Jimmy Page w objęciach okultyzmu
Rock’n’roll wywołuje wiele skojarzeń. Jedni widzą w nim przede wszystkim wywodzącą się z bluesa muzykę, w której dominuje prostota harmonii i rytmu. Drugim przywodzi na myśl dobrą zabawę w hedonistycznym duchu.
Dla niektórych stał się sposobem na życie. Innymi słowy, jak ze wszystkim - tyle opinii, ilu ludzi. Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że muzyka, jak każda dziedzina sztuki, ma w sobie coś magicznego. Potrafi poruszyć najgłębsze obszary naszych umysłów: przepoić ekstazą, ukoić, wzruszyć do łez, czy wlać radosną energię. Od lat - ba - od stuleci, uznawano ją za łącznik z boskimi światami. Niektórzy uważali, iż prowadzi także do światów demonicznych, że jest wytworem szatana. Ów duchowy aspekt muzyki przyciągnął wielu twórców rocka, w tym jednego z najsłynniejszych gitarzystów wszech czasów - Jimmiego Page'a.
W historii rock’n’rollowego biznesu prasa brukowa nie szczędziła krytyki tym artystom, którzy półszeptem napominali o swych zainteresowaniach sprawami tajemnymi. Wszelkie wynaturzenia, ekscentryczne zachowania uznawano za zwykły chwyt marketingowy. Czy tak samo można powiedzieć o współtwórcy legendarnego Led Zeppelin? Czy pragnął jedynie zwrócić na siebie uwagę mediów? Z pewnością udało mu się to na dobre i na złe: wszak gdy Led Zeppelin spotkało pasmo niepowodzeń, począwszy od śmierci syna Roberta Planta, skończywszy na zgonie perkusisty - Johna Bonhama, za wszystko obwiniano podejrzane zamiłowania Page’a. Sam muzyk wielokrotnie powtarzał, iż nie można wierzyć w to, co piszą w gazetach. A jednak wydaje się, że jego zainteresowania miały nieco głębszy charakter…
O okultystycznych fascynacjach Jimmiego Page’a wypowiadały się w wywiadach jego partnerki. Wyznawały, że Page uwielbiał przesiadywać wśród ksiąg i manuskryptów, był absolutnie pochłonięty magią, fascynował się tarotem. Jedna z nich, Lori, sugerowała, że to stąd właśnie brała się niesamowita głębia w utworach Led Zeppelin: Page komponował większość muzyki w zespole... Kiedy Led Zeppelin zaczął wspinać się na szczyty kariery, a konta muzyków zostały zasilone przez niewyobrażalnie duże gaże, Page stał się właścicielem tajemniczego domu, w którym śmiało można by kręcić kolejne odcinki Rodziny Adamsów… W 1971 roku zakupił położoną nad jeziorem Loch Ness posiadłość nazywaną "Domem w Boleskine". Dom ten należał niegdyś do samego Aleistera Crowleya (1875-1947), którego prasa ogłosiła "najniegodziwszym człowiekiem na świecie" i apokaliptyczną "Bestią 666".
Crowley był magiem, pisarzem, poetą, malarzem, alpinistą, szachistą, podróżnikiem, tantrycznym kochankiem i bankrutem. Tryb życia, jaki prowadził śmiało można porównać do rock’n’rollowego - cechowały go przygoda, hedonizm w każdej postaci, a przy tym nieskrępowana chęć do artystycznej ekspresji. Jednym z jego najważniejszych dzieł była Księga Prawa, manifest wyrażający filozofię thelemy (z gr. "wola"), której głównymi przykazaniami były: "Każda kobieta i każdy mężczyzna to gwiazda", "Miłość jest prawem, miłość podług woli" oraz "Czyń wedle swej woli będzie całym Prawem." Czynienie owej woli nie oznaczało "rób, co ci się podoba" - chodziło o odnalezienie w sobie powołania, celu życia, misji, jaką każdy człowiek ma spełnić na tej planecie.
