Robert Cray
Wywiady
2012-12-27
Zdobył kilka nagród Grammy, sprzedał miliony płyt i osiągnął sukces z muzyką łączącą blues, soul i rock’n’roll z kilkoma innymi gatunkami.
Najnowszy album po raz kolejny potwierdza jego energię i niesamowitą ekspresję, ugruntowując pozycję wśród wielkich postaci gitary elektrycznej. Proszę państwa, oto... Robert Cray.
Robert Cray to autentyczna gwiazda i artysta, którego muzyka wielokrotnie pokryła się platyną. Bez cienia wątpliwości można zakwalifikować go do elitarnego "Klubu Jednej Nuty" - po jednym zagranym lub zaśpiewanym dźwięku natychmiast rozpoznasz, że to on. Od momentu otrzymania pierwszej gitary akustycznej, której kupno wybłagał u matki w latach 60., 59-latek z Columbus w Georgii wciąż rozwija swój własny, rozpoznawalny sound: przeszywające, czyste brzmienie elektrycznej gitary z oryginalnym, wychodzącym spod palców wibratem, połączone z równie znamienitym wokalem.
Ostatni album Craya, Nothing But Love, oferuje ponadczasową zawartość; kojące ballady spoczywają obok nieokrzesanych, zadziornych numerów rhythm&bluesowych oraz soulowych, radiowych hitów. Z weteranem produkcji, Kevinem Shirleyem u steru, zespół tryska wibrującą energią, z grającym absolutnie pierwsze skrzypce Crayem. Dla uczczenia wydania krążka, spotkaliśmy się z Artystą w Londynie, by opowiedział nam o nowej płycie i przy okazji odsłonił nieco więcej tajników swego niepodrabialnego stylu i brzmienia.
Robert Cray to autentyczna gwiazda i artysta, którego muzyka wielokrotnie pokryła się platyną. Bez cienia wątpliwości można zakwalifikować go do elitarnego "Klubu Jednej Nuty" - po jednym zagranym lub zaśpiewanym dźwięku natychmiast rozpoznasz, że to on. Od momentu otrzymania pierwszej gitary akustycznej, której kupno wybłagał u matki w latach 60., 59-latek z Columbus w Georgii wciąż rozwija swój własny, rozpoznawalny sound: przeszywające, czyste brzmienie elektrycznej gitary z oryginalnym, wychodzącym spod palców wibratem, połączone z równie znamienitym wokalem.
Ostatni album Craya, Nothing But Love, oferuje ponadczasową zawartość; kojące ballady spoczywają obok nieokrzesanych, zadziornych numerów rhythm&bluesowych oraz soulowych, radiowych hitów. Z weteranem produkcji, Kevinem Shirleyem u steru, zespół tryska wibrującą energią, z grającym absolutnie pierwsze skrzypce Crayem. Dla uczczenia wydania krążka, spotkaliśmy się z Artystą w Londynie, by opowiedział nam o nowej płycie i przy okazji odsłonił nieco więcej tajników swego niepodrabialnego stylu i brzmienia.
Można zaliczyć cię do rzadkiego kręgu muzyków, których rozpoznaje się po jednej zagranej nucie. Spędziłeś sporo czasu z innymi gitarzystami, których można zaliczyć do tego klubu - BB King, Albert Collins, Albert King, Stevie Ray Vaughan, itp - czy nauczyłeś się od nich czegoś więcej, poza oklepanym powiedzeniem "brzmienie masz w palcach"?
Tu chodzi głównie o emocje. Masz piosenkę, która ma jakąś historię i jeśli grasz bluesa na kilku akordach, musisz się zastanowić, jak chcesz wyrazić samego siebie w takim kontekście. Chodzi o twoje podejście do materiału. Wiesz, słuchasz kogoś z energią Alberta Kinga i samo to, w jaki sposób podciąga strunę, porywa cię i wciąga. Lub BB, który żądli cię tym swoim wibratem. Musisz zwracać uwagę na te elementy. To pewien sposób opowiadania historii.
Twoje granie wydaje się być niezwykle mocno połączone ze śpiewem. Przykładowo oba wibrata - niemalże jedno nie może zaistnieć bez drugiego...
Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, ale jak już o tym wspomniałeś, faktycznie! Kiedy gram, jednocześnie też to wyśpiewuję, w zasadzie to widzisz moje usta poruszające się na scenie. Ciągle opowiadam jakąś historię, czy to wokalnie, czy instrumentalnie.
Należysz też do tych nielicznych gitarzystów, którzy mają odwagę grać głównie czystą barwą gitary. Korzystałeś kiedyś z przesterowanego brzmienia, kostek typu distortion, czy po prostu nigdy nie przemawiało to do ciebie?
Tak naprawdę specjalnie nigdy nie interesowały mnie tego typu rzeczy. Raz miałem fuzza wyprodukowanego przez firmę Sunn, nazywał się Sunn Buzz. To było w okresie, kiedy słuchałem Hendrixa i tego typu muzyki. Próbowałem eksperymentować, ale nie trwało to zbyt długo. Obecnie w moich efektach znajduje się mały delay i pedał vibrato, oparty na starej konstrukcji pochodzącej ze wzmacniacza Megatone, a wykonany przez mojego technicznego Zacka (Greg Zaccaria). Używam jeszcze pogłosu oraz efektu tremolo. I to wszystko.
Przez te wszystkie lata zagrałeś mnóstwo solówek - czy doszedłeś kiedykolwiek do momentu, w którym trudniej było zmotywować się do ich grania?
Cóż, dobrą rzeczą jest to, że muzyka, którą się zajmujemy jest tak różnorodna. Możemy np. zagrać balladę, w której chodzi bardziej o sam klimat utworu, niż typowo gitarowe granie. Dzięki temu nie sprowadzam się do punktu, w którym wszystko opanowane jest przez gitarę. Gitara, pomimo jej wspaniałości, może się też stać naprawdę nieznośna. Także, kiedy jesteśmy na scenie, nie gramy ustalonych wcześniej, poukładanych w kolejności utworów - mamy główną listę i wybieramy tytuły podczas grania. Zmienia to twoje myślenie i eliminuje automatyczne odgrywanie numerów.
Macie więc jakiś klucz, według którego wybieracie utwory podczas koncertu? Jest to sprawa osobistych odczuć w danym momencie, czy może wpływ publiczności?
To kwestia tego, jak się czujemy w danej chwili. Przed wejściem na scenę nasz basista - Richard Cousins - pyta (tu Robert zmienia akcent): " Co masz na dzisiaj, Cray?" Zwykle chcemy zacząć czymś poruszającym, ale jeśli akurat nie jestem w nastroju, szukam czegoś bardziej zespołowego, dzięki czemu możemy od razu pokazać, na co nas stać. Mogę zacząć też miłym, prostym wokalem, by złapać przez chwilę odpowiednie wibracje i feeling. Kierujemy się tym co słyszymy, czasem też widownia decyduje za nas. Jeśli ludzie śpiewają jakiś fragment, dajemy się ponieść i zaczynamy grać z nimi dany kawałek.
No, ale zanim możesz zacząć wybierać i grać te numery, musisz je najpierw napisać, co prowadzi nas prosto do najnowszego albumu - czy pomysły na piosenki cały czas krążą po twojej głowie, czy raczej siadasz w spokoju i komponujesz według jakiegoś konkretnego, poukładanego schematu?
Kiedy jesteś na trasie pomysły pojawiają się, ale nigdy nie ma czasu na ich realizację. Wolę to robić w domu, kiedy mój umysł nie jest obciążony koncertowym zgiełkiem, jestem bardziej otwarty na nowe pomysły. Udaję się wtedy do studia - znany jestem z tego, że robię to w ostatniej chwili - poruszają mnie rzeczy, które nagle słyszę w głowie. Niezależnie czy jestem w kuchni, czy biorę akurat prysznic, gdzieś wewnątrz muzyka ciągle mi towarzyszy. Często zdarza się, że biegnę po papier i ołówek lub nagrywam coś szybko na rejestratorze.
Niektóre numery na Nothing But Love nawiązują do aktualnych wydarzeń na świecie, jak na przykład kryzys finansowy...
