Jacek Bielenin (B Festival)
Wywiady
2013-07-09
Z Jackiem Bieleninem - przedstawicielem organizatorów brzeszczańskiego B Festivalu rozmawiamy o zmianach jakie zachodzą w programie oraz ogólnej formule imprezy.
Ponadto, staramy się określić problemy z jakimi borykają się promotorzy tej imprezy oraz wyzwania jakie stawia przed sobą organizacja takiego festiwalu.
Rozmawiał Grzegorz "Chain" Pindor
Magazyn Gitarzysta jest patronem medialnym imprezy.
Po 9 latach startujecie z nową marką jako B Festival zamiast Rock Reggae Festival. W chwili przeprowadzania tej rozmowy, ta wcale nie tak kosmetyczna zmiana dotarła jedynie do grona odbiorców poszukujących biletów na imprezę. Dlaczego (jeszcze) nie afiszujecie się ze starem nowego festiwalowego brandu? Zawiniły osoby odpowiedzialne za PR?
Jak słusznie zauważyłeś nowy brand to nie jest kosmetyczna zmiana. Długo zastanawialiśmy czy zdecydować się na ten krok. Wielu ludzi przyzwyczaiło się do starej nazwy i pewnie znajdzie się sporo takich, którzy będę kręcić nosem na te zmiany. No cóż, podjęliśmy ryzyko, bo chcemy dalej organizować ten festiwal z pasją i pełnym zaangażowaniem. Jego dotychczasowa formuła powoli się wyczerpywała, a my chcemy iść do przodu. A promocja właśnie rusza, m.in. w Rebel TV. Zapraszamy na naszą stronę internetową www.bfestival.pl oraz na strony naszych patronów medialnych.
Pomijając informacyjne faux paus, B Festiwal rusza z optymistycznego kopyta kontynuując tradycję Rock Reggae Festu i skupia zespoły z tych gatunków, ale również, zahacza o rzeczy niszowe, alternatywne lub związane z zaangażowaną sceną hardcore/punk. Jednakże, wydaje mi się, że te dwie ostatnie - nomen omen - festiwalowe sceny, które w tym roku zostały oddane w ręce kuratorów, wciąż są tylko dodatkiem, traktowane jako bonus, dla tych, którzy kupując bilet opłacają głównych artystów. Istnieje szansa na to, aby kiedyś stały się równorzędne ze sceną główną?
Hmm, mówiąc o dodatkach chyba trafiłeś w sedno. I to właśnie chcemy zmienić. Wiesz, ja na przykład jestem fanem - nazwijmy to ogólnie - amerykańskiej alternatywy - zespołów Sonic Youth, Fugazi czy Shellac. Moi koledzy też słuchają różnej muzyki. Dlatego też trudno nam się identyfikować w pełni na przykład z zespołami grającymi reggae. Ale zdajemy sobie sprawę, że to są korzenie festiwalu i z tego nie zrezygnujemy. Zmierzamy jednak do tego, żeby na festiwalu było więcej brzmień alternatywnych, dlatego dopełnieniem nazwy B Festival jest Rock Reggae Alternative. Dwie pozostałe sceny mają być równie ważne jak scena główna. Mam nadzieję, że da się to zauważyć już w tym roku.
Festiwal w ciągu ostatnich paru lat ulega przeobrażeniom. Od małomiasteczkowego eventu, przypominającego skromną, ale mająca specyficzny klimat wersję Woodstocku, lub jednej z jego wiosek, przez event dający szansę na grę dla młodych, uczestniczących w konkursie, przez bardziej rozbudowane oblicze, dwudniowe i zaspokajające różne gusta (udział dj i soundystemów), aż po jego jednodniową i ostateczną koncepcję. Co było, a może nadal jest dla Was największą przeszkodą i problemem, któremu stawiacie rok rocznie czoła?
Nie zaskoczę Cię - finanse. Nie mamy dużego sponsora, a koszty organizacji takiego przedsięwzięcia są ogromne. Festiwal finansowany jest przez jego organizatora, czyli Ośrodek Kultury w Brzeszczach oraz z biletów. Zmiany są też po to, by skuteczniej szukać potencjalnych sponsorów. Nowe rozdanie, nowe nadzieje.
Wspomniałem o tym, że impreza miała charakter dwudniowy, stąd przytomnie i logicznie uruchomiliście bezpłatne pole namiotowe, na którym tworzy się specyficzna atmosfera. Co zadecydowało o przejściu do formuły jednodniowej? Nie uważasz, że przez to ubyło Wam stricte festiwalowego charakteru. Przeważnie takie eventy kojarzą się ludziom z konkretnym, choćby weekendowym wyjazdem.