Możemy wyobrazić sobie, jakie wrażenie takie idee wywarły na młodym i odnoszącym coraz więcej sukcesów Page’u. Zresztą nie tylko on uległ fascynacji mesmerycznej postaci Crowleya. Dla wielu thelema stała się religią, a "Bestia" prorokiem. Crowley stał się ikoną rewolucji psychodelicznej lat sześćdziesiątych i idolem rock’n’rolla. Fascynowali się nim i Beatlesi, i Stonesi. Kilka lat temu w notowaniach BBC uplasował się na 73. miejscu na liście najbardziej wpływowych Brytyjczyków na historię Zjednoczonego Królestwa. Crowley miał wykonywać w Boleskine najniebezpieczniejsze rytuały magiczne na podstawie niesławnej Księgi świętej magii Abramelina Maga. W ich trakcie dochodziło do wielu zadziwiających wydarzeń i zarówno właściciel domu, jak i jego służba oraz sąsiedzi uznali go za nawiedzony. Ponoć Page miał taką obsesję na punkcie swej rezydencji, iż w niektórych pomieszczeniach zakazał wycierania kurzu, by nie osłabić panującej w nich magicznej atmosfery. Bez względu na fakt, czy paranormalne wydarzenia miały miejsce, czy też nie, fascynacja Crowleyem sięgnęła zenitu. Page wręcz obsesyjnie zaczął kolekcjonować wszelkie rzeczy powiązane z magiem: niezwykle drogie i trudne do zdobycia pierwsze wydania jego książek, magiczne parafernalia oraz obrazy. Wydawał fortunę w domach aukcyjnych i przebijał innych potencjalnych nabywców. Jego kolekcja Crowleyany już niebawem została uznana za jedną z największych na świecie.
Page otworzył w Londynie okultystyczną księgarnię oraz wydawnictwo The Equinox Booksellers and Publishers. Pod tym szyldem opublikował magiczną księgę, Goetię Lemegetonu, której wydanie było wzorowane na pierwszej edycji wydanej przez Crowleya za czasów pobytu w Boleskine. Coraz większy sukces Led Zeppelin i czas, jaki musiał poświęcić zespołowi, nie pozwolił mu jednak na dalszy rozwój wydawnictwa.
Inny miłośnik i kolekcjoner Crowleya, członek jego zakonu magicznego Ordo Templi Orientis, a zarazem kultowy undergroundowy reżyser Kenneth Anger, poprosił Page’a o skomponowanie soundtracku do filmu Lucifer Rising. Muzyk wydawał się być bardzo zaangażowany w ów projekt i nie tylko rozpoczął prace nad ścieżką dźwiękową, ale użyczył swej londyńskiej rezydencji Tower House do nakręcenia w niej kilku scen do filmu. Po trzech latach pracy dostarczył jedynie 23 minuty muzyki, którą reżyser uznał za kompletnie bezużyteczną. Anger oskarżał Page’a o uzależnienie od narkotyków i dyletanctwo w sprawach okultyzmu. Ostatecznie w filmie wykorzystano muzykę skomponowaną przez Bobbiego Beausoleila, członka rodziny Charlesa Mansona, odsiadującego dożywocie za morderstwo. Page pojawia się jednak w jednej ze scen filmu: stoi przed portretem Crowleya i trzyma w ręku starożytny egipski artefakt - stelę, czyli pomnik nagrobny Ankh-af-na-Khonsu, żyjącego około 800 lat przed Chrystusem kapłana, który miał być jednym z wcześniejszych wcieleń Crowleya… Niektórzy podejrzewają, iż Page stał się właścicielem oryginału owej steli: miał ją wymienić za świetnie sporządzoną replikę, którą podarował kustoszom muzeum w Kairze wraz ze znaczną sumą…
Bootlegi z soundtrackiem Page’a osiągały niebotyczne ceny aż do 1987 roku, kiedy to wytwórnia Boleskine House Records wydała go na błękitnym winylu. Także i ten materiał stał się wkrótce białym krukiem. Szczęśliwie w 2012 roku Page postanowił wydać jego reedycję pod tytułem Lucifer Rising and other soundtracks. Utwór tytułowy został nagrany w oparciu o dźwięki tambury, melotronu, dwunastostrunowej gitary i syntezatorów, czego efektem są niskie, niepokojące frekwencje, osadzone w klimatach muzyki ambientowo-rytualnej. Lucifer Rising jest płytą dla ludzi o silnych nerwach, lubujących się w mrocznych dźwiękach, najlepiej odsłuchiwanych w pokoju oświetlonym jedynie drżącym światłem świec...
Okultystyczne fascynacje Page’a manifestowały się nie tylko w samych dźwiękach, lecz również w oprawach płyt. Logo wytwórni Led Zeppelin, Swan Song Records, przedstawiające uskrzydlonego nagiego mężczyznę na tle słońca zostało zainspirowane obrazem Williama Rimmera, Evening: Fall of Day. Dzieło to przedstawia Apolla, greckiego boga światła i rozumu, którego wielokrotnie w swych magicznych rytuałach przyzywał Crowley.
