Behemoth - 15.10.2011 - Katowice
W drodze do MegaClubu zastanawiałem się czy odwołanie koncertu w Krakowie przełoży się na ilość ludzi w Katowicach. I cóż, jeśli miałem jakieś oczekiwania co do frekwencji (a były ogromne) to zostały pobite przez stan faktyczny.
Na moment przed 20, gdyby to było możliwe, ludzie stali by nawet przed wejściem aby oglądać gig na ekranach. Jasna cholera, obstawiam, że nawet w kiblu słuchano co tam się wyprawia na scenie, bo widzieć - to już nie bardzo. Jako, że Blindead to dla mnie ścisła czołówka polskiego grania w ogóle, ciekaw byłem reakcji spragnionej blastów gawiedzi. Cóż, tak jak myślałem Blindead przyjęto co najmniej z dużą rezerwą, a skandowanie "wypierdalać" czy Behemoth na piętnaście minut przed końcem setu Havoca i spółki traktuję jako potwarz.
To, co robi druga, mniejsza pomorska bestia na koncertach, jawi się bardziej jako neurotyczny performance, wzbudzający skrajne emocje. Jeśli dla jednych wizualną i soniczną ucztą może być koncert Coma czy innej studenckiej hordy, jak zatem opisać to co robi Blindead lub Tides From Nebula? Wizualizacje Kvassa w postaci kadrów z jakiegoś dokumentu/filmu (?) może i odstawały od opowiadanej przez Nicka historii, ale gdybym spotkał kobietę, którą widziałem na ekranie z pewnością nie zawahałbym się aby jej wyznać, że zakochałem się w jej ustach. Set Blindead zdecydowanie zrekompensował mi niefortunny wypadek w czasie Off Festiwalu. Havoc z kolegami powinien grać samodzielne trasy i nawet jeżeli towarzystwo zespołu Nergala zapewnia komplet publiczności, post-metal to chyba jednak nie to, co Polacy lubią najbardziej. A wnioskując tylko po koszulkach - blast i growling były głównym przedmiotem ekscytacji zebranych. Pomorska grupa wciąż prezentuje materiał z nowego albumu ale nie obraziłbym się, gdyby tak od czasu do czasu cofnęli się do ‘’Impulse’’. Na morderstwo w fazach już nie ma co liczyć.
Z czysto socjologicznych ciekawostek, jeszcze parę lat temu narzekano, że zarówno na Vader jak i Behemoth przychodzi sama młodzież. W sobotni wieczór w MegaClubie przeważała ciężka kategoria wagowa oraz średnia wieku oscylująca wokół trzydziestki. Moich rówieśników, poniżej tej magicznej granicy w zasadzie jak na lekarstwo, ale znalazły się też prawdziwe dzieciaki w katanach. To nie pierwszy death metalowy koncert, na którym widzę większą ilość przedstawicieli starej gwardii niż młodych. Ciekawe dlaczego?
Zanim Behemoth pojawił się na scenie wyświetlono teledysk do ‘’Lucifer’’. Z jednej strony niby fajnie, ale po cichu liczyłem na to, że może Kvass zrobi dla Behemoth wizualki. Idealnie wpisałoby się to w zapowiadaną zmianę image grupy. Tak się jednak nie stało i tuż po finałowej scenie obrazka ekran zdjęto. Krótkie intro a potem armagedon…
Dosłownie i w przenośni. Nie wiem jak bardzo (krwawo) bawili się na froncie, ale z tyłu co odważniejsi oprócz starć z ochroną moshowali z krzesłem, kuflem i ścianą włącznie. Jeżeli chodzi o sam dźwięk, to jak pewnie niektórzy zauważyli, Malta nie pracuje już z Behemoth i za gałkami siedzi Daniel z Vedonist, będący również tour managerem Hate. I tutaj moje własne odczucia. Nie wiem jak z przodu, ale wokale były za cicho, a beczki Zbyszka brzmiały lepiej na soundchecku. Co ciekawe, Adamowi mocno zmienił się głos, albo ja pamiętam go inaczej sprzed trzech lat również w Mega. Możliwe, że jest to konsekwencja choroby, ale na moje ucho, gdyby tak skrócili set, Adam nie miałby zadyszki. Jeżeli coś oprócz zdolności Zbycha i jakości materiału Behemoth może robić wrażenie, to produkcja na tej trasie. Wydaje mi się, że specjalnie na klubowe koncerty przywożą ze sobą nie tylko swoje światła (albo jak do tej pory te, które są w Mega nigdy nie były tak eksploatowane). Dodatkowo, oprócz specyficznych scenicznych ozdób czy flag (i tutaj pojawia się pytanie: gdzie?) zamontowano specjalne dmuchawy robiące potężny dym oraz instalacje odpowiedzialną za płomienie. Największe wrażenie zrobił na mnie wybuch na ‘’Conquer All’’. Swoją drogą, Adam przeważnie stara się mówić (może i patetycznie) między utworami, ale tym razem konferansjerkę Nergala potraktowałem jako integralną część show.
Niestety, jeśli ktoś nie zna twórczości Behemoth mógłby stwierdzić, że słucha tego samego tylko w innych aranżacjach. Coś w tym jest, bo przy takim natłoku dźwięków i swoistego braku selektywności Behemoth po prostu młóci - i nic więcej. Miło, że do setlisty (mam nadzieję, że na stałe) doszło ‘’Heru Ra Ha’’ i Gojirowy ‘’’The Seed ov I’’. Kakę demona odśpiewali wszyscy, z zespołem włącznie. Na upartego mogli by grać alternatywną wersję również poza granicami kraju. Brutal as fuck.
Nie pamiętam dokładnej kolejności:
Ov Fire and the Void
Demigod
Moonspell Rites
The Seed ov I
Before The Aeons Came (nie jestem pewien)
Heru Ra Ha (Let There Be Might)
Conquer All
Antichristian Phenomenon
Alas, Lord Is Upon Me
Vinvm Sabbati
Decade of Therion
Shemhamforash
Slaves Shall Serve
At the Left Hand ov God
Chant for Eschaton 2000
23 (The Youth Manifesto)
Grzegorz ‘’Chain’’ Pindor