Chwilę po premierze "Zimnego słońca", trzeciej płyty formacji The Cuts rozmawiamy z wokalistą Przemkiem Zdunkiem.
Od lat w polskiej muzyce zmienia się niewiele. Machina promocyjna skoncentrowana jest wciąż na od dawna znanych nam artystach nie dając dojść do głosu młodszemu pokoleniu. Biorąc pod uwagę występ na Top trendy w Sopocie i na festiwalu w Opolu stosunkowo młody zespół The Cuts ma jednak coś do zaoferowania. Jest to z pewnością powiew świeżości na scenie, gdzie wciąż królują powielane brzmienia, które, szczerze mówiąc, trochę nam się już przejadły. Muzyka jaką prezentuje The Cuts ma szansę trafić do szerszej publiczności, choć słuchając ich utworów da się odczuć coś więcej, niż tyko taneczne dźwięki dla mas. Na swej trzeciej płycie kapela brzmi bardzo dojrzale i spójnie, wplatając również pewne naleciałości dobrze znane z przełomu lat '80 i '90.
Słuchając takich zespołów jak The Cuts zawsze zastanawiam się jakimi grupami muzycznymi inspirowali się pojedynczy członkowie kapeli. Jak to jest z Wami? Zdaję sobie sprawę, że każdy z Was słucha raczej czegoś innego, bo to co tworzycie zapewne powstało z różnych inspiracji.
Rzeczywiście tak jest. Każdy z nas wychowywał się na nieco innej muzyce, ale od kiedy gramy razem, spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. Dzięki temu słuchamy wspólnie dużo muzyki i wzajemnie się inspirujemy. Zespoły których słuchamy są bardzo różne, począwszy od gitarowej muzyki prezentowanej przez Pink Floyd, Tool, Korn, The Cure, Kasabian, Placebo, Interpol, Editors, Muse, a skończywszy na typowo elektronicznym graniu, jak Depeche Mode, Royksopp, The Knife, Fever Ray, Moby, Art of Noise czy Gus Gus.
Na Waszej stronie internetowej wyczytałem, że The Cuts istnieje od 2008 roku od momentu podpisania kontraktu z wytwórnią płytową. Sądzę, że wiele zespołów może Wam pozazdrościć. Chciałbym się jednak dowiedzieć jakie były Wasze początki, jak to się wszystko zaczęło? Podobno wcześniej tworzyliście pod inną nazwą.
Każdy z nas gra od co najmniej kilkunastu lat. Zanim powstał The Cuts grywaliśmy osobno w różnych zespołach i projektach. Początkowo nazywaliśmy się po prostu Cuts. Rodzące się w kraju płynącym wódką skojarzenia z kacem sprawiły, że do tamtej nazwy dodaliśmy "the".
Jak wspominacie Top Trendy i występ w Opolu? Jak na stosunkowo młody zespół te dwa koncerty na pewno musiały wywrzeć spore wrażenie.
Występy te były trochę jak nie z tego świata, w którym funkcjonujemy na co dzień. Organizacja festiwali zrobiła na nas rzeczywiście spore wrażenie. Choć niezupełnie pasowaliśmy do tych imprez, to z pewnością dzięki występom w Sopocie i Opolu poznali nas ludzie nie mający o nas wcześniej pojęcia.
Powiedzcie czy wolicie dawać koncerty dla szerokiej publiczności czy jednak w klubach. Gdzie czujecie się lepiej?
Zdecydowanie bardziej lubimy występować w klubach. Na klubowych koncertach zespół ma o wiele lepszy kontakt z publicznością. Poza tym gdy gramy w klubie nie ma osób przypadkowych. Publiczność zna nasze utwory i śpiewa je razem z nami. To zupełnie inny klimat niż plenerowe granie między piwem a grillem.
Jak w Waszym przypadku jest z publicznością? Z jakimi reakcjami spotykacie się podczas koncertów? Czy Wasza muzyka zawsze jednakowo się podoba? I w końcu, czy macie stałe grono fanów?
Zazwyczaj spotykamy się z bardzo pozytywnymi reakcjami. Grono naszych fanów wciąż rośnie i coraz częściej, kiedy wracamy do danego miasta po jakimś czasie, na koncertach pojawiają się te same twarze. Jest to dla nas znak, że poprzednio było dobrze. Część fanów podróżuje za nami po Polsce. Potrafią oni pokonać kilkaset kilometrów, zarywając dzień czy dwa, żeby tylko być na naszym koncercie.
W Waszej twórczości moją uwagę zwróciła stosunkowo duża ilość teledysków. (Mój ulubiony to klip do piosenki Anastazja) Jak na trzy albumy sporo tego się nazbierało. Uważacie teledyski za swego rodzaju dopowiedzenie treści płynących z Waszych kawałków czy raczej pełnią one charakter promocyjny?
W przypadku naszego zespołu teledyski to, zaraz po koncertach, główna forma promocji. Radia grają nas dość "oszczędnie", dlatego głównym kanałem promocji w naszym przypadku jest internet. W cywilizacji obrazkowej teledyski bronią się o wiele lepiej niż sama muzyka. Poza tym większość z teledysków zrobiliśmy sami. Ich produkcja sprawiła nam sporą frajdę. Z pewnością w przyszłości nagramy ich wiele.
Uważam teksy The Cuts za dość niebanalne i wymagające nieco wysiłku intelektualnego od słuchacza. Stąd też moje poprzednie pytanie o to czy klipy stanowią uzupełnienie tej treści. Powiedzcie mi jednak kto w zespole zajmuje się właśnie tekstami. Czy dopasowujecie je do muzyki czy odwrotnie?
Klipy nie zawsze stanowią uzupełnienie tekstów. Czasem są na nich oparte wprost, a czasem opowiadają zupełnie inną historię. Teksty natomiast pisze Przemek. Przeważnie na początku tworzymy muzykę. Czasem teksty powstają równolegle i staramy się dopasować do nich muzykę tak, aby wzmacniała zawarte w nich emocje. Nie mamy jednak jednej recepty na tworzenie. Każdy utwór powstawał trochę inaczej.
Przygotowywałem się do tego wywiadu dosłownie dzień przed premierą Waszej trzeciej już płyty. Podobno jest bardziej "przestrzenna, ciepła i analogowa niż Syreny nad miastem i Czarny świat". Powiedzcie tym, którzy Zimnego słońca jeszcze nie słyszeli coś o zapisanych na tym krążku utworach.
Nowe utwory są z pewnością bardziej klimatyczne od naszych poprzednich kompozycji. Cała płyta niesie ze sobą pewien wspólny ładunek emocjonalny. Tym razem spojrzeliśmy na album jako na pewną całość. Spośród kilkunastu utworów jakie stworzyliśmy, wybraliśmy te które najbardziej pasowały do naszej wizji tej płyty. Nie nastawialiśmy się na robienie "hitów" a paradoksalnie powstały melodie, które, wnioskując po opiniach z jakimi się spotykamy, mogą być najbardziej przebojowe w naszej historii. Zapewne zawdzięczać to możemy swobodzie towarzyszącej nam przy tworzeniu materiału. Podobny paradoks dotyczy warstwy tekstowej. Choć to najbardziej osobista z naszych trzech płyt, okazuje się, że z wieloma treściami zawartymi w tych utworach identyfikuje się mnóstwo ludzi.