Fani Led Zeppelin znają doskonale wizerunek karty Pustelnik, która pojawia się w oprawie graficznej czwartej płyty tej grupy. Page nawet wcielił się w tarotowego Pustelnika podczas kręcenia filmu o Led Zeppelin, The Song Remains the Same, do którego sceny kręcono tuż za jego domem w Boleskine. W jednym z wywiadów muzyk opisywał tę scenę tymi słowy: "Widniejące na czwartej płycie oraz pojawiające się w filmie wyobrażenie Pustelnika ma swe korzenie w obrazie Chrystusa, zatytułowanym Światło Świata, prerafaelickiego artysty Williama Holmana Hunta. Obraz ten został użyty w jednej z najbardziej popularnych talii tarota [Arthura] Waite’a. W filmie miałem zagrać aspiranta podążającego ku światłu Prawdy. Symbolika podróżującego eremity doskonale oddaje to, o co mi chodziło. Moje przeobrażenie w filmie miało pokazać, iż oświecenia można doświadczyć w każdej chwil. Wszystko zależy od tego, jak bardzo go pragniesz." Innymi słowy, zawsze widzimy prawdę, lecz często nie zdajemy sobie z tego sprawy - refleksja dotycząca tego, co się stało pojawia się nieraz znacznie później.
Czwarty album Led Zeppelin zdobią także przedziwne cztery symbole mające bezpośrednio wiązać się z muzykami zespołu. Najwięcej kontrowersji budził ten, powiązany z Page’m, zwany "znakiem ZoSo", na którym widzimy cztery stylizowane litery z, o, s, oraz o. Symbol ten pojawiał się w różnych wersjach w kilku dziełach magicznych i powiązany jest z Saturnem, planetą władającą astrologicznym znakiem Koziorożca, pod którym urodził się muzyk. Jego najwcześniejszą wersję można znaleźć w wydanej w 1557 roku księdze Jerome Cardana, De rerum varietate. Symbole pozostałych muzyków zostały zapożyczone prawdopodobnie z książki Rudolfa Kocha, The Book of Signs - swoistego rodzaju piktograficznej encyklopedii wiedzy tajemnej. Sam Page przyznawał się w wywiadach do uprawiania magii talizmanicznej, a działanie symboli rozpatrywał w kategoriach alchemicznej transformacji. W trakcie koncertów często nakładał na siebie ubrania z astrologicznymi znakami Koziorożca, Skorpiona i Raka, które odnosiły się do jego horoskopu urodzeniowego.
Nie ulega wątpliwości, że Jimmy Page czerpał inspiracje z literatury okultystycznej, a uwielbienie dla postaci Aleistera Crowleya było nad wyraz oczywiste. Jego wrażliwość pogłębiały nie tylko zainteresowania magią ceremonialną, tarotem i astrologią, ale wieloletnie eksperymenty z przeróżnymi narkotykami, które doprowadziły go do uzależnienia i - jak powiedział niegdyś Kenneth Anger - "poważnego romansu z Białą Damą." Powiada się, iż linia oddzielająca szaleństwo od oświecenia jest niezwykle cienka. Być może w transgresyjnym sposobie życia Page poszukiwał sposobu na oświecenie? Są tacy, którzy widzą w nim jedynie człowieka, który za swój muzyczny geniusz sprzedał duszę diabłu. Oznak paktu doszukują się niemal wszędzie: wszak nawet Schody do nieba, gdyby puścić ów utwór od tyłu, miały wyjawić w sobie satanistyczny przekaz.
Być może to właśnie owe wielkie Nieznane, któremu Page z pewnością niejednokrotnie się przyglądał sprawiło, iż jego muzyka posiada tę niesamowitą, owianą mistyką głębię. A może jest on tylko narzędziem w ręku Kusiciela? Szatanowi z pewnością zależy na jak największym (oczywiście złym) wpływie na wrażliwych słuchaczy. A kiedy dodamy do tego szatańską możliwość wpływu na polityków? Przecież ledwie kilka miesięcy temu muzycy Led Zeppelin spotkali się z Barakiem Obamą, który wyróżnił ich prestiżowym odznaczeniem The Kennedy Centre Honors. Aż strach pomyśleć, jak daleko mogą sięgać szpony piekieł, zwłaszcza wtedy, gdy szarpią w struny dwugryfowej gitary...
Marek Mysłek, Krzysztof Azarewicz