania kolejnej płyty zespół powinien zatrudnić kogoś innego niż Ricka Rubina? Może nowy producent wykrzesałby z Josha to, co Rick wydobył z Johna podczas nagrywania "Blood Sugar Sex Magik"? Jedno jest pewne - kolejna płyta będzie wyzwaniem nie tylko dla Josha, ale i dla całego zespołu.


Klinghoffer porównań z Johnem nie uniknie nigdy. Frusciante będzie wieczny w pamięci fanów RHCP i to nie podlega żadnej dyskusji. Jeśli jednak Josh na kolejnym albumie Papryk spełni to, o czym mówił w niektórych wywiadach, a więc chęć nagrania bardziej gitarowego krążka to może być naprawdę ciekawie. Pod koniec trasy promującej "IWY" widać było, że zadomowił się on już całkiem dobrze w zespole i podczas nagrywania kolejnego LP może mieć duży wpływ na jego brzmienie. RHCP po najgorszej sprzedaży płyty od 20 lat będą tworzyli pod mniejszą presją, co może im wyjść na dobre. Ostatnim kiepsko sprzedającym się krążkiem Peppersów było "One Hot Minute". Sami pamiętacie, jaki sukces odniosła po nim "Californication". Myślę, że są duże szanse, by chłopaki na nowo podbili serca słuchaczy. Być może przekonamy się o tym już za rok.

Na temat Josha Klinghoffera w Red Hot Chili Peppers możesz podyskutować na FORUM.RHCP.PL: http://forum.rhcp.pl/temat-Josh-w-RHCP

Autor: Damian "LeBoss" Lebowski
Tekst pochodzi z: http://rhcp.pl/