Tak, odnoszą się do bieżących spraw - kryzys mieszkaniowy, zadłużenie hipotek, sytuacja polityczna... poruszamy sporo różnych problemów na tej płycie. Nie mogę powiedzieć, że kryzys mieszkaniowy dotknął mnie bezpośrednio. Upadek banków uderzył jednak we wszystkich. Większość twoich pieniędzy ulokowana jest w nieruchomościach, więc kiedy ceny domów spadły, dotknęło to niemal każdego. Mówimy też o sprawach, które widzimy wokół nas - jesteśmy wrażliwi na to co się dzieje. Newsy w telewizji pojawiają się teraz przez całą dobę, ludzie wiedzą dużo więcej o polityce, niż np. 20 lat temu. Odkąd więc mamy więcej informacji, możemy też więcej o nich mówić.
Czy blues obecnie ma coś wspólnego z tym sprzed lat? Na przykład: bieda, ciągłe borykanie się z problemami... znaleziona i utracona miłość?
Tak, to ciągła kontynuacja. Te same historie, ale nowe czasy! Inspiracja do bardziej osobistych kompozycji pochodzi z tego, co dostrzegam wokół. Na tym krążku jest utwór Fix This, nawiązujący do sytuacji mojego bliskiego przyjaciela. Mogłem ją opisać, znajdując się blisko tych wydarzeń.
Czy przez te wszystkie lata nauczyłeś się jakichś specjalnych, unikalnych sposobów nagrywania twojej gitary?
W zasadzie zawsze robiłem to samo: wzmacniacz zamknięty w małym pomieszczeniu. Pamiętam zabawną rzecz, kiedy nagrywaliśmy numer Chicken In The Kitchen z poprzedniego albumu This Time. Mieliśmy jeden mikrofon przystawiony blisko głośnika i drugi postawiony nieco dalej, tak jak zawsze robimy. Kiedy puściliśmy nagranie wszyscy pomyśleliśmy: "Co do diabła?! To brzmi fantastycznie!". Okazało się, że mikrofon znajdujący się przy wzmacniaczu nie był włączony i zebraliśmy w większości brzmienie pomieszczenia. Używałem wtedy Super Reverba i brzmiało to rewelacyjnie. Z drugiej strony zawsze gramy razem na żywo i zawsze wspólnie nagrywamy. Mogę później wrócić i dodać podkład lub zagrać solo do naszego nagrania z koncertu.
Czy wspomniany wzmacniacz był w oddzielnym pomieszczeniu?
Tak, dokładnie, a my siedzieliśmy w drugim, znacznie większym. Kolumna Leslie (dla organów) też była zamknięta oddzielnie, ale zespół był razem, w jednym miejscu. To bardzo istotne. Dzięki temu czujemy puls i gramy razem!
Jakich gitar używałeś na tym nagraniu?
Najważniejsza gitara to Strat w kolorze sunburst. Jest to model z Custom Shopu (Robert Cray Signature). Rozpocząłem współpracę z Fenderem w 1989 roku. Skontaktował się ze mną ich przedstawiciel, John Grunder, z którym opracowaliśmy dwa modele Strata, które do dzisiaj posiadam. Jeden to ‚58 sunburst - taki jak na okładce Strong Persuader (1986). Drugi to ‚64 Strat, który ma palisandrowy gryf. Sporo pracowaliśmy nad uzyskaniem odpowiedniego zróżnicowania i balansu pomiędzy obiema gitarami. Również pickupy były specjalnie nawijane przez Custom Shop. Reszta to już zmiany czysto kosmetyczne.
Użyłeś także gitary... barytonowej.
Tak, w utworze Side Dish grałem na Fenderze Bass VI, którego odkryłem kilka lat temu. W pewnym stopniu dublowałem partie basowe Richarda, wplatając w to efekt vibrato. Nie pamiętam dokładnie modelu, ale grałem też na dużym archtopie Gibsona z pojedynczym singlem... Zawsze zapominam jak się nazywa! Myślę, że to Citation albo coś w tym stylu.
A wzmacniacze? Na żywo ciągle korzystasz z dwóch Matchlessów i comba Fendera w środku?
