Gienek Loska
Wywiady
2013-06-10
Gdy mowa o naturszczykach polskiej sceny rockowej, to w pierwszej chwili na myśl przychodzi postać Gienka Loski.
Ten człowiek, jak mało który, wpisał się w etos rock'n rolla, choć lata "dokładania do pieca" ma, jak sam twierdzi, dawno za sobą. Nie jest też, jak niektórzy sądzą, fikcyjnym produktem jednego z talent shows, a jego płyty nie są robione przez speców od marketingu. To żywa, autorska i rockowa muzyka, co udowadnia najnowszym krążkiem, zatytułowanym "Dom". Kilka tygodni po premierze tego wydawnictwa miałem okazję porozmawiać z samym autorem o procesie powstawania albumu i emocjach z tym związanych.
Kuba Chmiel
Zdjęcia: Rafał Masłow
Opowiedz o swojej najnowszej płycie. Czym różni się od pierwszej?
Jest mniej eksperymentatorska i z pozoru ukierunkowuje zespół w typowo rockową stronę, jest bardziej przemyślana i kompletna.
Zauważyłem, że na nowej płycie nie było "eksperymentów" w rodzaju, utrzymanego w reggae "W jedną stronę bilet". Mam wrażenie, że nowa płyta jest pod tym względem bardziej zachowawcza, ale i bardziej rockowa oraz spójna. Czy miałeś większą kontrolę nad produkcją i doborem repertuaru, niż ostatnio?
Spostrzegawczy jesteś… Piosenki takie, jak "W jedną stronę bilet" (onewayscreammer), czy "Rozmowy z duszą", były nagrane na długo przed ukazaniem się płyty "Hazardzista". Nowa płyta jest zdecydowanie bardziej dopracowana technicznie, w innej stylistyce. Tym razem nie ma tej surowości brzmienia, która charakteryzowała poprzednią. Ma za to bardziej rozbudowane instrumentarium i jest, moim zdaniem, ciekawsza muzycznie. Następną płytę chciałbym z kolei nagrać na "setę" tak, żeby chłopaki w studio byli wyluzowani i spokojni, ale żeby czuło się koncertowy power - już ja o to zadbam…
Na najnowszej płycie, w przeciwieństwie do poprzedniej, nie pojawili się goście specjalni? Czemu? Była to twoja świadoma decyzja?
Tak, podjąłem taką decyzję, bo zależało mi, żeby płyta była spójna, poza tym, żeby zapraszać kogokolwiek do udziału w płycie, trzeba najpierw znaleźć dla niego miejsce, a ten krążek miał w założeniu być po prostu wypowiedzią GLB.
Czy zaproszeni goście na pierwszej płycie to był twój pomysł?
Tak, na "Hazardziście" w jednym z utworów śpiewam w duecie z Maćkiem Maleńczukiem. Rok później zresztą zrewanżowałem mu się biorąc udział w nagraniu jego płyty "Psychocounry"
Kto dobierał covery? Skąd się wziął pomysł na ich zamieszczenie? Nie boisz się, że ktoś zarzuci ci odcinanie kuponów?
Nie, nie boję się, ponieważ są w naszym kraju o wiele lepsi pretendenci do wykonywania kompozycji Czesława Niemena, niż ja. A pomysł na umieszczanie coverów na naszych płytach powstał w głowie Maćka Muraszko, naszego ówczesnego producenta, jeszcze przy nagraniu "Hazardzisty". I są to wyłącznie takie kompozycje, które są mi szczególnie bliskie. Nie odtwarzam wiernie oryginalnych interpretacji. Śpiewanie tych piosenek traktuję raczej jako dialog, a czasem nawet burzliwą dyskusję z ich wcześniejszymi wykonawcami i chcę się tym podzielić. Zresztą, żeby posłuchać Niemena lub Browna w moim wykonaniu, proponuję też posłuchać mnie na ulicy. Tam często idę na żywioł, testuję przeróżne formy przekazu. Może nie zawsze udaje mi się zaśpiewać tak, jakbym chciał, ale czasem zdarzają się perełki… Są też takie chwile, kiedy już i ja i publiczność nie mamy ochoty na klasyczne wersje popularnych piosenek i wtedy właśnie zaczyna się totalna improwizacja, robienie sobie żartów z tych utworów, z ich patosu, lub naciąganej frywolności. Jest to niemal kabaret (bo lubię wprowadzać ludzi w nastrój zbliżony duchowo do mojego), ale są w nim też autentyczne emocje, które założę się, nieraz towarzyszyły także ich pierwszym wykonawcom, kiedy śpiewali te utwory po raz tysięczny…
Jak się układa współpraca z Sony Music? Chciałeś już skończyć z tą wytwórnią, rozumiem, że umowa nadal cię zobowiązywała do nagrania kolejnej płyty?
Dobrze, trochę gonią terminy, ale bez tego nie miałbym wrażenia że robię coś ważnego dla siebie, a to akurat lubię…
Czy to ostatnia płyta dla Sony Music?
Mam nadzieję, że nie…
Jak wyglądała współpraca z nowym producentem? Jak powstawały utwory?
