Mistrz tappingu oburęcznego, znany z niezwykle innowacyjnego podejścia do artykulacji. Od piętnastu lat gitarzysta zespołu Zdrowa Woda, niegdyś bliski współpracownik zespołu Dżem. Pod każdym względem wyjątkowa osobowość, nie tylko muzyczna.
Jak narodziła się Twoja fascynacja muzyką?
Duży wpływ na mnie miał mój tata, który amatorsko grał na akordeonie - obowiązkowo przy okazji świąt i imprez rodzinnych, dzięki czemu wspólnie śpiewaliśmy pieśni biesiadne, patriotyczne i kolędy. Sam tego nie pamiętam, ale z opowieści rodziców wynika, że w któreś Boże Narodzenie zostawił akordeon, wyszedł do drugiego pokoju a ja w tym czasie wziąłem go i zagrałem coś, co przypominało kolędę. Tata przybiegł i stwierdził, że drzemie we mnie muzyk. Od tego momentu zaczął mnie uczyć gry.
Jakie wydarzenia uważasz za punkty przełomowe w swoim rozwoju muzycznym?
Chodziłem na prywatne lekcje do Krzysztofa Bytomskiego, który uczył mnie podstaw. On też zarejestrował moje pierwsze nagranie na starym magnetofonie szpulowym. Ten pierwszy stres "studyjny" został mi zafundowany w wieku bodajże dziewięciu lat - pamiętam to doskonale, choć niestety nagrania nie zachowały się do dziś. Na akordeonie uczyłem się grać dwa czy trzy lata, trochę mnie zniechęcała praca z nutami, które jednak zostały w głowie. Później okazało się, że to był bardzo ważny element, ale o tym za chwilę. W Katowicach Piotrowicach działał metalowy zespół Dragon a jego liderem był Jarek Gronowski, który chodził do szkoły z moim bratem. Miał na mnie duży wpływ, podsuwał mi różne nagrania, między innymi Jimi Hendrixa. Kiedyś poszedłem na ich próbę i gdy na żywo usłyszałem rockowe granie, bardzo mnie to zafascynowało. Mając niecałe szesnaście lat, w 1987 r. pojechałem do katowickiego Spodka na koncert mojej ulubionej Metalliki promujący płytę "Master Of Puppets". Na tym koncercie postanowiłem zostać gitarzystą. Mój brat uczył się gry na gitarze klasycznej i gdy tylko przyjechałem do domu poprosiłem, żeby pokazał mi jakiś akord. Pokazał mi e-moll jako najprostszy. Wziąłem gitarę i żeby nikomu nie zakłócać ciszy nocnej poszedłem z nią do toalety ćwiczyć ten e-moll. Tej nocy przychodziłem do niego kilka razy, brat pokazywał kolejne akordy, a za którymś razem dał mi całą tabelę. Tak się zaczęła moja przygoda z gitarą. Później musiałem trochę odpocząć, bo poraniłem sobie palce, ale jak znów się zawziąłem to poszło z górki.
Kolejny ważny krok to też sytuacja związana z Jarkiem Gronowskim i zespołem Dragon. Muzycy zespołu Dżem nagrali płytę "The Band Plays On" i potrzebowali kogoś, kto rozpisałby materiał w nutach, żeby zgłosić utwory do ZAiKS-u. Jarek polecił mnie, bo znałem nuty i wcześniej rozpisałem którąś z płyt Dragona. W ten sposób poznałem Dżem, potem usłyszeli jak gram, zacząłem z nimi jeździć i dalej historia potoczyła się dosyć szybko.
Wydałeś kilka płyt zespołu Paradox! za darmo udostępniając je w Internecie. Co myślisz o wydawaniu płyt i przyszłości fonografii?
Podchodzę do tego w sposób bardzo luźny. Kiedy nagraliśmy z Paradoxem płytę "Rokowania pokojowe", wpadliśmy na pomysł, żeby udostępnić ją ludziom. W 2003 r. to była innowacja. Wtedy nie było YouTube, fachowych serwisów do udostępniania płyt, ani portali społecznościowych. Już pierwszego dnia było tyle wejść na stronę, że serwer się zablokował. Pomógł nam informatyk, któremu spodobała się ta idea. Płyta została udostępniona za darmo, podobnie jak okładka. Po koncertach ludzie przychodzili z wypalonymi płytami i wydrukowanymi okładkami po autografy. Później postanowiliśmy udostępniać płyty za darmo i wydawać je w tradycyjny sposób. Płyty są zarówno ściągane, jak kupowane i jedno drugiemu nie przeszkadza. Teraz właściwie każdy artysta widzi szansę w tej darmówce a jeżeli słuchacz chce mieć fizyczną płytę, to ją kupi.
