Soundgarden - Powrót Królów

Wywiady
2013-06-04
Soundgarden - Powrót Królów

16 lat, supergrupy rockowe, nałóg i album solowy z Timbalandem - to wszystko wydarzyło się od ostatniego wydania płyty Soundgarden.

Kim Thayil z Chrisem Cornellem zabierają nas do grunge'owego świata jednego z najbardziej pokręconych, gitarowych związków oraz opowiadają o nowo wydanym albumie, którego nie spodziewaliśmy się już nigdy usłyszeć.

Jest kilka rzeczy dotyczących Soundgarden, o których powinniście wiedzieć. Połączenie psychodelicznego rocka, metalu i muzyki progresywnej umieściło ich na stylistycznej mapie jako pochodzące z Seattle bękarty The Beatels i Black Sabbath, tworzące jeden z najbardziej interesujących duetów gitarowych, jakie pojawiły się na alternatywnej, rockowej scenie w ciągu ostatnich 25 lat. Kim Thayil odrzuca status tradycyjnego, gitarowego shreddera, prezentując całą paletę 'egzotycznie' zabarwionych licków oraz solowe umiejętności, które wielu z nas chciałoby niewątpliwe posiadać. Nie wierzycie? Z pewnością nie słuchaliście ognistych, granych na kaczce zagrywek z Black Hole Sun. Zestawcie to z miłością Cornella do alternatywnych strojów, wykręcającego umysł metrum i umiejętnością pisania napędzających riffów oraz zabójczych kompozycji, a przekonacie się, dlaczego mamy takie zdanie. A, i czy wspominaliśmy o tym, że Cornell obdarzony jest jednym z najwspanialszych głosów w rocku od czasu Roberta Planta?

Częste określanie ich "brzmieniem Seattle" wczesnych lat 90. nie odpowiada też rzeczywistości. Nie ma wątpliwości, że ówczesna scena była niezwykle spójna, jednak oni stanowili wyjątkowe połączenie przyjaźni, postawy życiowej i muzycznych upodobań. Należące do Wielkiej Czwórki grunge'u, Soundgarden było zespołem niezwykle osobliwym. Pozostali w tamtych, wczesnych latach 90. prezentowali dosyć czytelny styl: Nirvana - sami będący fanami debiutu Soundgarden, EP-ki Screaming Life z 1987 r. - to punk-rock o popowej wrażliwości; Alice In Chains - czarny jak smoła metalowy klimat ze skrzywieniem w stronę bardziej akustycznych obszarów; Pearl Jam to emocjonalna fuzja klasycznych, rockowych brzmień. Ale Soundgarden poszło jeszcze dalej. Zawzięcie eksperymentujący z brzmieniem, strojami i metrum, Kim Thayil i Chris Cornell zawsze byli trudni do zaszufladkowania jako gitarzyści, czy to prezentując nieziemski metal na Badmotorfinger z 1991 r., czy przywołując odkrywczego ducha The Beatles szlifowanego zagrywkami w stylu Tony'ego Iommi na klasycznym albumie Superunknown z 1994 roku.

Od momentu wydania w 1996 r. Down On The Upside, grunge zaczęło powoli gasnąć. Soundgarden rozpadło się niecały rok później i świat zapomniał o Seattle. Cornell wydał kilka solowych płyt, walczył z problemami alkoholowymi i poszedł nawet dalej, zrywając całkowicie z gitarą, by dołączyć do trzech-czwartych Rage Against The Machine i stworzyć Audioslave. Później był jeszcze wyprodukowany przez Timbalanda, solowy album Scream i utwór You Know My Name, pochodzący z filmu o Bondzie, Casino Royale.

W międzyczasie Kim Thayil, pozostający poza światłami reflektorów, pojawiał się okazjonalnie jako gość na albumach zespołów Presidents Of The United States Of America i Ascend. W 1999 roku wspólnie z byłym basistą Nirvany, Kristem Novoselicem oraz ex-frontmanem Dead Kennedys, Jello Biafrą, stworzył projekt The No WTO Combo, a także grał na gitarze w projekcie Probot Dave'a Grohla.

