Różnorodność stylistyczną łączy z oryginalnością aranżacji i środków artykulacji a podniosłość sztuki z poczuciem humoru, dzięki czemu jego koncerty są nie tylko głębokim przeżyciem estetycznym, ale także świetną rozrywką.
Trzy wyróżniające go cechy to: muzyczna dojrzałość oparta na szkole gitary klasycznej, ekspresja właściwa dla rock and rolla oraz indywidualność solisty fingerstyle...
Jak wyglądał Twój pierwszy kontakt z gitarą?
Bardziej z trzepaczką, bo to narzędzie przypominało gitarę. Pamiętam sytuację kiedy "grałem" na tej trzepaczce i ojciec wziął mnie do parku. Wtedy akurat odbywał się koncert. Grał jakiś znany zespół… może Lombard? Miałem wtedy pięć lat, to było w latach osiemdziesiątych. Zamarłem kiedy zobaczyłem muzyków. Wtedy zaczął się totalny fiś na punkcie gitary elektrycznej. W kraju nic nie było, więc ojciec zbudował mi pierwszą gitarę wykorzystując do tego gryf od gitary produkcji radzieckiej. Sam dorobił korpus, zbudował pierwszą przystawkę i podłączyliśmy to do radia. To przypominało gitarę, jednak miało struny na takiej wysokości jak dzisiejsze gitary typu steel. Później za symboliczną flaszkę kupiłem Jolanę od majstra, który kiedyś grał na weselach. Zamykałem się w domu, włączałem radio na full, przez co automatycznie powstawał przester - wykańczał się głośnik i sąsiedzi również. Kiedy ojciec sprzedał pole pod budowę Makro, kupiłem pierwszego Fendera Stratocastera model Richie Sambora - kosztował masę pieniędzy, pojechałem po niego pociągiem do Częstochowy w obstawie kolegów.
Grywałeś w jakichś kapelach rockowych?
Tak. Mój pierwszy zespół nazywał się Kref, potem był Pro Memoria. W międzyczasie poszedłem na lekcje gry na gitarze klasycznej i trafiłem na gościa, który złamał wszystkie zasady i zapakował dwa lata szkoły muzycznej w jednej książce. Nie musiałem studiować wielu zbędnych wprawek, tylko po prostu rozwijałem technikę dzięki tej szkole. Byłem głodny wiedzy i przychodziłem prosząc ciągle o coś lepszego, trudniejszego, ciekawszego. Mówił, że jestem za cienki. W końcu się zdenerwowałem i zagrałem mu własną kompozycję. Wtedy zamknął książkę i rzucił ją na podłogę, po czym dał mi Etiudę 11 Leo Brouwera. Tak się zaczęło: Leo Brouwer, Bach, Vivaldi, itd. Potem były konkursy gitarowe, z czego większość wygranych. W końcu stwierdziłem, że nie chcę być koniem konkursowym. Była we mnie dusza rock'n'rollowca i już zacząłem się dusić w klasyce, w której obowiązuje określona kultura dźwięku i pewne stereotypy.
Na gitarze gram w sumie osiemnaście lat, fingerstyle od dziewięciu. W Chodzieży po jednym z konkursów obejrzałem na DVD koncert Tommy Emanuela. Trafiłem na to przypadkiem. Kiedy wszyscy sobie poszli, ja zostałem i zobaczyłem fingerstyle. To było to, czego szukałem - połączenie muzyki rozrywkowej z klasyką, poprzez technikę palcową. Potem dotarłem do Cheta Atkinsa. Początkowo grałem tę muzykę na gitarze klasycznej, ale wróciłem do strun metalowych i zaczął się kolejny etap historii. Mając gotowy materiał na debiutancką płytę z muzyką klasyczną, nagle odwróciłem wszystko. Zacząłem grać Emmanuela i pisać pierwsze kompozycje na gitarze z metalowymi strunami.
Kiedy nagrałeś pierwszą płytę solową?
