Tides From Nebula - 6.11.2011 - Katowice

Relacje

Podobno rok temu, praktycznie w okolicach tego samego terminu, Tides From Nebula po raz pierwszy nawiedziło klub Arkada. Możliwe, ale tutaj pojawia się pytanie - dlaczego mnie tam nie było? Jedynym logicznym wytłumaczeniem może być moja obecność w Bielsku-Bialej. Ale biorąc pod uwagę, ile koncertów rocznie oglądam, sam już nie wiem.

Tides From Nebula ma bardzo mocną pozycję w Katowicach, o czym świadczyła - jak na niedzielę oraz cenę biletu, fenomenalna wręcz frekwencja. Rzekomo, rok temu było podobnie - szkoda, że nie mogę tego potwierdzić. Tak czy owak, byłem bardzo miło zaskoczony zarówno ilością jak i jakością samej publiczności. Ta z uznaniem potraktowała jedyny support - stołeczny NAO, a domyślam się, że gdyby New Century Classics dojechało na czas i miejsce, pewnie katowiczanie dali by im kilka powodów do radości.

A jeśli mówimy tutaj o NAO, zaczęli mocno pelicanowym intro, w trójkę, mocno i do przodu, a po chwili dołączyła do nich supersympatyczna wokalistka, o momentami bardzo popowym głosie, mogącym wywołać poruszenie w niejednym talent show. Swoją drogą, o NAO słyszałem i czytałem na fejsbuku oraz myspace (gratulacje za naprawdę ogromny spam), i aż do dnia koncertu, nie wiedziałem z czym to się je. A jak się okazało, autorski materiał NAO lawiruje między post-rockiem/metalem a lekko popowym, emocjonalnym klimatem. Stołeczny kwartet, choć miał powody do narzekania na brzmienie (gdzie ten wokal ja się pytam?!) zrobił swoje, przy okazji, zaskarbiając sobie moją przychylność i wiarę w tego typu granie w Polsce. Bielska Moanaa to nie jest, ale stojąc z boku, bez prywaty, stwierdzam, że NAO gra ciekawszą muzykę, i zasługuje na szersze uznanie. Adam z Tides From Nebula ma rację - niech uciekają na zachód. NAO w postaci egzotycznego projektu powinno się tam przyjąć.


Show Tides From Nebula w roli headlinera oraz NAO jako sympatycznego suportu, wypadły wprost znakomicie. Plotka głosiła, że Tidesi grają w całości oba swoje albumy. Podkreślam, że była to plotka, a wieści gminnej nie ufa się w całości. Owszem, grali osiemdziesiąt minut, ale nie sądzę by w odegrali oba krążki (zwłaszcza "Earthshine’’) w pełnej krasie. Ważne, że to, co chciałem usłyszeć czyli "Purr" (nie będę ukrywał wzruszenia!) oraz "Tragedy of Joseph Merrick" z debiutu, były dla mnie podsumowaniem całego wieczoru. Punktem kulminacyjnym, spoiwem dla magicznego świata Tides From Nebula i dowodem na to, że wciąż jeszcze tlą się we mnie jakieś emocje. Szczątkowy kontakt z publicznością (zwykłe ‘’dzięki’’ oraz garść ciepłych słów w stronę fanów i rodziny) rekompensowała rzeczona już aura, tym razem będąca efektem zarówno obecności fanów, bardzo dobrego brzmienia (a w Arkadach o to trudno) i mniej lub bardziej udanej gry świateł (dlaczego zepsuł się stroboskop?!). Tak czy owak, wszyscy zebrani, włącznie z panem, który regularnie darł mordę (po jaką cholerę?!) byli zadowoleni.

Do zobaczenia następnym razem. Albo, może nawet, jeszcze na tej trasie.

Grzegorz "Chain" Pindor