W końcu, w marcu 2009 roku, w dzień koncertu gwiazd Justice Tour Toma Morello w Seattle, po raz pierwszy od rozwiązania Soundgarden na scenie spotkali się Thayil, perkusista Matt Cameron i basista Ben Shepherd. To wydarzenie połączone z potrzebą powrotu do ich sporej spuścizny doprowadziło do spotkania zespołu w hotelowym pokoju i rozpaliło niewygasły jeszcze żar. W Nowym Roku 2010 pojawiła się ukryta informacja o rozpoczęciu ponownej współpracy, po której odbył się tajny występ w Seattle (pod szyldem Nudedragons, będącym anagramem Soundgarden). Po powolnym i pewnym starcie zespół złapał wiatr w żagle, tryumfalnie wracając i pojawiając się na festiwalu Lollapalooza oraz amerykańskich i europejskich trasach z nowymi hitami (Telephantasm) oraz albumem koncertowym (Live On I-5), dopełnionymi solidnymi koncertami na festiwalach Download i Hyde Park latem 2012 roku.

Ostatecznie jednak wszystko to było zaplanowane dla realizacji jednego celu: nagrania nowego albumu z założeniem, że nie będzie to działalność w celach zarobkowych, tylko kreatywna i inspirująca wspólna praca. Zespół nabrał wody w usta jeśli chodzi o nowy materiał, dla pobudzenia apetytów prezentując jedynie soundtrack do animowanej serii Marvela Avengers Assemble. Jednak jak mówią nam Kim z Chrisem, nawet oni nie spodziewali się, że to wszystko się wydarzy...

Nowy horyzont


"Nie mieliśmy żadnego kontraktu płytowego czy planu co do nagrania nowego albumu"
- przyznaje Kim - "Nie byliśmy nawet w 100 procentach pewni czy stanowimy w ogóle zespół, poza wspólnym udziałem we wcześniejszych nagraniach i kilkoma zagranymi koncertami." Bardzo delikatny i powolny powrót Soundgarden do koncertowania w 2009 r. był zrozumiały dla zespołu, który miał tak bogaty dorobek do ochronienia. To samo tyczyło się kwestii, czy 4-częściowy, kompozytorski dynamizm reprezentowany przez Cornella, Thayila, perkusistę Matta Camerona i basistę Bena Shepherda będzie w stanie razem nagrać nową płytę. Przynajmniej było tak do czasu, aż zapracowany perkusista, który miał już wypełniony kalendarz jako członek grunge'owej legendy Pearl Jam, namówił ich do działania.

Kim wyjaśnia: "Matt zabrał nas do studia, ponieważ chciał usłyszeć jak zabrzmi kilka jego utworów w naszym wykonaniu. Tak to się zaczęło, zagraliśmy kilka jammów, na których wymienialiśmy się pomysłami." Jeden z pomysłów Matta znalazł się na płycie jako utwór Eyelid's Mouth, ale upłynęło niemal 2 lata do czasu zanim reszta prób pod okiem zaufanego producenta Adama Kaspera w Bad Animal Studio w Seattle doprowadziła do skompletowania całości i wydania King Animal.

I była też jedna ważna rzecz, którą chcieli zrealizować, by spełnić oczekiwania fanów, co zaznacza też Chris: "Raczej poświęciłbym dodatkowy rok pracy na pisanie i nagrywanie płyty aby zadowolić fanów, niż wydał szybciej album, którego by nie lubili. Najważniejsze jest, że ten materiał jest bardzo dobry." I nie możemy się z tym spierać. King Animal to rockowy, na wskroś soundgardenowski album, pełny nieoczekiwanych zwrotów, z wieloma warstwami gitarowych klimatów i dewastujących riffów, połączonych z nietypowym metrum i strojeniem instrumentów oraz cechujący się znacznie bardziej wytrawnym myśleniem.

Częścią tego świeżego podejścia stał się Josh Evans, który nagrywał i edytował później próby zespołu, by wybrać właściwe fragmenty na płytę. "Tak, miałem dużo szczęścia, że byłem tam razem z nimi!" - śmieje się - "Znam Pro Toolsa i wiem jak ustawić monitory, więc poza mną nikt im nie przeszkadzał, mogli komfortowo robić co do nich należy, przy okazji mając możliwość zarejestrowania całości. Dzięki temu mogli też korzystać ze zrobionych przeze mnie pierwszych miksów, Chris zabrał je ze sobą do domu i przetrawił przez kilka tygodni, pracując nad liniami wokalu. Rowing powstał dzięki loopowi wziętemu z całkiem innego numeru. Chris wyciął kawałek, zapętlił go, dorzucił swoje rzeczy i stworzył zupełnie nowy utwór."

