Szwedzcy mistrzowie klasycznego rocka z Witchcraft powrócili po pięciu latach z nowym, czwartym już albumem, zatytułowanym "Legend". Powrócili - zgodnie ze słowami Oli Henrikssona - silniejsi niż kiedykolwiek wcześniej.
Żeby przekonać się, czy to prawda, najlepiej przesłuchać płytę; tymczasem, zapraszamy do lektury wywiadu z basową podporą zespołu.
Przede wszystkim gratuluję nowego albumu.
"Legend" nie zawiódł. Czy wy również jesteście zadowoleni?
Dziękuję. Tak, jesteśmy zadowoleni, nawet bardzo. Moim zdaniem, to najlepszy album Witchcraft.
Premiery waszych pierwszych trzech albumów dzieliły krótkie odstępy czasu, ale na następcę "The Alchemist" przyszło nam czekać aż pięć lat. Dlaczego trwało to tak długo?
Mieliśmy trochę zamętu jeśli chodzi o skład kapeli, postanowiliśmy więc wziąć sobie wolne na rok. Później sporo czasu zajęło nam napisanie i zarejestrowanie materiału na nową płytę. W sumie okazało się, że potrzebowaliśmy kilku lat, by ogarnąć wszystkie sprawy związane z zespołem i stworzyć tak dobrą płytę, jak to tylko możliwe.
Kiedy nagrywaliście wasze pierwsze albumy, gatunek, w którym się obracacie, nazwijmy go vintage rockiem, dopiero zyskiwał na popularności. Jednakże w czasie, gdy nie byliście aktywni, przerodził się on w swoisty boom, czego dowodem niech będzie choćby zainteresowanie podobnymi zespołami ze strony dużych wytwórni. Nie odnosisz wrażenia, że gdybyście byli w tym czasie bardziej aktywni, dziś wasza pozycja byłaby mocniejsza?
Być może masz rację, ale szczerze mówiąc, zupełnie nie spędza mi to snu z powiek. Nie można funkcjonować, zastanawiając się ciągle: "co by było, gdyby". Liczy się to, że jesteśmy tu i teraz, silniejsi niż kiedykolwiek wcześniej.
W Nuclear Blast dołączyliście do kumpli z Graveyard. Obydwa zespoły mają wspólne korzenie w Norrsken, ale to wy pierwsi zaczęliście wydawać swoje płyty. Potem zamilkliście, a Graveyard, wypuszczając
"Hisingen Blues", spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem. Czy jest między wami jakiś element rywalizacji? Odczuwaliście jakiś rodzaj presji?
Nie widzę między nami jakiejkolwiek rywalizacji. Dobra muzyka powinna być rozpoznawalna szerzej, a Graveyard tworzy świetną muzykę. Moim zdaniem, obydwa zespoły nie są do siebie wcale tak podobne, za to wszyscy jesteśmy dobrymi kumplami. Jeżeli odczuwamy jakąś presję, to tylko taką, by dalej rozwijać kierunek, który obraliśmy, ale ma ona źródło jedynie w nas samych.
Wspomniałeś, że w zespole nastąpiły znaczące zmiany personalne. W rezultacie, ze starego składu pozostałeś tylko ty i Magnus (Pelander - wokal). Dlaczego John (Hoyles - gitara) i Fredrik (Jansson - perkusja) opuścili Witchcraft?
O szczegóły musiałbyś zapytać ich samych. Generalnie, wydaje mi się, że chodziło o różnice w podejściu do niektórych spraw. Granie w zespole jest w pewnym sensie jak pozostawanie w związku, a związki po prostu czasem dobiegają końca.
W booklecie "Legend" napisaliście, że za utwory odpowiada Magnus, ty i Witchcraft. Jaki był wkład nowych muzyków (Oscar Johansson (perkusja), Tom Jondelius (gitara), Simon Solomon (gitara)) w pracę nad tym materiałem?
Wnieśli do Witchcraft przede wszystkim swój własny styl gry, oraz pomogli nam w aranżacjach niektórych kawałków. Kiedy do nas dołączyli, praktycznie cały materiał na "Legend" był już gotowy, ale przy okazji kolejnego krążka na pewno będą mogli wykazać się znacznie większym wkładem i zaangażowaniem w tworzenie nowych kawałków.
"Legend" brzmi nieco nowocześniej i mniej retro niż wasze wcześniejsze materiały. Takie było założenie, czy to zasługa Jensa Bogrena i nowego studio? Jak wam się pracowało w Fascination Street, gdzie wcześniej nagrywały takie tuzy, jak m.in Opeth, Paradise Lost, Pain of Salvation czy Katatonia?
