Impericon Never Say Die Tour - 21.10.2011 - Kraków

Relacje

Gdyby takie imprezy odbywały się co tydzień, jak to bywa w Niemczech lub w UK, pewnie szybko popadłbym w alkoholizm, a mięśnie karku czy moje członki, prędzej czy później odmówiły by posłuszeństwa. To, co dzieje się u nas w kraju na metalcore’owych koncertach, przechodzi wszelkie wyobrażenia o jakiejkolwiek ‘’zabawie’’.

I w tej opinii nie jestem odosobniony, bo każdy z przepytywanych przeze mnie muzyków, jeśli już u nas grał (Emmure) chwalił naszą publiczność jak tylko mógł. Zresztą, niezależnie czy to hardcore czy metalcore, granice bezpieczeństwa i dobrej zabawy zarazem, przekraczane są z każdą kolejną minutą setu ulubionego artysty.

Set lubianej przeze mnie Vanna obejrzałem tylko w połowie. Mimo to, kontakt z Vanna - którego po ich ostatniej wizycie w Polsce wyczekiwałem, zaliczam do udanych. Co chciałem to usłyszałem. A chodziło dokładnie o dwa utwory - ‘’Safe to Say’’ oraz ‘’I, The Remover’’. Jeśli wierzyć frontmanowi tej hardcore’owej grupy, Vanna trafi do Krakowa po raz trzeci na początku przyszłego roku. Cieszy mnie to niezmiernie, bo towarzyszyć im będą panowie z Hundredth. Niestety jak na otwieracza przystało, panowie mieli co najmniej niegodne ich brzmienie, ale cóż począć - taka rola openera. Jednakże, ta rola im pasuje, jak twierdzi Davey (frontman Vanna - przyp.red) przynajmniej mogą pojechać w konkretną trasę i wyjść z tego z podniesionym czołem. Dodał, że trochę żałuje takiej sytuacji, tym bardziej, że po 6 latach intensywnego koncertowania to oni muszą być rozpoczynać występy, ale rozumie reguły rynku oraz pracy agencji. Jeszcze lepiej rozumie naszą Wyborową i inne smakołyki.

The Human Abstract nie oglądałem. Albo inaczej - nie spodobało mi się brzmienie - oprócz basu i wokali (tych czystych!), dlatego udałem się na backstage w poszukiwaniu muzyków do wywiadów. Ale, jeśli ktoś miał styczność z ich pierwszym oraz tegorocznym (na dwójkę spuszczam zasłonę milczenia) albumem, miał powody do zadowolenia’, bo materiał z ‘’Digital Veil’’ to jedna z lepszych metalowych płyt w tym roku. Kilka słów o merchandise. Niestety, łysawy pan z Impericon nie był zbyt chętny na obniżki, a jako, że dobrze zna kurs euro, i tak powinniśmy się cieszyć, że koszulki rzeczywiście nie kosztowały 90 złotych. Z drugiej jednak strony, te, które wystawił po pięć dych (najwyraźniej koniecznie chciał się ich pozbyć) zeszły od strzału. W zależności od zespołu można było nabyć niektóre rzeczy taniej - czasem wystarczyło po prostu dłużej pogadać. Mimo to, kurs euro tak jak ceny benzyny coraz bardziej daje się we znaki i następnym razem może nie być tak różowo.

Set As Blood Runs Black trwał niespełna pół godziny. Gardło zdarte do granic możliwości, ale co robić innego, gdy słyszy się ‘’Resist’’, ‘’Hester Prynne’’ czy ‘’In Dying Days’’. Zagrane na koniec ‘’My Fears Have Become Phobias’’ (z tego co zauważyłem, nie ma gigu by Leche się w tym songu nie pomylił) było apogeum młyna pod sceną (szybciej biegać się nie dało?!), oraz szczytem mojej ekscytacji tym zespołem. Warto było czekać tyle lat by mimo, iż w mocno zmienionym składzie, usłyszeć materiał z ‘’Allegiance’’.

The Word Alive celowo odpuściłem. Nie ogarniam tego zespołu, i mimo szczerych chęci (oraz odnotowania kolosalnego wręcz progresu w jego twórczości) nie jestem w stanie ich słuchać. Za dużo patosu, za mało potrzebnego w tej muzyce walnięcia. Niech się zbratają z Asking Alexandra. Albo lepiej nie, bo Ci drudzy wydali w tym roku naprawdę przyzwoity album.