Dokładnie. Vibro-King (Fender) w środku. Matchless to głowy Clubman 35, z otwartymi kolumnami na czterech 10". Kiedy używam efektu vibratone (Vibroman zbudowany przez Zacka), zestaw pracuje w trybie stereo, dając rodzaj pulsującego brzmienia pitch-shifter. Jeśli potrzebuję bardziej przybrudzonej barwy, ustawiam ją na Vibro-Kingu, który ma naprawdę rasowy, crunchowy sound.
Na ile ten zestaw różni się od wzmacniaczy, których używasz w studio?
Vibro-King to stała pozycja w studio, zawsze sprawdza się przy nagrywaniu. Uwielbiam wzmacniacze Magnatone - mam 4 sztuki modelu Magnatone 260. Wykorzystałem też combo Fender Super Reverb i jeden z Matchlessów. Mieliśmy też w studio Twina, ale nie pamiętam, czy grałem na nim. Muszę mieć pod ręką kilka opcji brzmieniowych, które dopasowuję do różnych utworów.
Twoje brzmienie zawsze było czyste i klarowne, z bardzo wyeksponowaną prezencją; na przestrzeni ostatnich lat wydaje się jeszcze jaśniejsze i bardziej konturowe - odnosisz takie samo wrażenie?
Odkryłem, że kieruję się jednak bardziej w stronę brzmień spod mostka gitary, które dają właśnie taki kontur, podobny też do efektu uzyskiwanego podczas grania krawędzią kostki. Na wzmacniaczach pracujących w klasie A możesz uzyskać naprawdę brudny, ale jednocześnie jasny dźwięk! Wcześniej było mi ciężko grać tego rodzaju brzmieniem, ale obecnie lubię ostry, mocny i przebijający się sound. Zawsze byłem też fanem głośników 10", które są jaśniejsze od 12".
Jakie cechy musi posiadać wzmacniacz, na którym chciałbyś grać?
Lubię czyste brzmienie, które po rozkręceniu tylko lekko przybrudzi się. Przy grze w sekcji chcę mieć też możliwość podkręcenia się i dalszego grania ładną, czystą barwą. Wiesz, jest nasz czterech w zespole i muszę grać sporo partii rytmicznych. Nie chcę, żeby brzmiało to crunchowo; szczególnie kiedy gramy ballady R&B, potrzebuję czystego brzmienia. Kiedy chcę je wzmocnić, po prostu odkręcam trochę gałkę VOLUME w gitarze i dodaję wysokich tonów. Używam wzmacniaczy o mniejszej mocy - 35W w przypadku Matchlessa - co w połączeniu z 10" głośnikami daje mi takie jasne brzmienie, które mogę momentalnie lekko przesterować.
Uzyskujesz niesamowity sustain - mogłoby wydawać się, że nie jest możliwe osiągniecie takiego brzmienia tylko z czystej barwy gitary. Czy chodzi tu o ustawienie naprawdę dużej głośności na wzmacniaczu?
W rzeczywistości nie jest wcale tak głośno. Myślę, że chodzi tu właśnie o gitarę - nie ma mostka vibrato, tylko jeden, porządny kawałek drewna. Dodatkowo gram całym ciałem i czasem diabelnie wywijam wiosłem, próbując zatrzymać ten sustain.
Bardzo naturalnie i płynnie łączysz granie rytmiczne i solowe: czy wynika to z bycia przez tak długi czas jedynym gitarzystą w zespole?
Bycie w zespole opiera się na graniu partii rytmicznych i świadomym postawieniu siebie w tej roli, co pozwala być integralną częścią całości, w odróżnieniu od bycia tylko solistą. Mieliśmy wspaniałą okazję występowania z Albertem Collinsem, kiedy jeszcze był z nami. To było coś w rodzaju odczucia: "Hej, wszyscy razem tworzymy zespół", niż po prostu tylko ja, stojący przy mikrofonie. To było wspaniałe siedzieć tam z tyłu i uczyć się, w jaki sposób grać partie rytmiczne, bawić się tym. Teraz przy graniu wielu numerów mam komfort grania zespołowego... i przyjemność z gry rytmicznej. W odpowiednim momencie mogę pozwolić sobie na małą ucieczkę i zagrać solo tak, jak właśnie tego chcę - to jest prawdziwe granie!