Steve Hackett
Jako gitarzysta Genesis, Steve Hackett stworzył magiczny, melodyczny styl grania, który inspirował gitarzystów od Briana Maya po Eddiego Van Halena.
W naszym piśmie Steve opowiada o sprzęcie używanym na klasycznych albumach Genesis, jego poszukiwaniu niekończącego się sustainu oraz o nowym albumie nagranym z gitarzystą Yes, Chrisem Squire.
Będąc byłym członkiem zespołu, który sprzedał ponad 100 milionów płyt, Steve Hacket nie jest na pewno zwykłym, rockowym gitarzystą. Prezentując niezwykle melodyczny styl, grał w zasadzie na wszystkim, od zestawów marshalla po wibrator (nie żartujemy), by czarować niekończącym się, stratosferycznym sustainem elektrycznej gitary. Jego gra akustyczna jest równie ekspresyjna, a talent do tworzenia unikalnych barw przekładał się w dużej części na końcowe brzmienie Genesis. Po odejściu z Genesis w 1977 roku, założył ze Stevem Howe zespół GTR oraz nagrał kilka albumów solowych. Ostatnio, Steve ukończył pracę nad nowym albumem - "A Life Within A Day" - na którym partneruje mu Chris Squire z Yes. Mieszanka zawiłego popu i klasycznej, progresywnej muzyki napędzana jest głębokimi barwami gitar oraz bogatymi, wokalowymi harmoniami. Uwzględniając dopieszczenie niuansów brzmieniowych, większość materiału "A Life Within A Day" nagrana była na Logicu, w domowym studio Steve'a, a barwy gitarowe zostały wygenerowane przy pomocy programowych pluginów.
"Mam taką teorię, że większość muzyków ma tendencję do oszukiwania się głośnością dźwięku, kiedy nagrywają w dużym studio" - mówi Steve - "To wspaniałe mieć kilka Marshalli, spiętych razem i zionących ogniem, kiedy realizator wybiega z pomieszczenia i mówi: 'Nie strójcie nawet gitary, kiedy znajduję się gdziekolwiek w pobliżu głośników!' Ale to nie jest jedyna droga do osiągnięcia efektu. W dalszym ciągu preferuję Marshalle na żywo, chociaż do przesterów często korzystam z SansAmpa. Używam też pedału Pete Cornisha o nazwie Iron Boost. Działa jak dopalacz, który dodaje kompresji i rozjaśnia brzmienie."
Steve korzystał przy nagrywaniu z zaskakująco szerokiego asortymentu gitar, m.in. z Rickenbackera w beatlesowym Divided Self, trzech Fernandesów singlecut, a nawet elektrycznego sitaru. Jednak podobnie jak u większości z nas, na początku, kolekcja gitar Steve'a była dużo skromniejsza. "Pierwszą gitarą, którą posiadałem był Kay, przywieziony przez ojca z Kanady" - mówi Steve - "Miała bardzo grube struny i brutalną akcję. Następną był jakiś nylon i w porównaniu z poprzednią, był wręcz jedwabisty w dotyku. Pomyślałem, że to takie łatwe - nic mnie tu nie kaleczy. Coś jest nie tak? (śmiech) Ale uwielbiałem to. Mój pierwszy, prawdziwy elektryk? Pamiętam, że walczyłem na początku z kilkoma gitarami, których nazw nawet nie pamiętam. Krokiem naprzód był Gibson Melody Maker - musiałem się na niego nieźle zapożyczyć. Brzmiał wspaniale, ale miał problemy z intonacją i czasem sprzęgał się na scenie. Więc przerzuciłem się na Les Paule."
Zamiłowanie Steve'a do klasycznych Gibsonów zaczęło się dosyć wcześnie i spotkać je można na wielu najbardziej znanych nagraniach, jak chociażby w majestatycznym solo na Firth Of Fifth zagranym na Gibsonie Les Paul Goldtop '57. Ale umiejętności gry na 12-strunowym akustyku były równie cenione podczas okresu Genesis.
"Kiedy dołączyłem do Genesis, koledzy nie byli przekonani do końca, że chcą być rockowym zespołem. Połowa setu była akustyczna i nie było to za dobre w Ameryce, gdzie ludzie chcieli sobie przy muzyce poskakać. Ale niektóre utwory komponowane przez zespół miały taką specyficzną jakość, jakby nie pochodzącą z tamtych czasów. W kontekście stylu muzycznego i instrumentacji oddać może to obraz antycznego, greckiego bohatera masakrującego wiktoriańskie przyjęcie za pomocą kałasznikowa."
