Blood Ceremony - 25.10.2011 - Warszawa
Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że po dwóch straconych okazjach do zobaczenia Blood Ceremony na żywo, nadarzy się jeszcze jedna. I to pod samym nosem. Aż dziw bierze, że komukolwiek w tym kraju chce się jeszcze sprowadzać na koncerty takie ekipy; mogłoby się wydawać, że ryzyko finansowej porażki jest jednak zbyt wysokie.
Tymczasem, niespodzianka, bo jak na koncert w połowie tygodnia i do tego na małej scenie, do klubu przybyło całkiem sporo osób.
Wieczór rozpoczęły J.D. Overdrive oraz Major Kong, ale z przyczyn od nas niezależnych pojawiliśmy się w Progresji dopiero tuż przed rozpoczęciem koncertu ostatniego z supportów - Belzebong. To drugi instrumentalny skład, który zaprezentował się publiczności tego wieczoru, jednak w odróżnieniu od Major Kong, Belzebong gra ciężej i zdecydowanie bardziej doomowo, do tego z okultystyczną otoczką. Nie da się ukryć, że duch Electric Wizard był słyszalny aż nadto w trakcie całego setu, a niektóre riffy to niemal dosłowne kalki z twórczości legendarnych Anglików. To mogło, a nawet powinno przeszkadzać, ale trzeba przyznać, że panowie grają swoje, bardzo zgrabnie i sprawnie. A co najważniejsze, świetnie czują właściwy klimat, mimo że Polacy są raczej, co do zasady, genetycznie niezdolni do generowania podobnych dźwięków.
Nawet, jeśli miałem jakieś obawy co do tego, jak Blood Ceremony wypadnie na żywo, zwłaszcza jeśli chodzi o wokal O'Brien, błyskawicznie się ich pozbyłem. Koncert był perfekcyjny pod każdym względem. Szybko okazało się, jak duży potencjał mają kawałki Kanadyjczyków, a zespół bardzo dobrze wykorzystał to na żywo. Zaprezentowany zestaw utworów, pochodzących z obydwu studyjnych albumów, nabrał w warunkach scenicznych dodatkowego ciężaru i klimatu. Kapela zagrała również jeden nowy kawałek - "The Eldritch Dark". Uwagę publiki skupiała oczywiście Alia O'Brien - frontmanka niemal idealna, która nie tylko udźwignęła gig wokalnie, ale również odwaliła kawał świetnej roboty z partiami fletu i klawiszy. Ciężaru dodała praca sekcji rytmicznej. Perkusista podczas bisów nie tylko sprawiał wrażenie, jakby za chwilę miał zejść na zawał, ale z takim zaangażowaniem szukał na podłodze jakiejś nadającej się do użycia pałeczki (wciąż grając), że niemal wywrócił hi-hat i werbel. Być może wszystko nie zaskoczyłoby aż tak dobrze, gdyby nie świetne nagłośnienie koncertu. W Progresji różnie z tym bywa, ale tym razem naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Publiczność bardzo dobrze przyjęła zespół, który zdawał się być nawet nieco zaskoczony tak przychylnym odbiorem. Alia komplementowała więc zgromadzonych, którzy po wszystkim musieli opuścić Progresję w doskonałych wręcz nastrojach.
Setlista:
The Great God Pan
Hop Toad
Return To Forever
My Demon Brother
Master Of Confusion
The Eldritch Dark
Oliver Haddo
I'm Coming With You
The Witch's Dance
Coven Tree
Daughter of the Sun
The Hermit
Hymn To Pan
Tekst: Szymon Kubicki
Zdjęcia: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka