Killswitch Engage był jednym z największych zespołów metalcore’owych początku XXI wieku. Teraz po czterech latach milczenia zespół Adama Dutkiewicza i spółki wydał swojego szóstego longplaya.
W krótkiej rozmowie z wyżej wspomnianym udało nam się dowiedzieć kilka szczegółów dotyczących nowego wydawnictwa, rozstania z wieloletnim wokalistą grupy i zatrudnienia pewnej znajomej twarzy…
Nagranie nowego krążka zajęło wam cztery lata - to całkiem sporo jak na was. Skąd taka długa przerwa?
Kiedy mieliśmy już wejść do studia popracować nad nowymi kompozycjami nagle okazało się, że potrzebujemy wokalisty. Tak się niestety złożyło, że nasz poprzedni przestał odczuwać radość z bycia członkiem zespołu. Musieliśmy się rozstać i zaczęliśmy poszukiwania. Los zgotował nam jednak małego psikusa, gdyż "nowy" wokalista okazał się być tym pierwszym, z którym nagraliśmy na samym początku dwie płyty (przyp. red. Jesse Leach). Może to i mało oryginalne rozwiązanie, ale takie widać było nam pisane (śmiech). Chwilę nam zajęło przestawienie się na nowy wokal, ale cały materiał powstał relatywnie szybko i bez większych problemów. W międzyczasie trochę koncertowaliśmy i stąd to dodatkowe opóźnienie, ale patrząc na to z perspektywy, sądzę, że wyszło to nam na dobre.
Czego zatem możemy się spodziewać po nowym krążku? (wywiad przeprowadzany był przed premierą płyty - przyp. red.)
Wydaje mi się, że materiał na
Disarm the Descent jest dużo bardziej agresywny niż poprzednio. Co ciekawe, właśnie takiego brzmienia szukaliśmy przy okazji krążka z 2009 roku, jednak z uwagi na charakter piosenek nie mogliśmy zagrać ich aż tak mocno. W tej chwili wracamy trochę do korzeni
Killswitch Engage i gramy z większym metalowym zacięciem. Nie chcemy być już progresywni - teraz wolimy być szybcy (śmiech).
Kto w takim razie najciężej pracował przy powstawaniu nowego albumu?
Pewnie ja, ale tylko dlatego, że zajmowałem się również produkcją, nagrywaniem wokali i graniem na gitarze, podczas kiedy reszta mogła się skupić tylko na jednym zadaniu.
Czy w związku z tym nie czujesz czasami jakiegoś dyskomfortu spowodowanego swoimi dodatkowymi obowiązkami?
Zdecydowanie tak! Nie zmienia to jednak faktu, że kocham się zajmować każdą z tych rzeczy. Poza tworzeniem muzyki na gitarze bardzo mocno interesuję się pracą w studio. Mam z tego sporo satysfakcji i mnóstwo dobrej zabawy, kiedy mogę wyprodukować jakiś krążek, a mam ich już całkiem sporo na koncie (śmiech).
Czy nie jest w takim razie trochę tak, że większą radość sprawia ci dzisiaj produkowanie albumów niż granie na nich?
Może to tak wyglądać, ale w rzeczywistości oba te zajęcia dają mi sporo frajdy. Kiedy zajmuję się produkcją odczuwam radość z kawałka, który dosłownie powstaje na moich uszach. Jednak kiedy staję po drugiej stronie barykady, jeżdżę po całym świecie, daję koncerty i nagrywam fajne kawałki, to wiem, że nigdy nie chciałbym z tego zrezygnować.
Masz już jakiś ulubiony utwór z nowej płyty, na który wypadałoby zwrócić większą uwagę?
Szczerze mówiąc nie ma tam kawałka, który byłby dla mnie jakoś wyjątkowo bliski. Słucham tych piosenek od 9 miesięcy i mam już ich trochę dość (śmiech).
Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale wasz krążek z 2009 roku nie należał do największych sukcesów Killswitch Engage. Skąd ten wypadek przy pracy?
Mam wrażenie, że album ten był zbyt wygłaskany. Za dużo było na nim piosenek, a za mało metalu, jeśli rozumiesz o co mi chodzi. Howard (Howard Jones, wokalista - przyp. red. ) przygotował materiał testowy, który średnio nam pasował i to widać. Chyba trochę dlatego nagraliśmy teraz właśnie taki a nie inny album. Chcemy znowu móc powiedzieć, że Killswitch Engage to zespół metalowy.
Czyli wina leżała po stronie Howarda i jego braku zainteresowania zespołem?
Dokładnie tak uważam. Był to jeden z głównych powodów, na który powinniśmy wtedy zwrócić większą uwagę.
Dzisiaj gra z wami Jesse, wasz nowy/stary wokalista. Jak radzi sobie w zespole po tak długiej przerwie?
Naprawdę świetnie. Sami nie podejrzewaliśmy, że tak dobrze wpisze się w nasz rytm pracy. Wszyscy jesteśmy podekscytowani ponowną możliwością wspólnego tworzenia muzyki. Przez kilka ostatnich lat Jesse nie zarabiał na muzyce i musiał wykonywać normalną pracę, aby zapewnić byt swojej rodzinie. Tym bardziej cieszy nas, że bez wyrzutów sumienia może znowu zająć się tym co kocha robić najbardziej.