Deez Nuts, a raczej JJ’a oraz towarzyszących mu muzyków wyczekiwałem mniej więcej od dwóch lat. Okazji do sprawdzenia jak ta australijska petarda sprawuje się na żywo miałem aż jedną i to u nas w kraju, ale z dziwnych przyczyn nie wybrałem się do Poznania. Może to nawet lepiej, bo chłosta jaką sprawili krakowskiej publiczności, warta była dodatkowych kilkunastu tygodni oczekiwania. JJ idealnie sprawdza się w roli frontmana, czego potwierdzeniem był żywy kontakt z publicznością, która na całe szczęście w trakcie setu Deez Nuts uspokoiła się (na scenie). Mosh i circle pit przed muzykami prezentował się okazale, to też, z racji na moje uwielbienie dla tej kapeli ochoczo pląsałem na parkiecie. Brzmieniowo chyba najlepiej (najselektywniej) nagłośniony zespół wieczoru.

Setlista:

How About Some Hardcore?
Rep Your Hood
I Hustle Everyday
Damn Right
Your Mother Should Have Swallowed You
Fuck What You Think
Go Veg
DTD
Stay True
Like There's No Tomorrow

Po krótkiej przerwie udałem się na odseparowany od reszty publiki balkon, gdzie mimo całkiem wygodnych siedzeń w trakcie setu Emmure nie ustałem w miejscu. Mówcie co chcecie, ale to, co robi zespół to koncertowe mistrzostwo świata. Wiadomo, że muza prosta, prymitywna wręcz, a penerska napinka naćpanego Franki’ego woła o pomstę do nieba, ale groove na jakim osadzone są ich utwory jest niesamowity. Emmure widziałem drugi raz i w tym roku wypadli o niebo/piekło lepiej niż przed Parkway Drive. Tym razem jako co-headliner, więc mieli też więcej czasu dla siebie. Tak czy owak (z oryginalnym perkusistą lub też nie?) Emmure odwala robotę za dziesięć innych kapel. Niekontrolowane spazmy radości krakusów i nie tylko tylko intensyfikowały odbiór tego występu.

Setlista:

Children of Cybertron
Solar Flare Homicide
Sound Wave Superior
Sunday Bacon
I Thought You Met Telly And Turned Me Into Casper
Dogs Get Put Down
Rusted Over Wet Dreams
Demons With Ryu
R2Deepthroat
Drug Dealer Friend
Chicago's Finest
10 Signs You Should Leave
When Keeping It Real Goes Wrong

Niestety a może stety, nie widziałem całego koncertu Suicide Silence. To, co chciałem usłyszałem i przyznam się, że jak z płyty jest to po prostu nudne i wtórne, tak na żywo Mitch Luker i spółka sieją prawdziwe zniszczenie (to m.in. zasługa naprawdę niesamowitego brzmienia - od garów, przez sam głos Mitcha czy wreszcie cholernie nisko nastrojonych gitar). Gdyby Suicide Silence grało (a nie gra) death metal, pewnie byliby w ścisłej czołówce jeśli chodzi o prezencję na scenie, oraz w top gdy idzie o kontakt z publicznością. Bez większych ceregieli. Niestety, akurat tanie teksty o jaraniu trawy czy pi***nia (dosłownie i w przenośni) czego popadnie (‘’Fuck Everything’’), nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Skupiłem się więc na tym, co robi za garami Alex Lopez.

Setlista:

March to the Black Crown
Unanswered
You Only Live Once
Lifted
Smoke
Fuck Everything
Disengage
Slaves to Substance
No Pity For A Coward

Na ‘’No Pity For A Coward’’, tradycyjnie już na tej trasie, kto żyw mógł wejść na scenę by pomachać baniakiem razem z kapelą. Na tegorocznej edycji Never Say Die miejsca było… delikatnie mówiąc mniej, niż rok temu, to też jakież było moje zdziwienie gdy zobaczyłem ogromny, skaczący po sobie tłum na scenie. Czyste szaleństwo - włącznie z odśpiewaniem Miechowi sto lat.

Podsumowując: druga edycja Never Say Die Tour w Polsce to jedno z najlepszych wydarzeń muzycznych jak i około muzycznych w tym roku. Z niecierpliwością wyczekuję Bonecrusher Fest, na którym zobaczymy m.in. Carnifex czy Betraying The Martyrs. Bądźcie czujni i cierpliwi bo to dopiero początek core’owej ofensywy.

Grzegorz ‘’Chain’’ Pindor