Pięć lat temu, to była płyta akustyczna zatytułowana po prostu "Piotr Restecki". Po niej doszedłem do wniosku, że muszę posiedzieć i jeszcze trochę popracować.
Efektem tego jest album "Więcej niż słowa" wydany w 2012 r.
Już pracuję nad kolejnym i mam nadzieję, że za rok znów wejdę do studia. Do tej pory materiał musi się "uleżeć", chcę go ograć przed ludźmi, wprowadzić poprawki.
Jak wygląda Twój tok pracy nad kompozycjami?
Początkowo były to inspiracje różnymi muzykami. Wychowałem się na bardzo dobrej muzyce zaczynając od klasyki, przez takich muzyków jak Jimi Hendrix, Jimmy Page, John Scofield, Miles Davis. Fenomenem jest dla mnie Carlos Santana, choć kiedy byłem młody podchodziłem do niego z rezerwą, bo nie wywijał technicznie.
Zaczynasz od tematu czy od harmonii?
To zależy co mnie natchnie. Czasem na przykład wymyślam dziwne metrum typu połączenie 5/4 z 7/8 i wtedy włącza się matematyka, więc zaczynam od harmonii, po czym śpiewam sobie melodie i staram się to połączyć. Zazwyczaj instynktownie łączę harmonię z melodią, bo wiem, co się ma w utworze wydarzyć. Często przestrajam instrument, praktycznie każdy utwór gram w innym stroju i są to takie układy, których nie da się zakwalifikować jako otwarte C czy coś takiego. To są stroje wymyślone przeze mnie, w których puste struny nie współgrają, ale grając utwór wszystko zaczyna się zgadzać i utwór płynie.
Jaki jest Twój najdziwniejszy strój?
Wszystkie struny opuszczone w dół i nastrojone na dźwięk C w różnych oktawach - niektóre obijają się o progi, ale całość ma pewien etniczny charakter.
Ja akurat muszę ćwiczyć, być może mam za mało talentu. Jednak to nie odbywa się na zasadzie typowych ćwiczeń, chyba, że muszę przygotować się do koncertu i muszę przegrać cały materiał, żeby fizycznie to wytrzymać. Z wiekiem ręka już nie jest taka jak była - odkąd trzydziecha strzeliła, ręka się zmienia.
Ale za to dźwięk dojrzewa.
Nie tylko dźwięk - wszystko. To najlepszy okres u faceta - wreszcie wiem, czego chcę. Oczywiście zdarzają się jakieś dołki i pytania typu: czy jeszcze chcę grać? Czy może to zostawić i otworzyć jakiś biznes?
Sprzedawać ołówki albo mopy? Byłoby szkoda.
Szczególnie gdy człowiek tyle lat poświęcił temu dłubaniu. Wszystko się otwiera, spełniają się marzenia.
Pierwsza płyta, druga, coraz więcej koncertów, w swoim czasie popularność dzięki występom w telewizji.
Zaraz po programie "Must be the music" ta popularność mnie męczyła i tęskniłem za czasami, gdy to wszystko dojrzewało. Wyskoczyłem jako postać totalnie nieznana, która szokowała ludzi - to był pewien ruch na skróty. Jednak przyszedł czas kiedy mogłem inaczej zaskakiwać - już nie jako facet, który zagrał w telewizji chwytliwe szlagiery. Zacząłem pokazywać siebie i swoją twórczość. Ludzie piszą do mnie, że podoba im się moja muzyka i że chcieliby ją grać. Proszą o nuty, tabulatury. Ostatnio nawet wysyłałem materiały do Wietnamu i Szwecji.
Co myślisz o dzieleniu muzyki na style czy gatunki?
Myślę, że to nie ma sensu. Jest tyle pięknej muzyki a doszło do tego, że zabrania się ludziom myśleć. Przecież można podać komercyjne a jednocześnie ambitne kompozycje, które coś niosą. Jak przeciętny człowiek ma się dowiedzieć chociażby o muzyce gitarowej, której mamy w kraju całą masę wielbicieli? Cieszę się, że w programach telewizyjnych, które mają bardzo dużą oglądalność wreszcie zaczęto pokazywać gitarzystów i muzykę instrumentalną.