Dzisiaj to niemal prehistoria, ale jaka była atmosfera w zespole po tym jak Jesse opuścił wasze szeregi w 2002 roku?
Pomimo kilku gorzkich chwil pozostaliśmy przyjaciółmi przez te wszystkie lata. Media trochę nadmuchały tę sprawę wtedy i wszyscy zaczęli przypuszczać, że był jakiś wielki konflikt między nami. Tymczasem sam już od kilku lat gram z nim w drugim zespole i nigdy nie mieliśmy do siebie o nic żalu. Mimo wszystko, to spory komfort mieć go na powrót w zespole, gdyż lepiej niż ktokolwiek inny rozumie do czego dążymy.
Jak w takim razie Jesse radzi sobie z materiałem, który nagraliście z Howardem?
Była to bardzo ważna kwestia przy wyborze nowego wokalisty. Między innymi właśnie dlatego urządziliśmy nabór. Dopiero kiedy wiedzieliśmy, że poradzi sobie ze starszym materiałem, mogliśmy mu zaoferować stanowisko Howarda.
Na samym początku, o czym niewiele osób wie, byłeś perkusistą Killswitch Engage. Czy gitara bardziej pasuje do twojego "frontmanowego" stylu bycia?
Zdecydowanie tak! (śmiech) Poza tym, zawsze uwielbiałem grać na gitarze, a siedzenie za perkusją mnie po prostu znużyło (śmiech).
Grasz jeszcze czasami w ogóle na tym instrumencie?
Raz na jakiś czas siadam na kilka minut się wyżyć, ale na scenie nie znajdziesz mnie już nigdy za garami.
Zdarza Ci się ćwiczyć grę na gitarze?
Nieszczególnie, jeśli mam być szczery (śmiech). Ćwiczenie gry na jakimkolwiek instrumencie było dla mnie zawsze potwornie nudne. Jeśli już to siadam w domu i komponuję coś nowego, ale prawie nigdy nie ćwiczę poszczególnych elementów.
Z jakich gitar korzystasz obecnie?
Od dłuższego czasu gram na PRSach, chociaż ostatnio zdarzyło mi się testować kilka fajnych gitar od EVH. Podoba mi się jak są wykonane i jak brzmią przy muzyce Killswitch Engage, ale nie wiem jeszcze czy zabiorę je ze sobą w trasę.
A co byś polecał ze wzmacniaczy?
Niezmiennie jestem fanem mojego Peavey’a 5150, Splawna czy Framusa. Od jakiegoś czasu korzystam również z Laney’a z serii Ironheart. Brzmią fantastycznie i są niesamowicie wytrzymałe.
W zespole Times of Grace łącznie z tobą gra trzech muzyków z Killswitch Engage. Zważywszy na to, że muzyka wspomnianych dwóch zespołów niewiele się od siebie różni, jak był sens zakładania tego zespołu? Czy jest to wasz poligon doświadczalny dla tego ostatniego?
Nie do końca. Płyta, która powstała pod tym szyldem jest dla mnie czymś bardzo osobistym i wyjątkowym. Większość piosenek napisałem będąc w szpitalu po bardzo skomplikowanej operacji kręgosłupa. Kiedy wyszedłem "na wolność" i poczułem się trochę lepiej, razem z Jesse’m postanowiliśmy wydać krążek z tymi piosenkami i zagrać kilka koncertów. Było to jeszcze zanim Jesse stał się na powrót członkiem Killswitch Engage. Joel natomiast gra z nami, gdyż jest moim dobrym kumplem, ot cały sekret (śmiech). Może kiedyś powstanie z tego coś większego, ale póki co mamy inne rzeczy na głowie i na tym się obecnie skupiamy.
SPRZĘTOLOGIA
• gitary: Caparison PLM-3, Caparsion Custom Dellinger-WM, EVH Wolfgang Special Hardtail, Fender Stratocaster, Framus Panthera Supreme, Parker Adam Dutkiewicz Signature Fly Deluxe, PRS Custom 22, Schecter Diamond Series C-7, Takamine EC132SC, Takamine TF450SMCSB, Takamine H8SS
• wzmacniacze: Diezel VH4, Egnater Renegade, Fender Vibrolux, Framus Cobra, Hughes & Kettner TriAmp MK II, Marshall JCM800, MesaBoogie Triple-Rectifier, MesaBoogie Roadster, Laney Ironheart, Orange Tiny Terror, Splawn Nitro, Peavey 5150 III, Peavey Classic 50 212, Vox AC30
• efekty: Boss NS-2 Noise Suppressor, ISP Decimator, Maxon OD-808, Maxon AD-9 Pro Delay, Maxon CS-9 Pro Chorus, Maxon CP-9 Pro Plus Compressor, Maxon OD-808, Maxon OD-9 Pro+, Maxon RTD800
• akcesoria: struny DR Tite-Fit .012-.052 oraz D'Addario EXL140, kostki Dunlop Tortex, system bezprzewodowy Audio Technica 5200, Korg DTR-2000 Rack Tuner, zasilanie Samson Powerbrite Pro, mikrofony Shure SM57, kable Planet Waves American Stage
Rozmawiał: Marcin Kubicki