Arek Ślesicki (Skowyt)
Wywiady
2013-06-18
Skowyt to reprezentanci warszawskiej sceny punk rockowej. Po debiucie "Achtung Polen!", zaczęto o nich mówić więcej i głośniej.
Mimo treści tekstów, ich utwory można usłyszeć w niektórych stacjach radiowych. Formacja zakwalifikowała się do finału Eliminacji do Przystanku Woodstock. Z tej okazji z gitarzystą, Arkiem Ślesickim rozmawialiśmy o nowym krążku, współpracy z Olafem Deriglasoffem, muzycznych inspiracjach oraz pracach nad nowym materiałem.
Wojciech Margula
Zdjęcie: Jacek Łukasiewicz
Czy od zawsze chciałeś grać punk rocka?
(śmiech) Zasadniczo to nie było u mnie opcji "od zawsze". Muzyka była od dzieciństwa, to fakt. Ale chęć grania tak "na serio" pojawiła się znacznie później. A punk to już w ogóle przyszedł z wiekiem. Nie mam już osiemnastu lat i potrafię dokładnie ukierunkować swój bunt i gniew. Jeśli gitara może być bronią, to bynajmniej ja w tej chwili nie strzelam ślepakami w powietrze.
Czy mógłbyś skomentować oprawę graficzną "Achtung, Polen!"? Dlaczego motyle?
Za oprawę graficzną płyty odpowiada Marcin Podolec. Pomimo swojego młodego wieku, to uznany rysownik - w tej chwili zapewne najlepiej kojarzą go miłośnicy komiksów, ale za kilka lat jego nazwisko będą znali wszyscy. Cholernie zdolny typ! (śmiech) Marcin dostał od nas pełen kredyt zaufania. Nie sugerowaliśmy mu swoich wizji, więc kiedy otrzymaliśmy pierwsze projekty, byliśmy mocno zaskoczeni jego pomysłem. Liczyliśmy na coś "dobitnie" punkowego, w stylu: piącha w nos, stłuczony koktajl mołotowa, świat w płomieniach… (śmiech) Tymczasem dostaliśmy (sic!) motyle! O ile jeszcze na jasnej okładce wszystko wygląda spokojnie, to w ciemnym środku zaczyna się robić mocno nieprzyjemnie, a rzeczone motyle zamieniają się w ćmy. A tych Marcin się zwyczajnie boi i brzydzi. Potrzebowaliśmy chwilę, żeby się oswoić z tym projektem, ale dziś uważamy, że Marcin zrobił kawał świetnej roboty, bo oprawa graficzna rzeczywiście świetnie uzupełnia naszą muzę.
"Płyta powstała z nienawiści do polskiego rocka". Co jest tego powodem?
Przeczytaj sobie uważnie, posłuchaj lub obejrzyj jakikolwiek wywiad z tak zwaną "gwiazdą rocka". To jest publiczna masturbacja! Achy, ochy, bułkę przez bibułkę, pierdolenie o szopenie. Kurwa mać! Rock to muzyka buntu i sprzeciwu! Tymczasem tak zwana polska scena rockowa, to taki sam pusty beton jak parlament, sądy, urzędy, kościół - gadanie pod publiczkę, parcie na szkło, napychanie kieszeni i nic więcej. Na wierzchu pozornie wszystko jest ok - ład, porządek i polityczna poprawność. Ale im niżej się schodzi, tym więcej bolesnej prawdy, więcej niekoniecznie miłych głosów. My jesteśmy głosem z samego dna. Mówimy wprost, bez ogródek co nas wkurza. Uważamy, że ten beton można, a wręcz trzeba pokruszyć.
W nagraniach do utworów "Biurłoz" i "Warszawskie dziewczyny" wziął udział Olaf Deriglasoff. Jak doszło do współpracy z tym muzykiem?
Olaf to świetny człowiek, świetny muzyk, świetny kumpel. Rockman z krwi i kości! Mieliśmy okazję poznać się, pogadać, zaprzyjaźnić. Co jak co, ale Olaf jest typem człowieka, który wie co mówi i nie opowiada bajek. Jego udział podczas nagrań był bardzo spontaniczny. Po prostu chciał i mógł nam pomóc. Pracowaliśmy jak kumple, a nie jak uczniowie z nauczycielem. Zero gwiazdorstwa. Czysta przyjemność! My odwdzięczyliśmy się potem, biorąc udział podczas nagrania teledysku do "Dyabeu". Rock’n’roll!
Które kapele wywarły na Was największy wpływ? Zarówno pod względem brzmieniowym, jak i tekstowym?
W zasadzie, to każdy z nas szedł swoją własną muzyczną drogą. Połączyły nas jednak kapele i nurty muzyczne, które miały megamocny przekaz i które naprawdę chciały coś zmienić. W każdej epoce, począwszy od lat '60 aż do teraz, znajdzie się ktoś dla nas ważny: The Doors, Jimi Hendrix, Bob Dylan, The Clash, Sex Pistols, Iggy Pop, Black Flag, R.H.C.P., Nirvana, R.A.T.M, Pearl Jam, Q.O.T.S.A, S.O.A.D.
Niejeden zespół wręcz oburzyłby się, gdyby ktoś po prostu kradł ich utwory z sieci. Wy natomiast z pełnym przekonaniem pozwalacie na to, a nawet do tego namawiacie. Jaki w tym cel?
Nie przesadzajmy z tym oburzeniem artystów, bo jest w tym sporo hipokryzji. Najczęściej na piratów pomstują Ci, którzy sprzedają płyt najwięcej. Ja to jeszcze potrafię zrozumieć, bo czasy są ciężkie. Natomiast na koncertach, wszyscy fani są już "zajebiści i kochani". Nie wiem czy Ty też to czujesz, ale coś tu ewidentnie zgrzyta. Muzyka w Polsce została sprowadzona do poziomu ilości sprzedanych egzemplarzy. Niektórym przydałoby się trochę więcej pokory. W momencie, kiedy wychodzisz na scenę, twórczość przestaje być tylko "twoja". Jest dobrem wspólnym. Koniec, kropka.
