Satyrblues - 13.09.2008 - Tarnobrzeg

Relacje
Satyrblues - 13.09.2008 - Tarnobrzeg

Trzynastka nie dla wszystkich jest liczbą pechową - 13 września 2008 r. w Tarnobrzegu odbyła się już 9 edycja festiwalu Satyrblues.

Dzięki gościnie Tarnobrzeskiego Domu Kultury i pomocy władz miasta oraz licznym sponsorom festiwal nabiera kolorów, krzepnie i na trwałe wpisuje się w mapę imprez kulturalnych nie tylko regionu ale i Polski. Sama nazwa festiwalu już dawno nie przystaje do tego, co organizatorzy Ewa i Victor Czurowie prezentują swoim gościom. Nadanie festiwalowi interdyscyplinarnego charakteru jest jego ogromną zaletą. Fani muzyki poznają prace najlepszych polskich i europejskich satyryków, a wielbiciele szeroko rozumianego humoru poznają przy okazji dokonania twórcze muzyków. Ze sztuk wizualnych co roku trafia się też jakieś dokonanie fotograficzne artysty, który wchodzi na salony sztuki.

W części ekspozycyjnej mieliśmy możliwość obejrzenia dorobku rysowników uważanych za ojców polskiej satyry politycznej: Andrzeja Czeczota, Ireneusza Parzyszka i Henryka Cebuli, którym sekundowały fotografie debiutującej artystki Ewy Graniak. Karykaturzysta ze Słowacji Fedor Vico firmował unikatową wystawę "PIVO" pochodzącą ze zbiorów jedynej na świecie piwnej galerii. Odbył się też pokaz filmu dokumentalnego Jacka Frankowskiego "Bieszczadzka kolejka leśna - podróż sentymentalna".

Nowością były prezentacje wydawnicze: Dawid Bartela podpisywał swoją powieść "Dziewczyna ze starej fotografii", a stowarzyszenie OKO zaprezentowało płyty DVD dokumentujące ubiegłoroczne koncerty - Romana Puchowskiego oraz The Mofo Party Band (USA).

Nie mogło też obyć się bez kabaretu. W tym roku był to Noł Nejm z Rybnika. Śląsk coraz bardziej wyrasta na polskie Zagłębie Kabaretowe. W rolę gwiazd kabaretu wcieliły się też urocze bliźniaczki Agnieszka i Kasia Kosmala, które zręcznie sparodiowały gwiazdę prasy bulwarowej Dodę, kiedyś także Elektrodę.

W tym roku było muzycznie, a przede wszystkim gitarowo - po prostu bosko! Ze Szwecji na swój pierwszy i jak na razie jedyny koncert w Polsce przyjechał wraz z zespołem Slidin’ Slim, gitarzysta młodego pokolenia, który techniką gry slide na gitarze Dobro mógłby wiele nauczyć niejednego starego wyjadacza. Publiczność zachwyciła się wyjątkową ilustracyjnością granej przez niego muzyki. Nagle ulegliśmy złudnemu przekonaniu, że jesteśmy pośród bagien Luizjany, wśród kajmanów, jadowitych węży i wszelakiej roślinności. Rytmiczność granego przez niego bluesa powodowała specyficzną atmosferę narastającego niepokoju o intensywności porównywanej chyba jedynie z filmami Hitchcocka. Można by rzec, że to rodzaj bluesowej psychodelii, która słuchacza wprowadza w odmienne stany świadomości.

Slidin’ Slim & The Soul Bastards to bardzo udane połączenie klasycznego bluesa z nowoczesnym postrzeganiem go przez skandynawską młodzież. Na tak niezwykłe zestawienie korzennego brzmienia rodem z Delty Missisipi z elektroniczną współczesnością (sample, loopy) mogli się odważyć tylko potomkowie walecznych wikingów. Jest to na pewno swego rodzaju ewenement na skalę światową, a przynajmniej skandynawską, zważywszy na fakt, że niewielu szwedzkich wykonawców gra profesjonalnie bluesa. Wymiernym dowodem aktywności muzycznej kwartetu Slima są trzy autorskie płyty, w tym najnowsza "One Man Riot" wydana przez amerykańską wytwórnię NMR Records.

Steve Vai pewnie nigdy nie przyjedzie na Satyrblues, ale był za to godnie reprezentowany przez Marcina Duńskiego (no proszę, oprócz Szwedów trafił się też Duńczyk) - muzyka, który zakochał się w graniu na gitarze w stylu Vaia, Satrianiego, Howe’a czy Petrucciego. Jestem pełen podziwu dla gitarowego kunsztu Marcina i cenię go za żmudną pracę, jaką wkłada, by opanować grę na tym wyczynowym instrumencie. Nie mniej jednak błyskotliwa technika powinna wspomóc wykreowanie własnego stylu i wyraźnie wytyczyć własną drogę twórczą. Mam w swojej skromnej kolekcji płytkę szczególną, na której gitarzyści - począwszy od Johna Abercrombiego, poprzez Warrena Haynesa i Franka Gambale’a, aż do Steve’a Lukathera - grają fusion. Robią to świetnie i konia z rzędem temu, kto ich w tym graniu fusion rozróżni. Wierzę, że Marcin z czasem oderwie się od swoich gitarowych korzeni i - jak to niektórzy zwykli mawiać - zagra swoje, czego mu serdecznie życzę.

Na muzyczną gwiazdę wieczoru przewidziano Wojtka Pilichowskiego, którego koncert połączono z rejestracją DVD. O Wojtku napisano już wiele, w tym i na łamach "Gitarzysty", stąd moje próby opisania jego koncertu byłyby tylko i wyłącznie powieleniem tego, co o nim i jego graniu wszyscy już wiemy. Po prostu Pilich to muzyk profesjonalista, który od kilku lat dominuje na polskiej scenie muzycznej. W Tarnobrzegu w utworze "Szyjmy na basie" przedstawił swoich uczniów, którzy mimo zrozumiałej tremy wnieśli niezaprzeczalny koloryt do projektu mistrza. Zawodowo zagrany koncert plus genialna publiczność, plus gorąca atmosfera, plus profesjonalna rejestracja - równa się DVD, które będzie znikać z półek sklepowych i pewnie osiągnie status złotej, a może nawet platynowej płyty.

Ewa i Victor Czurowie coraz wyżej podnoszą sobie programową poprzeczkę. W przyszłym roku będzie celebrowany mały jubileusz 10-lecia festiwalu Satyrblues i aż serce rośnie na samą myśl, co się może wydarzyć. Z oficjalnych źródeł wiem, że prowadzone są zaawansowane negocjacje z takimi mistrzami gitary, jak: Eric Sardinas, Anthony Gomes, Jacek Królik i Ryszard Sygitowicz! Jedno jest pewne - tak udany festiwal prowadzony konsekwentną ręką Victora może być tylko lepszy i bogatszy programowo.

Adam Pasierski