Skąd wziął się pomysł na granie tappingiem na dwóch gryfach?
Zawsze szukałem i wciąż szukam środków wyrazu - technika jest tylko środkiem wyrazu. Próbowałem szukać jakichś interesujących współbrzmień, spotykałem się z różnymi ciekawymi gitarzystami, oni podsuwali mi innych muzyków. Kiedy jeszcze nie miałem własnej gitary elektrycznej, próbowałem grać tappingiem jakieś proste rzeczy na gitarze akustycznej - to było na początku lat dziewięćdziesiątych, jeszcze zanim poznałem zespół Dżem. Podpatrzyłem tę technikę u mojego znajomego i po prostu zacząłem ćwiczyć, a że miałem bardzo twardą gitarę, to później, gdy udostępniono mi gitarę elektryczną okazało się, że mam silny atak i mocny dźwięk, nad którym potrafię zapanować. Później poznałem Adama Fularę, który powiedział, że widział mnie kiedyś na koncercie i zainspirował się moją grą. Zaczął rozwijać swoją technikę i doszedł do wniosku, że najlepiej byłoby grać na dwóch gryfach. Spróbowałem zagrać na jego gitarze i choć na początku nie było łatwo, szybko uzmysłowiłem sobie, że dwa gryfy dają niesamowite możliwości, przede wszystkim harmoniczne, bo jedna ręka nie przeszkadza drugiej. Postanowiłem również pójść w tym kierunku i rozwijać technikę na dwugryfowej gitarze, którą zrobił dla mnie Mensinger - polska firma lutnicza. W jednym gryfie poprosiłem jeszcze o siódmą strunę, żeby mieć większe możliwości i niższe brzmienie.
Oba gryfy są strojone jeden ton w dół od zwykłego stroju, czyli od najgrubszej struny: (A)-D-G-C-F-A-D. Bardziej odpowiadają mi niższe dźwięki, nie jestem miłośnikiem wysokich częstotliwości.
To zapewne z tego powodu sięgnąłeś po gitarę basową - jak ją stroisz?
Gitarę basową stroję standardowo bo mam "piątkę" dzięki czemu pasmo jest absolutnie wystarczające. Model jakiego używam to Mensinger Pike 5.
W jaki sposób doskonaliłeś niezależność obu rąk? Na świątecznym klipie Wte i wewte jedną ręką grasz kolędy do przodu, drugą od tyłu.
Wydaje mi się, że duży wpływ na to miały moje początki, czyli akordeon, na którym lewą ręką się akompaniuje, prawą gra melodie, więc tę niezależność ćwiczyłem od młodych lat. Kiedy zacząłem grać na gitarze tappingiem doszedłem do wniosku, że warto zupełnie rozdzielić obie ręce. Stawiałem sobie kolejne wyzwania, w postaci ćwiczeń polirytmicznych, np. jedną ręką zacząłem pukać na 5, drugą na 7. Na początku było to bardzo trudne, bo wtedy nie było programów, które umożliwiałyby posłuchanie takich rzeczy, więc narysowałem sobie dwie linie i podzieliłem je odpowiednio na 5 i 7 odcinków, żeby zobaczyć, kiedy puknąć którą ręką. Zacząłem myśleć o jednej ręce, o drugiej, aż zauważyłem, że myślę o obu rękach naraz, ale niezależnie. Potem nauczyłem się przyspieszać i zwalniać jedną ręką, kiedy drugą cały czas pukałem równo, później to samo odwrotnie. Te ćwiczenia robię do dzisiaj - to takie hobby, tak jak pisanie dwiema rękami dwóch różnych rzeczy. To zabawa niesamowicie rozwijająca wyobraźnię, również muzyczną. Polecam moją "Etiudę 2", która jest na YouTube. W pewnym momencie gram jednocześnie trzy nieparzyste rytmy - na 3, 5 i 7, które spotykają się tylko na raz.