Dla nas najważniejsze jest to, żeby nasze piosenki żyły, a nie trafiały do szuflady. Nagrywając płytę byliśmy naładowani energią. Dosłownie. Zrobiliśmy wszystko co tylko można, żeby nie spieprzyć swojego debiutu. Zadbaliśmy o selekcję materiału, przekaz, realizację, oprawę graficzną. Naprawdę nie chcieliśmy niczego pominąć. Wszystko szło fajnie, do czasu kiedy nie zderzyliśmy się ze ścianą, która nazywa się "rynek wydawniczy i dystrybucja". Zderzenie było brutalne. Poczuliśmy się bezsilni. Energia, o której wspomniałem zaczęła z nas zwyczajnie ulatywać. W tamtym momencie przy życiu trzymały nas tylko koncerty, bezpośredni kontakt z ludźmi i ich reakcjami, rozmowy z nimi.
Nasz apel, to tak naprawdę komentarz do tego co się wtedy wydarzyło. Jeżeli większość rozgłośni ma cykora, żeby zagrać materiał z "Achtung, Polen!" (nawet po godzinie 22-giej), jeżeli sklepy nie przyjmują zamówień, bo im się "nie opłaca", to pomyśleliśmy sobie, że trzeba sprawy wziąć we własne ręce. Wiemy, że ten, kogo na tę płytę stać na pewno ją kupi. Natomiast chcielibyśmy aby ci, którzy w tej chwili - z różnych powodów - nie mogą jej nabyć, zdobywali ją w inny sposób. Nie zabronimy ludziom włączać komputera, nie będziemy ludzi wyzywać od złodziei. Wierzymy natomiast, że spotkamy się kiedyś z nimi po koncercie, wypijemy po browarze i pogadamy o ważnych rzeczach.
Dla nas najważniejsze jest to, żeby nasze piosenki żyły, a nie trafiały do szuflady. Nagrywając płytę byliśmy naładowani energią. Dosłownie. Zrobiliśmy wszystko co tylko można, żeby nie spieprzyć swojego debiutu. Zadbaliśmy o selekcję materiału, przekaz, realizację, oprawę graficzną. Naprawdę nie chcieliśmy niczego pominąć. Wszystko szło fajnie, do czasu kiedy nie zderzyliśmy się ze ścianą, która nazywa się "rynek wydawniczy i dystrybucja". Zderzenie było brutalne. Poczuliśmy się bezsilni. Energia, o której wspomniałem zaczęła z nas zwyczajnie ulatywać. W tamtym momencie przy życiu trzymały nas tylko koncerty, bezpośredni kontakt z ludźmi i ich reakcjami, rozmowy z nimi.
Nasz apel, to tak naprawdę komentarz do tego co się wtedy wydarzyło. Jeżeli większość rozgłośni ma cykora, żeby zagrać materiał z "Achtung, Polen!" (nawet po godzinie 22-giej), jeżeli sklepy nie przyjmują zamówień, bo im się "nie opłaca", to pomyśleliśmy sobie, że trzeba sprawy wziąć we własne ręce. Wiemy, że ten, kogo na tę płytę stać na pewno ją kupi. Natomiast chcielibyśmy aby ci, którzy w tej chwili - z różnych powodów - nie mogą jej nabyć, zdobywali ją w inny sposób. Nie zabronimy ludziom włączać komputera, nie będziemy ludzi wyzywać od złodziei. Wierzymy natomiast, że spotkamy się kiedyś z nimi po koncercie, wypijemy po browarze i pogadamy o ważnych rzeczach.
Na koncerty przyjeżdżają grupy Waszych fanów. Często widzimy ich pod sceną, ubranych w zespołowe koszulki. W Olsztynie były ekipy z Gdańska i Mrągowa. Czy liczycie na równie duże wsparcie ze strony fanklubów w wielkim finale?
Powiem Ci, że dla nas to jest coś niewyobrażalnego! Ludzie pod sceną, śpiewający teksty, pogujący ze Skowytem - WOW! Z drugiej jednak strony Skowyt zawsze był i zawsze będzie kapelą otwartą na ludzi. Dostajemy od nich dużo energii, bo sami również jej nie szczędzimy podczas koncertów. Mamy "swoje ekipy" w Olsztynie, Gdańsku, Mińsku Mazowieckim, w Małopolsce, na Śląsku i wszystkim jesteśmy bardzo wdzięczni za wsparcie. Mamy nadzieję, że we Wrocławiu również pojawi się trochę skowytowych wariatów. (śmiech) My na pewno damy z siebie maksa!
Czym zajmujesz się poza muzyką?
Wszystkim, żeby móc dalej grać. (śmiech)
Czy Skowyt pracuje nad nowym materiałem?
Tak. Po ostatniej roszadzie personalnej i dojściu Sikora robota wre. Jest sporo riffów, które sobie ogrywamy, i z których na pewno coś się wykluje. W zasadzie to są już 2 kompletne kawałki. Być może uda nam się zagrać coś nowego na finale eliminacji. Byłoby natomiast fajnie na jesieni wejść do studia i nagrać drugi album. Taki mamy przynajmniej zamiar.
Dziękuję za poświęcony czas. Trzymajcie się. Życzę Wam powodzenia w finale.
Tu nie ma co dziękować - tu trzeba napierdalać! (śmiech) Do zobaczenia na koncertach!
Wojciech Margula
Zdjęcie: Jacek Łukasiewicz