To prawda, że kompozycje Kabanosa, jakie znamy z wcześniejszych płyt to typowo ostre granie i nie ma tam raczej miejsca na rozczulanie się. Do akustycznych wersji należało podejść tak, aby po operacji zmiękczenia utworu "pudłówką" nie doszło do rozmiękczenia, czyli aby nie stracił on sensu i przekazu. Jeśli chodzi o aranżacje unplugged, to dla mnie istnieją dwie skrajne drogi. Przykładem jednej nich jest pamiętny koncert "Alice In Chains - MTV Unplugged", gdzie mamy do czynienia z typowym graniem grunge’owym. Bardzo oszczędnie i bez odbiegania od oryginalnych wersji. Można powiedzieć, że tak samo, tyle że na pudle. Drugą metodę wykorzystał Hey na swoim wydawnictwie z tej samej serii, czyli wielkie przedsięwzięcie, bardzo bogate instrumentarium, brawurowe aranżacje ingerujące w utwór do tego stopnia, że czasem dopóki Kasia Nosowska nie wejdzie z wokalem, to nie wiemy jaka to piosenka. Oba wydawnictwa bardzo cenię, za to, że są właśnie takie, a nie inne i przy opracowywaniu aranży do "Na pudle" chciałem znaleźć wypadkową, złoty środek, aby było tam miejsce i na prostotę i na finezję. Nie przypominam sobie, żeby któryś z utworów szczególnie mocno opierał się akustycznej mutacji, jednak faktem jest, że nad aranżami spędziliśmy więcej czasu niż to było w założeniu. Niektóre utwory, jak np. "Chmurki" są niemalże stworzone do grania na pudle, wynika to z ich naturalnej konstrukcji. Do innych z kolei trzeba było podejść w odmienny sposób, chodzi tu np. o piosenki, w których siłą napędową jest mocny, jednoznacznie elektryczny riff gitarowy, bez którego dany kawałek nie istnieje, a na potrzeby unplugged trzeba się tego riffu pozbyć! Taki zabieg był zastosowany w przypadku utworu "Klaun", gdzie Zenek wpadł na pomysł zupełnego przerobienia aranżu i powstała z tego praktycznie nowa piosenka. W tym wypadku dało to efekt bardzo pozytywny, bo "Klaun" zwolnił swoje charakterystyczne, galopujące tempo, zostawiając więcej czasu odbiorcy na wsłuchanie się w tekst, który traktuje o smutnych prawdach życiowych, o wzajemnym niezrozumieniu i ignorancji. W takiej formie, moim zdaniem, ta kompozycja ma dużo dosadniejszy przekaz, który nieco rozmywał się pod natłokiem ryczących gitar. Wyzwaniem było, tak jak mówiłem na jednym ze spotkań z fanami, uzyskanie właściwej dynamiki utworu bez udziału elektronicznych efektów, przesterów itp., mając do dyspozycji jedynie struny "pudłówki" oraz dodatkowo kilka "niemetalowych" instrumentów tj. harmonijkę, dzwonki czy drumlę. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że dla złagodzenia brzmienia basu, Ildefons podczas nagrań używał strun ze szlifowaną owijką. Nie są one tak agresywne jak standardowe struny.