Na obecnym etapie ćwiczę spontanicznie, nie wyznaczam sobie celów tylko wykorzystuję te elementy niezależności w różnych sytuacjach. Improwizuję kiedy gramy, więc ręce tańczą sobie na gryfach niezależnie, a co z tego powstaje, to wiedzą ludzie, którzy są na koncertach.
W jaki sposób przygotowujesz transkrypcje?
Generalnie kieruję się słuchem i luźno podchodzę do transkrypcji, czyli nie odtwarzam wszystkiego dźwięk po dźwięku, ale staram się oddać to, co mi się w tych utworach podoba. Jeżeli podoba mi się melodia i rytm, to na przykład trochę zmieniam harmonię. Jeśli bardziej podoba mi się rytm i harmonia, to więcej pracuję nad melodią. Nie gram w tonacjach oryginalnych - transponuję do tych, które są wygodne do zagrania. Utwory dobieram w ten sposób, że muszę je lubić i czuć - jeśli słyszę je w głowie, to jestem skłonny je wyartykułować przez gitarę.
Ile czasu zajmuje Ci opracowanie jednego utworu na dwa gryfy?
Z tym jest różnie. Na przykład Mazurka Chopina opracowałem w jeden dzień - niby trudny utwór, ale tak naprawdę ma bardzo prosty podkład, dochodzi do tego melodia, w której trochę trzeba poprzebierać palcami, ale też nie jest specjalnie skomplikowana, do tego całość jest wygodna do zagrania. To, że opracuję utwór, to jeszcze nie znaczy, że umiem go grać - wiem, jak powinienem go grać, potem muszę na przynajmniej dwa tygodnie wrzucić go do głowy, żeby grać go biegle, a nie zastanawiać się. Nad "Marszem tureckim" pracowałem znacznie dłużej. Z pierwszą częścią poszło łatwo, z kolejnymi trudniej. Najpierw opracowałem go na jeden gryf, potem musiałem przerobić na dwa, później doszedłem do wniosku, że mogłoby się dziać trochę więcej, więc w sumie pracowałem nad nim przez rok.
Który instrument jest dla Ciebie szczególnie ważny?
Największym uczuciem darzę Gibsona - biały Les Paul Custom to moja pierwsza gitara elektryczna, która wpadła mi w ręce w ważnym okresie, czyli w czasach kiedy towarzyszyłem zespołowi Dżem. Tą gitarą wygrałem sobie sposób na życie. Ona wszystko zaczęła - daje mi jeść, daje mi ubranie i możliwości istnienia.
Czyżbyś ostatnio zmienił w nim przetworniki?
Nie, tylko zdjąłem puszki. Gibson ma bardzo niskie brzmienie, które generalnie bardzo lubię, ale chciałem je nieco rozjaśnić, szczególnie to z przystawki przy gryfie.
W jaki sposób nagłaśniasz i nagrywasz gitary?
Gitara Mensinger Monster ma dwa niezależne wyjścia więc używam dwóch wzmacniaczy Peavey Classic - 50 i 30. To umożliwia różne kombinacje brzmień, barw, głośności. Do nagrań używam interfejsu Line6 Tone- Port UX8, brzmień z Gear Boxa dołączonego do tego panelu, wszystko rejestruję w programie Cubase 5. To bardzo wygodny sposób, dzięki któremu czuję materię dźwiękową i mogę w prosty sposób przygotować filmiki na YouTube. Symulatory mają tę przewagę nad wzmacniaczem, że od razu słyszymy, jak to będzie brzmiało. W przypadku wzmacniacza słychać to dopiero po ustawieniu mikrofonów i nagraniu - wtedy okazuje się, co tak naprawdę weszło do mikrofonu.
Jakich efektów i urządzeń używasz do wzbogacenia brzmienia?
Mój ulubiony efekt to kaczka. Ostatnio też bardzo lubię bawić się Bossem RC-20 Loop Station, które otwiera granice moich możliwości. Jest w nim funkcja reverse, czyli można coś nagrać i odtworzyć w przeciwnym kierunku, nie mówiąc już o dogrywaniu fraz. Wykorzystuję go na koncertach jako sampler. Mam w nim kilka fragmentów, które puszczam w odpowiednim momencie, co też w jakiś sposób wzbogaca muzykę. Jeszcze nie opanowałem go w takim stopniu, w jakim bym chciał, ale jest bardzo inspirujący. Oprócz tego glajza (slide - przyp. WW), którą wykorzystuję w technice tapping, grając nią melodię prawą ręką za końcem podstrunnicy, tam nie widać gdzie należy uderzyć - trzeba dźwięk wyczuć intuicyjnie i do niego dojechać - można w ten sposób imitować gwizdanie i ćwiczyć słuch. Grając w Zdrowej Wodzie korzystam jeszcze z efektu Marshall Shred Master - jest bliski temu co mam w wyobraźni i dobrze współpracuje z combem Peavey.