"Myślę że dołączyłem do nich bardziej z uwagi na moją grę na 12-strunówce niż na elektryku - szukali kogoś, kto uwielbia grać akordy. Pierwszą rzeczą którą zrobiliśmy z Mike'em Rutherfordem było wymienienie się znanymi przewrotami akordów. Zaczęliśmy pracować nad zespołowym graniem: miksowaniem brzmienia dwóch lub nawet trzech gitar w jedną całość. W Genesis nie zawsze mogłem grać długie, bohaterskie solówki - czasem było to tylko kilka dźwięków w tle. Czasami ludzie mylili nałożone gitary 12-strunowe z klawiszami! Pytali czy to było grane np. na kilku klawesynach. Przepuść to przez kolumnę Leslie, część nagraj po pickupie, część mikrofonem, a brzmienie może zupełnie zmienić swój charakter."
Pomimo wielu lat eksplorowania brzmieniowej mapy Steve mówi, że bardzo wiele pozostało jeszcze do odkrycia.
"Gitary, przy całej swej chwale, mogą zabrzmieć jak piano Rhodes Fendera, mogą brzmieć jak ludzki głos, mogą krzyczeć lub piszczeć" - mówi - "Czasem mam ochotę dać im dobrego kopniaka, kiedy jestem przez nie wkurzony. Ale ciągle poznaję coraz to nowe możliwości gitary."
1976 Zemaitis Custom 12-string
"Tony Zemaitis zwykł budować instrumenty w przydomowej szopie w ogrodzie. I kiedy pierwszy raz zobaczyłem go w domu, miał książkę, jak album rodzinny, ze zdjęciami gitar, które zrobił dla Dylana i George'a Harrisona. Wciąż ma tę szopę. Powiedział: 'Wiesz, buduję gitarę przez trzy miesiące, a później robię następną, dla kogoś innego.' To było czyste hobby. Dostałem tę gitarę gdzieś w 1976 roku i była to całkiem nieźle brzmiąca maszyna. Tony zapytał jak bym chciał, żeby wyglądała, ponieważ w innych gitarach robił tą piękną inkrustację z masy perłowej wokół otworu rezonansowego. To była naprawdę artystyczna robota. Jeden egzemplarz zrobił dla Dylana, jeden dla Grega Lake'a i oba wyglądały niesamowicie. Zapytałem, co będzie najlepsze dla brzmienia? Powiedział, że zdecydowanie powrót do podstaw i brak jakichkolwiek zdobień - dlatego też gitara wygląda tak zwyczajnie. Normalnie lepiej sprawdziłyby się grubsze struny, ale ja zakładam do niej cieńsze, z powodu mojego słabego nadgarstka (podczas okresu Genesis stłuczony kieliszek po winie naruszył ścięgna Steve'a - przyp.red.). To pięknie brzmiący instrument i nie mogę przemóc się, by włożyć do niej pickup, czy zmieniać jakieś rzeczy w środku, więc używam jej tylko do nagrywania. Ciężko jest trzymać w rękach przez dłuższy czas tak okazałą bestię, ale brzmi wspaniale i pięknie się nagrywa - ma bardzo charakterystyczny dla Genesis sound.
Jej brzmienie jest na "Sea Of Smiles" na nowej płycie Squackett i pojawiało się na wielu moich solowych albumach. Nie wiem czy jest na którymkolwiek nagraniu Genesis, bo tam korzystałem z 12-strunowej Hokady, której aktualnie już nie posiadam. Kiedy gram na niej kostką, w przeciwieństwie do trącania strun palcami, projekcja dźwięku jest nawet lepsza. Zemaitis ma bardzo delikatne i subtelne brzmienie."
1957 Gibson Les Paul
"We wczesnych latach 70. byłem na trasie w USA. Jakiś gość przyszedł na jeden z koncertów i miał kilka Les Pauli na sprzedaż. Ten był akurat tańszym z dwóch, jakie oglądałem. Kupiłem go za 800 dolarów. Drugi miał wykończenie sunburst i bardzo słodkie brzmienie, ale kosztował 1,200 dolarów, co przekraczało mój budżet w tamtym czasie. W ciągu lat spędzonych z Genesis używałem go razem z fuzzem. Trochę się wstydzę, mówiąc o tym teraz. Założeniem Genesis było granie akustycznej muzyki wzbogaconej elektronicznymi momentami. Czasami korzystałem więc z dwóch, połączonych efektów fuzz: Tone Bender i Shaftesbury Duo Fuzz. Dzięki temu Les Paul miał brzmienie z mnóstwem wyższych harmonicznych i długim sustainem. Jednak kiedy dźwięki wygasały - Boże - to było naprawdę słychać. Zawsze więc starałem się zmieścić w 'okresie życia' każdej granej nuty."
