Silverstein, We Are The Ocean - 5.04.2012 - Warszawa
5 kwietnia w warszawskim klubie Radio Luxembourg wystąpiły post-hardcore'owe formacje We Are The Ocean i Silverstein. Zapraszamy do zapoznania się z relacją i galerią z imprezy.
- To nie pierwsze zgniłe jajo, jakie nam podsyłacie!
- Nieprawda!
- A Bryan Adams?!
- Nasz rząd wielokrotnie za niego przepraszał.
Ten dialog z kinowej wersji "South Park" przypomniał mi się, kiedy wybierałem się na koncert kanadyjskiego Silverstein. Jestem pewien, że gdyby kiedykolwiek na międzynarodowym forum padła kwestia Silverstein, rząd Kanady nie miałby za co przepraszać. Agencja Go-Ahead postanowiła zaprosić chłopaków z Ontario do Warszawy, czym niewątpliwie uszczęśliwiła niemałe grono nastolatków oraz starszych fanów post-hardcorowej nuty.
Przyznam, że z premedytacją pojechałem na miejsce wydarzenia spóźniony. W samochodowym stereo czas podróży umilał Slapshot, co by za wcześnie nie wejść w post-hardcorowe klimaty, ale przede wszystkim na rozbudzenie. Na miejscu dziwna rzecz. W niektórych zaparkowanych autach widać było starsze osoby. Dopiero po chwili przyszło mi na myśl, że to są rodzice czekający, aż ich dzieci skończą się bawić w klubie. Niezbyt częsty to dla mnie widok, dlatego zajęło mi dwie chwile nim skojarzyłem te fakty.
Gdy dotarłem do klubu, Silverstein akurat instalowali się na scenie, jednak w powietrzu unosiło się jeszcze podniecenie występem Brytyjczyków z We Are The Ocean. Z podsłuchanych rozmów wynikało, że część publiki mogła przybyć nawet głównie ze względu na obecność tego pop-corowego bandu.
Tradycyjnie znalazłem dobry punkt do oglądania popisów muzyków tj. ławkę z boku sali. W ten sposób miałem dobry widok na scenę oraz na kłębiący się przede mną tłum. Radio Luxemburg & Punkt to małe, fajne miejsce na tego typu koncerty. Różnie bywa z nagłośnieniem wiele razy lepsze (Trial, Bane, Bitter End i wiele wiele innych), raz gorsze (The Carrier). Niewątpliwie olbrzymią zaletą tego klubu jest to, że można poczuć się tam swobodnie. Ochrona nienachalna, barierek przed sceną nie ma, można w granicach rozsądku robić, co się chce.
Publika zgromadzona w nieprzesadnej ilości, na moje oko ok. 150 osób, składała się głównie z ludzi w przedziale wiekowym 17-20. Stosunek dziewczyn do chłopców mniej więcej równy, czego akurat się spodziewałem. Nie wiem ile par było na sali, ale pojawienie się na scenie wokalisty Silverstein Shane'a Tolda mogło spowodować pęknięcia w niejednym związku. Uwielbienia, jakie malowało się w oczach niektórych dziewczyn nie da się opisać. Ścisk pod sceną, Kanadyjczycy gotowi, zaczęło się.
W przypadku Silverstein trudno nawet powiedzieć, że wystartowali od hitu, bo ich dyskografia właściwie składa się z samych hitów, a w każdym razie nietrudno skomponować koncertową hitlistę. Od pierwszych dźwięków "Your Sword vs My Dagger" pod sceną zaczęła się zabawa. Kanadyjczycy brzmieli bardzo dobrze, bardzo klarownie. Już wtedy wiadomo było, że to będzie dobry koncert, a z uwagi na wiek części zgromadzonych tego dnia w Radiu, dla niektórych to będzie pewnie koncert ich życia.
Jako, że to pierwszy występ w Polsce materiał zaprezentowany przez Kanadyjczyków był przekrojowy. Muzyka Silverstein to miks mocniejszego post-hardcorowego uderzenia i właściwie popowej melodyki w refrenach charakteryzującej większość punk rockowych bandów zza oceanu. Energetyczna, przebojowa muza idealna na koncertowe szaleństwo. Stąd i chóralne śpiewy, skoki ze sceny, ściskanie wokalisty przez jakąś blondynkę (wielokrotne) oraz podskakiwanie pod sceną. Słowem ruch nieustanny. Kontakt zespołu z publiką wzorowy. Kanadyjczyków cechował charakterystyczny luz, na jaki może sobie pozwolić zespół, który sprzedał ponad milion płyt, i który lubi to, co robi. Told podkreślał to dość często, i kiedy to mówił, wierzyłem mu. Wierzyłem, że mimo ogromnej popularności za oceanem, zupełnie nie są zrażeni, że tego dnia było ledwie 150 osób na sali. Grali, jakby samo granie to była najlepsza nagroda dla nich, a ludzie to dodatkowy bonus.
Były sympatyczne momenty. Jak wtedy, kiedy Told powiedział, że ich roadie (wskazał go ze sceny) obchodzi tego dnia 23 urodziny. Publika zaczęła śpiewać "Sto Lat", zespół to podchwycił i zagrał do melodii. Później muzycy zapytali czy to było "Happy Birthday" po polsku, jedynie uzyskując potwierdzenie tego, czego się już wcześniej domyślili. Shane Told w każdej właściwie przerwie między numerami o czymś opowiadał. W końcu stwierdził, że jest to ich pierwsza wizyta w naszym kraju w ich karierze, w związku z czym poprosił o pytania do zespołu. Jeden chłopaczyna coś chwilę tłumaczył na ucho Toldowi, po czym ten wyprostował się i powiedział, że chłopak poprosił o zagranie jednego numeru, ale nie pamięta tytułu, może uda mu się przypomnieć do następnej wizyty. A wszystko to, bez złośliwości, bardziej z rozbawieniem.
Jak wspomniałem materiał, jaki zaprezentowali był przekrojowy. Znalazło się miejsce nawet dla reprezentanta pierwszej płyty " When Broken Is Easily Fixed" w postaci "Smashed Into Pieces". Kilka numerów z przełomowego "Discovering The Waterfront" oraz kilka bezpośrednich lut z ostatniego albumu "Short Songs", w tym coveru Orchid oraz cudzesa, który nie znalazł się na płycie tj. "Hearts" American Nightmare. Na bis zmiękczyli kolana wszystkim dziewczynom m.in. półakustycznym "Replace You".
Co tu dużo mówić, udany wieczór dla każdego, kto w tamten czwartek pojawił się w Radiu. Dla jednych miło spędzony czas, dla innych koncert życia (słyszałem to kilka razy w kolejce do szatni). Alexisonfire się rozpadło, From Autumn To Ashes również, ale chętnie zobaczyłbym jakąś inną gwiazdę post-hardcorowego grania u nas, bo nie zdarza się to często. Dlatego brawa dla organizatora, że udało mu się sprowadzić Kanadyjczyków.
Sebastian Urbańczyk
Setlista
Your Sword Versus My Dagger
Sacrifice
The Artist
Smashed Into Pieces
Ides of March
I Am the Arsonist
Vices
SOS
Brookfield
La Marseillaise
Hearts
(American Nightmare cover)
Destination: Blood!
(Orchid cover)
Smile In Your Sleep
Discovering the Waterfront
Call It Karma
Replace You
My Heroine
Bleeds No More
We Are The Ocean
Silverstein
Zdjęcia: Aleksandra Twardowska