Zależało nam na tym, by nowy album był cięższy, niż wcześniejsze. Nagraliśmy trzy krążki, wyróżniające się tym “autentycznym" soundem lat '60 i '70 i, szczerze mówiąc, uznaliśmy, że powtarzanie tego schematu byłoby potwornie nudne. Jens Bogren jest świetnym producentem, który wydobył z nas to, co najlepsze, i przekuł to w bardzo dobre brzmienie. Na “Legend" wciąż słychać elementy naszego charakterystycznego starego soundu, ale jest ono znacznie świeższe. I właśnie o to nam chodziło. A Fascination Street... praca w tym miejscu była czystą przyjemnością!
Ptak pojawił się w książeczce "The Alchemist", teraz powraca na okładkę "Legend". Powiedziałeś kiedyś, że ten obrazek odzwierciedla zawartość muzyczną płyty. Mógłbyś to rozwinąć?
Ptaki to fantastyczne stworzenia, które mają zdolność do postrzegania świata z całkowicie innej perspektywy niż zwierzęta lądowe, takie jak człowiek. To, co czuję, kiedy patrzę na ten obrazek, pokrywa się z moimi odczuciami związanymi z warstwą muzyczną "Legend"; dlatego powiedziałem, że doskonale do siebie pasują.
"By Your Definition" to bardzo dobry kawałek, który trafił jednak tylko na edycję limitowaną krążka. Dlaczego?
Z bardzo prostego powodu - w przeciwnym razie nie byłaby to edycja ekskluzywna (śmiech). Uznaliśmy, że pozostałe kawałki bardziej do siebie pasują i lepiej funkcjonują jako jedna całość. Dlatego, choć zgadzam się, że to bardzo dobry utwór, użyliśmy go tylko jako bonusa.
Dlaczego tym razem w booklecie do "Legend" zabrakło tekstów?
To decyzja Magnusa. Jego teksty, jego prawo. Finalnie, pewnie umieścimy je na naszej stronie, wtedy będziesz mógł zinterpretować je po swojemu.
Jakie są wasze plany związane z promocją "Legend". Będzie okazja zobaczyć was na trasie?
Jesienią będziemy koncertować w Skandynawii, a później, prawdopodobnie na początku kolejnego roku, planujemy trasy po Europie i Stanach. Dokładne daty nie są jeszcze ustalone, dopiero je dogrywamy.
Jak trafiliście pod skrzydła Nuclear Blast? Uważasz, że Rise Above dokładała starań dla waszej promocji?
Z Rise Above współpracowało nam się świetnie. Zrobili dla nas wiele dobrego. Po tylu latach poczuliśmy jednak, że nadszedł czas na zmiany. Nuclear Blast chciało wydać naszą płytę, a my wiedzieliśmy, że to będzie dla nas krok we właściwym kierunku.
W jaki sposób rozpoczęła się twoja przygoda z basem i dlaczego wybrałeś właśnie ten instrument?
Zacząłem grać na basie w wieku 15 lat, kiedy razem z bratem założyliśmy zespół (teraz działający pod szyldem Troubled Horse). Magnus zapytał mnie, czy nie mógłbym pomóc mu zarejestrować dwa kawałki na siedmiocalówkę, którą planował. Zrobiłem to, a on kontynuował działalność zespołu z innymi muzykami. Kiedy jednak ich basista opuścił kapelę, wróciłem do Witchcraft na pełen etat.
Przywołałeś nazwę Troubled Horse. Grasz tam z byłymi muzykami Witchcraft - Johnem Hoylesem i Jensem Henrikssonem. Powiedz coś więcej o tym zespole
Mózgiem tego projektu jest mój przyjaciel Martin Heppich. Debiutancki album Troubled Horse powinien być wkrótce gotowy (zgodnie z planem - 5 listopada br.). Kapela gra garażowego rocka, z unikalnym soundem i fajnymi tekstami. Naprawdę niezła rzecz!
Miałeś okazję grać z Jensem, Jonasem i Fredrikiem, a teraz z Oscarem, czyli ze wszystkimi dotychczasowymi perkusistami Witchcraft. Jak ci się z nimi współpracowało? Czy styl któregoś z nich najlepiej współgrał z twoim stylem gry na basie?
Każdy z nich miał inny, własny wypracowany styl, ale współpraca z każdym z wymienionych przez ciebie bębniarzy układała mi się tak, jak trzeba. Lubiłem z nimi grać, szybko zaczęliśmy się muzycznie uzupełniać, nawet jeśli podejście czy sposób gry każdego z nas był nieco odmienny. To świetni perkusiści i cieszę się, że miałem okazję występować z nimi w jednym zespole.
Opowiedz o swoich gitarach i pozostałym sprzęcie. Główka basu, którą widać na zdjęciu w booklecie "Legend", wskazuje na Rickenbackera, zgadza się?
Tak, dokładnie, do nagrania płyty użyłem Rickenbackera. Gram też na modelu Fender Jazz oraz na basie Jack Casady hollow body. Jeśli chodzi o wzmacniacze - preferuję Orange, a także stary egzemplarz Acoustic 220.
Małgorzata Napiórkowska-Kubicka, Szymon Kubicki
Zdjęcia: Nuclear Blast