Zaczęto też uświadamiać, że to wymaga ogromnego nakładu pracy. A zatem, jakie są Twoje metody ćwiczeń?
Rozgrzewam się ćwicząc legato w bardzo wolnym tempie, w taki sposób, by ruch palca był bardzo krótki, ale żeby miał efekt. Bardzo często ćwiczę lewą rękę nie grając prawą: legato wchodzące i schodzące krótkim ruchem palca, nie dotykając kciukiem gryfu - to najprostsze wprawki, które wzmacniają palce. Wymyśliłem też ćwiczenia, które nazwałem lekcją jogi na gitarę - chodzi o koordynację mózgu z palcami. Trzeba wiedzieć, że cały ruch palców jest w głowie, palce są żołnierzami, którzy wykonują daną pracę. Zazwyczaj ćwiczę tylko lewą rękę. Są to dość trudne ćwiczenia rozciągające i koordynujące. Często gitarzyści robiący tego typu ćwiczenia po raz pierwszy mówią "Nie mam trzeciego palca!".
Czy te ćwiczenia odejmują czucie?
Mózg nie wysyła informacji do trzeciego palca. Najpierw ustawiamy wszystkie palce na kolejnych progach jednej struny, na przykład na piątej. Ćwiczenie polega na jednoczesnym przestawieniu pierwszego i trzeciego palca na inna strunę, na przykład na czwartą, a następnie w ten sam sposób drugiego i czwartego (schemat 1). Trzeba ćwiczyć bardzo wolno, żeby mózg miał cały czas kontrolę nad palcami. Robię też ćwiczenia rozciągające (schemat 2 i 3) i gram skale interwałami - tercjami, kwartami, itd.
Szybkość jaką uzyskujesz na gitarze to też kwestia prawej ręki.
Dlatego ćwiczę powoli arpeggia i wszystko to, co dała mi szkoła klasyczna. Zawsze ją polecam młodym muzykom, nawet gdy ktoś chce grać na elektryku. Gitara klasyczna uczy pewnej kultury dźwięku, innego podejścia do instrumentu, frazowania. Kiedy ludzie pytają jak się gra fingerstyle, ja odpowiadam: zagraj dwa utwory Bacha i zrozumiesz. On stworzył to wszystko, od niego zaczyna się rozumienie muzyki.
Jaki sposób artykulacji preferujesz?
Gram techniką opuszkową, ale używam pazurka na kciuku. Wielu gitarzystów gra paznokciami i pazurkiem. Niestety grając bardzo ekspresyjnie paznokcie po prostu mi się łamią. Jednak na strunach nylonowych wolę paznokcie - dlatego ostatnio rzadko gram na gitarze klasycznej. Kiedyś studiowałem czteropalcowe tappingi na elektryku a jednocześnie trzeba było się uczyć etiud na klasyku grając paznokciami.
Po Twojej gitarze widać, że się z nią zżyłeś. Jaki to model?
Cole Clark Fat Lady z przetwornikiem piezo w mostku i sensorami pod płytą. Szukałem gitary, która nie tylko brzmi dobrze, ale też oryginalnie.
Używasz grubych strun, które jednak trochę dzwonią o progi - czy to zamierzony efekt?
Mnie to nie przeszkadza. Ustawiłem struny nisko, bo dzięki temu łatwiej jest grać przez dłuższy czas. Używam strun Elixir 12-53, jednak dla mnie nie ma trwałych kompletów - jeden koncert i zmiana, bo drugi jest już ryzykiem. Przy dużej ilości drastycznych przestrojeń struny bardzo się zużywają. Gdy któraś pęknie trzeba opowiadać kawały, a ludzie obserwują tę mękę z nawijaniem.
Twój wzmacniacz wygląda i brzmi nietuzinkowo. Kto go zbudował?
