W elektroniczne nieznane z Johnem Frusciante

Wywiady
2012-09-27
W elektroniczne nieznane z Johnem Frusciante

John Frusciante, były gitarzysta funk-rockowego zespołu Red Hot Chili Peppers, postanowił zaserwować nie lada niespodziankę fanom swojej twórczości solowej.

Jego wielbiciele, oczarowani poprzednim, magicznym albumem "The Empyrean" (2009), z dużym zaskoczeniem zareagowali na zapowiedź dwóch nowych krążków. Wcześniej bowiem wieloletni przyjaciel artysty, Omar Rodríguez-López (The Mars Volta) zapewnił, że póki co, Johnowi daleko jest do wydawania czegokolwiek. Frusciante skrytykował zarabianie na muzyce, czym utwierdził nas w przekonaniu, że oczekiwanie na jego kolejną płytę może być pozbawione jakiegokolwiek sensu. A jednak! Stało się inaczej. Pierwsza niespodzianka to EPka "Letur-Lefr", natomiast druga - longplay "PBX Funicular Intaglio Zone".

Przez ostatnie trzy lata nie ukazywały się żadne wieści na temat tego, czym aktualnie zajmuje się były Chili Pepper. Nic dziwnego więc, że gdy w końcu takie informacje zostały udostępnione, w fanowskim środowisku zawrzało. Każdy automatycznie nastawił się na gitarowe i fantazyjne brzmienia, jakie można usłyszeć na poprzednich płytach muzyka. To właśnie nimi Frusciante zyskał sobie uwagę, uznanie i miłość fanów, wobec czego każdy spodziewał się zetknięcia z podobną muzyką na najnowszych krążkach. Jakież było zdziwienie każdego fana, kiedy w Internecie pojawiły się pierwsze próbki utworów z "Letur-Lefr". Pięć zupełnie nowych kompozycji, zupełnie nowy styl, zupełnie niespodziewane dźwięki, a zatem - masa różniących się od siebie reakcji ze strony wiernych słuchaczy.


Elektroniczne i oryginalne brzmienie piosenek niektórych powala na kolana, a innych przyprawia o zgrzytanie zębów. Opinie niewiele zmieniły się po oficjalnym wydaniu EPki 4 lipca (Japonia). Pięć nowych utworów odznacza się nieco chaotycznym stylem. Niektóre zachwycają charakterystycznym dla Johna, pięknym wokalem i klimatem ("In My Light"), w innych gitara chowa się, ustępując mocnym i momentami niezbyt rytmicznym dźwiękom perkusji, czy też drum machiny ("In Your Eyes"), a są też i takie, które w całości pokazują to, co u Johna zupełnie nowe, czyli czystą elektronikę ("909 Day"). Na płytce znajdziemy również jeden utwór instrumentalny ("Glowe"), który wywiera bardzo pozytywne wrażenie dzięki zabawnemu, lekkiemu, energetyzującemu i tanecznemu motywowi. Oprócz tego jeden, będący chyba największym zaskoczeniem: jeszcze parę lat temu nikt nie spodziewałby się usłyszeć kawałka hip-hopowego na jakimkolwiek krążku wychodzącym od Johna, a jednak na "Letur-Lefr" takowy się znalazł ("FM"). Co prawda sam Frusciante nie rapuje, bo wyręczają go współpracujący z nim przy tej EPce Kinetic 9, RZA i Rugged Monk, ale w tle da się słyszeć nastrojowe chórki w jego wykonaniu.


Prawda jest taka, że każda z wyżej wymienionych kompozycji ma co najmniej dwa różne oblicza. Kiedy na początku wydaje nam się, że utwór w całości będzie utrzymywał się w podniosłej atmosferze, już po chwili przekonujemy się, że słuchając tego materiału nie możemy przywiązywać się do pierwszego wrażenia. Nawet po kilkakrotnym przesłuchaniu płyty nie jesteśmy tak naprawdę w stanie oswoić się z nowym brzmieniem. Potrzeba na to sporej ilości czasu. Jest ono tak inne od tego, które wcześniej prezentował Frusciante, że znaczna część (wydawałoby się) wiernych fanów muzyka, odwraca się od niego. Wszystko za sprawą jego nowego wizerunku muzycznego. On sam wydaje się być bardzo zadowolony z tego, co udało mu się stworzyć, i na swoim blogu pisze o najnowszym materiale z wyraźnym entuzjazmem i podekscytowaniem.


Niespodzianki, rozczarowania i radość nie kończą się na "Letur-Lefr". 12 września w Japonii do sklepów trafił kolejny krążek muzyka - "PBX Funicular Intaglio Zone". Przed oficjalną premierą Frusciante na swojej stronie udostępnił jedną z piosenek, "Walls and Doors", która ostatecznie została utworem bonusowym na "PBX". Po jej przesłuchaniu fani, którzy sądzili, że elektroniczna EPka to jednorazowy "wybryk", utwierdzili się w przekonaniu, że z kolejnymi piosenkami nie będzie inaczej.