Punktem zwrotnym przy tworzeniu albumu był wspólnie skomponowany By Crooked Steps. Podczas gdy bezlitośnie okładający słuchacza i posiadający dziwne metrum numer przypomina Badmotorfinger spięty z Rusty Cage i Jesus Christ Pose, zasygnalizował też zespołowi wejście na "nowy poziom" oraz stał się w pewnym stopniu życiowym wyzwaniem.

"Ciągle go ćwiczę!" śmieje się Chris. "Melodia wokalu jest w 4/4, a gitary na 5... coś tam [5/4]. To coś, co Soundgarden robi wyjątkowo dobrze. Na hitowych singlach mieliśmy metrum 6/4 ze zmieniającym się czasem rytmem i w zasadzie nikt nigdy tego nie zauważył. Tu jest podobnie - przykładowo właśnie sposób śpiewania do gitarowych partii rytmicznych. Brzmi to niemal jak zwykły, rockowy numer, ale jest jednak trochę pokrzywione."

Całkiem inna bestia


King Of Animal pełny jest takich udziwnień, za większość których odpowiada pomysłowa gra Kima. Wyczarowuje on gitarową atmosferę na chrzęszczącym Taree, a w nietypowym przystanku w najcięższym na King Animal, Blood On The Valley, przywołuje swoje dawne inspiracje.

"W Blood On The Valley zagrałem melodię wokalu z piosenki Beatlesów George'a Harrisona, Within You Without You. Jest tu zjadliwe solo. Zastosowałem slide na pustych strunach i grane dwoma palcami oktawy." Duch George'a Harrisona majaczy też w psychodelicznym, zabarwionym wschodnim klimatem A Thousand Days Before, będącym wyróżniającym się z albumu wkładem Kima. "Ten numer ma posmak indiańskiego, ludowego bluegrassu," zaznacza Kim mówiąc o swoim bardziej wschodnim, country'owym podejściu, co przywodzi na myśl niemal sitarowy, gitarowy styl z Superunknown Half. Wspaniale wkomponowane sola pokazują równowagę pomiędzy instynktownym i bardziej przemyślanym graniem Kima.

"Zacząłem tu na mandolinie, ale w końcu zdecydowałem się na grane na trzech strunach solo gitarowe. Dodaliśmy kolejny ślad dublujący solówkę i zabrzmiało to jak dudy. Podoba mi się brzmienie mandoliny w górze, która przypomina latającego dokoła piosenki chrząszcza, a później całość otwiera się niczym motyl wraz z pojawieniem się zdublowanej partii gitary. Wraz z Adamem zacieraliśmy ręce słuchając efektu końcowego. Musieliśmy otworzyć nawet kilka Guinnessów!"

Ten numer jest też godny uwagi ze względu na strojenie Open C (CGCGGE), które zachęca do grania slide i ma 'sitarowy' charakter. To główny przykład odważnych prób Soundgarden z alternatywnymi strojami - i tylko jeden z około piętnastu strojów, jakie można znaleźć na ich wcześniejszych płytach, i które w wielu momentach ponownie odrodziły się na King Animal.

Chris wyjaśnia: "Strojenie z otwierającego album Been Away Too Long składa się z dźwięków E i B (EEBBBB), i było oryginalnie zaprezentowane przez Bena w jego kompozycji Somewhere, znajdującej się na Badmotorfinger. Miałem starego Gretscha hollowbody, który wisiał na ścianie mojego korytarza i był nastrojony właśnie w ten sposób. Zdjąłem go z wieszaka, trąciłem struny i nagle usłyszałem podstawowy riff do tego numeru."

Eksperymentalne strojenie właściwe jest dla stylu zespołu, który tworzy specyficzny klimat, charakterystyczny dla brzmienia Soundgarden, i co oczywiste, dla King Animal. I nie zawsze musi to być przyjemne dla ucha. "Na tym albumie jest trochę całkiem paskudnych brzmień gitary czy wokalu, z którymi bardzo dobrze się czuję" - mówi Chris - "Jestem pewien, że mogliśmy uzyskać bardziej soczyste, perfekcyjne i miękkie nagranie, ale chcieliśmy zabrzmieć właśnie w taki surowy sposób."

Dla Kima również niezwykle istotna była muzyczna spójność: "Niektórzy mogą pomyśleć, że to nie jest granie, jest tu dużo brudu, ale takie podejście nie odnosi się właściwie do konkretnego utworu czy zawartej w nim ekspresji. Utwór nie może być tylko zwykłym 'pojazdem' dla instrumentu - powinien egzystować jako całość, a instrument powinien pomagać go opisać i odpowiednio oprawić."" Teraz kiedy na próbach przygotowujemy nowy materiał do występów na żywo widzę, jak to wszystko się pozmieniało" - dodaje Chris - "Ale w ten spontaniczny, charakterystyczny dla Soundgarden sposób."

