Odjazdy - 18.02.2012 - Katowice
18 lutego w Katowicach miał miejsce wielki powrót... Wróciły Odjazdy. Zagrali The Lunatics, Koniec Świata, Cool Kids Of Death, Armia, Acid Drinkers, Hey i Pidżama Porno.
Druga po reaktywacji edycja katowickich Odjazdów wypadła jeszcze lepiej niż ubiegłoroczna. Głód rockowej muzyki na Śląsku oraz chęć poznawania krajowych artystów przez młode pokolenie słuchaczy są niezaprzeczalne. Dość powiedzieć, że znakomita większość 'Odjazdowej' publiki to nastoletni fani, którzy nie pamiętają czasów świetności (a zarazem początków zawieszenia działalności) przez headlinera imprezy. Dziesięć lat temu, gro dzieciaków dopiero wkraczało w etap podstawówki bądź kończyło ową placówkę. W Spodku znalazła się również spora ilość osób w okolicach 30/40 +, co świadczy przede wszystkim o szacunku dla gwiazd wieczoru (Armia, Hey, Acids, Pidżama).
Do środka wyremontowanego już Spodka trafiliśmy akurat na początek setu Armii. Niestety, podobnie jak w ubiegłym roku (a teraz przecież siedzieliśmy na samym środku trybun), dźwięk falował, a waltornia i klawisz zagłuszały nie tylko wokal, ale również tragicznie nagłośnioną perkusję. Kto słyszał tomy, albo blachy (powoli staję się zwolennikiem triggerowania cymbałków) temu brawo i piwo, najlepiej bez kolejki. Mimo problemów z dźwiękiem Armia wypadła bardzo żywiołowo i świeżo ("Legenda" ma już 21 lat!). Szczątkowy kontakt z publicznością, ograniczający się do "Hey hooo", "ooo oooo", na które gawiedź sumiennie odpowiadała, zupełnie nie przeszkadzał. Choć, na miejscu muzyków z takim dorobkiem artystycznym i bagażem doświadczeń, oczekiwałbym paru mądrych słów ze sceny dla młodzieży i nie tylko. W chwili, gdy o tym pomyślałem, Tomek poprosił aby zebrani wsparli akcję charytatywną dla chorego Rafałka. Rzecz zacna i godna pochwały.
Kochaj mnie
Przebłysk
Legenda
Opowieść zimowa
Trzy bajki
To, czego nigdy nie widziałem
Gdzie ja tam będziesz ty
Podróż na wschód
Niezwyciężony
Jeżeli
On jest tu, On żyje
Acid Drinkers to pierwszy zespół (w porównaniu z ubiegłym rokiem), który rzeczywiście brzmiał tak jak należy. Problem pojawił się w okolicy trzeciego, a może czwartego kawałka, kiedy gitara Popcorna albo się rozstroiła albo tak wysokie dźwięki były celowym zabiegiem, kładącym cały popis sceniczny Acidów. Gdzieś w momencie, gdy Ślimak zamienił się z Tytusem, wokal tego pierwszego został stłumiony przez ścianę dźwięku gitar, i nawet jeśli śpiewał po francusku, to nikt tego nie usłyszał. Zdziwiła mnie ilość utworów z "High Proof Cosmic Milk", solidnie odegrany klasyk "Another Brick In The Wall" i Jankiel, który powinien znacznie częściej chwytać za mikrofon. Może nawet częściej niż robił to Olass? Kto wie. W każdym razie, Acidów wszyscy widzieli po milion razy, ale i milion pierwszy nie zaszkodzi, zwłaszcza, że poznaniacy są w niezmiennej formie. "Katowice! Jest OKEEEJ?" - jasne, że tak.
Zero
Anybody Home!?!?
Rattlesnake Blues
Blues Beatdown
The Joker
Hit The Road Jack
New York, New York,
Bad Reputation
Et Si Tu N'existais Pas
Another Brick In The Wall
High Proof Cosmic Milk
Human Bazooka
Enter the Dragon,
Pizza Driver
+/- jeden utwór?
W przypadku Hey zastanawiam się, czy muzycy grający smutną muzykę czerpią radość z tego, że innym jest niefajnie. Nostalgiczno-refleksyjny nastrój Heya na całe szczęście momentami zmieniał się w pogodną szybką jazdę bez trzymanki zarówno w języku polskim jak i angielskim. Katarzyna Nosowska (a może, ku zawstydzeniu głównej bohaterki - skandowana Kasia! Kasia!) udowadnia, że stanie w miejscu i charakterystyczne dla niej "dziękujemy, cieszymy się, że tu jesteśmy" w odniesieniu do tekstów i muzyki Hey jawi się bardziej jako paradoks, ale ja jej wierzę i ufam. Godzina z Heyem, który oczywiście, jak wszyscy - bisował, była prawdziwym emocjonalnym rollercoasterem.