W tym zespole zasadniczo nie grasz tappingiem.
Głównie wykorzystuję tam technikę tradycyjną choć czasem zdarza mi się dodać tapping. To jest rzetelny rock’n’roll i kostka dodaje tam ognia…
Masz jeszcze parę innych patentów, np. granie ołówkami czy imitowanie dzwonów.
Gitara to przecudowny instrument i dla mnie najważniejszym zadaniem jest poszerzanie jej możliwości i znajdowanie nowych. Jeżeli prześledzimy historię gitary, jej wirtuozów, sposoby traktowania instrumentu, techniki służące oddawaniu emocji muzycznych, to mamy taki koloryt, jakiego nie ma żaden inny instrument. Organy mogą oddać wiele, ale w gitarze i technice tapping mamy bezpośredni styk z dźwiękiem, tak jak wokalista, który bezpośrednio wpływa na swoje struny głosowe, z tą różnicą, że wokalista ich nie widzi - tylko słyszy w głowie. Gdy uderzamy w strunę, wydobywamy dźwięk i od tego uderzenia bardzo wiele zależy, można go modulować bezpośrednio - uderzyć bliżej albo dalej od progu, stłumić strunę po lewej stronie albo nie - to daje pełną kontrolę nad brzmieniem. Podobnie w technice standardowej, kiedy uderzamy kostką. Gitarę można pocierać, drapać, uderzać różnymi sprzętami - można to usłyszeć i zobaczyć na moim kanale partyzgit na YouTube. Jest wielu gitarzystów, którzy potrafią wydobyć niesamowite dźwięki, które często nie brzmią jak gitara.
Jak ustawiasz akcję strun? Czy tapping wymaga ich obniżenia albo podniesienia?
Mam w standardowej odległości, bo gdy struny są nisko, traci się dynamikę. Gdy struny są nieco wyżej można uderzyć mocniej albo słabiej.
W tym roku ukazała się płyta Zdrowej Wody "Policz czas" - zachęcam do posłuchania, bo to bardzo gitarowa płyta, a oprócz riffów, jest na niej wiele ciekawych rozwiązań. W utworze "Kocham i czuję" przestroiłem strunę D1, o dwie oktawy w dół i zagrałem na niej solówkę na kaczce - efekt jest lekko kosmiczny, bo dzięki temu, że struna jest luźna, można podciągnąć ją o oktawę czy więcej. Już mocniejsze dociśnięcie daje kwartę. W przyszłym roku Zdrowa Woda obchodzi swoje 25-lecie istnienia i z tej okazji zamierzamy zagrać trasę obejmującą 25 festiwali, które miały wpływ na rozwój zespołu. Już dziś zapraszam wszystkich miłośników rock’n’rolla.
Wiem, że nie jestem jedyną osobą, która czeka na Twój solowy album - kiedy zamierzasz wydać taką płytę?
Jestem w trakcie pracy nad nią. Oczywiście nie będzie to płyta solowa, bo towarzyszy mi mój syn Mikołaj na perkusji, więc pod hasłem pARTyzant tak naprawdę kryje się duet. Nagraliśmy już materiał, teraz jest on na etapie miksowania. Generalnie składa się on z transkrypcji, bo chciałem podsumować ostatni okres i dać ludziom to, za co mnie polubili i co chcieliby mieć. Przemyciłem też dwa własne utwory, które będą otwierać i zamykać album - to bardzo różne i dziwne utwory, które pozostawię do skomentowania. Nie spieszę się, bo chcę ją dopracować pod względem brzmieniowym i graficznym.
Mikołaj skończył 16 lat i poszedł do liceum. Bardzo się cieszę, że nie minęła mu pasja do grania, że wciąż się rozwija, stawia sobie coraz większe wyzwania. Ostatnio ćwiczy podwójną stopę, czyli niełatwą rzecz. Trochę go zapaliłem do polirytmii, więc ma szansę wypracować ciekawy element stylu. Ćwiczy sam, ale cały czas się rozwija, bo jest otwarty, śledzi poczynania innych perkusistów, słucha ich podpowiedzi. Dzięki temu, że koncertuje ma szanse spotykać się z wielkimi. Ostatnio nawiązał znajomość z Frankiem Parkerem, który obecnie gra z Antymosem Apostolisem.
