Turbo - 20.11.2011 - Kraków

Relacje
Turbo - 20.11.2011 - Kraków

Skoro zamiast gotować niedzielny rosół i rozbijać kotlety (jak na poważną gospodynię domową przystało), rozbijam się pod, za, nad, i przed barierką przez siedem godzin, (bez przerwy) zaliczam 2 koncerty, 4 siniaki, otarty łokieć i przy okazji robię ok. 200 zdjęć, to równie dobrze mogę napisać drugą relację.

20 listopada - trzydziesta czwarta Niedziela zwykła - c.d

Fani Turbo są wdzięczni zespołowi za ponad 30-letni wkład w historię polskiej muzyki metalowej, a dowody tego dają na każdym koncercie zespołu. Bo Turbo to żywa legenda. Mimo różnych perturbacji personalnych, nieustannie od 30 lat, zespół regularnie nagrywa nowe płyty, zachowując przy tym swój niepowtarzalny styl. Należy również podkreślić, że nie jest to legenda powracająca po kilku latach nieobecności, ale stale obecna na naszej scenie muzycznej. Gdyby pokusić się i stworzyć swojską Wielka Czwórkę to stawiałabym na Turbo, Kat, TSA i ...sama nie wiem kogo. Pierwszy raz zaliczyłam koncert Turbo na Metalmanii`88 (notabene występował tam także Kat). Było to dość dawno i należy dziękować opatrzności, że nie było w tym czasie lustrzanek, komórek, iPhonów czy smartfonów. Jak na owe czasy przystało zespół był modnie (czytaj dziwacznie) odziany i ufryzowany. Właściwie to jedyne co pamiętam z tego koncertu to "Kawaleria Szatana" oraz fakt że od razu się zgubiłam i błąkałam się po płycie jak źle sklonowany prototyp owcy Dolly. Było - minęło. Przez kolejne lata bardzo regularnie widywałam Turbo na żywo.

Potem niecierpliwie czekałam na pierwszy koncert z Tomkiem Struszczykiem. Był fantastyczny, tak jak każdy kolejny. I tak jak płyta, bo "Strażnik Światła" powalił mnie na kolana. Cytując Ludwika van Bethowena "Muzyka powinna zapalać płomień w sercu mężczyzny, i napełniać łzami oczy kobiety." I to chyba najlepiej oddaje klimat koncertów Turbo.

20.35
Wpadam do krakowskiego Lizard King. Tomek Walkowiak spisał się na medal. Bardzo chciałam zobaczyć Turbo akurat na tej scenie i dzięki niemu się udało. Ale najpierw support: Envia to piątka chłopaków z Poznania, którzy z pasją tworzą muzykę. Grają ciężko. Ich muzyka oscyluje pomiędzy progresywnym metalem, a post gemgrun. Fenomenalny wokalista, miota się się po scenie w dziwacznej masce, zespół robi świetny show i naprawdę jest na co popatrzeć i czego posłuchać. Zaczynam być zła, że nie zdążyłam na początek koncertu, bo Panowie robią totalne zamieszanie. Po koncercie okazuje się, że cały skład to szalenie sympatyczni i mili ludzie, a do tego świetnie wychodzą na zdjęciach.



21.03
Jest! Struszczyk, Hoffmann, Jokiel,Rutkiewicz i (o jak fajnie , że wrócił!) Bobkowski, wchodzą na scenę i zaczyna się konkretna jazda. Na początek "Na progu życia", czuje że nie porobię zdjęć, schowam aparat i pójdę krzyczeć przed scenę. Rob Halford powiedział w jakimś wywiadzie że "Każdy metalowy wokalista to zwierzę, sceniczne zwierzę" i to jedyne określenie, które przychodzi mi do głowy kiedy myślę o Struszczyku. Tomek jest w stanie poruszyć tłumy, ma niespotykaną charyzmę, jest cholernie przystojny i świetnie śpiewa. Koncert jest dokładnie taki,jak sobie wymarzyłam. Zaraz potem "Ktoś zamienił" z dedykacją dla manager Kasi Wełnic, "Już nie z Tobą", "Kometa Halleya", "Otwarte drzwi do miasta". I mój ukochany "Jaki był ten dzień?", czyli numer którego często słucham w środku nocy, żeby nie przybić gwoździa na klawiaturze. Turbo to żywa legenda. Przez 30 lat o ich muzyce napisano już prawie wszystko, tym bardziej, że jak mawiał Frank Zappa: "Pisanie na temat muzyki jest jak tańczenie na temat architektury." Zespół stawia na prostotę, nie potrzebuje na scenie fajerwerków, efektów specjalnych czy innych dzińdzibołów. Liczą się tylko Turbo, fani i muzyka. I niech tak zostanie.



Tekst i zdjęcia: Romana Makówka