Zrobił go Marcin Czarnecki - gitarzysta Los Desperados. To prosta i skuteczna konstrukcja o mocy 100 W z pięknym pogłosem. Gram na czystej gitarze i z tym czuję się najlepiej. Czasem używam procesora Rocktron, który kiedyś kupiłem ze względu na delay.
Ten bardzo prosty system pomógł Ci też w wykreowaniu swojego stylu.
Wychowałem się w Polsce, mam inne korzenie, inną wrażliwość muzyczną, inną lirykę niż np. Tommy Emmanuel. Nie będę grał jak rasowy countrowiec czy gitarzysta flamenco. Dlatego pielęgnuję w sobie melodykę. Elementy techniczne wstawiam nie po to, by się popisać, tylko na zasadzie pewnej finezji, po której musi pojawić się konkretny temat. Kiedy odgrzebałem kasety z moimi pierwszymi nagraniami zauważyłem, że wtedy grałem melodie a potem gdzieś to zgubiłem.
W pewnym momencie zaczęły mnie inspirować dysonanse - interwały, które straszą i źle brzmią. Tworząc dysonansową harmonię trzeba ją rozwiązać pokazując jakiś temat. Potem znów mogę powrócić do dysonansu i dzięki temu powstaje jakaś historia. Muzyka współczesna generalnie nie kojarzy mi się zbyt dobrze, chociaż jest kilku świetnych kompozytorów, np. Leo Brouwer. Jego utwór "La Espiral Eterna", czyli "Wieczna spirala", jest oparty o dysonanse, ale słuchając go, słyszysz tę kręcącą się spiralę. Mnie myślenia muzycznego uczył teatr. Komponowałem muzykę do wykonania na żywo podczas spektakli, które często nie były wesołe - pojawiały się elementy holocaustu, obraz komory gazowej. Zdarzały się sytuacje, gdy ludzie ze strachu wychodzili. Po spektaklu mówili: "Wyszliśmy nie dlatego, że nam się nie podobało. Po prostu nie wytrzymaliśmy muzyki".
Powodowałeś to za pomocą gitary akustycznej?
Tak. Trzeba użyć smyczka i różnych innych rzeczy, stukać, pukać… Tu chodzi o wyobraźnię. Kiedyś pojechałem na warsztaty mistrzowskie. Zacząłem się popisywać grając preludium Heitora Villi Lobosa, a gość popatrzył na mnie i powiedział: "Zagraj kwadrat". Nagle otwiera się zupełnie inna klapka w mózgu: zagraj kółko, zagraj trójkąt. W edukacji muzycznej najważniejsze jest kształtowanie wyobraźni. Nie chodzi o to, żeby tylko ćwiczyć pałując się techniką, ale zagrać konkretną rzecz i wtedy to daje do myślenia - mam technikę po to, żeby zagrać filiżankę albo cukier.
To tak jak na egzaminie do szkoły teatralnej: "Proszę zagrać zsiadłe mleko". Ludzie mają coraz większe problemy z wyobraźnią.
To przez komputer - dostajemy dziennie milion informacji i to strasznie ogranicza umysł. To złodziej czasu, który zabrania nam myśleć. Ja jestem niewolnikiem komputera, bo to po części wiąże się z moim zawodem i jest przydatne w komunikacji. A popatrz na Mozarta - lampy naftowe i papier nutowy. Technika to nie wszystko, bo grając pasaż, coś musi z niego wynikać. Tak byłem uczony i uważam, że to święta racja. Ważny jest nie ten dźwięk, od którego zaczynasz, ale ten, na którym kończysz, bo do czegoś zmierzamy.
SPRZĘTOLOGIA
• Gitara: Cole Clark Fat Lady 2
• Wzmacniacz: Martinello Acoustic Amplifier
• Akcesoria: struny Elixir Phosphor Bronze Nanoweb 12-53, pazurek na kciuk Dunlop M
Wojciech Wytrążek