To było czyste wariactwo, ponieważ każdy z nas miał mnóstwo spraw na głowie, a czas dzielący nas od wejścia do studia wypełniały nam własne trasy koncertowe. Aby uczynić sprawę jeszcze bardziej przerażającą, zabukowaliśmy w studio jedynie pięć dni, podczas których mieliśmy się spotkać, zaaranżować materiał na trio, przegrać wszystko na próbach, ustawić odpowiednie brzmienia i oczywiście zarejestrować materiał. Lubimy demokrację w zespole, więc każdy z nas przyniósł trzy kompozycje w formacie mp3 wraz z uproszczonym zapisem nutowym. Szczerze mówiąc Marco miał ze sobą dużo więcej swoich utworów - on jest chyba najbardziej płodnym twórcą jakiego w życiu spotkałem. W dodatku potrafi w zadziwiająco krótkim czasie zbudować dość złożoną kompozycję i zaaranżować ją na wszystkie instrumenty. Moja działka obejmowała kawałki: Bad Asteroid, I Want A Parrot i Furtive Jack. Bad Asteroid to kawałek mający około dwudziestu lat, ale z jakichś powodów nigdy nie udawało mi się go nagrać tak jak należy. Wraz z zespołem Asia wykonywaliśmy jego uproszczoną wersję, ale zawsze marzyło mi się zrealizowanie kompletnej wizji tego kawałka, ze wszystkimi tymi jazz-izmami. Byłem też ciekaw jak zinterpretują go Marco i Bryan. Drugi z utworów - I Want A Parrot - to świadoma próba skomponowania czegoś dla Arystokratów. Wymyślając melodię miałem w głowie ten charakterystyczny, przesterowany bas Briana. Są tu miejsca gdzie bas i gitara przeplatają się w intrygujących kontrapunktach. Przyznam, że początkowo czułem się dość niekomfortowo pisząc jedynie na trio aranże, które byłyby kompletne - to znaczy posiadały melodię, harmonię i pochód basowy jednocześnie. W tym numerze jedynym wyjściem wydawało się odbijanie melodii jak piłeczki, w tę i z powrotem, pomiędzy mną i Bryanem. W innej sytuacji dogrywałbym po prostu kolejne nakładki, aż utwór zyskałby odpowiednie brzmienie, ale w The Aristocrats byliśmy zdeterminowani, by grać muzykę tak, jak grałoby ją trio na żywo - trzech muzyków, w czasie rzeczywistym, bez żadnych oszustw. Miałem to na względzie podczas komponowania. Ostatnim z tej trójcy był Furtive Jack, z którego jestem szczególnie dumny. Pewnego dnia wpadł mi do głowy pomysł na tango w metrum 5/4, który przepuściłem przez moje wyobrażenie o tym, jak mogliby tu zagrać Marco i Bryan. Z basem radzę sobie jeszcze jako tako, ale partia perkusji była tu dla mnie dość przerażająca, ponieważ musiałem zaprogramować solo na bębnach do mojego demo. Wysyłając to do chłopaków zdawałem sobie sprawę, że Marco może zaimprowizować coś znacznie bardziej intrygującego już za pierwszym podejściem. Generalnie staramy się, aby poszczególne sekcje naszych kompozycji były dobrze przemyślane i zaplanowane, ale w miejscach pod solówkami stawiamy na spontaniczność, słuchanie się nawzajem i reagowanie na to co grają inni. W tych momentach robimy w zasadzie to co jazzmani, ale na nieprzyzwoitej głośności i nieczystym brzmieniu (śmiech). To co mi się podoba w takim podejściu, to naturalna ewolucja naszych utworów. Na każdym gigu kompozycje nieznacznie się zmieniają, co jest dla nas fascynujące - każdy koncert może przynieść nowe, ciekawe pomysły, pociągające tę muzykę w kierunku, którego jeszcze nigdy nie próbowaliśmy.