Rafał Paczkowski jest genialnym producentem, z pasją i ogromnym wyczuciem muzycznym, więc już w trakcie pierwszej wizyty na naszej próbie trafnie ocenił możliwości zespołu. Od początku do końca wiedział, co chce osiągnąć i konsekwentnie się tego trzymał. Producent, w odróżnieniu od zespołu, nie zawsze może pozwolić sobie na improwizacje, ale zdarzało się… Rafał realizował nasze pomysły, lecz jeśli widział, że któregoś z nich nie da się przenieść na nagranie w takiej postaci, jak to zagrane było przez nas na próbach, zmieniał koncepcję, a ja się temu podporządkowywałem, bo zazwyczaj rzeczywiście miał rację. Gdyby jeszcze raz wypadłoby nam pracować razem, wprowadziłbym pewnie trochę zmian. Teraz, gdy poznaliśmy się w pracy, dograliśmy, poszłoby nam o wiele sprawniej.
Kto jest autorem tekstów na płycie i co stanowiło do nich inspirację?
Ja tak naprawdę, w warstwie tekstowej zdałem się na chłopaków. Czasem im coś podrzucałem, może w poważniejszy sposób przyczyniłem się do powstania kilku tekstów - reszta to Andrzej Makarewicz, Michał Zabłocki, Łukasz Gałęziowski - proszę więc ich zapytać o inspiracje
Czym inspirujesz się pisząc swoje teksty?
Ja, w przeciwieństwie do innych autorów, nie piszę tekstów na zamówienie. A jeśli już piszę jakiś tekst, to zawsze dzieje się to pod wpływem ważnych wydarzeń w moim życiu i związanych z nimi głębokich przeżyć. Tylko pod takim tekstem mogę się z czystym sumieniem podpisać.
Dużo teraz grasz koncertów?
W związku ze spóźnioną promocją kilka wiosennych terminów niestety się wysypało, ponieważ musiałem być dyspozycyjny na miejscu, w Warszawie, ale teraz rozkręcamy letnią trasę, więc będę koncertował zdecydowanie więcej.
Czy ludzie dalej się tobą interesują? Czy nadal musisz odganiać się od wycieczek z dziećmi?
Zdarza się, ale to już inny etap niż post X - factorowy, chociaż gdy gram pod kolumną Zygmunta, dzieciaki w dalszym ciągu podbiegają do mnie, jak do misia na Krupówkach.
Jak obecnie jesteś odbierany? Nadal jako produkt telewizyjny? Czy może jako niezależny, samodzielny artysta?
Myślę, że przez wiele osób jestem odbierany jednak w dalszym ciągu poprzez pryzmat telewizyjnego show, bo to było moim najmocniejszym wejściem. Mam też na szczęście coraz większą grupę zwolenników, zainteresowanych moją własną twórczością. I pewnie tak już zawsze będzie - staram się, by tych drugich dalej przybywało. Mam kilka nowych, niebanalnych pomysłów, które na pewno pomogą mi w znalezieniu stałego miejsca w duszach ludzi.
Kto przychodzi na twoje koncerty? Masz wrażenie, że jest to widownia zainteresowana twoją muzyką, czy tylko gwiazdą telewizji? Przez pewien czas chyba tak było, nieprawdaż?
Przychodzą i starsi (dla nich pewnie dalej jestem X-Manem X-Tv) i młodzi (szukający swojej muzycznej drogi i potwierdzenia swoich prawd życiowych), a ja to wszystko muszę ogarnąć na koncercie, bo to ja jestem przy mikrofonie. Z pewnością są zainteresowani tym co gramy na koncertach, i jedni i drudzy.
W jakiej kondycji jest tzw. scena uliczna? Ulicznych muzyków przybywa, czy może jest ich coraz mniej?
Mamy lato, więc naturalnie na uliczne granie jest większy popyt, a w związku z tym i podaż. Z dużą satysfakcją obserwuję, jak poziom wykonawców rośnie. W zeszłym tygodniu, gdy byłem u córki we Wrocławiu, na moim dawnym miejscu stała para młodych ludzi grających Mamas and Papas "San Francisco", po chwili jednak zagrali Simon & Garfunkel i tak ładnie, z oryginalnym wyczuciem pojechali zawiłym (lecz nie przesadnie) dwugłosem. Nie brzmiało to jak odrabianie "pańszczyzny", więc reakcja ludzi była natychmiastowa. Ludzie wyczuwają autentyczność …
Zastanawia mnie, czy ludzie do ciebie podchodzą i jeszcze pytają o Seven B. Jak wspominasz ten zespół i tamto granie z dzisiejszej perspektywy?
Seven B ma do dziś swoich wiernych fanów. Grając z Seven B, oddawaliśmy się publiczności do cna, niezależnie ot tego, czy ona tego oczekiwała, czy nie (śmiech). Graliśmy zarówno zloty motocyklowe, kluby jak i kotlety z paprykarzami, dni miast. I wyobraź sobie, że wszystko z takim samym powerem, mocą przekazu pod hasłem: "Nie brać jeńców"!!! Nieraz wynikały z tego kłopoty i nieporozumienia, śmieszne sytuacje też…. Ale wierzyliśmy w etos rockendrolla i on gdzieś pozostał w postaci nieposłuszeństwa muzycznego chociaż czasem dokładaliśmy do pieca ciut za wiele
Kuba Chmiel
Zdjęcia: Rafał Masłow