Teoria ewolucji


Z wszystkich członków Soundgarden kariera Chrisa miała najwięcej stylistycznych zwrotów w ciągu 15 lat działalności poza zespołem. Albumy solowe, Audioslave, muzyka do Bonda - wszystko czego dokonał miało wpływ na jego myślenie jako gitarzysty. "Moja gra na gitarze przeżyła prawdziwe odrodzenie" - przyznaje - "Gdzieś w okolicach nagrania Euphoria Morning [pierwszy album solowy z 1999 r.] zrobiłem kilka sporych kroków do przodu jeśli chodzi o komponowanie i rozumienie gitary, nie od strony teoretycznej, ale głównie w postrzeganiu melodii, przewrotów, akordów i struktury utworu. Później na dość długo przestałem grać na gitarze. Myślę, że dopiero po Audioslave znowu wziąłem instrument do ręki i nagrałem kilka solowych płyt."

W chwili rozpoczęcia solowej trasy koncertowej Songbook w 2011 r. Chris był gotowy na obnażenie i szlifowanie swojego stylu gry, grając akustyczny miks z jego twórczości - od Soundgarden i Audioslave do Temple Of The Dog, a nawet covery.

"To była dla mnie wielka rzecz. Musisz grać bardzo dokładnie podczas dwu-i-pół-godzinnego występu, ponieważ każdy dokładnie wszystko słyszy. To rodzaj takiego obnażania się publicznie. Bardzo rozwinąłem się dzięki temu, grając wiele koncertów, ucząc się relaksować i jednocześnie grać na scenie w tak odsłaniających wszystko warunkach. Porównałbym to do gitarowego sudoku. Takie doświadczenie pomogło mi lepiej pojąć wiele rzeczy, tym bardziej że nie uważam się za naturalnego gitarzystę."

Wydanie King Animal ukazuje zespół zbliżający się do 30 lat istnienia, a obaj gitarzyści prezentują zaskakującą skromność dysponując tak wyjątkowym talentem. Kim idzie nawet dalej mówiąc, że bardzo mocno pracował nad tym, by nie robić rzeczy poprzez które byłby postrzegany jako gitarzysta w standardowym znaczeniu tego słowa! Określenie 'gitarzysty solowego' w tradycyjnym sensie nigdy nie pasowało do odkrywczej gry Kima, co szczególnie widoczne jest na King Animal.

"Wspólnie z Chrisem rozmawialiśmy o tym jakiś miesiąc temu," zastanawia się. "Zawsze, nawet na samym początku, nazywaliśmy to 'kolorującą gitarą'... Na tym albumie określiłbym siebie jako 'gitara prowadząca i kolorująca'."

"On nie konstruuje swoich solówek" - zgadza się Chris - "Siada i gra razem z numerem tworząc dziwne brzmienia i wprowadzając nowe koncepcje. Czasem są to bardzo intrygujące melodie, czasem klimatyczne brzmienia oparte na efektach czy nawet zwykłym sprzężeniu."

To właśnie pełne kolorów, klimatyczne i świadome podejście Kima widać w centralnym punkcie albumu, Bones Of Birds, gdzie dodaje delikatne harmoniczne do muskularnych, przesterowanych akordów Chrisa. "Ten utwór ma bardzo miłą melodię, ale instrumentalnie wydawał mi się zbyt płaski" - mówi Kim - "Potrzebowaliśmy otworzyć go jakoś, ale jednocześnie nie chcieliśmy zapychać przestrzeni stanowiącej o uroku tego numeru. Były tu części, które wymagały jakiegoś impulsu otwierającego je niczym kwiat. Harmoniczne z pewnością zrealizowały tę wizję i doskonale sprawdziły się w tym przypadku."

Mamy więc tu gitarowe partnerstwo idealnie przystające do zespołu z tak długą i urozmaiconą historią, z gitarzystami świadomymi swoich mocnych i słabych stron, i jeszcze bagatelizującymi do tego swój talent. I chociaż jesteśmy pewni, że gdy chodzi o grę na gitarze jeden określiłby drugiego mianem King Animal, to właśnie połączenie obu talentów ponownie stawia ich na piedestale alt-rockowej ferajny.