Muzyk nie rezygnuje z elektroniki i ewidentnie dominuje ona na jego najnowszym longplay’u. Ku uciesze większości fanów, Frusciante zdecydował się jednak śpiewać o wiele więcej, niż na EPce. Drugim bonusem został utwór "Ratiug" w wersji a capella, gdzie kompletnie nic nie zakłóca nam odbioru głosu Johna. Dla niektórych - kompletny bezsens, dla innych - chwila wytchnienia od męczącej perkusji, czy rozmaitych elektronicznych dźwięków. Bardziej rozbudowane teksty, w niektórych utworach nieco więcej gitary elektrycznej ("Ratiug"), czy też przeważające, chwytliwe melodyjki, które przywodzą na myśl gry komputerowe ("Mistakes") - tego na pewno można się spodziewać po krążku. W dodatku nie opuszcza nas głośna, szybka, odrobinę zagmatwana i skomplikowana linia perkusyjna ("Bike", "Sam"), którą dobrze znamy z "Letur-Lefr". W każdym kawałku zdecydowanie wysuwa się ona na pierwszy plan, odwracając uwagę m.in. od cichej, ale jakże wyczekiwanej przez fanów gitary, pobrzmiewającej w tle.

Materiał umieszczony na obu najnowszych płytach ma z sobą bardzo dużo wspólnego. Te dwa wydawnictwa reprezentują niemalże taki sam styl. W obu dostrzegamy niewielkie podobieństwo do "The Empyrean". Jesteśmy w stanie zauważyć to, kiedy wsłuchujemy się w partie wokalne ("Sum", "Uprane"), w których John, mimo wszystko, odsyła nas wspomnieniami do swojej muzycznej przeszłości. Oczywiście w pierwszej chwili nie jest to takie oczywiste, bo jednak styl, który narzuca nam Frusciante, jest całkowicie nowy i niepowtarzalny. Na "PBX" usłyszymy także piosenki, o które fan jednego z największych wirtuozów gitary dzisiejszych czasów by w życiu nie posądził ("Intro/Sabam", "Hear Say", "Guitar"), bo są prawdziwie elektroniczne. Niektórzy twierdzą nawet, że ‘boli od nich mózg’…

Z utworami w podobnym klimacie nie spotkamy się przeglądając jego dyskografię. Mimo, że już wcześniej ("A Sphere In The Heart Of Silence", 2004) czerpał nieco z elektroniki, "Letur-Lefr" i "PBX" reprezentują całkiem nowy świat, a zatem całkiem innego Johna, który dumny ze swych dokonań podąża za własnymi przekonaniami i gustem, do czego przecież zdążył nas już przyzwyczaić. Od zawsze pozostawał indywidualistą, a także odznaczał się dużą pewnością siebie, jeśli chodzi o swoją muzykę. Nie zmieniło się to do dzisiaj.

Mimo wszystko, na taki przełom w muzyce byłego członka Red Hot Chili Peppers chyba nikt nie był gotowy. Odgrodził swoje najnowsze płyty od poprzednich naprawdę grubym murem. Z jednej strony oburzenie, a z drugiej zachwyt. Tak wyglądają reakcje na najświeższy dorobek Johna, znanego ludziom przede wszystkim z gitarowej wirtuozerii i umiejętności poruszania serc i umysłów. Różnorodne opinie świadczą o tym, że ta muzyka nie jest dla wszystkich. Podsumowując - jeśli chcemy zafundować sobie sporą dawkę dobrej, świeżej elektroniki, sięgnijmy po tę od Johna Frusciante.

"Letur-Lefr" i "PBX Funicular Intaglio Zone" uczą otwartości na gatunki inne niż rock i jego pochodne, bo przecież reprezentują m.in. styl hip-hopowy. Dlatego ci, którzy uwielbiają płyty pokroju "Inside Of Emptiness" (2004), z reguły nie będą zachwyceni takimi nowościami. Słuchanie ich będzie (jeśli w ogóle) należeć raczej do rzadkości. Jeżeli jednak ktoś, mimo przywiązania do starszych piosenek, postanowi otworzyć się na poważne zmiany, które zaszły w twórczości tego muzyka, będzie mógł powiedzieć, że Frusciante jest naprawdę dobry. Dobry w uświadamianiu. Potrafi otworzyć oczy i uszy na coś nowego tak, aby po zapoznaniu się z tym nie żałować, ale czerpać radość, i już nigdy nie bać się wkraczać w nieznane.

Marcelina_W
Autorka jest redaktorem współpracującego z Magazynem Gitarzysta serwisu rhcpmania.