JimiWay Blues Festival - 21-22.10.2011 - Ostrów Wielkopolski
Polskie obszary geograficzne, miasta i festiwale od lat po cichu walczą o tytuł najbardziej bluesowego miejsca w kraju. Spór bezsensowny, wszak nasz narodowy wieszcz bluesowy, Sławek Wierzcholski, zwykł śpiewać: "Blues mieszka w Polsce to żaden cud, warunki świetne ma przecież tu". O jakimkolwiek partykularyzmie mowy być więc nie może.
Gdyby jednak któraś z amerykańskich fundacji bluesowych zażyczyła sobie listę miast najbardziej sprzyjających bluesowi, to z pewnością Ostrów Wielkopolski mógłby być jedną z czołowych kandydatur. Tegoroczny Jimiway Blues Festival pokazał, że byłoby to ze wszech miar zasadne.
Znane dźwięki festiwalowego hymnu "Who Knows" autorstwa Jimiego Hendrixa dały znać, że pierwszy dzień Jimiway’a uznaje się za rozpoczęty. Tym utworem tradycyjnie już zainaugurował festiwal pierwszy z występujących zespołów, a był nim w tym roku Blue Machine. Krakowska formacja po raz kolejny pokazała instrumentalną sprawność, a energetyczne solówki Piotra Grząślewicza (gitara) i Łukasza Wiśniewskiego (harmonijka) stały się już jej znakiem rozpoznawczym. Następnym punktem programu był Alvon Johnson Band, czyli kolejny polsko - amerykański projekt Łukasza Gorczycy. Alvon w mocnym składzie m.in. z fenomenalnym klawiszowcem, Jackiem Prokopowiczem, zagrał "jedynie" bardzo poprawnie. Na brak fajerwerków złożył się przede wszystkim repertuar składający się z dość ogranych coverów. Trzeba przyznać jednak, że Alvon Johnson okazał się charyzmatycznym frontmanem, który miał świetny kontakt z publicznością. Mieszane odczucia mieli słuchacze odnośnie koncertu Smokin’ Joe Kubeka i Bnois Kinga. W technicznie sprawnej kapeli brakowało gry zespołowej, a długie i głośne solówki Smokin’ Joe po pewnym czasie wydawały się nużące. Piątkowy dzień wiele osób potraktowało zatem, nie bez racji, jako preludium do sobotniego widowiska.
Drugi dzień festiwalu rozpoczęła wrocławska grupa Outsider. Jak zwykle zaserwowała zestaw wyjątkowo wiarygodnie, jak na polskie warunki, zagranych standardów bluesowych. Na pierwszy plan wysuwał się znakomicie brzmiący wokalista Tomek Nitribitt oraz perełka polskiego klawisza w tonacji blue - Andrzej Waśniewski. Największą atrakcją wokalną był koncert genialnego Terry’ego Evansa. Jego występ zaczął się dość niepozornie od trzech znanych coverów. Niektórzy obawiali się koncertu życzeń, a tymczasem Evans potraktował to jako wstęp, rozgrzewkę dla zespołu i akustyków. Następny, autorski utwór wręcz zwalił z nóg. Bardzo oszczędnie grający zespół stanowił idealne tło dla wokalnego spektaklu Terry’ego Evansa. To była też jedna z niewielu bezcennych szans dla polskich słuchaczy na usłyszenie wokalisty inspirowanego dorobkiem Howlin’a Wolfa i wczesnego Jimmy’ego Witherspoona, przy okazji prezentującego styl nie do podrobienia, charakterystyczny, o znakomitych wzorcach, jednak oryginalny i autorski.
Zupełnie inny, ale z równie wysokiej półki występ dał Kenny Neal. Ten amerykański wokalista i gitarzysta, wraz z rodzinnym zespołem zaserwował niesamowite show pozbawione słabych punktów. Wartość artystyczna została co prawda zdominowana przez aspekty scenicznego przedstawienia, co nie zmienia faktu, że oderwać oczu i uszu od tego zjawiska było nie sposób. Multiinstrumentalne popisy muzyków były najwyższej klasy wirtuozerią, a w tym wszystkim zachowany był ogromny umiar, dzięki czemu nawet najbardziej ekwilibrystyczne układy prezentowały się bardzo gustownie. Bisom oczywiście nie było końca, a podczas ostatniego z nich mogliśmy usłyszeć jeszcze raz aksamitny i głęboki głos Terry’ego Evansa, tym razem wraz z zespołem Kenny’ego Neala. Każdy dzień festiwalu kończyło słynne, całonocne jam session poprowadzone przez Blues Doctors, podczas którego grały również zaproszone gwiazdy. Cały czas można było również podziwiać wystawę fotograficzną autorstwa Jana Jędrzejaka i Przemka Woźnego.
Nie ma chyba fana bluesa w Polsce, który byłby obojętny wobec najwyższej klasy festiwalu, jakim bez wątpienia jest Jimiway. Krystaliczna jakość dźwięku to tylko jeden z wielu elementów nie tak dawno odnowionego budynku Ostrowskiego Centrum Kultury, w którym odbyła się impreza. Spektakularny koncert Kenny’ego Neala i zapewniający bardzo duchowe przeżycia występ Terry’ego Evansa zaspokoiły gusta nawet najbardziej wybrednych słuchaczy, udowadniając, że mogą w Polsce zagrać gwiazdy wysokiego formatu. Dzięki temu Jimiway Blues Festival śmiało można traktować jako czołówkę polskich wydarzeń kulturalnych nie tylko w kategorii "blues".
Kuba Chmiel