Podziwiam Wasze zgranie - zarówno muzyczne, jak i życiowe. Na jakiej zasadzie opieracie swoje relacje: mistrz-uczeń, czy działacie jako partnerzy?
Zdecydowanie jest to partnerstwo - Mikołaj słucha moich uwag, ja słucham jego. Na początku musiałem trochę poskromić jego zapędy do udziwniania i grania w bardzo mocny sposób. Mimo, że jest nas tylko dwóch, mamy szerokie środki wyrazu - oprócz perkusji, Mikołaj gra na cajonie czy ołówkami na gitarze. Ja gram dwie partie na raz więc musieliśmy dopracować sposób komunikacji dźwiękowej i opanować dynamikę, która jest bardzo ważnym elementem w naszej grze.
Czego ostatnio słuchałeś i co zwróciło Twoją uwagę?
Ostatnio odkrywam Chopina, ponieważ dostałem kolekcję płyt z jego utworami. Znalazłem na nich dźwięki, których wcześniej nie słyszałem, np. Sostenuto Es-Dur. W głowie Fryderyka mieszkały niesamowite dźwięki. Zawsze lubiłem Chopina, ale to jest swego rodzaju ponowne odkrycie, bo nigdy nie wsłuchiwałem się w jego twórczość tak całościowo i dogłębnie jak teraz, zacząłem też o nim czytać. Druga rzecz to koncert Joe Satrianiego z Montrealu na DVD. Miałem przyjemność poznać Joe Satrianiego osobiście - to niesamowicie otwarty, skromny człowiek a sposób w jaki on pieści dźwięki naprawdę budzi mój respekt. Mimo, że jest to gitarzysta z pozycją już w historii muzyki, wciąż nieustannie pracuje nad swoją grą i to mnie inspiruje.
Co poradziłbyś muzykom, którzy próbują swoich sił w technice tappingu oburęcznego?
Pierwsza rzecz, to nie korzystać z jakichkolwiek tłumików. Ich plusem jest to, że jak się podniesie palce, struny nie brzmią, ale myślę, że warto z nich zrezygnować, żeby tapping traktować jako jedną z technik a nie jedyną, do której trzeba mieć specjalną gitarę. Chodzi o to, żeby tak opanować struny, żeby przy podnoszeniu palców struna nie była potrącana, a jeśli już jest potrącana, to na tyle słabo, by nie wpłynęło to na odbiór całego utworu. Druga sprawa to ćwiczyć niezależność rąk od samego początku. Ćwiczenie dwóch rąk oddzielnie nie wydaje mi się dobrym pomysłem. Myślę, że lepiej od początku grać obiema rękami naraz, ale wolniej. Lepiej opracować jeden takt wspólnie, niż oddzielnie dwie ręce i potem zmagać się z ich zgraniem, co często okazuje się niemożliwe. Trzecia rada to ćwiczyć długo i cierpliwie czekać na efekty. Na początku dźwięki nie brzmią, ale ćwiczenie z konsekwencją umożliwia opanowanie tej techniki.
W jakim kierunku będziesz rozwijał swoją obecność w Internecie?
Jakiś czas temu otworzyłem stronę Guitart.eu - na razie jest on w fazie raczkowania, ale w przyszłości ma to być portal umożliwiający kooperację muzyczną. Planujemy robić lekcje online i coś w rodzaju międzynarodowych jam sessions, które razem z warsztatami chcielibyśmy następnie przenieść do świata realnego. Na pewno będzie to portal inny niż wszystkie.
SPRZĘTOLOGIA
• Gitary: Gibson Les Paul Custom, Mensinger Monster
(dwugryfowa), Mensinger Taurus (dwugryfowa), Mensinger
Joker S Blue
• Wzmacniacze: Peavey Classic 50, Peavey Classic 30
• Efekty: Cry Baby 535 Dunlop
• Interfejs: Line6 TonePort UX8 + GearBox
• Akcesoria: struny: D’Addario EXL115, kostki: Dunlop 1,0 mm,
kable: Laboga Cables, Zzyzx Snap Jack
Wojciech Wytrążek