Nie jestem pewien setlisty (prawdopodobnie minus 2/3 utwory).
Fate
Muka!
Umieraj stąd
A Ty?
That's a Lie
[sic!]
Cudzoziemka w Raju Kobiet
Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!
Piersi ćwierć
Faza delta
Mimo Wszystko
Stygnę
Luli Lali
Vanitas
Zazdrość
Cisza, Ja I Czas
Trzydzieści minut przerwy, szybka wymienia sprzętu, brak soundchecku bębnów i prawie równo o 21.40 Pidżama ruszyła impetem którego zupełnie się nie spodziewałem. Co z tego, że lwia część utworów zespołu jest na jedno kopyto, co z tego, że Grabaż tak naprawdę nie śpiewa, i co z tego, że właściwie w ogóle tej kapeli nie lubię, skoro - tak jak w przypadku Strachów na Lachy - wokalista z towarzyszącymi mu muzykami daje prawdziwe show. Nie wiem, co tak naprawdę złożyło się na sukces Grabaża, zarówno jako poety i muzyka, ale Pidżama wciąż trafia do mas słuchaczy przeżywających bunt na swój romantyczny sposób.
Euforia związana z zapowiedzią każdego kolejnego utworu, często poprzedzanego anegdotą, jak choćby wspomnieniem pierwszego występu na Odjazdach i noclegu w bytomskim burdelu, przekraczała moje hardcore/punkowe pojmowanie. Wiem jednak, że dla wielu, w tym mojej towarzyszki, występ Pidżamy Porno był niemałym wydarzeniem. Ja, jeśli mogę tak powiedzieć, sentymentem darzę "Marchef W Butonierce" i utwory z tego właśnie albumu wywoływały uśmiech na mej twarzy. Praktycznie w pełni zapełniona płyta Spodka i w głównej mierze stojące postaci na trybunach szalały w najlepsze, to skacząc, klaszcząc, śpiewając, rozkręcając circle pit, to spontanicznie ale do oporu i zupełnie bezcelowo, robiąc ściany śmierci. Crowd surfing wraca do łask nie tylko na heavymetalowych koncertach, a młodzież bawi się ochoczo w iście punkowym stylu (sam Grabaż rzucił ze sceny, że członkowie Pidżamy punkowcami nie są). Z tego co wiem, Pidżama zagrała znacznie krótszy koncert niż na Event Horizon Festival, ale kto po ich występie odczuwał niedosyt - jego strata.
Gloria,
Marchew w Butonierce,
Bułgarskie centrum chujozy,
Grudniowy blues o Bukareszcie
Kotów kat ma oczy zielone
Do nieba wzięci
Czekając na trzęsienie ziemi
Koka koka hera hera,
Bal u senatora '93
Brudna Forsa
Taksówki w poprzek czasu
Styropian
Pryszcze
Wirtualni Chłopcy
Ezoteryczny Poznań
Nikt tak pięknie nie mówił
Generacja
Pasażer.
Podsumowanie:
Na moje oko 4,5-5 tyś ludzi na polskich zespołach, to co najmniej dobry wynik. Rezultat gwarantowany obecnością okazyjnie reaktywowanej Pidżamy która zapewniła zarówno frekwencję jak i solidną sprzedaż merchu, specjalnie przygotowanego na dwudziestopięciolecie. Organizacyjnie wszystko na plus, choć, na upartego, gdyby się trzymać regulaminu obiektu bądź zasad organizatora, nie można było schodzić z trybun na płytę, a kto był głodny ten nie wniósłby (drogiego!) jedzenia. Go-Ahead ponownie stanęło na wysokości zadania i czekam na kolejne Odjazdy. Za rok w tym samym miejscu, miejmy nadzieję, z jeszcze ciekawszym składem i większą ilością mniej znanych artystów, których w tym roku niefortunnie ominąłem.
Grzegorz "Chain" Pindor
The Lunatics
Koniec Świata
Cool Kids Of Death
Armia
Acid Drinkers
Hey
Pidżama Porno
Zdjęcia: Anna Ślęzak