Zgadza się. Spotkałem się już wcześniej z podobnymi głosami ze strony fanów. W zeszłym roku odbyła się jednodniowa edycja z powodu ograniczonego budżetu. Mimo to jesteśmy z niej zadowoleni. Przebiegła w sielskiej atmosferze, a frekwencja była bardziej niż zadowalająca. Nie jest jednak wykluczone, że wrócimy do dwudniowej imprezy. W końcu za rok okrągły jubileusz, a to zobowiązuje.
Brzeszcze to mała miejscowość, o której dobre imię walczy kilka zespołów parających się metalem, post-rockiem czy bardziej komercyjnymi dźwiękami. Cześć z tych artystów miała już okazję zagrać na Waszej imprezie, inni, jak zdobywające coraz większą popularność Besides dopiero debiutują. Zawsze pozostawiacie otwarte drzwi dla lokalnych artystów? Czy też pozwalacie sobie na ich selekcję?
Lokalne zespoły zawsze są u nas mile widziane. Besides i jego wcześniejsze wcielenia czy Panna Marzena i Bizony to część naszej festiwalowej rodziny. W tym roku lokalną scenę oprócz Besides reprezentować będzie Krzywa Alternatywa oraz Adro. A jakaś selekcja zawsze musi być, bo nie możemy zaniżać poziomu festiwalu.
Festiwal choć odbywający się od lat musi konkurować z innymi imprezami tego typu. Nie mam tutaj na myśli znacznie większych eventów na Śląsku, czy na północy, ale chyba możemy odnieść się do tego odbywającego się w Cieszanowie. Raptem 5-tysięczna miejscowość na Podkarpaciu szybko i bardzo mocno zapisała się na festiwalowej mapie polski, spychając na boczny tor waszą imprezę. Tutaj chciałbym, abyś krytycznie odniósł się do tego, czego Wam brakuje aby zainteresować tak liczne grono entuzjastów gitarowej muzyki, jak i - co chyba najtrudniejsze - dotrzeć do zagranicznych artystów z wysokiej półki.
Faktycznie w okresie letnim festiwali jest multum. Dla fanów to dobrze, bo jest w czym wybierać. Sam mam z tym kłopot. Jako organizator muszę jednak przyznać, że rynek festiwalowy - jeśli mogę użyć takiej zbitki słów - jest trudny. Konkurencja nie śpi. Wydaje mi się, że brakuje nam pewnego rodzaju profesjonalizacji. Organizacja festiwalu to duże przedsięwzięcie logistyczne, a uwierz mi nie jest nas do tej roboty dużo i nie mamy z tego złamanego grosza. Robimy to bardziej hobbistycznie. Zmiana brandu to część tej profesjonalizacji. Rozpoczęliśmy też współpracę z osobami z branży muzycznej, które mają tu i ówdzie dojścia. Liczymy na ich pomoc.
Nie zważając na to co robią (a raczej kogo bukują) inni, konsekwentnie realizujecie swoją wizję. W tym roku mają Wam w tym pomóc czołowi przedstawiciele polskiej sceny muzycznej z Luxtorpedą w roli głównej, wielkomiejscy pozytywni poeci z Vavamuffin czy wciąż popularne wśród najczęściej studenckiej braci Strachy na Lachy. Który z tegorocznych zespołów stanowi swoistą wisienkę na Brzeszczańskim torcie? O kogoś z racji na bardzo napięte terminy musieliście szczególnie zawalczyć?
Trzeba było powalczyć o Luxtorpedę. Są teraz rozchwytywani. To z pewnością będzie duże wydarzenie. Ja natomiast polecam scenę punkową, gdzie będzie można usłyszeć to, co obecnie najbardziej interesujące na krajowym podwórku w tym gatunku muzycznym.
Za rok będziecie obchodzić jubileusz. To czas podsumowań i stawiania sobie nowych wyzwań. Co stawiacie sobie za cel do realizacji? Czym ten festiwal ma być w ciągu kolejnej dekady jego istnienia?
Myślisz, że jeszcze kolejne 10 lat będziemy organizować festiwal? Dziękuję, że tak dobrze nam życzysz. A poważnie - chcemy, żeby nasz festiwal był stałym punktem-miejscem spotkania fanów dobrej, niekomercyjnej muzyki - od reggae poprzez punk, rock alternatywny, jazz, metal po hip-hop. Muzyka alternatywna nie ma dla nas granic. Już w tym roku przygotowujemy też wydarzenie okołomuzyczne. Będzie gość specjalny, ale to na razie tajemnica. Jesteśmy już mocno rozpoznawalni w środowisku muzyków, bo zespoły same - także te najbardziej uznane - zgłaszają się do nas z propozycją zagrania na festiwalu. Pora dotrzeć od jeszcze większej grupy fanów.
Życzę powodzenia w realizacji. Do zobaczenia na imprezie.
Rozmawiał Grzegorz "Chain" Pindor
Magazyn Gitarzysta jest patronem medialnym imprezy.