Thrashfest - 9.12.2011 - Katowice

Relacje

Zawirowań wokół organizatora tego koncertu było co niemiara, ale ostatecznie, wbrew pozorom, Thrashfest odbył się. Nie bez pomocy klubu i zagranicznej agencji.

Do MegaClubu trafiłem w czasie koncertu Heathen. Pierwsze co rzuciło się w oczy to wysoka średnia wieku, doskonała frekwencja (powyżej 600 osób), oraz specyficzny klimat, którym sam Rob Dukes określił jako żywcem wyjęty z szalonego roku 86.

Heathen, mój osobisty faworyt w thrash metalu, niestety, tylko rzemieślniczo odegrał swój stary materiał. W dodatku, jedynie lekko zahaczając o geniusz albumu "Victims of Deception". A przynajmniej, według mnie mogli bardziej skupić się na dwójce niż debiucie. Co więcej, brzmieniowo było średnio, a David White (co zrzucam na karb poprzednich nastu koncertów) wypadł po prostu słabo i nie zaprezentował tej power metalowej mocy i werwy, co na nagraniach. Mimo to, zgromadzona publiczność pożegnała Heathem gromkim okrzykiem i skandowaniem nazwy.

Setlista (kolejność przypadkowa):

Pray for Death
Goblin's Blade
Open the Grave
Hypnotized
Mercy Is No Virtue
Death by Hanging
Opiate of the Masses


Szybka zmiana sprzętu i na scenie powitaliśmy Niemców i Polaka z Destruction. Niemal pięćdziesięcioletni Schmier ma więcej energii niż niejeden nastoletni metroseksualny metalcore’owiec. I bardzo dobrze, bo jeśli czegoś miałem się spodziewać po Destruction to luzu, czystej agresji i zabawy. A było przy czym się wyszaleć, a i pośmiać się ze Schmierowego ‘’Kurwaaaaaaa Maaaać" i krótkich wrzutek w naszym języku. Perkusista, szerzej nieznany Wawrzyniec Dramowicz dwukrotnie potwierdził ‘’zajebistość’’ naszej publiczności, a i zdawało mi się, że z tej radości kilkukrotnie grał zbyt do "przodu". W każdym bądź razie, w trakcie setu Destruction, będącego również niemałym sprawdzianem dla ochrony klubu, publika, gdyby to tylko było możliwe, zabrałaby wszystkie trzy stojaki z mikrofonami, o wzmacniaczach nie wspominając. To w końcu thrash, najbardziej koncertowy gatunek metalu. Schmier nie krył zadowolenia, i trudno się mu dziwić.

Setlista (również kolejność przypadkowa, zwłaszcza pierwsze trzy utwory):

Total Desaster
Satan's Vengeance
Mad Butcher
Black Mass / Antichrist / Death Trap
Invincible Force
The Ritual / Thrash Attack
Tormentor
Eternal Ban
Bestial Invasion
Curse the Gods


Zmiana backline na sprzęt Exodus. Od Brutal Assault nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Nick Barker jest technicznym Huntinga, bo nie chce mi się wierzyć, że jest z tego "dobra kasa". Ale z drugiej strony, to samo pytanie można by zadać technicznemu Daraya albo Paula Bostapha. Anyway, Exodus uwinął się w niecałe dwadzieścia minut, co jest zasługą wyłącznie crew obsługującego tę trasę. Intro, pierwszy krzyk Roba Dukesa, zachęta do circle pit i... zaczęło się piekło. Back catalogue thrasherów z Bay Area to biblia dla każdego fana thrash metalu, o ile nowych albumów nie jestem w stanie słuchać, tak debiut i dwójeczka Exodusa to balsam na moje uszy. Wokal Dukesa już trochę mniej, ale chłop nadrabia zaangażowaniem i hardcore’ową postawą. Szkoda, że Polacy nie do końca wiedzą co to circle pit (albo ja po prostu nie widziałem dobrze). Kapele z zachodu przyzwyczajone są do tego rodzaju młyna pod sceną i, zresztą, co chwila do niego zachęcają. U nas, nadal króluje tradycyjne, bestialskie pogo w pierwszych rzędach, które i tak po chwili się uspokaja. Na całe szczęście, na "Strike of The Beast’’ pokazali klasę. Nie mniejszą jak chłopak, któremu Dukes pozwolił zostać na scenie w czasie "Metal Command’’, by na kilka ostatnich wersów przekazać mu mikrofon. Dość powiedzieć, że mimo amoku, chłopak dał radę! Wykrzyczeć klasyk Exodusa na scenie z zespołem? Marzenia się spełniają…

Setlista:

The Last Act of Defiance
A Lesson In Violence
Fabulous Disaster
Deranged
Exodus
Brain Dead
Pleasures of the Flesh
Piranha
The Toxic Waltz
Strike Of The Beast

A Sepultura? Andreas Kisser i spółka, z nowym perkusistą i trzeźwym Derrickiem nie kazali na siebie zbyt długo czekać. Za to chłosta jaką spuścili katowickiej publiczności, gdyby tylko zmienić frontmana, była by porównywalna do DVD z Barcelony. Swoją drogą, Sepa powinna natychmiast i na zawsze zaprzestać grania utworów z albumów nagranych z Derrickiem. Smutne, ale prawdziwe. Zarówno "Dante XXI’’ (mimo wszystko, z przebłyskami), jak i teraz "Kairos" to stypa i nuda, nie mówiąc już o totalnie miałkim, pseudo-crossoverowym "A-Lex’’. Nowy perkusista Sepultury daje radę, i choć za garami najbardziej siadał mi (zamiast Cavalery) Roy Mayorga, to każdy kolejny drummer legendy dodaje coś od siebie. Najwięcej dodał od siebie akustyk, kiedy sprzęgało na ‘’Desperate Cry’’. Szlag by go trafił. Jedyna taka wpadka tego wieczoru.


Setlista:

Intro
Beneath The Remains
Refuse/Resist
Dead Embryonic Cells
Desperate Cry
Mass Hypnosis
We Who Are Not as Others
Altered State
Infected Voice
Subtraction
Inner Self
Kaiowas
Territory
Arise


Grzegorz "Chain" Pindor