"Ta gitara występowała na całości nagrań, poczynając od albumu 'Selling England By The Pound'. Brzmiała wspaniale od czasu zmiany progów oraz modyfikacji pickupów. Mocne magnesy przyciągały struny, dając zabójczy sustain, jednakże po odmagnesowaniu przetworników gitara zaczęła mieć dużo śpiewniejsze brzmienie. Nagrałem na niej prawdopodobnie najsłynniejsze w repertuarze Genesis, gitarowe solo z numeru 'Firth Of Fifth'. Przy opracowywaniu go próbowałem tak ustawić brzmienie w warunkach koncertowych, jakby produkowane było w studio. Wykorzystałem tu pedał głośności, Echoplex, dwa efekty fuzz i chyba wzmacniacz Hiwatta. To była piękna melodia, oryginalnie napisana na fortepian. Próbowaliśmy jej na flecie, fortepianie, ale naprawdę ożyła dopiero na gitarze, z tymi wszystkimi podciągnięciami. Oczywiście sustain był tu głównym elementem. Wysoki dźwięk F# długo wybrzmiewał po przybliżeniu gitary do głośnika wzmacniacza. Szczęśliwie była to "ulubiona" nuta tej gitary jeśli chodzi o długi sustain. Genesis miało sporo kawałków napisanych w tonacji F#, chociaż to solo jest akurat w Em. Niemniej jednak to wysokie F# jest tu najważniejsze. To było takie przypadkowe, szczęśliwe odkrycie."
Fernandes/Burny Custom singlecut
"Ten model ma przetwornik Sustainer przy gryfie. Często korzystałem z EBowa, ale spodobał mi się pomysł posiadania czegoś podobnego na pokładzie gitary. Już w latach 80. pytałem producentów o taką rzecz, ale musiałem czekać prawie 20 lat na rozwój tej technologii. Żeby włączyć Sustainera wystarczy musnąć przełącznik, by uruchomić magnes przypominający EBow trzymany nad strunami. Drugi switch pozwala na wybrzmiewanie samego dźwięku, dźwięku z harmonicznymi, lub tylko samych harmonicznych - kiedy to brzmienie podąża wysoko, jak u Hendrixa w głośnych momentach. Ale cały efekt można uzyskać przy bardzo niskiej głośności.
Podobają mi się pomysły wprawiania w ruch strun przy pomocy innych rzeczy niż palce czy feedback. Czasem używałem w tym celu wibratora, który pobudzał struny, co brzmiało w rezultacie jak wkurzona pszczoła. Byłem też wielkim fanem Gizmotronu (napędzany silniczkiem efekt wynaleziony przez duet Godley & Creme - przyp.red.). Miał on ząbkowane kółka, które napędzały struny. Dawał prawdziwy odgłos i brzmienie szlifowania. Zanim mój egzemplarz wyzionął ducha i rozpadł się, zdołaliśmy go zsamplować. Jeśli chcę użyć tego brzmienia, mam je zmapowane na klawiaturze keyboardu w kilku oktawach. Brzmi to jak strojona wersja odlewni żelaza: oferuje bardziej agresywny efekt niż Mellotron Brass - co daje już jakiś obraz.
Pianka wokół przetwornika przy mostku w tej gitarze pomaga wyeliminować sprzężenia. Chociaż traktuję ją głównie jako instrument do nagrywania, jest bardzo elastyczna brzmieniowo - ma też Floyd Rose'a. Kupiłem ją w latach 90., był to customowy model Fernadesa. Grałem na niej całkiem sporo na płycie 'Squackett' i znajduje się w tytułowym utworze. Jej specjalnością są dźwięki, które skradają się aż do górnych warstw stratosfery."
1973 Yairi CY 135 Concert Master
"Bardzo dużą częścią mojej pracy z Genesis była gra na 12-strunówce. Odbywaliśmy z Mike'em Rutherfordem całe maratony strojenia tych gitar. W połowie lat 70. zacząłem więc próby z wprowadzaniem nylonowej gitary. Grałem na nylonie na jednej z próbnych sesji do 'The Lamb Lies Down On Broadway' i pamiętam, że Peter Gabriel powiedział do mnie: 'Za każdym razem, kiedy słyszę tak grającą gitarę, myślę o pięknych kobietach'. Kto mógłby z tym dyskutować? Ale osobiście byłem zauroczony brzmieniem nylonowej gitary od kiedy pierwszy raz usłyszałem Segovię - pokochałem ją od pierwszej nuty. Większość rzeczy piszę przy pomocy tego instrumentu. Miałem kilka gitar nylonowych, ale tę kupiłem w 1974 roku od Ivora Mairantsa. Była głośniejsza od pozostałych gitar w sklepie: miała wspaniałą projekcję dźwięku. Jest to japońska marka Yairi, będąca rzekomo kopią gitar Ramireza - ale te, które sprawdzałem nie miały tej samej głośności i projekcji basu. Używałem jej w numerze Genesis Blood On The Rooftops i korzystam z niej też coraz częściej ostatnio. Ponownie odkrywam piękno tego instrumentu."
Tekst Jamie Dickson, zdjęcia Rob Monk